Nie sądziłam, że chłopak potrafi wpaść w taki szał, tylko dlatego, że zrobiłam sobie z niego żarty, a potem miałam jechać na badania. Akurat ta czerwona ciecz z nosa to była prawdziwa krew, żaden ketchup czy sok, tym bardziej, że nie mam nic takiego w zasięgu ręki. Niestety nie zdążyłam mu tego wytłumaczyć, nie zdążyłam z nim porozmawiać, bo gdy tylko jacyś mężczyźni w białych fartuchach i granatowych - to byli chyba ochroniarze – zabrali mnie z sali. Słyszałam tylko jak chłopak wrzeszczy, ale nie pozwolili mi do niego wrócić. Zamiast tego doktorek zabrał mnie na badania.
- Ja muszę do niego wrócić! On zaraz tam zwariuje! - krzyczałam, kiedy byłam z tony'm sama w jakiejś sali, w której miał mnie zbadać.
- Spokojnie, podadzą mu lek na uspokojenie i zbadają. Możliwe, że ma jakiś uraz – walnęłam się ręką w czoło.
- Czyli uważasz, że jest chory psychicznie?! - zapytałam oburzona. Przecież on się tylko wściekł, nic więcej! Dlaczego ludzie muszą zawsze wszystko wyolbrzymiać? Potem się dziwią, dlaczego na świecie chodzi tyle idiotów i rzekomo wariatów chorych psychicznie.
- To tylko teoria.
- W teorie może się bawić naukowiec. Ty jesteś lekarzem! Chcę natychmiast do niego pójść! - zacisnęłam palce na krześle, aż koniuszki mi zbielały. Doktor pokręcił głową.
- Nie możesz. Najpierw muszę zbadać, dlaczego ci leci krew z nosa.
- Chole*a! - wstałam.
- Po za tym specjaliści się nim zajmują – dodał szybko i podszedł do mnie. Opierałam się na jednej nodze, ponieważ druga nei była do tego zdolna. Czułam się jak bez nogi, równie dobrze mogliby ją mi odciąć, niż bandażować i usztywniać.
- Idę do niego – powiedziałam, gdy znowu słyszałam jego krzyk. Chole*a! Czy on nie potrafi się uspokoić?!
- Nie puszcze cię – zagrodził mi drogę. W pewnym momencie Akuma ucichł. - Podali mu już leki, nic nie zdziałasz – spojrzałam na sufit, jakby nade mną znajdował się przyjaciel. W głowie zaczęłam wyzywać cały ten szpital od najgorszych, użyłam wszystkich przekleństw jakich znałam. Musiałam wrócić na miejsce i dać się zbadać. Cały czas siedziałam naburmuszona i jedynie kręciłam, lub potakiwałam głową, gdy o coś pytał. Te parę minut wydawały się dla mnie wiecznością. Kiedy pozwolił mi wrócić od razu zeskoczyłam z siedzenia i praktycznie podskakując szłam w kierunku wyjścia. - Pomogę ci – nie zgodziłam się na to, zamiast tego wzięłam od niego jakieś kule i wyszłam na nich z sali. Potem i tak ich nie używałam, tylko dalej skakałam na jednej nodze. To było szybsze, niż męczenie się na tych dwóch kijkach. Wróciłam do sali, gdzie chłopak leżał dalej w tym samym miejscu. Tyle, że był podpięty jeszcze do jednej maszyny, leżał bez ruchu pod biała pościelą i gdyby nie to, że oddychał spokojnie, płynnie, a jego klatka piersiowa się unosiła, wzięłabym go za zmarłego. Weszłam do sali i usiadłam obok chłopaka.
- I po coś tak szalał - westchnęłam. Wzięłam jedną kulę i zaczęłam dźgać chłopaka w rękę. Zero reakcji. - Ile będziesz tak leżał? - chociaż mówiłam do niego, wiedziałam, że mi nie odpowie. Czułam się, jakbym siedziała przy zmarłej osobie z nadzieją, że jeśli będę do niej gadać, zdarzy się cud i ożyje. - Idiota... - mruknęłam pod nosem, po czym wstałam i poszłam do swojego łóżka. - Jak mi się jutro nie obudzisz, obleje cię kubłem zimnej wody - powiadomiłam go, chociaż wiedziałam, że i tak mnie nie słyszy. Trudno, pogadać zawsze można. Położyłam się na swoim łóżku i przez parę minut gapiłam się na chłopaka mając nadzieję, że zaraz się obudzi. Kiedy to jednak nie nastąpiło, poszłam spać. Bynajmniej zdawało mi się, że śpię.
- Ja muszę do niego wrócić! On zaraz tam zwariuje! - krzyczałam, kiedy byłam z tony'm sama w jakiejś sali, w której miał mnie zbadać.
- Spokojnie, podadzą mu lek na uspokojenie i zbadają. Możliwe, że ma jakiś uraz – walnęłam się ręką w czoło.
- Czyli uważasz, że jest chory psychicznie?! - zapytałam oburzona. Przecież on się tylko wściekł, nic więcej! Dlaczego ludzie muszą zawsze wszystko wyolbrzymiać? Potem się dziwią, dlaczego na świecie chodzi tyle idiotów i rzekomo wariatów chorych psychicznie.
- To tylko teoria.
- W teorie może się bawić naukowiec. Ty jesteś lekarzem! Chcę natychmiast do niego pójść! - zacisnęłam palce na krześle, aż koniuszki mi zbielały. Doktor pokręcił głową.
- Nie możesz. Najpierw muszę zbadać, dlaczego ci leci krew z nosa.
- Chole*a! - wstałam.
- Po za tym specjaliści się nim zajmują – dodał szybko i podszedł do mnie. Opierałam się na jednej nodze, ponieważ druga nei była do tego zdolna. Czułam się jak bez nogi, równie dobrze mogliby ją mi odciąć, niż bandażować i usztywniać.
- Idę do niego – powiedziałam, gdy znowu słyszałam jego krzyk. Chole*a! Czy on nie potrafi się uspokoić?!
- Nie puszcze cię – zagrodził mi drogę. W pewnym momencie Akuma ucichł. - Podali mu już leki, nic nie zdziałasz – spojrzałam na sufit, jakby nade mną znajdował się przyjaciel. W głowie zaczęłam wyzywać cały ten szpital od najgorszych, użyłam wszystkich przekleństw jakich znałam. Musiałam wrócić na miejsce i dać się zbadać. Cały czas siedziałam naburmuszona i jedynie kręciłam, lub potakiwałam głową, gdy o coś pytał. Te parę minut wydawały się dla mnie wiecznością. Kiedy pozwolił mi wrócić od razu zeskoczyłam z siedzenia i praktycznie podskakując szłam w kierunku wyjścia. - Pomogę ci – nie zgodziłam się na to, zamiast tego wzięłam od niego jakieś kule i wyszłam na nich z sali. Potem i tak ich nie używałam, tylko dalej skakałam na jednej nodze. To było szybsze, niż męczenie się na tych dwóch kijkach. Wróciłam do sali, gdzie chłopak leżał dalej w tym samym miejscu. Tyle, że był podpięty jeszcze do jednej maszyny, leżał bez ruchu pod biała pościelą i gdyby nie to, że oddychał spokojnie, płynnie, a jego klatka piersiowa się unosiła, wzięłabym go za zmarłego. Weszłam do sali i usiadłam obok chłopaka.
- I po coś tak szalał - westchnęłam. Wzięłam jedną kulę i zaczęłam dźgać chłopaka w rękę. Zero reakcji. - Ile będziesz tak leżał? - chociaż mówiłam do niego, wiedziałam, że mi nie odpowie. Czułam się, jakbym siedziała przy zmarłej osobie z nadzieją, że jeśli będę do niej gadać, zdarzy się cud i ożyje. - Idiota... - mruknęłam pod nosem, po czym wstałam i poszłam do swojego łóżka. - Jak mi się jutro nie obudzisz, obleje cię kubłem zimnej wody - powiadomiłam go, chociaż wiedziałam, że i tak mnie nie słyszy. Trudno, pogadać zawsze można. Położyłam się na swoim łóżku i przez parę minut gapiłam się na chłopaka mając nadzieję, że zaraz się obudzi. Kiedy to jednak nie nastąpiło, poszłam spać. Bynajmniej zdawało mi się, że śpię.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz