Misha rozpakowywał się powoli i starannie w ofiarowanym mu namiocie numer sześć. Przypadł mu do gustu ciepły i kolorowy wystrój małego pomieszczenia, w sumie gotowego pomieścić do czterech osób. Zasunął starannie płachtę przy wyjściu, by zimne nocne powietrze nie wpraszało się do środka. Starczyło mu to, by poczuć się przytulnie i bezpiecznie.
Jego wypchana po brzegi walizka podróżna leżała otwarta na łóżku, które sobie wybrał. Ciekaw był, z kim będzie w przyszłości dzielić namiot. Jak na razie towarzyszyła mu tylko martwa ćma wisząca pod sufitem i jego śliczne odbicie w lusterku stojącym przy łóżku.
Urzędował tu już co prawda parę dni, może tydzień, ale tak naprawdę odsypiał podróż i zwiedzał cyrk, zapoznając się z jego zakamarkami. Nie miał czasu, ochoty ani motywacji zaczepiać innych cyrkowców czy urządzić się w namiocie. Teraz jednak poczuł zastrzyk energii, chociaż księżyc zawisł już na niebie.
Zza materiału stanowiącego ściany słyszał cudze kroki, zgrzytające po cienkiej warstwie śniegu, powoli przymarzającego do skostniałej ziemi. Na szczęście chłód nie przenikał przez płachty, więc Misha mógł w spokoju zdjąć płaszcz i odwiesić go na oparcie łóżka. Zaraz roztarł knykcie i począł układać swoje ubrania i kostiumy w szafce, razem z książkami, kosmetykami i całą masą niezwykle potrzebnych pierdół.
Piasek w klepsydrze przesypywał się, a Rosjanin dalej układał pakunki na przeznaczonych im miejscach. Zastanawiał się przy tym nad paroma intrygującymi go sprawami. Bowiem z tego co wiedział, w tym cyrku znajdowało się już dosyć sporo akrobatów i linoskoczków. Z jednej strony obawiał się, że może wypaść gorzej na ich tle, lecz zaraz odpędzał tę myśl niczym natrętną muchę. Wolał wyobrażać sobie, jak reszcie rzedną miny na widok jego cudnego pokazu, jaki im urządzi. Nie będzie musiał dawać z siebie wszystkiego, bo i tak wszystko zrobi idealnie, o tak! Uśmiechał się coraz szerzej do siebie, z dużym zapałem układając karafki z perfumami na półce. Był tak rozgorączkowany rozmyślaniem o swoim zwycięstwie w nieistniejącej rywalizacji, że trochę z byt mocnym impetem stuknął buteleczką o drewnianą powierzchnię, aż zadzwoniło szkło. Wysoki dźwięk przywołał go do rzeczywistości. W porę. Wstał z kucek i otrzepał dłonie, choć nie miał na nich śladu kurzu.
Przyglądał się swojemu działu z niemałym zadowoleniem. Lubił gdy wszystko było ładnie poukładane. Uśmiechając się do siebie zsunął rękawy lnianej koszuli z łokci, wiedząc, że już zakończył tę jakże wyczerpującą walkę z bagażem. Przez dłuższą chwilę, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie zastanawiał się co dalej. Z jednej strony z chęcią ułożyłby się na pościelonym schludnie łóżku, z drugiej wybrał na spacer do okolicznego parku czy poszedł na scenę, poćwiczyć na trapezie lub rozciągnąć się na macie. Zamiast tego jednak drgnął zaskoczony, mimowolnie unosząc lekko powieki i brwi, kierując twarz w stronę wyjścia namiotu, bowiem z dworu dobiegł jego uszu podniesiony głos jednego z szefujących w cyrku. Jakby na życzenie całkiem odechciało mu się wychodzić z ciepłego gniazdka. Skrzyżował ramiona buntowniczo, choć wołający nie mógł go widzieć. Mruknął pod nosem zrzędliwie, lecz mimo woli sięgnął po swój ukochany płaszcz, by zarzucić go choć na ramiona.
Nie zamierzał jednak rezygnować z upieszczenia swojego wyglądu, więc zerknął do lusterka, przeczesując grzywkę palcami dla poprawy jej artystycznego wyglądu i spryskał się dwa razy po szyi perfumami, o słodkim brzoskwiniowym zapachu. Mokra mgiełka unosiła się chwilę w powietrzu, łechcąc przyjemnie jego nos po czym zmieszała się z dusznym powietrzem namiotu. Nymph zadowolony swoim wyglądem, z resztą jak zawsze, poprawił kołnierz płaszcza i ruszył ku wyjściu.
Jak każdy wie, należy się trochę spóźnić na każde spotkanie, jeżeli chce się być zauważonym i zapewnić sobie idealne wejście. Niebieskookiemu zdawało się, że już swoje odczekał.
Rosjanin nie zwlekał już dłużej i rozsunął suwak, a chłodny powiew wiatru uderzył go w twarz niczym zimna, mokra rękawica. Nie przejął się tym jednak zbytnio, bowiem przyzwyczajony był do niskich temperatur, jakie panowały na Rosji.
Postąpił żwawo ku małemu zgromadzeniu. Wiele głów rozmawiało między sobą, a głosy łączyły się w jeden wielki mamrot, tak więc Misha niewiele zrozumiał. Poza tym, że tylko nieliczni odwrócili głowę w jego stronę. No cóż, strata tych, którzy nie spojrzeli. Przepchnął się przez tłumek, górując wzrostem i dotykając delikatnie cudzych ramion, powtarzając co rusz; "Przepraszam słońce, mogę przejść?", "Przepraszam", "Mogę?" aż do skutku, gdy dotarł w końcu na sam środeczek grupy. Teraz mógł wyraźnie słyszeć słowa wypowiadanie przez Pik'a. Z jego paplaniny wynikało, że mają pracować w grupach, nad nowym programem. Z ust niebieskowłosego wydobyło się zażenowane jęknięcie.
-O wiele lepiej pracuje mi się solo. - Stwierdził, choć tak naprawdę nie miał nic przeciwko duetom. Wsparł dłoń na biodrze, taksując mężczyznę spojrzeniem spod rzęs. Niech poczuje jak bardzo rozczarowany jest Misha, nawet jeżeli tylko udaje.
Nie zdążył powiedzieć nawet kolejnej zrzędliwej uwagi, bowiem jego wprawne ucho wyłapało gdzieś z tyłu swój pseudonim, wypowiadany przez jakąś dziewczynę z tłumu. Odwrócił się jak na komendę i utkwił spojrzenie w owej przedstawicielce płci pięknej. Pik zdążył się w tym czasie oddalić.
Rosjanin ruszył w kierunku nieznajomej, zaciskając dłonie na brzegu płaszcza, bowiem jeden z ostrzejszych podmuchów wiatru uparcie starał się zrzucić mu go z ramion. Ziemia była zdradliwa, ponieważ pokryta wieloma warstwami zamarzniętych opadów deszczu. Lód skrzył się w świetle porozwieszanych tu i ówdzie latarni. Może i był śliski, jednak nie za śliski dla Mishy. Nie zrezygnował z założenia swoich ulubionych wysokich butów na obcasie, choć przy takiej powierzchni nie było to zbyt bezpieczne. Jednak wyczuwał wprawnie każdą nierówność gruntu i z łatwością utrzymywał równowagę, nie mówiąc tu już w ogóle o ślizganiu się.
-Hej jestem Naamio, przygotujemy nieziemskie show prawda Nymph? - Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Najwyraźniej zależało jej na dobrym rozpoczęciu znajomości.
Uśmiechnął się sceptycznie, przykładając dłoń okrytą czarną rękawiczką do policzka.
-Jeszcze zobaczymy złotko, nie jestem pewien czy mi dorównasz. - Nie mówił tego w celu obrażenia jej, z jego punktu widzenia po prostu stwierdzał fakty. Zaraz postanowił łaskawie ją udobruchać. - Jednak jestem pewien, że mnie jeszcze czymś zaskoczysz.
Nie rozumiał celu zwoływania grupki wieczorem, kiedy każdy szykował się do łóżka. Co mieli niby teraz robić? Omawiać wspólny występ, będąc na wpół śpiącymi? Przechylił delikatnie głowę na bok, grzywka opadła mu na policzek.
-Nie wiem jak ty, ale ja bym się przespał. Chyba, że masz lepszy pomysł do zaproponowania. Nie marzy mi się dyskusja na temat występu o tak późnej godzinie. - Udał, że zerka na zegarek, w rzeczywistości wyimaginowany. - Ten cały... Pik, tak? Mówił, że te występy będą odgrywane podczas spektaklu, czy tylko dla zabawy, rywalizacji czy coś w ten deseń? Jakiś rodzaj kompetycji? - Wymownie oczyścił rękaw płaszcza z kłaczka, wskazując na to, że pyta nie z zainteresowania, prędzej by potrzymać rozmowę.
Jego wypchana po brzegi walizka podróżna leżała otwarta na łóżku, które sobie wybrał. Ciekaw był, z kim będzie w przyszłości dzielić namiot. Jak na razie towarzyszyła mu tylko martwa ćma wisząca pod sufitem i jego śliczne odbicie w lusterku stojącym przy łóżku.
Urzędował tu już co prawda parę dni, może tydzień, ale tak naprawdę odsypiał podróż i zwiedzał cyrk, zapoznając się z jego zakamarkami. Nie miał czasu, ochoty ani motywacji zaczepiać innych cyrkowców czy urządzić się w namiocie. Teraz jednak poczuł zastrzyk energii, chociaż księżyc zawisł już na niebie.
Zza materiału stanowiącego ściany słyszał cudze kroki, zgrzytające po cienkiej warstwie śniegu, powoli przymarzającego do skostniałej ziemi. Na szczęście chłód nie przenikał przez płachty, więc Misha mógł w spokoju zdjąć płaszcz i odwiesić go na oparcie łóżka. Zaraz roztarł knykcie i począł układać swoje ubrania i kostiumy w szafce, razem z książkami, kosmetykami i całą masą niezwykle potrzebnych pierdół.
Piasek w klepsydrze przesypywał się, a Rosjanin dalej układał pakunki na przeznaczonych im miejscach. Zastanawiał się przy tym nad paroma intrygującymi go sprawami. Bowiem z tego co wiedział, w tym cyrku znajdowało się już dosyć sporo akrobatów i linoskoczków. Z jednej strony obawiał się, że może wypaść gorzej na ich tle, lecz zaraz odpędzał tę myśl niczym natrętną muchę. Wolał wyobrażać sobie, jak reszcie rzedną miny na widok jego cudnego pokazu, jaki im urządzi. Nie będzie musiał dawać z siebie wszystkiego, bo i tak wszystko zrobi idealnie, o tak! Uśmiechał się coraz szerzej do siebie, z dużym zapałem układając karafki z perfumami na półce. Był tak rozgorączkowany rozmyślaniem o swoim zwycięstwie w nieistniejącej rywalizacji, że trochę z byt mocnym impetem stuknął buteleczką o drewnianą powierzchnię, aż zadzwoniło szkło. Wysoki dźwięk przywołał go do rzeczywistości. W porę. Wstał z kucek i otrzepał dłonie, choć nie miał na nich śladu kurzu.
Przyglądał się swojemu działu z niemałym zadowoleniem. Lubił gdy wszystko było ładnie poukładane. Uśmiechając się do siebie zsunął rękawy lnianej koszuli z łokci, wiedząc, że już zakończył tę jakże wyczerpującą walkę z bagażem. Przez dłuższą chwilę, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie zastanawiał się co dalej. Z jednej strony z chęcią ułożyłby się na pościelonym schludnie łóżku, z drugiej wybrał na spacer do okolicznego parku czy poszedł na scenę, poćwiczyć na trapezie lub rozciągnąć się na macie. Zamiast tego jednak drgnął zaskoczony, mimowolnie unosząc lekko powieki i brwi, kierując twarz w stronę wyjścia namiotu, bowiem z dworu dobiegł jego uszu podniesiony głos jednego z szefujących w cyrku. Jakby na życzenie całkiem odechciało mu się wychodzić z ciepłego gniazdka. Skrzyżował ramiona buntowniczo, choć wołający nie mógł go widzieć. Mruknął pod nosem zrzędliwie, lecz mimo woli sięgnął po swój ukochany płaszcz, by zarzucić go choć na ramiona.
Nie zamierzał jednak rezygnować z upieszczenia swojego wyglądu, więc zerknął do lusterka, przeczesując grzywkę palcami dla poprawy jej artystycznego wyglądu i spryskał się dwa razy po szyi perfumami, o słodkim brzoskwiniowym zapachu. Mokra mgiełka unosiła się chwilę w powietrzu, łechcąc przyjemnie jego nos po czym zmieszała się z dusznym powietrzem namiotu. Nymph zadowolony swoim wyglądem, z resztą jak zawsze, poprawił kołnierz płaszcza i ruszył ku wyjściu.
Jak każdy wie, należy się trochę spóźnić na każde spotkanie, jeżeli chce się być zauważonym i zapewnić sobie idealne wejście. Niebieskookiemu zdawało się, że już swoje odczekał.
Rosjanin nie zwlekał już dłużej i rozsunął suwak, a chłodny powiew wiatru uderzył go w twarz niczym zimna, mokra rękawica. Nie przejął się tym jednak zbytnio, bowiem przyzwyczajony był do niskich temperatur, jakie panowały na Rosji.
Postąpił żwawo ku małemu zgromadzeniu. Wiele głów rozmawiało między sobą, a głosy łączyły się w jeden wielki mamrot, tak więc Misha niewiele zrozumiał. Poza tym, że tylko nieliczni odwrócili głowę w jego stronę. No cóż, strata tych, którzy nie spojrzeli. Przepchnął się przez tłumek, górując wzrostem i dotykając delikatnie cudzych ramion, powtarzając co rusz; "Przepraszam słońce, mogę przejść?", "Przepraszam", "Mogę?" aż do skutku, gdy dotarł w końcu na sam środeczek grupy. Teraz mógł wyraźnie słyszeć słowa wypowiadanie przez Pik'a. Z jego paplaniny wynikało, że mają pracować w grupach, nad nowym programem. Z ust niebieskowłosego wydobyło się zażenowane jęknięcie.
-O wiele lepiej pracuje mi się solo. - Stwierdził, choć tak naprawdę nie miał nic przeciwko duetom. Wsparł dłoń na biodrze, taksując mężczyznę spojrzeniem spod rzęs. Niech poczuje jak bardzo rozczarowany jest Misha, nawet jeżeli tylko udaje.
Nie zdążył powiedzieć nawet kolejnej zrzędliwej uwagi, bowiem jego wprawne ucho wyłapało gdzieś z tyłu swój pseudonim, wypowiadany przez jakąś dziewczynę z tłumu. Odwrócił się jak na komendę i utkwił spojrzenie w owej przedstawicielce płci pięknej. Pik zdążył się w tym czasie oddalić.
Rosjanin ruszył w kierunku nieznajomej, zaciskając dłonie na brzegu płaszcza, bowiem jeden z ostrzejszych podmuchów wiatru uparcie starał się zrzucić mu go z ramion. Ziemia była zdradliwa, ponieważ pokryta wieloma warstwami zamarzniętych opadów deszczu. Lód skrzył się w świetle porozwieszanych tu i ówdzie latarni. Może i był śliski, jednak nie za śliski dla Mishy. Nie zrezygnował z założenia swoich ulubionych wysokich butów na obcasie, choć przy takiej powierzchni nie było to zbyt bezpieczne. Jednak wyczuwał wprawnie każdą nierówność gruntu i z łatwością utrzymywał równowagę, nie mówiąc tu już w ogóle o ślizganiu się.
-Hej jestem Naamio, przygotujemy nieziemskie show prawda Nymph? - Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Najwyraźniej zależało jej na dobrym rozpoczęciu znajomości.
Uśmiechnął się sceptycznie, przykładając dłoń okrytą czarną rękawiczką do policzka.
-Jeszcze zobaczymy złotko, nie jestem pewien czy mi dorównasz. - Nie mówił tego w celu obrażenia jej, z jego punktu widzenia po prostu stwierdzał fakty. Zaraz postanowił łaskawie ją udobruchać. - Jednak jestem pewien, że mnie jeszcze czymś zaskoczysz.
Nie rozumiał celu zwoływania grupki wieczorem, kiedy każdy szykował się do łóżka. Co mieli niby teraz robić? Omawiać wspólny występ, będąc na wpół śpiącymi? Przechylił delikatnie głowę na bok, grzywka opadła mu na policzek.
-Nie wiem jak ty, ale ja bym się przespał. Chyba, że masz lepszy pomysł do zaproponowania. Nie marzy mi się dyskusja na temat występu o tak późnej godzinie. - Udał, że zerka na zegarek, w rzeczywistości wyimaginowany. - Ten cały... Pik, tak? Mówił, że te występy będą odgrywane podczas spektaklu, czy tylko dla zabawy, rywalizacji czy coś w ten deseń? Jakiś rodzaj kompetycji? - Wymownie oczyścił rękaw płaszcza z kłaczka, wskazując na to, że pyta nie z zainteresowania, prędzej by potrzymać rozmowę.
<Naamio? Niestety nie mogę już dalej pisać, więc pozostawiam cię w kropce ;;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz