Kiedy Smiley zniknęła mi z pola widzenia, spojrzałem się w stronę śpiących zwierzaków, przez co sam zacząłem być senny. Ziewnąłem przeciągle, a następnie odwróciłem głowę w przeciwną stronę. Nie chciałem zasypiać, tym bardziej u niej. To byłoby niegrzeczne. Po chwili coś połaskotało mnie w nosie, przez co kichnąłem. Pociągnąłem nosem i kaszlnąłem ospale. Ułożyłem się wygodniej, jęcząc przy tym przeciągle. Choroba w moim wydaniu nigdy nie była zbyt dobra. Zamknąłem oczy, próbując się uspokoić, lecz zanim zdążyłem je otworzyć, już zasnąłem. Obudziłem się, nadal będąc zmęczonym. Otwierając, lekko zaropiałe, bolące oczy, jęknąłem dość głośno. Dopiero po paru chwilach zorientowałem się, że nie leżę w swoim łóżku. Pokręciłem się chwilę, myśląc, że to tylko źle ułożone prześcieradło, lecz nadal było mi źle. Wtedy rozejrzałem się dookoła. Znałem te kolory! To przecież namiot Smiley! Przerażony próbowałem wstać, lecz bolące mięśnie zdobyły nade mną przewagę i nie pozwoliły mi na to. Syknąłem z bólu. Kątem oka zauważyłem, że coś się obok mnie porusza. Spojrzałem w tamtą stronę całkowicie zażenowany, by następnie dostarczyć go sobie jeszcze więcej. Obok mnie, opierając się o łóżko, na którym spałem, leżała dziewczyna. Poczułem, jak na mojej twarzy powstają nie tylko rumieńce wynikające z choroby, lecz także z zawstydzenia. Prychnąłem, jakbym był jakimś kotem, przyciskając głowę do poduszki. Co miałem robić? Wstać? Ale wtedy bym ją obudził. Leżeć? To także nie, tym bardziej że jej się tutaj tak jakby wprosiłem. Zakryłem oczy dłonią, zastanawiając się nad dalszym poczynaniem. Wtedy usłyszałem cichutkie mruczenie. Odkryłem twarz i spojrzałem na różowowłosą. Odwróciła się w moim kierunku, nadal śpiąc. Zmarszczyłem brwi, próbując podnieść się na łokciach, aby nawet tego nie wyczuła. Udało się, gdyż już po paru chwilach siedziałem przy niej. Przeczesałem włosy dłonią, zatrzymując ją na karku, delikatnie go masując. W końcu zrobiłem kolejny krok, czyli przełożyłem nogi tak, aby dotykały podłogi. Ta czynność jednak zajęła mi znacznie więcej czasu, ponieważ każdy ruch powodował u mnie coraz to większy ból. Ustawiając się w końcu w odpowiedniej pozycji, zaśmiałem się cicho. Wtedy także usłyszałem ciche warczenie. Spojrzałem się w kierunku dwójki zwierzaków, która widocznie wypoczęta, zaczęła się dość głośno bawić. Uniosłem jedną brew, próbując na nie nie krzyczeć. Westchnąłem cicho i udźwignąłem swoje ciało. Kiedy w końcu zyskałem równowagę, zrobiłem krok w przód. Był to jednak mój błąd. Nie spodziewałem się, że mam aż tak odrętwiałe nogi. Nieumyślnie zrobiłem kilka kolejnych kroków, aż w końcu padłem z niemałym hukiem na ziemię.
- Co się dzieje? -Usłyszałem dobrze mi znany, zaspany głos.
Powoli odwróciłem głowę w jej kierunku, w duszy przeklinając się za to, jak ją obudziłem. Dziewczyna, lekko przygarbiona, pocierała swoje oko, drugie mając na wpół otwarte. Uderzyłem cicho pięścią o podłogę.
- Vogel? - Po chwili usłyszałem. Głos w jednym momencie zmienił się z zaspanego, na pełnego zdziwieni i przerażenia.
Uśmiechnąłem się w jej kierunku, unosząc minimalnie prawą dłoń.
- No hej... - Powiedziałem zachrypniętym głosem. Kaszlnąłem kilka razy, a gdy przestałem, poczułem jej dłoń na sobie.
- Jak żeś wstał? I w ogóle po co?
Zamknąłem oczy i odwróciłem się do niej przodem, łapiąc się przy tym za kark. Odwróciłem delikatnie głowę w stronę Bisci i Yuki'ego, śmiejąc się nerwowo.
- No wiesz... oni zaczęli się bawić, a ja nie chciałem, aby cię obudzili.
Dopiero kiedy to powiedziałem, stwierdziłem, że było to głupie. Pokręciłem głową i usiadłem, obejmując swoje kolana, rękoma. Kiedy już byłem w tej pozycji, kichnąłem w swój rękaw.
- Nienawidzę być chory - Rzekłem, prawie całkowicie zapominając, gdzie i z kim jestem.
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz