- Nie wiem - powiedział szczerze. Miał wrażenie, że idzie zupełnie nowymi ulicami, co tak na prawdę nie miało sensu, bo wszystkie wyglądały dokładnie tak samo. Stare, często zniszczone ceglane budynki, z niektórych kominów toczył się dym tworząc rozmaite zawijasy, nienaturalnie czarne jak na te, które dotychczas widział. Ale cóż, to chyba nie najdziwniejsza rzecz, jaka dotąd ich spotkała w tej... grze. No właśnie. Co teraz? Są razem, ale przecież nie mają jak kontynuować rywalizacji, o ile można to tak ująć. Gdy przegrają, stracą życie, a gdy wygrają, to... trudno powiedzieć. Jedyne, co pozostaje pewne to fakt, iż znajdą się u siebie. W cyrku, gdzie czeka ich wspólna przyszłość, być może dalej niepewna, ale przynajmniej w znajomym miejscu. Jednak gdyby na nowo ich porwano, wyrzucono w kosmos, czy spotkało by ich coś podobnego, nie zdziwiłby się. Prześladują ich dziwne zdarzenia. Gdy zaczął się tak dłużej nad tym zastanawiać, to przecież nierealne, by tyle razem przeszli. Chodzi o te wszystkie morderstwa, pościgi, jakąś cholerną grę, duchy, porwania, nierozwiązane sprawy,... To bardzo dużo jak na parę miesięcy. A jeśli ktoś to ustalił? Lub miało to do czegoś prowadzić? Było testem lub jakimś ćwiczeniem, mających ich przygotować do czegoś wielkiego? A jeśli chodzi o tą grę? Wcześniej nie brał tego pod uwagę. Ale w takim razie ktoś od początku musiał śledzić ich ruchy. Styl życia, naprowadzić na siebie i tak bardzo wystawić na całe niebezpieczeństwo i zagrożenie, że parokrotnie ledwo uszli z życiem. To by było nieludzkie. Jaki byłby tego cel? Westchnął, to chyba ten moment, gdy zaczyna się tracić rozum. Ale bądźmy szczerzy, ile razy jedna osoba może go stracić? Spojrzał na Rue, było jej widocznie zimno i chyba ledwo chodziła. Zastanowił się, czy czasem jej nie ponieść, ale stwierdził, że nie zgodziłaby się na to. Tym bardziej, jeśli to Logan miałby to zrobić. Zastanowił się, czy jest jakiś sposób, żeby jej pomóc to znieść. Ale nie wiedział, jak to zrobić. Dać coś cieplejszego? On sam nic nie ma, mógłby jej dać buty, ale znowu spodziewał się odmowy. A nawet jeśli, to byłyby zbyt duże.
- Jeszcze tylko kilka minut - odezwał się idący przed nimi bad boy, nawet się nie odwracając. Jego słowa brzmiały dziwnie pokrzepiająco, jakby naprawdę zależało mu na tym, czy mają dość wędrówki, czy nie. I skąd tak w ogóle wiedział, że tak jest? Cóż, przynajmniej w przypadku Rue. Akuma natomiast czuł się dziwnie dobrze, jakby wypił dziesięć energetyków w ciągu godziny i ich działanie wciąż było odczuwalne w skutkach.
- Dziwny jest - mruknął szeptem prosto do ucha towarzyszki. Zlustrował wzrokiem jego sylwetkę, próbując rozszyfrować zamiary typa. Puści ich wolno? Wątpił w to. A więc, czy uda im się uciec? - Podobno mnie uratował. Nie wiem, co robił pośrodku zlodowaciałego pustkowia i jakim cudem znalazł mnie pod warstwą śniegu, ale to chore - mówił. Usłyszał cichy śmiech, a raczej parsknięcie. Zaraz mu przypierdzieli, jeśli coś powie. A jednak, musi się pohamować.
- Od kiedy ratowanie czyjegoś życia nazywasz czymś chorym? - zastanowił się nad odpowiedzią, po chwili stwierdzając, że wypowiedź blondyna była trochę nietypowa. Powiedział "od kiedy", jakby znali się już wieki. Może to on ich obserwował? Sam skarcił się w duchu za to, że tak myśli. To nierealne. - Mniejsza z tym, jesteśmy na miejscu - oznajmił, wprowadzając ich do jakiegoś budynku. Wyglądał na jeden z tych lepszych, jednak nikt nie pofatygował się na pomalowanie ścian, pozostawiając widoczne rudawe cegły. Tutaj jeszcze nie byli.
- Co to z miejsce? - spytał bez wahania, chcąc isę upewnić, że sam nie postanowił sprzedać ich jako niewolników. Ale ludzie potrafią kłamać. A ten gość wygląda na takiego, który jest dobry we wszystkim. Zapewne łgarz z niego przekonujący.
- Można powiedzieć, że mój dom - oznajmił, na moment przekrzywiając głowę. "Można powiedzieć"? Coraz dziwniej się robi, pomyślał.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz