Zastanawiał się, o co chodzi blondynowi. Wpatrzony w złociste kosmyki swobodnie opadające teraz na twarz chłopaka myśli dotyczące pierwotności ich koloru.
- Gdzie idziemy? - spytał w końcu, na co musiał dość długo się przygotowywać. Stalowe wręcz spojrzenie oferowane mu przez Ligana sprawiło, że poczuł dreszcze przebiegające przez całą długość jego kręgosłupa. Nieprzyjemny wzrok wprawił go w lekkie zakłopotanie, ale zdał sobie sprawę, że przez cały czas pqtrzył na niego w dokładnie taki sam sposób. Nie otrzymał odpowiedzi, nieznajomy jedynie zacisnął szczęki i odwrócił się, kontynuując marsz przez pokryte śniegiem miasto. Zwstanowił się, co by się stało, gdyby po prostu rzucił się do ucieczki. I tak jego kompan poruszał się tyłem do niego, jeśli przez parę następnych minut poruszałby się coraz ciszej, mogłoby się udać. Ponad to, na ulicach panował spory ruch. I pieszych, i samochodów. Chociaż niewieku było ubranych całkowicie na czarno, styl ubioru panował ten sam - każdy chciał wyglądać na takiego, z którym się nie zadziera lub takiego, który potrafi znacznie więcej, niż mogłoby się po nim spodziewać. Doszedł do wniosku, że ten pomysł nie wypali. Chociaż ubrany w kurtkę skórzaną, jego mięśnie pozostawały wyraźne, szerokie ramiona pewnie były skutkiem lat treningu, a nie sterydów i innych tego typu pierdół. Wzrostem mimo wszystko nie dorównywał Akumie, ale wiedział, że to tylko około pięć centymetrów różnicy. I dopiero teraz zdał sobie sprawę z pewnego istotnego szczegółu. Wygląda jak każdy tutaj. Zacisnął szczęki z gniewu, ostatnio ma problemy kontrolowaniem go.
- Kto mnie przebrał? - spytał.
- Ja - bez wahania odparł chłodno. Zaskoczyło go to, ani razu wcześniej nie odpowiedział. No, prawie. Ale jak to w ogóle on? I po co? Nie mógł zostać we własnych ubramiach?!
- Dlaczego? - odezwał się ponownie, całym sobą hamując emocje. No i pięść, już zaciśniętą i czekającą na rozkaz pochodzący od mózgu chłopaka.
- Wszystkich to peszyło - jego ton stał się obojętny, z podobnymi uczuciami poruszył ramionami, na moment odwracając głowę na bok i z tej oozycji mierząc wzrokiem białowłosego.
- Mniejsza z tym. To gdzie idziemy? - spytał, by odwrócić uwagę typa od rumieńców wkradających się na jego twarz.
- Potrafisz wytrzymać dziesięć minut bez gadania? - odpowiedział pytaniem. Unika odpowiedzi, pomyślał białowłosy. Nie chce jej udzielić, ale dlaczego? Kolejne śledztwo go zirytowało, ale starał się zbytnio nie zwracać uwagi na obecną sytuację. Która za fajna nie jest.
- A zdziwiłbyś się - powiedział machinalnie, niemalże zapominając, że dodanie na koniec obraźliwego stwierdzenia to nie za dobry pomysł.
- Po prostu siedź cicho, dobra? - spytał, nawet nie siląc się na krótkie odwrócenie głowy.
Będąc już na miejscu, poczuł senność. Głowa momentami przechylał mu się na boki, oczy automatycznie zamykały. Zgromadzeni wokół ludzie patrzyli w jedno i to samo miejsce. W tej samej chwili wszystkie szepty ucichły. Na drewnianym podwyższeniu stanął wysoki brodacz, około czterdziestki. Ubrany w czarne glany, których cena musiała być większa od wszystkich moich pieniędzy razem wziętych. Patrzył wyzywająco na każdego z zgromadzonych. Nagle coś do mnie dotarło. Kiwa nieznacznie głową w stronę mojego towarzysza. Odwdzięczył się tym samym. Znają się? To niezbyt mnie zdziwiło. Obaj nadziani, tacy trzymają razem.
- Kto mnie przebrał? - spytał.
- Ja - bez wahania odparł chłodno. Zaskoczyło go to, ani razu wcześniej nie odpowiedział. No, prawie. Ale jak to w ogóle on? I po co? Nie mógł zostać we własnych ubramiach?!
- Dlaczego? - odezwał się ponownie, całym sobą hamując emocje. No i pięść, już zaciśniętą i czekającą na rozkaz pochodzący od mózgu chłopaka.
- Wszystkich to peszyło - jego ton stał się obojętny, z podobnymi uczuciami poruszył ramionami, na moment odwracając głowę na bok i z tej oozycji mierząc wzrokiem białowłosego.
- Mniejsza z tym. To gdzie idziemy? - spytał, by odwrócić uwagę typa od rumieńców wkradających się na jego twarz.
- Potrafisz wytrzymać dziesięć minut bez gadania? - odpowiedział pytaniem. Unika odpowiedzi, pomyślał białowłosy. Nie chce jej udzielić, ale dlaczego? Kolejne śledztwo go zirytowało, ale starał się zbytnio nie zwracać uwagi na obecną sytuację. Która za fajna nie jest.
- A zdziwiłbyś się - powiedział machinalnie, niemalże zapominając, że dodanie na koniec obraźliwego stwierdzenia to nie za dobry pomysł.
- Po prostu siedź cicho, dobra? - spytał, nawet nie siląc się na krótkie odwrócenie głowy.
Będąc już na miejscu, poczuł senność. Głowa momentami przechylał mu się na boki, oczy automatycznie zamykały. Zgromadzeni wokół ludzie patrzyli w jedno i to samo miejsce. W tej samej chwili wszystkie szepty ucichły. Na drewnianym podwyższeniu stanął wysoki brodacz, około czterdziestki. Ubrany w czarne glany, których cena musiała być większa od wszystkich moich pieniędzy razem wziętych. Patrzył wyzywająco na każdego z zgromadzonych. Nagle coś do mnie dotarło. Kiwa nieznacznie głową w stronę mojego towarzysza. Odwdzięczył się tym samym. Znają się? To niezbyt mnie zdziwiło. Obaj nadziani, tacy trzymają razem.
- A więc, witam was wszystkich. Bez niepotrzebnych słów, zaczynajmy. Pierwszy to choć mizernie wyglądający, to bardzo m mądry i sumienny chłopak. Zna się na gotowaniu, wcześniej pomagał przy dzieciach i z tego co wiem, właściciele go chwalili - Akuma nie mógł zrozumieć tego, co usłyszał. To jakiś pokaz mody? I jak to właścicieli? Nagle wszystko do niego dotarło.
- Dam trzydzieści! - odezwał się ktoś z tłumu, podnosząc dłoń z pieniędzmi i nią wymachując.
- Pan w czerwonej bluzce daje trzydzieści! Kto da trzydzieści pięć??? - poczuł obrzydzenie. Licytacja? Tutaj ludzi się kupuje? Milczał przez dłuższy czas, ostatecznie chłopak został wykupiony za dwieście... Czegoś. Nazea trudna do zapamiętania. Kolejna postać została wyrzucona na podwyższenie. Zacisnął pięści widząc zrozpaczoną minę starszej kobiety.
- Kto da dziesięć? - spytał licytator. Cisza. Przestąpił z nogi na nogę, niecierpliwiąc się.
- To bardzo dobra cena! - dodał, robiąc parę kroków w tył. Zacmokał tylko, kręcąc głową na boki.
- Nie, proszę, nie... - błagalny głos staruszki dobiegł do uszu chłopaka. Obok Logan stał z rękoma założonymi na piersi, lekkim rozkroku, z nie wyrażającą nic miną i przerwżająco obojętnym spojrzeniem.
- O co chodzi? - spytał tajemniczego blondyna. Ten nawet na niego nie spojrzał. Milczał. Żaden szczegół jego postawy się nie zmienił. Na "scenie" staruszka został rzucona na kolana przez mężczyznę. Akuma odruchowo wstrzymał oddech i zrobił krok do przodu, mierząc groźnym spojrzeniem towarzysza, który położył rękę na jego obojczykach i tym samym uniemożliwił mu jakikolwiek ruch do przodu.
- On zaraz coś jej zrobi - wycedził przez zaciśnięte zęby i w tej samej chwili usłyszał wystrzał. Aż podskoczył, rozszerzając powieki i spojrzał ponownie lrzed siebie. Ubranaw szmaty kobieta leżała na ziemi, krew skapywała z drewnianych desek. Zszokowany nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Dlaczego na to pozwolili?! - warknął, wściekły na swojego "wybawcę".
- Takie jest prawo. Siedź cicho i patrz - rozkazał. Białowłosy z ledwością opanował emocje i zmusił już podnoszoną rękę do zostqnia w spoczynku. Jednak na zmiqnę rozwierał ją i zaciskał w pięść. Terwz jego oczom ukwzała się znajoma twarz. Zaniemówił widząc ją. Je twwrz wydałw mu się zmęczona, wyrażała strach, ale i wielką determinację. Niczym tygrys zakuty w kajdany, wkroczyła utykając na wyznaczone jej miejsce.
- Licytuj - powiedział bez tchu. Logan obdarzył go spojrzeniem mówiącym "Zwariowałeś???".
-Na co czekasz, licytuj! - powtórzył, rzucając mu ostre spojrzenie. Blondyn zmierzył wzrokiem od stóp do głów chłopaka. Jeśli zaraz czegoś nie zrobi, rozkwqsi mu twarz.
- Czemu? - ponownie splótł ramiona na piersi, odezajemniając spojrzenie. Poczuł, jak zalewa go gorąca fala furii.
- Licytuj - wycedził twardym głosem nieznoszącym sprzeciwu. - No dalej! - Warknął. Blondyn przewrócił oczyma.
- Jeżeli mi powiesz, czemu.
- Pośpiesz się, czas ucieka - przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Ten tylko uniósł brwi.
- Znam ją. Jedt dla mnie ważna. Jak nie zalicytujesz zabiję cię - odpowiedział mu śmiech.
- Nie zdołałbyś nawet spróbować ode mnie uciec - jego kpiący ton głosu na maksa go wkurzył. Już miał zamiar mu zdrowo przypierdzielić, ale powstrzymał go jego głos.
- Sto! - zawołwł, podnosząc rękę wysoko.
< Yey, wróciłam xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz