- Obyśmy mieli szczęście o został dla nas jakiś tor - pomyślałam na głos podchodząc do ludzi i stając na końcu, aby kupić bilety.
- Myślałem, że będzie drożej - Akuma wskazał na cennik zawieszony nad kasą. Rzeczywiście, cena nie była zbyt wysoka. Gdy nadeszła nasza kolej, okazało się, że zajęliśmy ostatni wolny tor. Tym razem szczęście się do nas uśmiechnęło.
- Czyli, że nie wiesz jeszcze jak grać? - zapytałam podchodząc do naszego miejsca, na którym czekały na nas już cztery czarne kule z trzema dziurkami.
- Jeszcze, bo chyba mnie nauczysz - zgadywał, a ja pokiwałam twierdząco głową. Dałam mu kule do rąk. Chyba nie sądził, że jest ciężka, ponieważ w pewnej chwili ciężar pchnął go ku ziemi, ale szybko się wyprostował udając, że nic nie zaszło. Wytłumaczyłam mu jak się trzyma kulę wkładając palce w te trzy dziurki. Potem zamach i próba potoczenia jej na środku toru, aby zbić wszystkie stojki - niestety zbyt często zapominałam słowa, które określało te przedmioty, dlatego nazwałam je własnym.
- Łapiesz? - pomachał niepewnie głową ponownie tocząc kulę, która po raz trzeci z rzędu wypadła na bok, przez co nie zbił żadnej.
- Beznadziejnie - stwierdził uderzając się ręką w twarz, tak jak to robi człowiek załamany. Zaśmiałam się widząc jego minę.
- Idzie ci lepiej ode mnie - machnęłam ręką. Spojrzał na mnie przez palce. - Jak ja zaczynałam, zdążyłam wysłać dwie osoby do szpitala, w tym siebie - uśmiechnęłam się, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, po czym się zaśmiał (zapewne ze mnie, bo z czego innego?). Opowiedziałam mu, jak kiedyś przez złe trzymanie kuli najpierw uderzyłam jakiegoś mężczyznę, który leżał na ziemi, po złamałam mu żebro przez przypadkowy rzut kulą, a następnie samej sobie zmiażdżyłam nogę, bo upuściłam kolejną. Słysząc to chłopak zaśmiał się głośno.
- Masz rację, mi idzie znacznie lepiej - powiedział uśmiechnięty, po czym ponownie rzucił kulą, która tym razem nie stoczyła się na sam bok. Udało mu się zbić prawie połowę. Widocznie bardzo go to ucieszyło, ponieważ następne kulę rzucał z większym entuzjazmem.
- Grzeczny chłopczyk - poczochrałam go po włosach z przesłodzonym głosikiem, jakbym była jego babcią. Brakowało jeszcze tego, żebym go złapała za policzki.
- Ej! - nie spodobało mu się to, ale nie miał nic do gadania. Jedynie się zaśmiałam i graliśmy dalej. Siedzieliśmy w kręgielni jakieś dwie godziny, aż nam się znudziło (po za tym czas i tak dobiegł końca). Wychodząc z budynku wpadłam na pomysł wpadnięcia na jakieś ciasto do kawiarni. Chłopak się zgodził, więc zaprowadziłam nas do jednej z najlepszych. Nie była ona popularna, co mnie cieszyło, ale miałam świetne słodkości, które uwielbiałam. Zawsze zamawiałam sernik z bezą na górze, albo kawałek ciasta czekoladowego. Pyszności! Teraz było podobnie, tyle, że zdecydowałam się na bananowe ciasto z czekoladową polewą i śmietankowymi lodami, a do tego cappuccino z wanilią. Akuma także zamówił coś do picia i jakaś słodkość, a gdy nasze zamówienia przyszło, przypomniałam sobie, jak opowiadał mi, że nie znał wielu rzeczy. To było zastanawiające.
- Ej - szturchnęłam go widelcem, kiedy wpatrzył się w okno. - Dlaczego tak mało rzeczy próbowałeś? - zapytałam ciekawa. - Opowiadałeś tak, jakbyś był zamknięty - gdy zdałam sobie sprawę z własnych słów rozumiejąc, że odpowiedź może być z tym powiązana, zrobiło mi się nieco głupio. Ale nie ukrywałam swojej ciekawości.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz