- Na pewno ci się uda - powiedziałem szczerze. Gdy ona próbowała iść nurkiem, ja wybrałem zwykła drogę na chodniku, która mi o wiele bardziej odpowiadała. Byłem magikiem, nie akrobatą, żeby chodzić po murach czy linach. Chociaż na takiej grubości muru, po jakim ona teraz stąpała, być może bym sobie poradził. Jestem świetny w utrzymaniu równowagi.
Po paru sekundach dziewczyna zbliżała się do końca, niestety nogę postawiła w złym miejscu, przez co noga jej się wyślizgnęła. Byłem obok, więc łatwo ją złapałem.
- Dziękuje - powiedziała, a ja ją postawiłem na nogi. - Może następnym razem będę miała szczęście - stwierdziła. Przytaknąłem i ruszyliśmy w stronę rynku, gdzie to znajdowało się najwięcej ludzi, którzy poszukiwali tego, co najlepsze. Było tu wiele straganów - z owocami, warzywami, upominkami, figurkami, butami, koszulkami, nożykami, garnkami. Po prostu wiele. Ja sam prawie nigdy nic tu nie kupuje, jedzenie mam w bufecie, a takie małe pierdółki potrafię sam sobie wyczarować, jeśli tego chce.
- Tutaj zawsze jest taki tłok? - zapytałem, a dziewczyna przytaknęła, po czym wyciągnęła mnie z tłumu, który zaczynał mnie gnieść. Byłem bliski użycia jakiegoś zaklęcia, ale się powstrzymałem, gdy Smiley zabrała mnie w bardziej wolne miejsce. Rozejrzałem się, a ku moim oczom ukazała się kolejka górska. - Co powiesz na wesołe miasteczko? Dawno nie byłem - zaproponowałem.
<Smiley? Brak weny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz