12 sie 2017

Akuma CD Rue

Zagryzł szczęki ze wściekłości. Cyrk stał się jego prawdziwym domem, miejscem, które gwarantowało bezpieczeństwo, wygodę, dalszą przyszłość. A tutaj co? Chciało mu się uderzyć pięścią w najbliższy przedmiot lub osobę, jednak wiedział, że się na to nie zdobędzie. Swoich negatywnych emocji nie może ciągle na czymś wyładowywać. Przypomniało mu się, jak po raz pierwszy spotkał Rue i na nią nakrzyczał. Potem jeszcze raz, a potem się pokłócił. Nawet już nie był pewien, dlaczego. Trudno mu jednak było uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Zabójstwa. Porwania. Zbrodnie. To tak, ale...potwory? Czy Pik zidiociał na tyle, by móc pomyśleć, iż uwierzą? Iż wszyscy tutaj uwierzą, odbędzie się bez kłótni, sprzeciwień, oponowań ze strony pojedynczych osób lub nawet całej grupy? Strajku? Zaklął w myślach tak głośno, że aż niemalże usłyszał swój własny głos brzmiący niczym nagły grzmot tuż po ogromnej błyskawicy na niebie, choć na burzę się nie zapowiadało. Zacisnął pięści. Pik to idiota. A jeśli ktoś mu uwierzy? A jeśli ktoś na prawdę pomyśli, że istnieją jakieś tam potwory? Istoty, które zagrażają zdrowiu, a nawet i życiu? Jeśli ta osoba pójdzie, zacznie szukać czegoś, co tak na prawdę nie istnieje, a nawet zacznie o to wypytywać ludzi? Wyjdzie na szaleńca. Być może nawet ją zamkną w psychiatryku. A co z porywaczami, mordercami i innymi tego typu popieprzeńcami? W to jeszcze da radę wejść, ale to drugie? Szaleństwo, czyste szaleństwo. Jakby nie miał innego sposobu do straszenia ciężko chorych, o załamaniach nerwowych ludzi oraz wprawiania w zakłopotanie, gniew oraz rozśmieszenie całej reszty.
- Dupek z niego - mruknął na tyle cicho, by tylko Rue go usłyszała. - Gdyby uwierzyła mu osoba psychicznie chora... Mogłaby nawet uciec z miasta w strachu, dokonać samobójstwa, czy coś. A gdyby fotografowie podglądali? Jakieś media, chorzy łowcy? Wtedy rozpętałby się chaos. Niezbite dowody na istnienie lub chociażby powody do podejrzenia o to. A myślałem, że dobrze wybrałem, przychodząc do tego cyrku - żalił się ze swoich przemyśleń. Chory, zdziczały dupek. Jeszcze wkręca w to Papę. Kim on w ogóle jest? Słyszał o nim już wielokrotnie, ale skoro on taki wspaniały i dobroduszny, to czemu, do chuja, sam im tego nie powiedział? Bo co? Utrzyma się w tajemnicy? O ile on też nie jest jednym wielkim kłamcą.
- Akuma! - warknęła karcąco, że tak mówi. - Nawet jeśli to tylko żart, to przecież natknęliśmy się na Tobiasa. I innych psycholi. Zapomniałeś już? - burzyła się. Zmierzył ją wspomnieniem. Jak mógłby zapomnieć?
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - odparował gniewnie, kręcąc z dezaprobatą głową. Rozglądnął się na boki wręcz krwawym spojrzeniem. Wszyscy słuchali w osłupieniu. Kiedy do kogoś z nich dojdzie, że należy się stąd wynieść, śmiać się lub po prostu nie brać tego na poważnie i tak jak on, wkurzyć się jakby właśnie dowiedział się o zdradzie? Właściwie to tak było, przecież prawda została utajona.
- Może miał na myśli potwory, że w sensie potworni ludzie - zirytowała się Rue. Ponownie zmierzył ją spojrzeniem, nie dowierzając własnym uszom.
- Od kiedy tak go bronisz? - spytał się, lekko unosząc przy tym ramiona i krzywiąc twarz. Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Cyrk to mój dom. I myślałam, że twój też - w jej głosie słychać było coś w rodzaju bólu, ale szybko zmieniła swój wizerunek na bardziej groźny i pogniewany, gdy tylko kuśtykając odeszła. - Ja stąd spadam, nie wiem, jak ty - mruknęła na pożegnanie. No właśnie, na pożegnanie, bo on dalej stał jak słup soli. Noga ponownie zaczęła mu chodzić, uginając się w kolanie, zaczął przygryzać dolną wargę, aż w końcu niespokojnie ją miętosił. Stał tak aż do momentu, gdy cały tłum się rozszedł. Nawet Pik. Tchórzliwy pies, jak zwykle ucieka, gdy coś się dzieje.  Westchnął przeciągle, chowając na moment twarz w dłoniach. Czuł się jak dupek, jakby to on był takim potworem, o którym mówił ten szaleniec.
- Rue...? - odezwał się, wchodząc do jej namiotu po niemalże dziesięciu minutach stania przed nim i wymyślania długich i przejmujących przeprosin. Ale ostatecznie, gdy zobaczył ją rozwaloną na łóżku, posyłającą mu poirytowane i pytające jednocześnie spojrzenie, westchnął cicho, niemalże niedosłyszalnie, na moment zawieszając wzrok na swoich dłoniach. W końcu go podniósł, kontynuując - Ja chciałem przeprosić. No bo zachowałem się jak dupek, gdy tak na ciebie wyskoczyłem. Po prostu wkurzyłem się na Pika, że gada takie idiotyczne rzeczy - tłumaczył się, czując, jak cała twarz mu czerwienieje. Nigdy nie potrafił mówić o swoich emocjach. I w tej samej chwili usłyszał głośny śmiech. Spojrzał pytająco na Rue, nie wiedząc zupełnie, co ją tak rozśmieszyło.
- Szkoda, że nie widzisz swojej miny - dalej się śmiał, co na moment obudziło oba zwierzaki, jednak wkrótce po tym zamknęły oczy i ponownie zasnęły obok siebie. A właściwie to na sobie, gdyż Mika upodobała sobie grzbiet owczarka.
- Fajnie, ja tutaj przyszedłem przeprosić, a ty mnie wyśmiewasz! - zawołał z oburzeniem, unosząc ręce do góry w geście irytacji i frustracji.
- No dobra, ja też przepraszam. W zasadzie to też nie wierzę w te potwory i w ogóle, ale po prostu zbyt przywiązałam się do tego miejsca, by wszystko olewać - usiadła, odsuwając się nieco na bok, by zrobić mu miejsce. Ale on tylko pokiwał na boki głową.
- Nie, nie siadam, idziemy na spacer, do lasu. Nie chcę iść sam, a jak widzisz, on chyba nie jest zbyt skory do ruchu - wskazał dłonią na wyłożonego na podłodze Heddo. Westchnęła głośno, ale ostatecznie na jego twarz wpełzł tryumfalny uśmiech, gdy sięgnęła po kule i stanęła na nich już o wiele pewniej, niż jeszcze wczoraj.
~~~
- Słyszałeś? - spytała nagle, przerywając dotychczasowy temat ich rozmowy, czyli wcześniejszą przemowę Pika. Doszli do wniosku, że nawet miałoby to sens z tymi podpalaczami. Zemsta ze względu na poczynania cyrku jest o wiele bardziej łatwa do wytłumaczenia, niż zwykła konkurencja. W dodatku te wszystkie problemy, FBI, Tobias,... Również potwierdzili swoje oburzenie, że nie zostali o tym poinformowani wcześniej, najlepiej przed dołączeniem do trupy.
- Co słyszałem? - zdziwił się, rozglądając już na boki w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby wydać jakiś dźwięk.
- Myślałam, że coś przebiegło tuż obok - wzruszył tylko ramionami, słysząc to. Jeszcze chwila, a okaże się, że natknęli się na Bestię z Lasu, czy coś. Śmieszne, jego punkt widzenia nawet się zmienił po walnięciu takiego przemówienia przez Pika. Nagle coś poczuł, że traci równowagę. Uderzenie w tył stóp okazało się na tyle mocne, że poszybował dobry metr w górę, po czym upadł na ziemię, łąmiąc przy tym gałęzie i jęcząc głośno. Czuł impet uderzenia, wgniatające się w jego ciało szyszki, igły i Bóg wie jeszcze, co.
- Coś ty zrobiła? - spytał przez zaciśnięte zęby. Myślał, że się pogodzili. Jednak gdy nie otrzymał odpowiedzi, otworzył oczy. Ujrzał niezmiernie bladą twarz Rue, wyrażającą zszokowanie. Zmarszczył czoło, zupełnie zapominając o swoim wypadku.
- O co chodzi? Wszystko okay? - spytał. Wstał, cicho sapiąc, po czym otrzepał plecy, tyłek, oraz ramiona z piachu, ziemi, igieł i wszystkiego innego, co się do niego przykleiło. - Rue? - ponowił pytanie, patrząc na nią z troską.
- Coś tędy przebiegło - odezwała się w końcu. - Coś dużego - dodała z przejęciem, wpatrując się w jakiś punkt przed nimi. Spojrzał w tamtą stronę, jednak niczego nie ujrzał. Zaśmiał się cicho.
- Cokolwiek to było, aż zwala z nóg - zaśmiał się, jednak gdy ona tego nie zrobiła, spoważniał. - To mógł być jeleń, wilk, czy nawet niedźwiedź. Cokolwiek - mówił już przeczuwając, o czym myśli.
- To nie był żaden niedźwiedź - po raz pierwszy na niego spojrzała.
- To co? - spytał, obawiając się już odpowiedzi. Opuścił ramiona.Czy na prawdę postradała już zmysły przez te wszystkie historyjki Pika?
- Nie wiem.

< Rue? Lubię dramy, dramy są fajne ;P >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz