Z przyjemnością słuchałem jej śpiewu. Nie dość, że ładny głos, delikatny i wysoki, to jeszcze piękna piosenka. Uśmiechałem się sam do siebie słysząc ten cudowny śpiew ciesząc się zarazem tym, że stała się nieco odważniejsza. Gdybym miał ją prosić na samym początku, aby coś zaśpiewała, zwątpiłbym w to, że by się zgodziła. Oczywiście na samym końcu nie dała mi dojść do słowa, zmieniając od razu temat. Tym razem jednak nie miałem zamiaru siedzieć cicho, nie w tym przypadku.
– Prawie – wpierw odpowiedziałem na jej pytanie, które w sumie brzmiało jak stwierdzenie. – Znowu to zrobiłaś – zauważyłem, ale ona tylko spojrzała na mnie zdziwiona i jakby lekko przestraszona.
– A-ale co? – powiedziała w końcu, gdy cisza się przedłużała.
– No to – zaśmiałem się cicho pod nosem widząc jej bezradność. Przypominała mi teraz małą myszkę w kącie, która jest zagrożona przez kota. – Gdy coś opowiesz albo zrobisz nie czekasz na reakcję, tylko od razu zmieniasz temat – wyjaśniłem jej o co mi chodzi. Lottie tylko odwróciła głowę przed siebie, lekko ją zwiesiła i milczała. Teraz trochę głupio mi było, że ta jej skromność lub strach powróciły, ale nie mogłem się powstrzymać przed powiedzeniem jej tego.
Droga którą szliśmy była pusta, zero ludzi. Taki spokój także mi się podobał, tym bardziej, że Lottie nie miała się przed kim czegokolwiek wstydzić – chyba, że mnie uznawała za takiego kogoś, kto by się z chęcią z kogoś pośmiał. Było już dosyć ciemno, ale księżyc idealnie wszystko oświetlał. Pewnie była dopiero dziewiętnasta, praktycznie o takiej porze roku ciemno się robi po siedemnastej. Ptaki już zamilkły, a na ich miejsce wstąpiły świerszcze, które grały na swoich malutkich skrzypcach. zawsze sobie to wyobrażałem – takie małe zielone owady z miniaturowymi skrzypaczkami, na tle zielonej trawy i gwieździstej nocy.
– Wiem to – powiedziała po długim czasie milczenia, cicho, wstydząc się jakby. Uśmiechnąłem się lekko.
– Byłaś już kiedyś w domku na drzewie? – zapytałem sam zmieniając temat, aby jej bardziej nie pogrążać w strachu, który najwidoczniej się powiększał.
– Dawno temu – podniosła nieco głowę, ale patrzyła na drogę. – Ale chyba jeszcze pamiętam drogę – dodała.
– Ja nigdy nie wiem jak tam dojść, zawsze mi się drogi mylą. – zaśmiałem się krótko. Potem opowiedziałem jej, jak kiedyś przypadkiem zamiast wrócić do domu, wylądowałem na plaży. wybrałem zły kierunek, zamiast w lewo, poszedłem w prawo. Droga wydawała mi się o wiele dłuższa niż zazwyczaj, ale szedłem dalej, aż usłyszałem szum wody. Okazało się, że znalazłem się na starej plaży, na której musiałem nocować. Z samego rana obudziłem się pokryty krabami!
– Prawie – wpierw odpowiedziałem na jej pytanie, które w sumie brzmiało jak stwierdzenie. – Znowu to zrobiłaś – zauważyłem, ale ona tylko spojrzała na mnie zdziwiona i jakby lekko przestraszona.
– A-ale co? – powiedziała w końcu, gdy cisza się przedłużała.
– No to – zaśmiałem się cicho pod nosem widząc jej bezradność. Przypominała mi teraz małą myszkę w kącie, która jest zagrożona przez kota. – Gdy coś opowiesz albo zrobisz nie czekasz na reakcję, tylko od razu zmieniasz temat – wyjaśniłem jej o co mi chodzi. Lottie tylko odwróciła głowę przed siebie, lekko ją zwiesiła i milczała. Teraz trochę głupio mi było, że ta jej skromność lub strach powróciły, ale nie mogłem się powstrzymać przed powiedzeniem jej tego.
Droga którą szliśmy była pusta, zero ludzi. Taki spokój także mi się podobał, tym bardziej, że Lottie nie miała się przed kim czegokolwiek wstydzić – chyba, że mnie uznawała za takiego kogoś, kto by się z chęcią z kogoś pośmiał. Było już dosyć ciemno, ale księżyc idealnie wszystko oświetlał. Pewnie była dopiero dziewiętnasta, praktycznie o takiej porze roku ciemno się robi po siedemnastej. Ptaki już zamilkły, a na ich miejsce wstąpiły świerszcze, które grały na swoich malutkich skrzypcach. zawsze sobie to wyobrażałem – takie małe zielone owady z miniaturowymi skrzypaczkami, na tle zielonej trawy i gwieździstej nocy.
– Wiem to – powiedziała po długim czasie milczenia, cicho, wstydząc się jakby. Uśmiechnąłem się lekko.
– Byłaś już kiedyś w domku na drzewie? – zapytałem sam zmieniając temat, aby jej bardziej nie pogrążać w strachu, który najwidoczniej się powiększał.
– Dawno temu – podniosła nieco głowę, ale patrzyła na drogę. – Ale chyba jeszcze pamiętam drogę – dodała.
– Ja nigdy nie wiem jak tam dojść, zawsze mi się drogi mylą. – zaśmiałem się krótko. Potem opowiedziałem jej, jak kiedyś przypadkiem zamiast wrócić do domu, wylądowałem na plaży. wybrałem zły kierunek, zamiast w lewo, poszedłem w prawo. Droga wydawała mi się o wiele dłuższa niż zazwyczaj, ale szedłem dalej, aż usłyszałem szum wody. Okazało się, że znalazłem się na starej plaży, na której musiałem nocować. Z samego rana obudziłem się pokryty krabami!
< Lottie? Okropny brak weny…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz