- Dobrze, to możemy zaczynać - zaśmiała się szamanka, zabierając dłoń z jego ramienia. Zrobiło mu się w momencie zimno, zadrżał. Zaczynać? Jak to zaczynać? Odwrócił głowę z powrotem tak nagle, że kolory znów przybrały dawną intensywność, a woń dotarła do jego nozdrzy ze zdwojoną siłą.
- Zaczynać? - spytała Rue, z niedowierzaniem, chyba również pogubiona w tej sprawie. Wymienili zaniepokojone spojrzenia, zrobił krok do przodu, chcąc zasłonić Rue, ale przerwał mu śmiech.
- Jakby to coś dało, chłopcze - poczuł, jak ogarnia go gniew. Co ona jej zrobiła? Co dała jej do wypicia, jakie są tego skutki?! I co ma zamiar jeszcze zrobić? Jak to zacząć? Co zacząć???
- Za dużo pytań - odezwała się, stojąc nadal tyłem. Chyba odezwała się do ich dwojga, przynajmniej takie odniósł wrażenie - to była mikstura posyłająca coś w rodzaju leku dla umysłu. Popychająca wspomnienia, mająca przejrzeć jej umysł w poszukiwaniu skrawków tego, co kiedyś się w nim znajdowało. To tak jak czapka zaginionej osoby podłożona pod nos psa policyjnego. Coś jak trop mający naprowadzić na właściwą ścieżkę. Chłopcze, zaprowadź ją proszę tutaj, niech się położy, żeby napar mógł jej pomóc, musi zasnąć - oznajmiła, a on dopiero teraz się zorientował, że zamyka oczy, cała pobladła i chwieje się na boki. Złapał ją za ramiona, po czym przewiesił rękę nad swoim i w takiej pozycji doprowadził do trzech kolorowych materaców ustawionych jeden na drugim i przykrytych dużą ilością koców - żółty w czarne linie tworzące kraty, jakiś ledwie widoczny skrawek kwiecistego wzoru, potem cały bordowy, w powyginane łodygi winorośli,... Sama warstwa koców stanowiła dobre dziesięć centymetrów. Pomógł jej się położyć i z głośno bijącym sercem obserwował, jak jej oddech się wydłuża, a sama zasypia. Błądził przerażonym wzrokiem na boki, chyba się nie otruła? Oddychał urywanie, wściekłość obudziła się w nim na nowo.
- Coś ty jej zrobiła? - wycedził, powoli odwracając się w stronę szamanki.
- Chłopcze, nie rób tego. Przed chwilą ci wszystko wytłumaczyłam - powiedziała, cofając się lekko do tyłu. Dopiero teraz zorientował się, że zaciskał pięść do ciosu, a jego umysł zdążył już dokładnie obmyślić jego tor lotu, w sensie pięści. Pił ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że jeśli się nie budzi, to będzie jej wina. Przecież wyczytał, że każdy, nawet krótki sen, może być tym ostatnim. Poczuł, że panikuje, złapał się dłonią za pierś, ponownie chcąc się upewnić, czy to dudnienie jest tak na prawdę jego galopującym sercem.
- To nie sen, tylko trans. Naprowadzę ją, pobudzę wspomnienia, uda się, bo zawsze się udawało. Pik, wyprowadź go, na atak paniki - wyjaśniła, obrzucił ją spojrzeniem pełnym nienawiści i obrzydzenia, nie zostawi Rue. Jednak ona tylko podała mu do dłoni niewielkie zawiniątko, po czym tak jak nakazała Pikowi, który nie wiadomo kiedy się zjawił, wyprowadził go. Chciał się stawić, ale głos opiekuna go powstrzymywał. Cały czas mówił, niby łagodnie, niby ostro, już sam nie był pewien. Gdy znalazł się na zewnątrz, chciał się rzucić na pień drzewa i na nim wyżyć, okładać go pięściami do momentu, aż skóra całkowicie się nie zedrze, a biel kości nie ukaże.
- Masz. Nie zachowuj się głupio. Wiem, że się martwisz, ale to pomoże - podał pudełko zapałek. Akuma już chciał powiedzieć, żeby się zamknął i że przecież ma swoje, ale dopiero teraz się zastanowił, po co to. - Otwórz - polecił, wskazując głową na białe zawiniątko. Spełnił prośbę, a raczej rozkaz. Skrzywił się. Papierosy?
- Po części tak, raczej mieszanka ziół i narkotyku. Wypal wszystko i przyjdź, nie rób głupot, Hayato - czy to pomoże? Jeśli tak, to...
- Mogę tego jeszcze trochę? - spytał słabo.
~~~
Wszedł do środka, czując wewnętrzny spokój, chociaż niepewność i troska wciąż nim targały. Co z Rue? Trudno powiedzieć. Wszedł do środka akurat w momencie, gdy kobieta kończyła. Przynajmniej tak powiedział mu Pik, gdyż musieli zaczekać w pokoju obok. Podobno trzeba ciszy, spokoju i Bóg wie jeszcze, czego, by się udało. Kpiny jakieś. Potrząsnął głową na boki, chcąc wyzbyć się narkotykowego otumanienia.
- Boże, ile ty tego wziąłeś? - spytał Pik załamując ręce. Nie był pewien, o co mu chodziło. Zrobił coś? Źle wygląda? Nie był pewien.
- A ile dałeś? - cichy jęk wydobył się z gardła jego towarzysza, który schował twarz w dłoniach. Wzruszył jedynie ramionami i oparł się o miękki materiał. Brzeg sofy lub poduszki, nie chciało mu się sprawdzać.
- I co? - wstał tak nagle i szybko, że sam się zdziwił. Po prostu gdy tylko szamanka ukazała się, wchodząc do środka pokoju, podniecenie już go rozpierało. O ile tak można powiedzieć...
- Naćpałeś go? - spytała oskarżycielsko, również załamując ręce. Miał ochotę zatańczyć makarenę, żeby zwrócić na siebie jej uwagę i upomnieć się o odpowiedź. Zamiast tego jednak wyminął murzynkę i wpadł do sąsiedniego pomieszczenia, od razu kierując się do łóżka. Usiadł na jego brzegu, obok Rue. Albo dostał totalnego powera, albo też ma jakieś magiczne zdolności i robi wszystko mega szybko. Śmiesznie wyszło, pomyślał.
- I jak? - spytał, chcąc wyłapać mętny wzrok przyjaciółki.
< Rue? Meh, chciałam tobie pozostawić ten moment i nie chcąc przynudzać naćpałam jej kolegę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz