- Mniej więcej tak, kochanie - powiedziała z szerokim uśmiechem. Odsunęłam się do tyłu, ale plecy dotknęły tylko ściany chatki. Zrobiłam się blada, czułam to. To było... nie ważne. Nie będę myślała... - Pewnie spotkałaś Raumusa - powiedziała po chwili grzebania w biurku. Niczego nie wyjęła, tak jakby chciała tylko sprawdzić co tam jest i czy wszystko ma. Wzruszyłam ramionami. - To Władca Mortus'ów, tych dziwnych czarnych wilkopająków. Wiecie, o czym mówię? - pokiwałam twierdząco głową.
- Ta... - odezwał się Akuma i przełknął głośno ślinę. Wszyscy chwilę milczeli, kiedy nagle ta kobieta znowu się odezwała:
- Dużo przeszedłeś - westchnęła. - Ale ten dziwak ma właśnie takie zachcianki - spojrzałam na przyjaciela... przyjaciela? A może chłopaka? Teraz nie wiem. On mówi jedno, a oni wszyscy drugie. Chcę jak najszybciej zdobyć swoje wspomnienia, odblokować jakąś tam ścianę w umyślę, póki jeszcze nie podrzucili mi dziecka. - O to się nie martw, nikt cię jeszcze nie zapłodnił - powiedziała do mnie, a ja zakryłam czerwoną twarz w dłoniach. Zaraz się załamie. - No dobrze, nie będę was już męczyła - zaśmiała się głośno, najwyraźniej ją to bawiło. Nagle spoważniała patrząc na Akumę. - A ty znowu, nawet mi się nie waż - pomachała do niego palcem. - Pik, co za dzieciaki mi przyprowadziłeś - westchnęłam rozżalona podnosząc ręce, niczym do Boga. Mam dość, chyba zaraz... - Zaraz co? - dokończyła za mnie.
- Sherife, możemy już dać z tym spokój - powiedział w końcu Pik. Zamorduje go, bo jego to też bawiło, a wcześniej się nie odzywał. Ja normalnie go zaraz... - Pomożesz nam? - zapytał. Kobieta chwilę stała w miejscu i milczała głęboko się zastanawiając. Próbowałam siedzieć cicho, nawet w umyśle, w żaden sposób niczego nie pomyśleć... ale to było trudne. Trzymałam twarz w dłoniach, aby na nic nie spojrzeć, żeby do mojego umysłu nie wlazły kolejne uwagi.
- Dobrze - odpowiedziała w końcu. - Będę potrzebowała czegoś bardzo ważnego, coś z przeszłości, coś z jej wspomnień... - powiedziała powoli, jakby jednocześnie się nad tym zastanawiała. Podeszła do jakiejś szafy, zastukała w nią, a kiedy ją otworzyła, kazała nam do niej wejść. Spojrzałam po sobie na chłopaka. Pik od razu bez zastanawianie ruszył za szamanką.
- O czym ty myślałaś, z tym płodzeniem? - zapytał chłopak. Wstałam i ruszyłam w kierunku mebla. Chyba nie mamy wyboru.
- A o czym ty myślałeś, kiedy zakazała ci się odzywać? - też mi na to nie odpowiedział i bez odpowiedz na jakiekolwiek pytanie weszliśmy do szafy. Najpierw była wszechogarniająca ciemność, aż w końcu weszliśmy do jakiejś jaskini, która oświetlały pochodnie i palenisko na samym środku, nad którym znajdował się kocioł. Na ścianach były powieszone kości, czaszki, zioła i jakieś flakoniki. To wszystko w stu procentach przypominało jaskinię wiedźmy, a w jej przypadku szamanki. Nieźle to wszystko urządziła...
- Bardzo dziękuje - powiedziała. Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
Podeszliśmy do kociołka. Kobieta zastukała w jego trzy razy, a raz lekko kopnęła kawał drewna leżący pod nim. Ogień natychmiast buchnął, a w środku zaczęła się gotować woda. Pik stał nie daleko o oglądał sobie okazy w postaci czaszek i innych kości biodrowych czy szyjnych, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. To jest wariat. Szamanka się nie odezwała. Stała nad kotłem i mieszałam ciecz w środku drewnianą łyżką. Podeszliśmy bliżej, kiedy pomachała do nas ręką. Ogień się uspokoił, a woda w środku powoli bulgotała.
- Co to? - zapytałam ciekawa.
- Woda do prania ubrań - powiedziałam sarkastycznie i wsypała do środka jakichś ziół, po którym woda zmieniła kolor na granatowy. Nie odpowiedziałam na jej komentarz, tylko patrzyłam na wodę. Zamiast mojego odbicia widziałam gwiazdy, które się poruszały.
- Ej... - chłopak mnie lekko szturchnął w ramię. - Ty też widzisz tańczące kwiaty? - zapytał, na co pokręciłam głową.
- Tylko tańczące gwiazdy. Jedna własnie do mnie macha - powiedziałam szczerze. W jednej sekundzie musieliśmy się odsunąć od garnka, ponieważ ciecz w nich wybuchła, wzlatując do góry, by po chwili opaść z powrotem do garnka i zamienić się w czerwoną mazistą ciecz, która przestałą się gotować. Szamanka wystawiła w naszym kierunku rękę.
- Dawać rzeczy, które ze sobą przynieśliście - chłopak zdjął z ramienia plecak i je otworzył. Zaczął po kolei wyjmować rzeczy. Wszystkie wpierw obracała w palcach, milczała i chyba próbowała wyczytać telepatycznie co to za rzecz, by po chwili do garnka wrzucić: trzy kulki dymne, które buchnęły dymem po zetknięciu się z cieczą, obroże mojego kota, moje ubranie, a nawet inhalator chłopaka (stwierdziła, że potem da mu nowy). Na samym końcu chłopak dał jej nasze zdjęcie. Przypatrywała się mu długo, dłużej niż pozostałym rzeczom, potem się szeroko uśmiechnęła. - I wy mi mówicie, że jesteście tylko przyjaciółmi - zaśmiała się tak jak wtedy i wrzuciła zdjęcie do kotła, które znowu buchnęło. Szkoda zdjęcia, ładne było, a tym, czym na prawdę jesteśmy, zaraz się dowiem. - No, a teraz złapcie się za ręce - powiedziała. Spojrzeliśmy po sobie i w milczeniu to zrobiliśmy. - Dotknijcie kotła - tak zrobiliśmy. - I tak, ty powiesz jej coś z przeszłości, a ty musisz mu uwierzyć - spojrzeliśmy na siebie.
- To... - Akuma chwilę milczał. - Nazywałaś mnie psychicznym rolnikiem z widłami i narysowałaś moją kreaturę - kobieta się zaśmiała, tak samo jak ja.
- Wierze ci - powiedziałam próbując się przestać śmiać. Ciecz zmieniła kolor na czarny. Puściliśmy kocioł i siebie i znowu zajrzeliśmy do garnka.
- Znowu powiększyłaś swoją kolekcję - powiedział Pik do kobiety.
- A przybyło do mnie parę łajz - po tych słowach wypełniła fiolkę czarnym płynem i mi ją podała. Pik powiedział, że idzie sprawdzić konie, a szamanka kazała mi to wypić.
- Na pewno? Nie otruje się? - zapytałam wąchając zawartość. W sumie zapach miało lepszy niż jej herbata... - Przepraszam! - powiedziałam szybko widząc jej zmarszczone czoło, po czym jednym łykiem wypiłam wszystko.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz