- Idziemy? - zapytał. Miał poważną minę. Może coś się stało? Ta, tylko kiedy. A może ma... inny dzień?
- Chyba dorastasz - stwierdziłam na głos. Akuma zmarszczył czoło i nic nie odpowiedział. - Od kiedy to zmywasz naczynia? - zapytałam bardziej samą siebie wstając i idąc za nim, kiedy ruszył do wyjścia. - Chyba o czymś nie wiem - dodałam równając z nim kroku.
- Wyda ci się to dziwne, ale ja chyba też - mruknął bardziej sam do siebie. W ciszy dotarliśmy do cyrku, gdzie aktualnie nikt nie ćwiczył. To dobrze, więcej miejsca dla nas.
Zaczęłam się rozciągać, a Akuma poszedł po swoje dymne kulki. Ręce, nogi, ramiona, palce, mięśnie ud, łydek i... próba szpagatu. Rzeczywiście po dwóch miesiącach nogi w gipsie, zrobienie szpagatu było trudne; ba, nawet mi się to nie udało. Zostało mi jakieś pięć centymetrów do ziemi. Stanęłam na rękach bez problemu, wtedy przyszedł chłopak ze swoim sprzętem. chwilę stałam do góry nogami, aż zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Masakra. Przez te dwa miesiące szpagatu nie mogę zrobić i ustać na rękach dłużej niż minutę - poskarżyłam się przyjacielowi, który wyjmował ze swojego plecaka parę kulek. - To dalej te trujące? - zapytałam zaglądając mu przez ramię. Pokręcił głową.
- Spotkałem po drodze Pika. Uparł się, abym użył specjalnych kul, zamiast tych, które robiłem własnoręcznie, ze względu na bezpieczeństwo - zdziwiłam się i wyprostowałam. Akuma także wstał, patrzył na małe kulki z dziwnym wyrazem twarzy.
- Chyba miał dobry argument, skoro dałeś się przekonać - spojrzał na mnie jak spod byka.
- Tak - mruknął nie wyraźnie pod nosem i mnie wyminął. Ruszyłam w kierunku trampoliny. Najpierw po prostu skakałam, próbując zrobić pełny szpagat, ale to było dość trudne. Potem za trzecim razem wykonałam pełne salto do tyłu i do przodu. Kiedy zeszłam, czułam się, jakby coś mnie ciągnęło w dół. Po minutowej przerwie wlazłam na drabinkę i nim wskoczyłam na pierwszy trapez, sprawdziłam, jak idzie Akumie, ale zamiast zobaczyć żółtookiego chłopaka w czapce i z burzą siwych włosów, zobaczyłam tylko żółto-pomarańczowo-czerwony dym. Dlatego wróciłam do swojego zajęcia. Złapałam pierwszy trapez, potem drugi wykonując pół obrót. Do trzeciegp dostałam się pełnym obrotem, a w drodze powrotnej złapałam się nogami. Powtarzałam to dość dużo razy, nie podobały mi się moje fikołki, które były nie pewne i nieco niewyraźnie; noga lub ręka czasem mi odlatywała, co niszczyło cały pokaz. W ciągu tej godziny jedyne, czego nie mogłam zrobić, to szpagatu.
Skończyłam szybciej niż Akuma. Usiadłam na jednym trapezie i oglądałam jego występ. Kolorowe obłoki dymu unosiły się po bokach, ale nie mógł wystrzelić ani jednego w górę. O dziwo jednak był bardzo spokojny. Ciekawe co się z nim dzieje, wygląda, jakby coś go martwiło. Ale gdyby tak było, chyba by mi powiedział, nie? Już sama nie wiem... Jest jakiś inny.
Zeszłam z trapezu i podeszłam do przyjaciela, który zakładała swój plecak.
- Chyba wyszedłem z prawy - mruknął, na co poklepałam go po plecach i posłałam mu uśmiech.
- Nie tylko ty - odparłam i ruszyliśmy do wyjścia, kiedy w nim pojawił się dorosły mężczyzna w niebieskim garniturze.
- Paczka dla pana Igarashi'ego! - krzyknął. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, po czym Akuma zgłosił się, że to on. Musiał tylko podpisać jakiś świstek i tajemnicza paczka była już jego. Zaczął ja oglądać, nie była duża, mniej więcej wielkości czterech pięści dużego chłopa. Kiedy potrząsał ze środka nie wydobywał się żaden dźwięk. Położył ją na ziemi z zamiarem otwarcia.
- Podejrzane - powiedziałam. Spojrzał na mnie. - Nie ma nadawcy - chłopak jeszcze raz spojrzał na pudło i spostrzegł, że miałam rację. - Myślisz od kogo? Od rodziców? Jakiegoś znajomego?
<Akuma? Wyjątkowo szybko dokończyłam, to chyba dlatego, ze wszystko już poukładałam w temacie szkoły. Więc teraz dumaj nad paczuszką>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz