Zamyśliłem się na chwile, po czym odwzajemniłem uśmiech.
- Nie mam żadnych większych planów, oprócz tego, aby w końcu iść do Pika -złapałem się za brodę, drugą ręką oplatając swój brzuch -zapewne pójdę tam rano i będę tam siedział i się tłumaczył do południa, albo i nawet dłużej -westchnąłem zrezygnowany.
Dziewczyna zaśmiała się cicho, co skutkowało moim uśmiechem. Po kilkunastu minutach wyszliśmy w końcu na tereny miasta. Będąc tu, nie czułem już takiego zagrożenia, jak było to w dzielnicy gier. Nadal jednak nie mogłem domyślić się, dlaczego tak barwne i wspaniałe miejsce zmienia się wraz z nadejściem mroku, w okropną melinę, do której lepiej nawet nie zaglądać. Przynajmniej tak mówił ten mały szkrab, Jean, który wraz z rodziną mieszka nieopodal tego miejsca. Skrzywiłem się na samą tę myśl.
Droga do cyrku była spokojna. Rozmawiałem wraz ze Smiley w najlepsze. Opowiadaliśmy sobie nasze przeżycia z dzisiejszego dnia. Wiele razy wybuchaliśmy gromkim śmiechem, co niekiedy zwracało na nas uwagę. Wciąż jednak widziałem w jej oczach coś podobnego do smutku. Nie wiedziałem, czy to dokładnie to, więc o nic się nie pytałem, lecz przez całą drogę mnie to zadręczało. W końcu dotarliśmy do terenów cyrku. Stanąłem na chwilę, rozglądając się dookoła. Mimo iż była dość późna pora, na dworze wciąż było dużo ludzi. Westchnąłem cicho, po czym spojrzałem na Smiley. Chwilę myślałem, aż w końcu rzekłem.
- Odprowadzę cię.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, lecz szybko spojrzała przed siebie, częściowo zakrywając swoją twarz włosami.
- Nie trzeba -odpowiedziała najwyraźniej speszona, na co się uśmiechnąłem.
Zacząłem iść przed siebie, wyglądając z daleka jej namiotu. Po krótkiej chwili dobiegła do mnie.
- Naprawdę nie musisz -mruknęła, na co skinąłem głową.
Wtedy Smiley się uciszyła. Wyrównała ze mną krok, idąc w zupełnej ciszy. Nie powiem, trochę mnie ten dzień zmęczył, tak jak i pewnie ją, dlatego nie chciałem niepotrzebnie jeszcze bardziej nadwyrężać jej głosu. Podchodząc pod jej lokum, zatrzymałem się i spojrzałem się na nią. Dziewczyna postąpiła tak samo. Staliśmy tak chwilę, aż w końcu się odezwałem.
- Dziękuję za ten czas, który ze mną spędziłaś. Liczę na więcej takich oraz innych wrażeń -mówiąc to, położyłem swoją dłoń na jej włosach, mierzwiąc je trochę.
Zaczęła mnie odganiać trochę chaotycznymi ruchami rąk, na co zacząłem się śmiać. Uznając, że już się nabawiłem, ruszyłem się z miejsca, machając jej dłonią na pożegnanie. Po kilku chwilach znalazłem się pod swoim namiotem, lecz nawet mnie nie korciło, aby do niego wejść. Bardziej rozmyślałem na temat mojego spotkania z Pikiem. Spojrzałem w prawo, gdzie docelowo znajdywał się jego „zamczysko". Przełknąłem z trudem ślinę, a następnie ruszyłem w tamtym kierunku.
- Lepiej mieć to już za sobą -mruknąłem do siebie, pocierając przy tym nos.
Gdy już byłem przed jego domem, obejrzałem go od góry, do dołu i odwrotnie, głęboko zastanawiając się, czy aby na pewno będzie to dobra decyzja. Kiedy już chciałem z tego pomysłu zrezygnować, czyiś, bardzo mi znany głos, zatrzymał mnie. Ze strachem spojrzałem za siebie, gdzie ujrzałem jego postać. Lekko przygarbiony zacząłem do niego machać dłonią, uśmiechając się przy tym blado.
- Cześć Pik...! -próbowałem być jak najbardziej pozytywny.
- Witaj. Może wejdziemy? -zapytał, otwierając dla mnie przejście.
Niemrawo skinąłem głową, wchodząc do środka. Tam uderzyła mnie fala przyjemnego ciepła i specyficznego zapachu ziół. Rozejrzałem się dookoła, a gdy tylko zobaczyłem, że siada na swoim honorowym miejscu, postąpiłem tak samo, biorąc sobie za cel krzesło naprzeciw jego biurka.
- Powiesz mi, po co przyszedłeś? -zapytał, łącząc przy tym polce u dłoni.
Skinąłem głową i zacząłem się tłumaczyć, dlaczego tak długo się nie pokazywałem w cyrku, a gdy już byłem, dlaczego nic nie powiedziałem. Również wytłumaczyłem się z tego, że mimo iż nie brałem udziału w występach trupy, działałem sam w dzielnicach, tak jak to zazwyczaj robię. Nie powiem, jego wyraz twarzy przysporzył mnie o zimny pot, jednakże zrozumiał mnie. Chwilę był wściekły, jak zresztą zawsze, kiedy się spotykamy, lecz zakończył tę rozmowę tym samym tekstem.
- Mam nadzieję, że będzie to ostatni raz -rzucił mi poważne spojrzenie, a gdy tylko skinąłem twierdząco głową, uśmiechnął się promieniście.
Wstał znad biurka i podszedł do ogromnego regału z kolorowymi arkuszami, w których zapewne były zapisane sprawy finansowe cyrku, jak i każdego członka tutaj. Wziął jeden z nich, po czym wrócił do stolika. Siadając, wyjął z niego plik kartek, a następnie zaczął je uzupełniać. Były niemalże puste w porównaniu do innych w arkuszu.
- Masz zamiar patrzeć tak, jak pracuję, czy w końcu się ruszysz i pójdziesz stąd. Rozpraszasz mnie trochę -powiedział bez krzty sarkazmu, czy złości. Jedyne co mu towarzyszyło, to nuta rozbawienia.
Czym prędzej wstałem z krzesełka i ruszyłem w stronę wyjścia, lecz ten pod sam koniec jeszcze mnie zatrzymał.
- Mam nadzieję, że jutro cię gdzieś znajdę -powiedział lekko obruszony -chcę dać ci plan występów.
- Oczywiście -odrzekłem, wychodząc z namiotu.
Będąc na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą. Z czystym sumieniem ruszyłem do swojego namiotu, tym razem nie napotykając żadnego z przedstawicieli ogromnej, cyrkowej rodziny. Będąc w swoim mieszkaniu, poszedłem pod szybki prysznic, po czym rzuciłem się na łóżko, nie wiedząc, kiedy sen zastąpił rzeczywistość.
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz