31 mar 2017

Rue CD Akuma

Obudziłam się z warkoczem na głowie, gdy chłopaka nie było w namiocie. wstałam i miałam zamiar wrócić do siebie, ale gdy tylko wystawiłam głowę, zobaczyłam chłopaka niosącego wiadro, z którego wylewała się trochę woda. Nie trzeba było być geniuszem aby stwierdzić, że zapewne chciał się zemścić. Postanowiłam więc go przechytrzyć i sama go wystraszyłam
Zaczęłam się śmiać, widząc jego minę.
- Trzeba umieć robić żarty - zaśmiałam się z niego. Nie przeszkadzało mi to, że byłam mokra. Nawet tego nie zauważyłam na początku.
- Przecież ty spałaś - mruknął niezadowolony ze swojego wyglądu. Mokre ubrania, a z włosów woda ciekłą mu na twarz, a głównie na oczy, które ciągle wycierał. Ja za to nie mogłam powstrzymać śmiania się.
- Jak widzisz, wstałam - podniosłam ręce w geście, że nie jestem niczego winna. Nadymał policzki, a jego wzrok mówił sam za siebie, że miał ochotę mnie udusić.
- No już, już - poklepałam go lekko po twarzy. - Teraz wyglądasz jak chomik - zaśmiałam się widząc jego pucatą twarz.
- Ty... - syknął łapiąc mnie za ręce i oplatając ramię wokół mojej szyi. Nie przestawałam się śmiać, nawet gdy znowu miał ochotę mnie poczochrać po głowie jak wcześniej.
- Będziesz robił od nowa warkocz! - ten argument obronił mnie, ponieważ Akuma puścił mnie zrezygnowany.
- Zemszczę się kiedyś - fuknął zakładając ręce na krzyż. Dopiero teraz potrafiłam się przestać śmiać, chociaż na twarzy miałam ogromnego banana. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się śmiałam. Naprawdę! Z czterech rzeczy na raz! Najpierw go przechytrzam, potem woda ląduje także na nim, wygląda jak chomik, bronię swoich włosów, a na końcu słyszę, że chce się zemścić. Już to widzę!
- Powodzenia - uśmiechnęłam się rozbawiona, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Zobaczysz - machnęłam ręką.
- Zabawny jesteś, dawno tak się nie śmiałam - sama nie wiem czy miał to być komplement czy może obraza, ale nie zdążyłam już tego cofnąć, ponieważ pożegnałam się z nim i wróciłam do siebie, aby oddać się snowi.
Z samego rana obudziła mnie kotka. Wlazła mi na twarz i masowała nieprzyjemnie policzki, wbijając przy tym pazurki. Chociaż krzyknęłam jej imię, ona nie zareagowała, tylko dalej to kontynuowała. Miałam ochotę ją z siebie zrzucić, ale jedyne co zrobiłam, to walnęłam ją. Tyle... że to nie był jednak kot. Usłyszałam jęknięcie... człowieka. Otworzyłam oczy, a przed sobą zobaczyłam Akumę.
- Ej, co ty tu... - nie dokończyłam, bo natychmiast ziewnęłam przeciągle. Potem dokończyłam "robisz", ale nie wyraźnie. - To ten czas, w którym się mścisz? - zapytałam podnosząc się na łokciach i zastanawiając, czy to on mi wbijał paznokcie, czy mnie szczypał, a może rzeczywiście używał łapek mojej Miki, która ocierała się o jego nogę i głośno mruczała. - Mika też przeciwko mnie? - mruknęłam widząc, jak biała kotka podlizuje się chłopakowi.

<Akuma? Co wymyśliłeś?>

Akuma CD Rue

Głowa nadal go bolała, czuł się niewyraźnie, jednak mdłości stopniowo mijały. Dziękował w duchu tabletkom przeciwbólowym. Najbardziej jednak w tej chwili odczuwał irytację, przecież mogli tak zrobić od razu, w sensie że to on zrobi jej odpowiednią fryzurę, a nie łazić po mieście bez konkretnego celu. Po raz kolejny specjalnie pociągnął ją za niewielkie pasmo włosów, uśmiechając się przy tym pod nosem. Chociaż nie reagowała, sprawiało mu to przyjemność, przynajmniej w jakimś sensie mógł się odegrać. Bo oczywiście stała mu się wielka krzywda, gdy odbyli ten parudziesięcio minutowy spacer. Dla niego były to kilometry, ale cóż... Po chwili zamyślenia zaczął się w końcu interesować tym, co robi i zauważył, że zamiast prostego i ładnego warkocza wyszedł mu jakiś nie wiadomo jak, i tak już zniekształcony, precel. Westchnął i zaczął rozplatać swoje dzieło, by zrobić nowego, chociaż trochę podobne do warkocza, którego wcześniej posiadała.
Po jakichś dwudziestu minutach pracy w skupieniu wyszedł mu nawet ładny warkocz, jednak pozostała jedna rzecz, która go dręczyła - jakim cudem coś takiego ma wytrzymać przez dwa lata? Może ona sobie jakimś klejem te włosy na noc smaruje i rano zmywa, by nie nabrać podejrzeń? I jakim cudem nawet podczas mycia on się nie psuje? Nawet trochę? To dla niego ogromna zagadka. W pewnym momencie zauważył, że nie ma przy sobie żadnej gumki do włosów.
- Rue, skończyłem już. Dasz coś do związania? - spytał, czekając na odpowiedź Gdy takowej nie otrzymał, spytał jeszcze raz. Nadal nic. Nim wstał, spędził chwilę w ciszy, nasłuchując jej oddechu. Był spokojny i miarowy - a więc śpi? Gdy w jednej dłoni trzymając koniec włosów wstał i poszedł przed nią jego podejrzenia się potwierdziły - miała zamknięte oczy i spokojny wyraz twarzy.
- Zajebiście - mruknął sam do siebie. On się tu męczył, a ona zwyczajnie zasnęła! To nie fair! Mina zrzedła mu jeszcze bardziej, gdy zauważył gumkę do włosów na dłoni, na której się podpierała. Jedną dłonią trudno mu będzie sobie poradzić. Przez chwilę rozważał pomysł obudzenia jej albo wzięcia do budzi końca warkocza, ale szybko stwierdził, że nie. W tej samej chwili wpadł na inny pomysł - ( Rue pewnie by go zjadła za to, ale cóż... ) po prostu przydepta butem koniec warkocza i po kłopocie. Ostrożnie, tak by wszystko się nie rozwaliło, położył na materacu koniec włosów i tak jak zamierzał, przydeptał butem. Następnie przekręcił się tak, że był nad dziewczyną i jedną ręką przytrzymał głowę, drugą wziął dłoni i kciukiem zsunął z niej gumkę do włosów, która swoją drogą luźno na niej wisiała. W końcowej fazie robienia fryzury poradził sobie niemal doskonale. Wstał i uśmiechnął się wrednie do samego siebie- miał zamiar obudzić ją tak, jak ona obudziła go wcześniej, czyli wylać na nią wiadro lodowatej wody. Zdawał sobie sprawę, że wcale nie byłą taka zimna, ale wtedy była potwornie chłodna. Wybiegł z namiotu i udał się po wiadro, które zostało przed namiotem Rue, a następnie do łazienki, by napełnić je wodą. Gdy to zrobił uznał, że jest wystarczająco chłodna. Jedyne, czego mu było szkoda to swojego pokoju, który skończy jako ocean, ale postanowił się tym nie przejmować. Szedł już wolniej, ostrożnie tak, by zostało jak najwięcej wody. Gdy doszedł do swojego namiotu zauważył, że Rue nie ma na miejscu, gdzie znajdowała się wcześniej. Szlag... Nim zdążył jakkolwiek zareagować, ta wyskoczyła na niego z wrzaskiem, chcąc wystraszyć. I udało jej się to, tyle, że wiadro przygotowane do wylania wody zostało wyrzucone w powietrze nad nimi, oblewając zimną wodą obojga. Wydał z siebie parę cichych chrząknięć irytacji, gdy wiadro spadło na ziemię.
- Tylko ty miałaś być mokra - zauważył, mówiąc jakby do siebie gniewnym tonem.
< Rue? >

30 mar 2017

White CD Smiley

Wilki... wilki... gdzie ja widziałem wilki... już wiem! Pociągnąłem dziewczynę na sam koniec wesołego miasteczka, gdzie znajdował się mały straganik, w którym stała starsza kobieta. W tym momencie stoisko było zajęte przez małego chłopczyka, który próbował trafić strzała w ruszającą się tarczę, ale trzy razy spudłował. Mama go zabrała dalej, a my podeszliśmy bliżej.
- Mógłbym zagrać? - dopiero teraz puściłem rękę dziewczyny, całkowicie zapominając o tym, ze ją ciągnęłam za sobą. Starsza kobieta miała miły uśmiech na twarzy oraz roześmiane oczy. Skinęła głową wyciągając w moją stronę dłoń. Dałem jej cenę za trzy strzały i łuk.
- Strzelałeś kiedyś? - zapytała Smiley, na co pokręciłem głową.
- Ale chyba takie trudne to nie jest - stwierdziłem i wystrzeliłem pierwszą strzałę, która spudłowałem. Druga tak samo jak poprzednia wylądowała obok. Zmarszczyłem brwi skupiając się na ostatniej. Strzeliłem... w środek... ale się odbiło. Widziałem to dokładnie, że strzała się odbiła od tarczy lecąc w dół, że rzekomo za lekko strzeliłem.
- Niestety się nie udało - powiedziałam kobieta. "Czyli tak się bawimy" pomyślałem prosząc o kolejny zestaw.
- Jesteś pewien? - poczułem rękę na swoim ramieniu. Spojrzałem na różowowłosą i zamiast odpowiedzi, puściłem jej oczko dając do zrozumienia, że wiem co robić. Za pomocą mocy sam nakierowałem strzałę i kontrolowałem tarczę, dzięki czemu dwie pierwsze strzały gładziutko weszły w środeczek, a trzecia przeleciała nawet na wylot - to był wynik użycie za dużej siły. Kobieta była w szoku widząc coś takiego. Przełknęła głośno ślinę, po czym podała mi dużego szarego wilczka z uśmiechem na pysku i dużymi czarnymi oczami. Oddałem jej za to łuk i przyjąłem pluszaka, którego oddałem dziewczynie.
- Wiedziałem, co robię - dałem jej znać, gdy zaczęliśmy się oddalać od straganu. - Masz jeszcze na coś ochotę? - zapytałem. W tej chwili chciałem wrócić do namiotu, aby powyciągać parę piór spod ubrania, ponieważ zaczynały mnie uwierać.
<Smiley?>

Rue CD Akuma

Nie chciałam oddać swoich włosów w ręce Akumy, ponieważ nie zbyt wierzyłam w to, że nie będę musiała go od nowa rozplatać, a przez nocą wolałabym mieć na sobie ten warkocz. Drugi powód był taki, że nazwał mnie parówką, co wcale do mnie nie pasowało. Bynajmniej tak sądziłam, może jak przejże się w lustrze, znajdzie jakąś cechę, podobną do tego żarcia. Ale kogo by tu wykorzystać do robienia mi fryzury za darmo? Nie miałam jeszcze pojęcia.
- I co, zdecydowałaś wreszcie, gdzie chcesz iść? - zapytał. Spojrzałam na niebo, na którym zaczęło zachodzić słońce. Włosy spięłam w wiszącego koka, który pewnie wyglądał okropnie, ale nie chciałam, aby wlatywały mi do oczu, albo żebym nimi o coś zahaczała.
- Zaraz coś wymyślę - mruknęłam próbując sobie przypomnieć czy znam kogoś, kto umie robić warkocze. Jakiś fryzjer? Niestety wśród spisie swoich przyjaciół nie miała nikogo takiego, oprócz rzekomego Akumy. Spojrzałam na niego kątem oka zastanawiając się, czy może wybrać jego, ale stwierdziłam, że nie będę ryzykować.
- To ty jeszcze nie wiesz? - mruknął unosząc ręce do góry, jakby widział Boga. Przewróciłam oczami rozglądając się na wszystkie strony. - Fryzjer jest już zamknięty. Nie masz kogoś znajomego? - widać było, że chciał już zakończyć tą podróż w poszukiwaniu twórcy warkoczy. Skoro miał zamiar tak marudzić, to po co ze mną szedł?!
- Mam, ale nie pytałam nikogo, czy umie robić fryzurę - mruknęłam przepraszająco, ale jemu to nie wystarczyło. Słońce chyliło się ku zachodowi coraz niżej, a ja miałam przeczucie, że w ten sposób na pewno nikogo nie znajdę. - Ugh... - stanęłam i się odwróciłam. - Dobra, ty mi zrobisz - mruknęłam cicho pod nosem wracając w stronę namiotów. Jemu aż opadły ręce.
- Nie mogłam wcześniej się namyślić?! - wręcz do wykrzyknął wlokąc się za mną, ale najwidoczniej ulżyło mu, że w końcu zaczęliśmy wracać.
- Ale ty marudzisz... - westchnęłam czując jak kok robi się coraz luźniejszy.
- Na moim miejscu też byś marudziła - może i miał rację, ale...
- Ja w przeciwieństwie do ciebie myślę pozytywnie - stwierdziłam.
- Może mi się to udzieli - prychnął zakładając ręce na piersi.
Doszliśmy do cyrku, po czym zawitaliśmy do jego namiotu, bo był najbliżej.
- Tylko się postaraj, nie chcę mi się go rozplątywać później - dałam mu znać rozglądając się po jego pokoju, a następnie siadając po turecku na materacu. Zdjęłam gumkę pozwalając długim prostym włosom opaść na ziemię.
- Chyba wiem, jak to się robi - usiadł z tyłu i wziął moje kudły do rąk. - Aż tak we mnie wątpisz?
- Aż tak boje się o włosy.
Uwielbiałam, gdy ktoś bawił się moimi włosami, a wykonanie warkocza z tak długich włosów i to porządnego nie była krótka, dlatego długo mogłam się cieszyć miłym dotykiem. Nie przeszkadzały mi żadne pociągnięcia, bo chciałam, aby fryzura była mocno ściśnięta, aby jak najdłużej się trzymała. W ten czas, kiedy on zaplatał je, ja zamknęłam oczy i nie wiedząc kiedy, zasnęłam. Ta... tylko ja potrafię zasnąć siedząc. Ale to nie było trudne. Zamykasz oczy i śpisz. 
<Akuma?>

29 mar 2017

Smiley CD White

Przedstawienie jakie za reprezentował White było wspaniałe podobnie jak to, że potrafiłam się umówić w powietrzu zafascynowało mnie i w dodatku dało trochę do myślenia jak to zrobił. Niestety jak to każdy magik nie zdradzi mi tej tajemnicy, więc nawet nie chciało go o to pytać. Zwierzątka które latały z początku były przeurocze, a zwłaszcza lisek. White chwycił mnie za rękę i schodząc w dół, przedstawienie się zakończyło.
- To na jakiego zwierzaka masz ochotę? - zapytał się z miłym uśmiechem mną twarzy.
- Sama nie wiem... lubię wszystkie zwierzęta, ale najbardziej to chyba wilki - odpowiedziałam zastanawiającym się wyrazem twarzy i lekkim uśmiechem na twarzy.
- No to idziemy zdobyć wilka specjalnie dla ciebie - odparł entuzjastycznie. Chwycił mnie jedna rękę za moją rękę, a w drugą wziął kapelusz, a wraz z nim monety jakie uzbierał od publiczności.
Tłum się rozszedł co prawda od nas, ale pozostawał jeszcze trochę większy tłum przy atrakcjach.
- White gdzie idziemy? - spytałam się chłopaka, który mnie ciągnął za sobą. Było to trochę zabawne uczucie, ponieważ to ja zazwyczaj kogoś ciągnę za sobą, a nie osoba mnie. Chłopak miał coś w planach, ale nie miał zamiaru mi p tym nic, a nic powiedzieć.
- Przekonasz się za chwilę sama - odparł, a ja uśmiechnęłam się szeroko jak tylko zobaczyłam jego roześmiane oczy.
<White?>

27 mar 2017

Azucar CD Smiley

Słuchałem uważnie słów dziewczyny, po czym pokiwałem głową.
- Na jasne - uśmiechnąłem się. - Z chęcią ci pomogę - powiedziałem. Pogłaskałem suczkę po głowie, która wystawała z torby.
Ruszyliśmy dalej, a po piętnastu minutach drogi byliśmy już pod namiotami.
- Jutro robię pizzę, pamiętasz? - zapytałem przypominając sobie o naszej ostatniej kolacji i rozmowie.
- Pamiętam, a ja miałam ci pomóc - odpowiedziała.
- Ja miałem cię nauczyć - poprawiłem. - Możemy pójść na spacer, do sklepu zoologicznego, spożywczego, a potem wrócimy do mnie i zrobimy kolację - zaproponowałem.
- Mi pasuje - odrzekła.
- Wiesz... Jutro chyba nie będę cię budzić. Trochę mieliśmy dzisiaj wrażeń... Nie wiem nawet, czy bardziej zmęczyły mnie dzieciaki, czy ta cała pogoń - zaśmialiśmy się.
- Nawet nie będę się wykłócać, dobrze mi zrobi trochę snu - przyznała.
- Dobra, przyjdź do mnie jak już wstaniesz i...
- Nie wiem, czy się doczekasz - przerwała mi.
- Wierzę w ciebie.
- No dobrze, to do jutra - pożegnaliśmy się.
Wróciłem do siebie i poszedłem z Księżniczką na spacer. Nie trwał on długo, bo byłem naprawdę padnięty. Ledwo co wróciłem padłem na łóżko, nawet nie mając siły, by zrobić cokolwiek, posprzątać, zjeść coś, przebrać się, czy wziąć prysznic.
Spodziewałem się, że jutro będę miał trochę czasu, zanim Smiley do mnie przyjdzie, dlatego ze spokojem i ulgą zamknąłem powieki i pogrążyłem się we śnie...

< Smiley? >

Akuma CD Rue

Czy ją porąbało? Czesać się co dwa lata?! Przecież to jakieś chore jest! Nigdy nie rozwaliła się jej fryzura? Nigdy nie zahaczyła o coś włosami, nigdy nie próbowała nauczyć się na własnych włosach robić warkocza? Nigdy nie próbowała się upodobnić do jakichś lasek z filmów, których włosy wyglądają jak futrzana kula do kręgli? Nagle coś go olśniło.
- Jak ty myjesz włosy? - zbył jej wcześniejsze pytanie, zadając swoje. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.- W warkoczu? Jakim cudem one ci schną? Gdy moja mama myła włosy - tutaj celowo skłamał - mimo rozpuszczenia oraz rozłożeniu ich tak, by szybciej schły, trwało to pół dnia.
- Normalnie je myje. Normalnie też schną. Może faktycznie trochę dłużej, ale nigdy nie zwracałam na to uwagi - szczere, czy nie szczere, w każdym razie dziwne. Schną "trochę" dłużej? Przecież te jej kłaki by się zaśmierdziały! Cóż, chyba, że je suszy. Ale skoro nie czesze, to jakim cudem jej włosy miały by wytrzymać w ładzie takowy zabieg?
- A więc? Znasz kogoś? - spytała, a on od razu podjął decyzję. Musiał stłumić wredny uśmieszek, jednak nie zdołał, więc przerobił go na szczery uśmiech.
- Ja potrafię, i to nawet dobrze. Siostra mnie nauczyła, była w tym dobra - ponownie skłamał, tym razem posuwając się do poważniejszego kłamstwa, bowiem nie miał żadnego rodzeństwa. Przez chwilę miał wyrzuty sumienia, jednak szybko sam siebie usprawiedliwił, stwierdzając że zawsze może powiedzieć, iż chodziło mu o zakonnicę
- Skąd mam mieć pewność, że nie wyjdę z tego z gniazdem na głowie? - spytała, a on zrobił urażoną minę. Oczywiście właśnie taki miał zamiar, ale szczerze go uraziło to, że o tym pomyślała.
- Jeśli chciałbym, mógłbym być profesjonalnym fryzjerem i czesać gwiazdy, a nie takie parówki z nogami, jak ty - szybko po tej wypowiedzi się zaśmiał stwierdzając, że "parówka" to idealne przezwisko dla jego towarzyszki.
- I dlatego by cię wylali.
- Dobra, dobra. Skończ już, Parówo. Czesać cię, czy chcesz przekopać pół miasta, by znaleźć kogoś lepszego ode mnie. Ba, cały kraj! - zawołała z wyraźną nutą wyższości w głosie. Jedyne, co otrzymał w zamian, to przewrócenie oczyma.

Chciał, by wreszcie ten marsz dobiegł końca. Głowa ponownie go bolała, na plecach jak zwykle niósł swój plecak z tym, co zwykle oraz Apapem i butelką wody, z resztą już do połowy opróżnioną. Od jakichś piętnastu minut szli po mieście, by udać się do znajomej dziewczyny lub do fryzjera. Rue miała namyślić się po drodze.
- I co, zdecydowałaś wreszcie, gdzie chcesz iść? - spytał się, masując bolące skronie.

< Rue? >

26 mar 2017

White CD Smiley

- Wiesz, jestem pewien, że wkrótce go spotkasz – powiedziałem lekko się uśmiechając, po czym wstałem. - No dobra, wracamy? - zmieniłem temat, aby nie myślała już o swojej przeszłości. Nie lubiłem gdy mój towarzysz się smucił, a wręcz przeciwnie.
- Dobra, ale wpierw pokaż mi, co potrafisz jako magik – uśmiechnęła się. Spojrzałem na nią lekko zdziwiony, ale odwzajemniłem jej radość i się zgodziłem. Może przy okazji coś zarobię? Dobry pomysł. Będę mógł zagrać w coś i wygrać dla niej jakiegoś pluszaka, lub coś w tym rodzaju, jeśliby się zgodziła.
- No dobrze – zniżyłem się do pasa kłaniając się przed dziewczyną. Gdy się wyprostowałem złapałem swój kapelusz, z którego wyciągnąłem mniejszy kapelusik. - Jeśli coś dzisiaj uzbieram, wygram dla ciebie pluszaka – uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, po czym położyłem wyciągnięty przedmiot parę kroków od ławki. - A więc, ten występ jest dla ciebie – powiedziałem odwracając się do dziewczyny. - Jakie lubisz zwierzaczki? - zapytałem.
- Lisy – odparła po chwili namysłu.
- Świetnie się składa – wsadziłem dłoń do kapelusza, po czym wyjąłem z niego małego rudego liska. - A widziałaś kiedyś latające? - zapytałem. Podrzuciłem rudą kulkę do góry, a ta zamiast spaść na ziemię, lewitowała nad ziemią. Widziałem, jak oczy Smiley zabłysły, a wokół nas zebrało się z pięciu ludzi.
Wyjąłem z rękawa piękne róże, które podarowałem przypadkowej kobiecie. Gdy je powąchała, zamieniły się w małego kotka, który zamiauczał i wskoczył na głowę mężczyźnie, który stał obok. Zwierzak nie dał się złapać, skoczył w powietrze i zamienił się w białego gołębia, za którym poleciał lis. Jednak aby zapobiec temu, co miało się wydarzyć, złapałem lisa i gołębia, kiedy ich czapka wchłonęła. Po zrobieniu jeszcze paru sztuczek z zamianami zwierząt i roślin, postanowiłem to już zakończyć. Wyciągnąłem w stronę różowowłosej dłoń, a ta niepewnie ją złapała.
- W ostatniej sztuczce pomoże mi moja piękna przyjaciółka – powiedziałem i złapałem ją za biodra. - Zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym – gdy to zrobiła, lekko ją uniosłem nad ziemią. - Ktoś widział kiedyś lewitujących ludzi? - zapytałem, ale nie oczekiwałem odpowiedzi. Wystarczyło, ze w moim malutkim kapelusiku znajdowało się parę monet, które na pewno wystarczą na wygranie dla niej jakiegoś pluszaka.
Znajdowała się nad ziemią jakiś metr, była lekka. Wyobraziłem sobie ja zostaje w tej pozycji, nie spada na ziemię, tylko trzyma się w powietrzu. Puściłem ją i kazałem jej otworzyć oczy.
- O matko! - zachwyciła się spoglądając w dół. Tak jak reszta widzów widziała, że nie stoi na ziemi, tylko unosi się w powietrzu. Usłyszałem oklaski, a potem brzęk monet. Złapałem dziewczynę za rękę, po czym stanęła na ziemi. Ukłoniłem się dziękując za uwagę, po czym wszyscy się rozeszli. Wziąłem do ręki to, co udało mi się zebrać.
- To na jakiego zwierzaka masz ochotę? - zapytałem z uśmiechem.

<Smiley? Wena wróciła!>

Rue CD Akuma

Haha! Jak on zabawnie biegł! Wyglądał jak po prawdziwej imprezie! Zamiast biec prosto, robił jakieś zygzaki. Gdybyśmy znajdowali się w lesie, na pewno by uderzył o parę drzew, a wtedy to bym pękła ze śmiechu! Tak czy owak już tutaj brzuch mnie bolał ze śmiechu. Położyłam się na ziemi i śmiałam się na całego, przez to nie zauważyłam, kiedy mnie złapał. Sadziłam, że zacznie mnie dusić, kiedy złapał moją szyje. Po za tym ten jego gniew w oczach mnie nawet rozbawiał, więc uduszenia nie potrafiłam wziąć na poważnie. Zaczął zamiast tego czochrać mnie po głowie, a ja nie mogłam nic zrobić, bo w dalszym ciągu chciałam się śmiać z jego wcześniejszych prób dogonienia mnie. Po za tym nazwał mnie chomikiem! Czy ja mam takie grube policzki, czy jak?
- Ej! Nie wyglądam jak chomik! - krzyknęłam. Po chwili mnie puścił, a ja wiedziałam, że moje włosy płaczą.
- Z moje punkty widzenia wyglądasz teraz strasznie - zaśmiał się widząc moją fryzurę. Dotknęłam włosów, a pięć centymetrów nad głową poczułam swoje włosy. No nie... muszę zrobić warkocza od nowa... Znaczy... ktoś będzie musiał mi go zrobić.
- Teraz będziesz musiał mi spleć warkocza od początku - pokazałam mu język, a Akuma się zaśmiał.
- Chciałbyś - powiedziałam siadając na ziemi. Nagle mina mu zbrzydła i złapał się za głowę. Teraz to ja się śmiałam.
- Co, główka boli od kaca? - zaśmiałam się widząc jego minę. Spojrzał na mnie jak spod byka i mruknął coś nie wyraźnego pod nosem. Z uśmiechem usiadłam na ziemi i zdjęłam gumkę, która spinała mojego warkocza przez całe życie. Dosłownie! Nigdy w życiu go nie rozplątywałam, jedynie co dwa lata ktoś mi go robił na nowo, kiedy moje włosy były dłuższe i trzeba było spleść te górne kosmyki. Ale... - Ej, ja nie umiem robić warkocza - powiedziała rozplątując fryzurę. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Przecież codziennie w nim jesteś - stwierdził.
- No tak, ale ja nie rozplątuje - podniósł jedną brew, a ja pospieszyłam z wyjaśnieniami. Powiedziałam mu, że warkocz jest rozplątywany co dwa lata i robiony na nowo, ale nigdy przeze mnie. Zawsze znajdowałam jakąś osobę, która to robiła. Akurat na końcu tłumaczeń rozplotłam go do końca, po czym wstałam.
- Czy ty je kiedykolwiek ścinałaś? - zapytał widząc moje włosy, które po rozpuszczeniu sięgały aż zgięcia w kolanach. Pokręciłam przecząco głową. Przejechała palcami po włosach. Były one proste i łatwo się układały, dlatego nie potrzebowałam szczotki. Lepiej! Ja nawet jej nie miałam.
- No dobra, znasz kogoś, kto umie robić warkocze? - zapytałam siadając przed nim i zabierając włosy spod tyłka, aby przypadkiem na nich nie usiąść. Zaśmiałam się przez wizję chłopaka, który robi mi warkocza. Jestem ciekawa, co by z tego wyszło. - Bo ścinać ich nie mam zamiaru - dodałam szybko tuląc moje włosy.

<Akuma?>

Akuma CD Rue

Na początku jakby przez mgłę, dostrzegł oddalający się namiot oraz czuł, jakby ktoś nim zamiatał ziemię. Przez myśl przeszło mu, że ktoś go uprowadził, wkrótce stwierdził jednak, że to, co się dzieje jest zupełnie normalne i poszedł spać dalej, zwalczając swojego kaca. Nagle poczuł, jak coś niezwykle mokrego, zupełnie jak woda, bez określonego kształtu, zupełnie jak woda i smakującego ( albo raczej baz smaku ) zupełnie jak woda, spływa na niego w jednej chwili. Spiął wszystkie mięśnie, otworzył szeroko oczy, przez co światło dnia oślepiło go na moment, wprawiając w osłupienie. Nie wiedział, co się dzieje i gdzie jest, przez ten blask. W końcu odwrócił wzrok zdając sobie sprawę, że patrzył się prosto słońce. Zaraz.. słońce? Już zdążył zapomnieć, że nie jest już w namiocie. Widział kolorowe plamy, jednak mimo tego był w stanie stwierdzić, że leży na trawie, a obok stoi jakaś postać. Nie spojrzał jednak na nią, zbyt osłupiały, by to zrobić. Cały był mokry, nagle zrobiło mu się zimno. "Może to tylko woda?" - pomyślał z nadzieją, że to prawda. Bo przecież jeśli porwali go kosmici, to na pewno woda nie była...
- Ha ha ha - usłyszał nagle, gdy odzyskał pełnię świadomości i nie słyszał już tylko tępego szumu w uszach. Znał ten głos, to była Rue! Od razu podniósł głowę do góry, podpierając się na łokciach i dłoniach spoczywających na mokrej od cieczy ziemi. Nagle połączył wszystkie fakty. Kątem oka dostrzegł wiaderko w jej dłoni. Cały był mokry, ktoś wyciągnął go z namiotu. A mówiąc "ktoś", ma na myśli właśnie tą o to dziewczynę, która teraz nie mogła powstrzymać się od histerycznego śmiechu. W jednej chwili wstał, gotowy ją udusić, jednak ona szybko się odsunęła, a w dodatku mocno zakręciło mu się w głowie, przez co o mało się nie wywalił. Mimo wszystko spróbował ją złapać, jednak jego dłonie napotkały tylko powietrze, jakby chciał odgonić oburącz natrętną muchę. Ponownie ten śmiech. Z każdą chwilą nabierał coraz to większej ochoty, by ją zabić. Skoczył do przodu, z każdą chwilą czując się pewniej na nogach. Zignorował niemiłosierny ból głowy oraz jej zawroty, biegnąc za Rue. Co prawda wyglądał, jakby tańczył, gdyż świat z każdą chwilą się przesuwał i dążenie do linii prostej biegu było dla niego ogromnie trudne...
- Rue! - krzyknął wściekle, gotowy do mordu. Co prawda pewnie wiele by jej nie zrobił, teraz jednak przystałby na propozycję nakarmienia nią rekinów. Kolejna dawka śmiechu wstrząsnęła nią. I z czego tak rży?! W końcu gdy uświadomiła sobie, jak wielką ma przewagę nad Akumą, zatrzymała się i obserwowała, jak "pędzi"zygzakami w jej kierunku. Cóż, teoretycznie w jej kierunku. Widząc to przyśpieszył i niemal udało mu się wyrównać przebywaną drogę. Po paru minutach wreszcie udało mu się dogonić dziewczynę. Jedną rękę ustawił pod jej szyją, jakby chciał ją udusić i przytrzymał, a drugą wykonał, jak to nazywa, "fiziu-miziu", czyli zaczął po prostu mierzwić jej włosy.
- Ty wredny chomiku, jak mogłaś mi coś takiego zrobić?! - zawołał z wyrzutem, nie przestając, w końcu jednak się roześmiał, gdyż jej włosy były teraz w naprawdę niefortunnym stanie.

< Rue? >

25 mar 2017

Rue CD Akuma

Tak, zdecydowanie ma kaca. Ojoj... jaki biedak... Może go trochę pomęczę? Nie musiał w końcu tyle pić. Chociaż gdy stwierdził, że to jego namiot, miała ochotę się zaśmiać. Czy był na prawdę tak bardzo pijany, że nawet nie pamięta gdzie zasnął? Teraz się zastanawiałam, czy powiedzieć mu prawdę, czy może pobawić się w tą jego skacowana grę.
- To nie jest twój namiot – a jednak nie miałam ochoty się bawić. Pstryknęłam mu tylko w nos, po czym wstałam i zaczęłam szukać jakichś ubrań. Akuma chyba nawet mnie nie słuchał, się nie poruszył i nic nie powiedział. Jedynie uderzył się ręką w twarz, zapewne chcąc pomasować bolący nos, ale jakoś mu to nie wyszło. W sumie to nawet lepiej, że nie zareagował. Nie zmienił swojej pozycji i dalej leżał do mnie tyłem, dlatego na spokojnie mogłam się przebrać.
Gdy już to zrobiłam, zostawiłam śpiącego i skacowanego Akume w namiocie. Mnie głowa nie bolała, dlatego postanowiłam trochę potrenować. Nakarmiłam się Mike, która tak czy siak ruszyła za mną do cyrku. W środku znajdowały się trzy osoby, ale tylko jedna trenowała. Pozostali rozmawiali, a ja poszukałam dla siebie miejsca. Postanowiła pobawić się w chodzeniu po linie. Jest to jedna z najprostszych rzeczy, jaka może tu być. Znaczy dla mnie. Nie wszyscy przecież są linoskoczkami czy jakimiś akrobatami.
Weszłam po drabince na samą górę i spojrzałam w dół. Bez siatki na dole będzie ciekawie, wątpię, abym spadła. Zaczęłam od czegoś prostego, jak chodzenie na rękach po linie, potem jakiś fikołki, salta. Złapałam się linki wisząc na dole, a ta jak sprężyna wyrzuciła mnie w górę, więc zrobiłam dwa obrony i stanęłam na nogach na linie. Mniej więcej po połowie godziny zeszłam stamtąd i napiłam się wody. Jeszcze przed dzisiejszym występem poćwiczę na trapezach i trochę na trampolinach. Teraz zaczęłam wracać do chłopaka. Nie dam mu dłużej spać.
Moja kotka poszła się bawić, a ja weszłam do swojego namiotu, w którym w dalszym ciągu spał Akuma. Założyłam ręce na krzyż zastanawiając się, jak by tu go wybudzić. Może wpierw coś niegroźnego. Lekko nim potrzęsłam każąc mu się obudzić, ale on tylko mruknął coś pod nosem i odtrącił mnie ręką. Druga faza: złapałam go za nogi i wyciągnęłam z mojego łóżka, po za namiot. Także cisza. Ponownie coś mruknął i otulił się kołdrą, którą pociągnął za sobą. Zabrałam mu ją, przygotowując fazę trzecią: niewielkie wiadro w letnią wodą, którą wylałam mu prosto na twarz.
No! Teraz to się obudził! A wiedząc jego minę nie mogłam się powstrzymać przed głośnym zaśmianiem się. Punkt dla mnie.

<Akuma?>

Odchodzi!

#Powód: brak kontaktu, nie pisanie opowiadań przez dłuższy czas

Odchodzi!!!

# Powód: decyzja właściciela, brak czasu

Będzie nam smutno, pamiętaj jednak, że zawsze możesz do nas wrócić ;)

21 mar 2017

Needle CD Azucar

- A gdzie idziemy?- zapytałam się go gdy wyszliśmy z lokalu. Byłam najedzona, a zawsze gdy tak było powoli chciało mi się spać.
- No nie wiem... Masz jakieś nowe projekty ubrań?- spojrzał na mnie, zaciekawiony.
- Mam kilka prywatnych, mogę ci pokazać- odpowiedziałam natychmiast, nieco orzeźwiona jego pytaniem. Lubiłam pokazywać innym stroje z pod mojej ręki. Zawsze chętnie w tedy słuchałam ich krytyki i pochwał. Azucar uśmiechnął się.
- No to chodźmy!- powiedział i wróciliśmy do miejsca, w którym znajdował się cyrk. Gdy dotarliśmy zaprowadziłam go do mojego miejsca zamieszkania. Przy łóżku stał kufer sporych wielkości. Otworzyłam go z trudem, a gdy Azucar podszedł do mnie by mi pomóc odgoniłam go ruchem ręki i powiedziałam "Ja sama!". Ta... Miałam tendencje do brania na klatę za trudnych rzeczy. Przy tym kufer to pikuś. Na dnie drewnianego pudla leżały niezliczone stroje, a najwięcej było sukienek. Najłatwiej mi wychodziły, po za tym miałam na nie sporo pomysłów. Nie obeszło się również bez koszul, spódnic, bluzek, a nawet strojnej bielizny. Wszystko wyłożyłam na ziemię, w ogóle nie przejmując się tym, że stroje mogły się wybrudzić.
- Podziwiaj!- wykrzyknęłam, dumna z siebie jak nigdy. Byłam ciekawa jego reakcji na kobiecą bieliznę, którą uszyłam stosunkowo nie dawno. 

<Azucar?>

20 mar 2017

Smiley CD White

White miał brata imieniem Colin. Wyobrażając sobie małego White jako starszego brata, w mojej głowie pojawiało się pełno zdjęć ich obu. Ja byłam młodsza od swojego brata, tak czysto teoretycznie, ale nie wiedziałam jak to jest mieć starszego brata.
- Nie odpowiem ci bo nie wiem jak to jest być młodszą siostrą, która ma starszego brata. Jak miałam sześć lat moi rodzice zginęli, a ja z bratem trafiliśmy do domu dziecka. Mojego brata zaadoptowali prawie, że od razu, a ja zostałam tam sama. Czekałam długo, aż ktoś mnie zaadoptuje, ale ze względu na kolor moich włosów nikt mnie nie chciał. Uważali mnie za dziecię demona, które nie powinno się pojawić na tym świecie. Co prawda Yuiji obiecał, że mnie odnajdzie i kiedyś spotkamy się razem to jakoś jeszcze nie doczekałam się naszego ponownego spotkania. Będąc najstarszą w sierocińcu dziewczynką wszystkie obowiązki przepadły na mnie, a kary leciały na mnie. Jedna z zakonnic mnie tak nienawidziła. Pewnego dnia wkurzyła się tak na mnie, że dostałam lanie, które jeszcze pamiętam do dziś dnia i potem mnie wyrzuciła za próg sierocińca. Radziłam sobie sama dzięki występom na ulicy. Sytuacje czasami wymagały, aby ukraść coś do jedzenia, ale nie dopuściłam się do tego. W bardzo zimową noc, będąc prawie na wyczerpaniu podeszła do mnie trójka ludzi, którzy wyciągnęli do mnie pomocną dłoń. Był to Dague wraz z Black'iem i Night'em. mając wtedy zaledwie jedenaście lat dołączyłam do ich trupy cyrkowej i od tamtego czasu to oni są moją rodziną - dodałam z uśmiechem na twarzy. - Ważne dla mnie jest to jest tu i teraz, a nie to co było wcześniej - uśmiechnęłam się. Nie lubiłam za bardzo o tym mówić, ale jakoś nie mam żalu do brata, że jeszcze mnie nie odnalazł.

<White?>

Smiley CD Vogel

Ostatecznie to ja poprowadziłam oby dwa pupile, ale nie miałam tego za złe chłopakowi. Vogel był nowy i pewnie nie znał do końca tutejszych okolic, więc ja miałam zamiar, aby je poznał. Chociażby miejsce, które uważałam za najpiękniejsze, a było ich nawet dość sporo. Jako cel spaceru obraliśmy sobie domek w drzewie. Było to jedno z ciekawszych miejsc jakie do tej pory odnalazłam. Chcąc się coś dowiedzieć o chłopaku, zadałam mu na ten temat pytanie. To, że chodził do biedniejszych dzielnic i robił zabronione występy żonglerskie to czemu by nie, ale sama myśl o strzelnic trochę mnie zaskoczyła. Zaskoczyło mnie to, ale nie od razu przeraziło. Wreszcie każdy z nas jest inny i też lubi coś innego.
- Podziwiam ciebie... - wyszeptałam pod nosem.
- Co mówiłaś? - spytał, a ja się trochę speszyłam.
- Nie to nic takiego... - odparłam zdezorientowana.
- A co ty lubisz robić? - spytał się chłopak. Zanim odpowiedziałam, dobrze się zastanowiłam nad tym co uwielbiam robić.
- Poza liną i opieką nad zwierzakami to ćwiczę grać na instrumentach, zazwyczaj na pianinie albo flecie. Znajdując dłuższą chwilę wychodzę na targ gdzie szukam szklanych kolorowych kulek. Kocham przez nie patrzeć, bo dzięki nim, świat staje się inny. Bynajmniej jak dla mnie - odparłam z ogromnym uśmiechem - odparłam entuzjastycznie. Spojrzałam się na chłopaka idącego równym tempem koło mnie. - Z resztą co ja ci będę mówić, skoro możesz się sam o tym przekonać - przełożyłam smycze do jednej ręki, dzięki czemu miałam jedną wolną. Zanurzyłam swoją dłoń w kieszeń i wyjęłam jedną z szklanych kulek.
- Zobacz sam - wręczyłam mu szklaną kulkę do ręki.

<Vogel?>

Akuma CD Rue

Czuł się wyśmienicie, ale gdy z płynnością baletnicy ( tak mu się zdawało) wszedł na "swoje" łóżko, od razu zasnął. Obudził go czyiś krzyk. Zamiast jednak na niego zwrócić uwagę, zawył z bólu. Miał wrażenie, że głowa zaraz mu pęknie, oczy się wypalą, a wnętrzności zwymiotuje. Czuł się, jakby był żywą śmiercią.
- Hleaehy, mszlaszl klacea?!- usłyszał ten sam bełkotliwy krzyk, co wcześniej. Czyli to prawda? Czyli przyszli po niego?! Ponownie jęknął z bólu i przestrachu, podnosząc głowę. Otworzył oczy, wiele jednak nie zobaczył, gdyż włosy w jeszcze większym nieładzie, co zwykle, wpadały mu do oczu i kłuły niemiłosiernie, nie pozwalając na wyraźny odczyt obrazu. Uniósł dłoń, jednak za wiele nią nie zdziałał, gdyż to właśnie na niej spał i nie mógł nią poprawnie ruszać. Bezwładna część ręki, czyli od palców aż po łokieć, opadła mu na twarz. Jakimś cudem ją z niej ściągnął przy okazji odgarniając większą część włosów. Mrużąc oczy z fatalnego stanu oraz z oślepiającego światła, spojrzał na postać siedzącą obok niego. Śmiałą się. Tak, wyczuł to całym sobą. Boże, czyli to prawda? Czyli po śmierci przyjdzie po niego sam diabeł? Poprawka - przyszedł? Przełknął głośno ślinę, jednak następne co zrobił, to mruknął niezrozumiale, chwiejącym się niskim, zachrypniętym głosem:
- Diable, spie*dalaj, daj mi pół godziny - po tych słowach jego ciało ponownie opadło na miękkie posłanie. Nie był w stanie racjonalnie myśleć. Zbyt źle się czuł, zbyt mało miał kontaktu z rzeczywistością. Miał wrażenie, jakby wokół grały małe czerwone stworzonka, czyli posłańcy diabła, na diabelskich skrzypcach. Huk instrumentu w rzeczywistości był spowodowany szumieniem w uszach oraz wyraźnym pulsowaniem skroni. Powoli zaczął słyszeć coraz wyraźniej śmiech, który trwał non stop. Mimo strachu spał. " Pieprzyć to, pieprzyć diabła".
- Kac jak nic - usłyszał znajomy sobie głos, tyle, że mocno zniekształcony. Dziwnie rozciągnięty. Poderwał się, półprzytomny, ponownie jedząc własne włosy.
- RUUAAAEE, CIBIO TRYŻ DRORWOLI?!- wykrzyczał, a raczej głośno wybełkotał, znacznie piskliwiej, niż wcześniej. Wciąż jednak nie mógł pozbyć się chrypy. Następną jednak rzeczą nie było uratowanie jej przed diabłem, lecz pójście spać. Na wpół śniąc czuł, jak pod nim coś się prześlizguje. Miał wrażenie, jakby turlano nim po stromym zboczu, prosto do komnaty samego szatana. Miał wrażenie, jakby świat wokół wirował. Do tego wybuchająca głowa oraz płonące żywym ogniem oczy oraz brzuch.
Po jakimś czasie, nie był pewien, jakim, zauważył, a ściślej mówiąc poczuł jakiś obiekt obok siebie. Przez zmrużone oczy widział niewyraźną sylwetkę dziewczyny.
- Rue? - wychrypiał. -Jak tyś tutaj wlazła? - spytał pewny, że znajduje się w swoim "niedostępnym dla nikogo" pokoju oraz "nie do zdobycia" łóżku. A raczej materacu rzuconym niedbale na ziemię.

< Rue? >

Azucar CD Needle

Nie miałem problemu, żeby zapłacić za Needle. Dla mnie było to nawet dość normalne. Miałem nadzieję, że nie czuła się przez to jakoś nie swojo.
Poszła zająć nam miejsce, a ja podszedłem do kasy. Wszystko brzmiało wyśmienicie, a ja nie mogłem się zdecydować. Dlatego postanowiłem zamówić dla siebie naleśniki z czekoladą i bananami, a dla niej wziąłem z truskawkami i śmietaną. Nie miałem pojęcia co lubi, ale stwierdziłem, że i tak zaryzykuję.
Musiałem chwilę zaczekać, aż zrobią nasze jedzenie. W tym czasie obserwowałem dokładnie pomieszczenie. Było w jasnych barwach. Niebieski i beżowy. Kojarzyło mi się to trochę z typowo morskim stylem. Obrazy na ścianach przedstawiały miejscowe ptaki. Moim zdaniem, wszystko komponowało się naprawdę ładnie.
W końcu odebrałem dwa talerze z pachnącymi naleśnikami i podszedłem do dziewczyny, która zajęła miejsce przy oknie, z czego bardzo się ucieszyłem.
- Proszę bardzo – położyłem dania na stole. – Możesz wybrać które chcesz, aczkolwiek z myślą o tobie wybierałem te z truskawkami – powiedziałem siadając naprzeciwko.
- Truskawki są w porządku – uśmiechnęła się.
- Będziemy mogli się potem zamienić, żeby spróbować obu – zaproponowałem, na co kiwnęła głową.
- I co? Smakuje ci? – zapytałem kończąc pierwszego naleśnika.
- Mhm – mruknęła.
- W takim razie zamiana – odparłem i zamieniłem nasze talerze.
- Ejj! – westchnęła i przewróciła oczami patrząc jak rozpływam się jedząc połączenie truskawek i śmietany.
- Masz racje – przyznałem biorąc kolejnego kęsa.
- Jak zawsze – wtrąciła puszczając mi oczko.
- Mogłem się domyślić…. No a jak ci smakują z czekoladą?
- Boskie, ale bardzo słodkie – odpowiedziała przełykając ostatni kawałek i odkładając widelec. Skończyliśmy mniej więcej w tym samym czasie i oboje oparliśmy się wygodnie o oparcia wpatrując w siebie nawzajem. Co jakiś czas któreś z nas robiło jakąś głupią minę, ale żadne z nas się nie odzywało. W końcu Needle parsknęła śmiechem, na moją „minę kozy”.
- No co? – spytałem również się śmiejąc.
- Jeszcze się pytasz? Co to miało być?
Wzruszyłem ramionami i pozwoliłem kelnerowi zabrać nasze talerze.
- Idziemy? – wstałem, a ona poszła w moje ślady.

< Needle? >

Akuma CD Szakal

Zdziwił się, że po ich ostatnim spotkaniu po bodajże trzech dniach Szakal po prostu przychodzi i oferuję mu kawę na śniadanie. Do tego jakby nigdy nic, mówi że już podjęła decyzję o zostaniu w cyrku. Czuł się nadal winny za tą całą aferę na temat podróży dziewczyny. Nie był pewien, jak powinien się teraz zachować. Postanowił, że normalnie, bo co innego mógłby niby zrobić? Jeszcze raz przeprosić? Przecież sama powiedziała, że nie chce już słyszeć kolejnych przeprosin. Zamiast tego zaczął się zastanawiać nad tym, gdzie mogliby się udać. Dopiero teraz sobie ustanowił, że ani razu nie wyszedł nigdzie z Szakalem poza cyrk. Las? Góry? Miasto? Jakieś nieznane miejsce? Zwykły spacer? Kawiarnia? Nie, ta ostatnia opcja zdecydowanie odpada. Przecież ona już potrafi zrobić sobie wyborną kawę. Góry? Jak na razie wolałby się dać posiekać, niż wejść na jakąkolwiek. Las? Nie, sam nie wiedział dlaczego. A więc miasto. Kino? Zbyt mało ruchu, pozostanie jako zapasowe. Wyprowadzenie psów ze schroniska? To także zapasowe, bo nie wie, gdzie jest jakieś schronisko. Nie chciał się jej o takowe pytać, wolał pierw dokładnie przemyśleć miejsce, w które mieli się udać. ZOO? Fajny pomysł. Albo jakiś park rozrywki?
- Co powiesz na ZOO? Nie mam lepszego pomysłu. W drodze najwyżej się coś lepszego wymyśli - zaproponował, gdy zdołał otworzyć zaspane usta. Która w ogóle jest godzina?
- Jak dla mnie brzmi super - zgodziła się szybko. Cóż najwyraźniej albo musi lubić zwierzęta, albo wisi jej to, gdzie pójdą. Ale to wszystko okaże się po wyjściu z cyrku.- Jeśli nie wypali zawsze możemy pójść na lody i zwyczajnie posiedzieć na ławce w parku. Albo pospacerować po mieście - zaproponowała, a on pokiwał głową na zgodę. Taki obrót spraw mu pasował, chociaż miał nadzieję, że jego pomysł będzie jednak udany.
- Okay, daj mi dziesięć minut. Wypiłem, tyle powinno mi zająć zwleczenie się z łóżka i ubranie czegoś świeższego niż to, co aktualnie noszę - oznajmił, chcąc dać do zrozumienia, iż porannym ptaszkiem to on nie jest.
Tak jak podejrzewał, samo wstanie z łóżka zajęło mu prawie dziesięć minut. Podczas gdy on się przebierał i skoczył jeszcze do toalety, Szakal zabrała najpotrzebniejsze rzeczy ze swojego namiotu i wróciła. On również coś zabrał ( rzecz jasna wszystko zawierał plecak). Następnie oboje skierowali się w stronę miasta, gotowi na spotkanie ze zwierzętami.

< Szakal? Weny brak ;( >

Akuma CD Vogel

W chwili, gdy cała konstrukcja legła w gruzach, myślał, że dostał zawału. Chociaż sam był sobie winien, był zły, ale nie na siebie. Nawet nie wiedział na co, po prostu takie uczucie go opętało. Możliwe, że na to, iż faktycznie musi wyglądać jak małpa, jak to stwierdził przed chwilą Vogel. Zacisnął szczęki, dłonie już zaczynały go boleć. Wtedy usłyszał od Vogela, że musi po prostu przedostać się na brzeg za pomocą wcześniejszej poręczy, teraz pojedynczej belki. Zgromił go spojrzeniem. Przecież to oczywiste, chyba, że wybudują tratwę. Problem w tym, że wysportowany to on nie jest. Może i szybki oraz zwinny, ale w żadnym stopniu silny. Gdy puszczał jedną dłonią chwiejną belkę, dostawał mini zawału myśląc, że sobie nie poradzi. Później szło mu o wiele łatwiej, ale nadal musiał się nieźle trudzić Trudno mu się oddychało, dłonie ślizgały mu się przez wilgotne od płynącej wody drewno oraz od własnego potu, całe ramiona miał zesztywniałe, ręce niemiłosiernie go bolały, do tego zbierało mu się na kaszel. Co prawda nie bał się zmoknąć, ale własna duma mu na to nie pozwalała. Nie miał zamiaru bardziej się upokorzyć. Tyle, że zaczynał z wolna panikować. Dopiero, gdy ujrzał przed sobą dłoń chłopaka, poczuł niewielką ulgę. Czyli jest już niemal na brzegu. Tylko trochę... Jednak teraz naszły go wątpliwości. Chociaż jego starania poszłyby na marne, odczuwał ogromną chęć wciągnięcia go do wody. Tym samym zamoczyłby i siebie, ale właśnie na to go korciło. Ale przecież właśnie doszedł do brzegu... W dodatku już raz dzisiaj byli mokrzy i na pewno jego kompan nie ma ochoty na ponowne przebieranie się. Podjął szybką decyzję - dał sobie pomóc. Z wdzięcznością, choć ledwie rozpoznawalną, chwycił za jego dłoń i dał się pociągnąć na pewny grunt. Odsapnął głęboko, czując, jak pieką go płuca. Jakim cudem ludzie lubią coś takiego? Przecież tam się człowiek po prostu dusi! Po paru głębokich oddechach, z dłońmi na kolanach, uśmiechnął się krzywo i wypowiedział niewyraźne słowa podzięki.
- Mówiłem, że tak będzie. Ale warto było zobaczyć cię udającego dzikie małpy. Wyglądałeś, jakbyś szukał bananów - śmiał się z niego.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne, doprawdy. Następnym razem wciągnę i ciebie i mnie do tej lodowatej wody. Wtedy to ja będę miał okazję zobaczyć mokrego psa walczącego o życie z nurtem rzeki - odpowiedział, ale mimo wszystko czuł się pokonany. I w grze na słowa, i jeśli chodzi o tę całą akcje z zawiśnięciem pośrodku rzeki.
- Wolę być mokrym psem, niż małpą - po tych słowach zapanowała cisza. O ile tak można określić śpiew pierwszych ptaków, głośny, aczkolwiek uspokajający się oddech Akumy, szum wody w rzece oraz szelest gałęzi, trawy oraz pozostałości liści na ziemi. Przyjemne dla ucha, aczkolwiek muzyki nie zastąpi. Rozglądnął się na boki. A więc gdzie teraz? Był pewien, że jego towarzysz zadawał sobie to samo pytanie. Druga strona rzeki podpada, chyba, że by ją przepłynęli, jakimś cudem przeskoczyli lub najzwyczajniej obeszli, co było chyba niemożliwe.
- Masz coś?- spytał w końcu, nie mogąc dłużej wytrzymać tej "ciszy". Czarnowłosy chłopak wykonał nieznaczny ruch ramionami dając tym samym znak, że nie jest pewny tego, co mówi.
- Podobno jest tu gdzieś jakieś jezioro. Nigdy tam nie byłem, więc nie wiem, jak tam dotrzeć. Podobno przy lesie, tylko tyle wiem - streścił swoją całą wiedzę dotyczącą owego jeziora w paru zdaniach. Akuma udał, że się zastanawia, ale odpowiedź była oczywista.
- Brzmi ciekawie - powiedział tylko tyle, zastanawiając się w którą stronę powinni iść. Końcem końców poszli wzdłuż rzeki. To pewnie niezbyt mądre, gdyż ta nadal nie prowadziła na skraj lasu, a raczej wydawała się ich prowadzić bardziej w głąb niego, jednak nie zmieniali kierunku.

< Vogel? Brak weny doskwiera ;-; >

Rue CD Akuma

- A myślisz, że po co po ciebie przyszłam? - zapytałam i znowu łapiąc go za rękę pociągnęłam na parkiet. Już nie patrzyłam na ilość ludzi, gdzie było miejsce na tańczenie, tam stanęliśmy. - Mam nadzieję, że ten alkohol ci trochę pomoże - puściłam go i gdy tylko poczułam rytm zaczęłam tańczyć. Od dziecka uwielbiałam to robić, czasem po swojemu do rytmu, czasem się uczyłam z innymi jakieś baletu, break dance czy nie wiadomo czego jeszcze. Brakuje tylko, żebym umiała jeszcze zagrać na jakimś instrumencie. W sumie to kiedyś próbowałam coś pobrzdąkać na gitarach: elektrycznej, basowej, klasycznej, czy nawet na ukulele. Tyle, że nie mogłam zapamiętać nut i jak się to wszystko trzyma. Ale to nie ważne. Teraz tańczyć!
- A myślisz, że po co wróciłem po alkohol? - zapytał używając podobnego tekstu do mojego. Zaśmiałam się cicho pod nosem i patrzyłam jak zaczyna się ruszać. No! Teraz to było można nazwać tańcem! Ani razu nie wypadł z rytmu, a co zabawniejsze, w pewnym momencie puścili znaną wszystkim piosenkę. Nie wiem czy to tak alkohol zadziałał na jego mózg, czy sam z własnej woli, ale zaczął ze mną śpiewać całą piosenkę. Przylgnęliśmy plecami do siebie, zjechaliśmy w dół kręcąc biodrami śpiewając w ten sposób refren. Tak, na pewno mu alkohol uderzył do głowy. Ale to dobrze! Mam z kim tańczyć!
- W końcu nie ruszam się jak ośmiornica - zaśmiałam się stukając go lekko w ramię. Sam nawet się uśmiechnął. Może za dużo wypił? A nie ważne! Najwyżej rano będzie leczył kaca, a ja go trochę dobiję z nudów. Taki jest mój plan.
- Miło to słyszeć - uśmiechnął się. Tańczyliśmy... długo. Tak, to dobre określenie. Bardzo długo. Połowa ludzi zniknęła, a przyszła kolejna, kiedy na moim zegarku w telefonie pojawiła się druga w nocy. Przeklęłam w myślach pokazując godzinę chłopakowi. - Ja jutro nie wstanę - pokręcił głową.
Wróciliśmy do lady, aby nieco odpocząć, a następnie wrócić do namiotów. Ma rację, nie wstaniemy. Ale czy to ważne? Liczy się chwila! Czy jakoś tak to leciało... Nie ważne!
Zamówiliśmy po ostatnim drinku na zakończenie.
- Ej, to jak ci poszło z tą tapeciarą? - zapytałam. Chłopak chwile milczał nie widząc o co mi chodzi, ale gdy przypomniał sobie dziewczynę, która do niego się przysiadła, zaśmiał się.
- Nie przepadam za prostytutkami - powiedział opierając łokieć o blat. Prychnęłam.
- Ale cycki to ci się podobały - chwile milczał próbując się nie czerwienić.
- Tobie też - pokazałam mu język.
- Wolałam się patrzeć na jej cycki niż na ten wstrętny ryj - i tu mi przyznał rację.
Wypiliśmy ostatnie drinki i zaczęliśmy wracać do cyrku. Było ciemno, a chłopak się zabawnie zataczał na boki. Śmiałam się z niego, bo ledwo unikał lamp stojących na chodniku.
- I na co tyle piłeś? - zapytałam go dalej się śmiejąc. Złapałam go za rękę, przyciągnęłam do siebie i trzymałam go.
- Boisz się, że się zgubisz? - zapytał śmiejąc się ironicznie.
- Boje się, że przypierdzielisz zaraz w coś, albo kogoś. Albo się zgubisz - machnął tylko ręką i już nic nie powiedział. W ciszy (tak jakby) stanęliśmy na mięciutkiej trawie. Byliśmy już na terenie cyrku. Teraz tylko znaleźć odpowiednie namioty. Odpowiednie... namioty...
Znaleźliśmy mój i dalej nie szukaliśmy. Chłopak przypadkiem wywrócił się o mojego kota i tak jak spadł na materac, tak zasnął. Zaśmiałam się biorąc Mike na ręce.
- Fajny dzień - powiedziałam do niej całując ją w czółko. Posunęłam chłopaka na bok zabierając mu kołdrę. Gdy owinęłam się nią jak poczwarka w kokon, zasnęłam z kotem przy głowie. Najdziwniejsze było to, że rano to on był owinięty w koc. Nawet kota mi zabrał! Leżał na nim, a ja marzłam! zmarszczyłam brwi i nachyliłam się nad chłopakiem. "O nie, mi kołderki się nie zabiera" pomyślałam i po tych słowach postanowiłam sprawdzić, czy ma kaca.
- Akuma! - wrzasnęłam budząc wpierw kota. - Masz kaca?! - zapytałam równie głośno jak wcześniej.

<Akuma?>

White CD Smiley

Od dziecka lubiłam watę cukrową, a ta, która robili w tym miasteczku była najlepsza! Nie dość, że różne kolory, do to tego wzory. Wspaniale! Nieco dziwnie się czułem gdy dziewczyna wycierała moją buzię ze słodkości, ale jej nie przeszkadzałem. Było to w pewien sposób bardzo miłe. Usiedliśmy na wolnej ławce, aby w spokoju zjeść nasz posiłek. Jednak gdy moje plecy zetknęły się z ławką, od razu poczułam małe ukłucie. "Znowu te pióra" pomyślałem nie dając po sobie nic poznać, bo nie zrobiłem żadnej miny i normalnie usiadłem, jakby tego ukłucia nie było. Jedyne co wykonałem, to mocne zaciśnięcie szczęki.
- Często brata zabierałem do wesołego miasteczka - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Najbardziej to lubił popcorn i watę cukrową - dodałem.
- Jak się nazywa? - zapytała zajadając się swoją słodkością na patyku. Spojrzałem się w kierunku małego chłopca, trzymającego dłoń swojego mamy. W pewnej chwili widziałem Colina, tego małego srela, który zawsze mnie ciągnął do wszystkich atrakcji, nie patrząc na to, czy ma zajęte dłonie jakimś jedzenie.
- Colin - powiedziałem. - A ty masz jakieś rodzeństwo? - zapytałem wracając wzrokiem do dziewczyny, kiedy dziecko zniknęła za jakimś budynkiem. Jeśli się nie mylę, był do pokój luster.
- Starszego brata. Nazywa się Yuiji - zjadła do końca swoją watę i wytarła ręce o chusteczki, które wyjęła z kieszeni.
- Jak to jest być młodszą siostrą? - zapytałem od razu. - Bo być starszym bratem to jest dość ciekawie - teraz to ja zjadłem wszystko co miałem na patyczku. Wyrzuciłem go do najbliższego kosza i wziąłem od Smiley chusteczki. Gdy wytarłem ręce i usta mówiłem dalej. - Czujesz się odpowiedzialny za młodszych i jesteś ich w pewnym sensie wzorem. Tyle, że lepiej by było, gdy Colin nie musiał za mną wszędzie łazić, albo wszędzie mnie ciągnąć. Zawsze gdy chciał gdzieś iść, albo coś mi pokazać, musiał mnie ciągnąć. Jest strasznie uparty - powiedziałem, po czym czekałem, aż dziewczyna opowie mi o byciu młodszą siostrą.

<Smiley?>

19 mar 2017

Smiley CD White

Chłopak przejrzał dokładnie i z uwagą na każdy szczegół mapkę wesołego miasteczka. Długo na decyzję nie musiałam czekać. White wskazał palcem na mapce punkt, cel do jakiego chciałby się udać jako pierwszy. Pierwszą atrakcją od jakiej mieliśmy zacząć była Mix Machine. Kupiliśmy potrzebne żetony na atrakcję i ustawiliśmy się w kolejce. Stojąc w dość niedługiej kolejce ustaliśmy kolejne cele do jakich mieliśmy się udać tuż po tej atrakcji. Wszystko było super, a w dodatku była z tego większa frajda niż bym się mogła spodziewać. Patrząc się na White to i on super się bawił.
Weszliśmy do następnej atrakcji na której tak samo, super się bawiliśmy jak na poprzednich. Wyszliśmy z niej tak jak gdyby nigdy nic, ale inne osoby to się trochę źle poczuły.
- Dobrze, że siedzieliśmy z przodu - zaśmiałam się pod nosem. Skierowaliśmy się po watę cukrową. Tam stojący starszy pan zaczął przygotowywać dla nas dwie waty cukrowe. Moja wata cukrowa przypominała kwiatka, który miał siedem kolorów. Natomiast White miał gwiazdę w czterech kolorach.
- Dziękuje - powiedziałam uradowana. - Ale te waty cukrowe są przepiękne - uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Spojrzałam się na chłopaka, który zaczął jeść swoją watę cukrową. Wędrowaliśmy sobie wolnym krokiem, rozmawiając na wszelakie typu rodzaju tematy. Spojrzałam się na błękitnookiego chłopaka.
- Dlaczego się śmiejesz? - spytał, a ja stanęłam.
- Brudny jesteś od waty - wzięłam swoja chusteczkę i wytarłam mu niebieski ślad od waty cukrowej.

<White?> Sorki, ale wena ostatnio nie dopisuje...

Szakal CD Akuma

Minęły trzy dni od moich dziwnych kaprysów i rozmowy z Akumą. Przemyślałam trochę spraw, uspokoiłam hormony, wypiłam kilka kaw i czułam się jak nowo narodzona.
Był piękny pochmurny poranek. Szłam do namiotu Akumy, z kotem kręcącym się przy moich nogach. Nie był mój, nie wpuszczałam go do namiotu, ale i tak łasił sie do.mnie za każdym razem jak mnie zobaczył.
Weszłam do pokoju samca. Postawiłam kubek kawy na szafce przy jego łóżku i usiadłam na skraju łóżka.
- Wstwaj demonie - lekko nim potrząsnęłam. - bo kawa ci ostygnie...
Uchylił powieki i ujrzałam oczy przepełnione mordem.
- Evil morning - uśmiechnęłam sie uroczo.
Przetarł oczy, uniósł się na łokciu i sięgnął po kawę.
- Co postanowiłaś?-spytał lekko oskarżycielskim tonem. - To kawa pożegnalna?
-co? Nie... przemyślałam kilka spraw i zostanę... faktycznie bym tęskniła za tym miejscem...
- A za mną?-zmrużył oczy.
Zaśmiałam się cicho.
- Najbardziej za tobą - powiedziałam. - Na co masz dziś ochote? Jestem otwarta na twoje pomysły...
-Hmm... -popił kawy.
- Możemy obrabować bank krwi -poruszyłam brwiami.
- ... - spojrzał mi w oczy. - Nie, wampirzyco.
Uśmiechnęłam się i czekałam aż rzuci jakimś pomysłem.

<Akuma?> Wybacz mi za brak odzewu, ale miałam ciężkie dwa tygodnie w szkole. 

Volante CD Lunativ

Wpatrywałem się w niebo, słuchając krótkiej opowieści mężczyzny, która miała mi chociaż trochę rozjaśnić obraz jego osoby i jego historii. Z każdym słowem robiło mi się coraz ciężej na piersi. Mój oddech zwalniał, jakby cały jego smutek przelewał się na moją osobę. Mówił wolno, a jego głos się łamał, mimo tego, jak bardzo chciał to ukryć.
- ... puściła się z listonoszem. - Dokończył cicho, głosem, który już ledwo się trzymał. Mnie natomiast do oczu napłynęły łzy, czując smutek, a dodatkowo zdenerwowanie spowodowane czynami kobiety. Kim trzeba być, by tak ranić innych, by zdradzać je i jeszcza kłamać w żywe oczy. Było mi żal towarzysza, a zarazem nieco dobrze z powodu ich rozstania. Przynajmniej już więcej nie będzie raniony i oszukiwany.
Przełknąłem zalegającą w gardle ślinę i uniosłem się z miejsca, by odejść kawałek.
- Czyli wydusiłeś to ze mnie, a teraz po prostu mnie zostawisz tak? - Warknął gardłowo. Dalej nic nie odpowiadałem, jedynie usiadłem na trawie i po chwili położyłem się, wbijając wzrok w pasy gwiazd i wstęgi galaktyk, które rozlewały się na niebie, tworząc jeden z najpiękniejszych widoków na świecie. Między nami zapadła cisza, przerywana dźwiękami świerszczy, które właśnie dawały swój koncert, mimo, że inne stworzenia już spały. Trwałą długo i była nieprzyjemna. Atmosfera była gęsta, tak gęsta, że człowiek mógł zacząć się dusić.
- Dlaczego ludzie posyłają życzenia do spadających gwiazd? - Spytałem się, nie zwracając uwagi na to, co chłopak powiedział kilka chwil temu. Odparł krótkim "Co?". - Dlaczego posyła się życzenia do spadających gwiazd? Przecież spadają. Są jak samobójcy. Tyle, że one lecą w nieskończoność, prawda? Czy liczymy na to, że poślą nasze prośby do innej galaktyki, gdzie jest coś, co je spełni? Czy może to po prostu bajka dla dzieci, które były tego tak bardzo ciekawe. - Nie odpowiadał. Nie wiem, czy nie chciał, czy nie wiedział. Zamiast tego znowu zapadła martwa cisza.
Usłyszałem pociągnięcie nosem i szelest materiału. Po chwili to samo.
Płakał?
Raczej nie.
- Lóng? - Uniosłem się nieco, by ujrzeć zarys jego sylwetki, przy ognisku, które dalej delikatnie się tliło. - Lóng... przepraszam, ja... nie wiem co powiedzieć, jak zareagować. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nigdy nikt mnie nie zranił w ten sposób... albo przynajmniej nie wiem, że to zrobił. To trudny temat, jedyne, co mogę ci doradzić w tym momencie, to zamknąć za sobą ten rozdział. Całkowicie odciąć się od tego i zacząć od nowa.
- To raczej oczywiste, ale trudne. - Powiedział, już normalnym głosem. Podniósł się i ruszył w stronę przeciwną do tej, gdzie leżałem.
- Gdzie idziesz? - Spytałem, dalej oglądając galaktyki i drogi mleczne wymalowane na czarnym niebie. Nie odpowiedział. Spytałem się więc ponownie.
- Nie wiem. - Znowu był oschły i bez wyrazu.
- Masz zamiar się tak błąkać bez celu?
- Może. - Jakże zajmująca konwersacja, czyż nie drodzy towarzysze?
- Masz gdzie spać?
- Nie. - Kocham z nim rozmawiać, jest taki wylewny! Moje serce zadrżało i nim zdążyłem jakkolwiek zastanowić się nad zaistniałą sytuacją, wypaliłem.
- Śpij ze mną. - Powiedziałem szybko i dopiero po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów. Zasłoniłem usta dłonią i uniosłem się do pozycji siedzącej. Kroki ucichły. Zatrzymał się niedaleko ode mnie. Myśli bębniły w moim umyśle, wrzeszczały na mnie i przyprawiały mnie o osłabienie ciała i ból głowy. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to jakieś wyślizgnięcie się z zaistniałej sytuacji, albo przynajmniej wyjście na mniejszego dziwaka. - To znaczy... bo jest późno, nie masz gdzie spać, a nie masz swojego namiotu, no i... - Spojrzałem w jego kierunku. Jego lewa strona była oświetlona. Odwrócił się do mnie przodem. Nie widziałem wyrazu jego twarzy, musiałem domyślać się jak wygląda i co teraz myśli. Pewnie uważa mnie za całkowitego świra z obsesją na jego punkcie albo za przewrażliwioną, ciepłą kluchę. - Nie chcę, żeby coś ci się stało, nawet jakieś głupie przeziębienie... - Zamrugałem kilka razy.

- Możesz się odsunąć?
- Nie starczy wtedy koca. - Burknąłem, przyciskając czoło do karku chłopaka i kolana do jego łydek. Leżeliśmy ściśnięci na jednoosobowym łóżku, które jak sama nazwa wskazuje, mnie wystarczało, jednakże gdy znajdowały się w nim dwie osoby to robiło się nieco... ciasno.
- To weź drugi? Naruszasz moją przestrzeń osobistą! - Nie starał się szeptać, nie mieliśmy za bardzo sąsiadów, namioty były od siebie wystarczająco odsunięte, by nie było słychać co robią osoby obok.
- Nie mam drugiego... - Na to tylko westchnął.
Zamrugałem sennie. Ló odsunął się ode mnie delikatnie i wtedy właśnie, będąc całkowicie zrezygnowanym, odkryłem się, odwróciłem do niego plecami i przesunąłem się na skraj łóżka, mając nadzieję, że starczy dla niego miejsca. Ze względu na porę roku było zimno, szczególnie nocą, ale zawsze uczony byłem, że to gość jest na pierwszym miejscu, więc nie przejmowałem się faktem, że po chwili cały drżałem, kurczyłem się i zaciskałem pięści, które były już nieco odmrożone. Przynajmniej próbowałem się nie przejmować i chociaż udawać, że śpię.
- Volante? - Usłyszałem szept towarzysza, a po chwili poczułem ciało, które przewala się na drugi bok. - Vol...? - Jego głos zadrżał. - Śpisz? Vol? - Dotyk ciepłej dłoni, na zmarzniętym ramieniu odprężył mnie nieco. - Vol, przecież ty jesteś zimny jak lód... - Przesunął mnie delikatnie bardziej na środek łóżka, przytulił się do moich pleców i okrył nas obu grubym kocem. Miał wręcz gorący oddech, który powoli omiatał mój kark z każdym jego wydechem. Było to bardzo przyjemne i sprawiało, że czułem się bezpieczniej niż zwykle.
Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Ló należy do wiercipięt i w śnie udało mu się wdrapać na moją pierś, gdzie zastałem go tak, gdy poranne promienie słońca wdarły się przez poły namiotu. Leżeliśmy tak do czasu, gdzie chłopak nie zaczął się budzić, przy czym powoli mrugał zaspanymi ślepkami. Ziewnął przeciągle i oparł czoło o mój obojczyk, nie zadając sobie chyba sprawy, gdzie się znajduje. Był przykryty kocem po uszy, a jedyne co było widać, to burza czarnych jak noc włosów.
- Dzień dobry. - Powiedziałem niskim, mrukliwym głosem, układając przy tym dłonie na plecach mniejszego, ale za to starszego chłopaka. Spojrzał na mnie, nie dokońca rozumiejąc co się dzieje. Jego wzrok opadł w dół, znowu na moją twarz i znowu w dół, a kiedy zrozumiał co się dzieje, otworzył szeroko oczy i wręcz ze mnie spadł.
- Najmocniej za to przepraszam! - Pisnął. Tak. Pisnął.
Zaśmiałem się i uniosłem do pozycji siedzącej, spoglądając na chłopaka, który z kolei zachowywał się jak spłoszona sarenka. Odparłem radośnie "Nie ma sprawy!" i zwlokłem się z łóżka, w celu pójścia do prowizorycznej garderoby, czyli do rozwalonych przy ścianie namiotu ubrań. Zacząłem wertować je wzrokiem, całkowicie ignorując przy tym naszą Śpiącą Królewnę.

<Lulu? :3 >

Akuma CD Rue

Przez chwilę zastanawiał się, czy aby Rue za nim nie podąży, ale po upływie paru sekund był już pewien, że nic takiego się nie zdarzy. Zostały więc trzy opcje- albo tańczy sama, albo z kimś, albo rozmawia. Szybko porzucił temat jej osoby, skupiając się na wyborze alkoholu. Barman najwyraźniej poznał chłopaka, bo od razu spytał:
- To samo? Wcześniej najwyraźniej ci smakowało - zaśmiał się donośnie. Akuma również cicho się zaśmiał.
- Czemu nie? - spytał. Jego plan to upić się i zaliczyć zgon na drzwiach od stodoły. Zawsze chciał to zrobić, bo fajnie brzmi "To ten, którego nieśli na drzwiach od stodoły". Problem w tym, że tutaj chyba żadnej nie ma... Z rozmyślań wybił go dźwięk krzesła obok. Spojrzał w tamtą stronę i pierwsze, co zobaczył, to głębokie wycięcie w krwisto czerwonej obcisłej sukience. Wpatrywał się w tamto miejsce przez parę chwil, po czy szybko podniósł wzrok i napotkał ropuszą twarz kobiety. Prostytutka, czy jak? Napiął wszystkie mięśnie. Walczył ze samym sobą. "Nie patrz w dół. Nie patrz w dół. O,cholera. Mówiłem nie patrz w dół!" - właśnie te myśli zaprzątały mu teraz głowę. Usłyszał cichy chichot dziewczyny, najwyraźniej jego starania ją bawiły. Tak. Na bank prostytutka. Pochyliła się do przodu, co jeszcze bardziej urozmaiciło mu widoki. Podniósł wzrok do góry, cały czerwony na twarzy. Dziewczyna prze cały czas wpatrywała się w jego oczy. Zaśmiała się jeszcze głośniej, widząc kolor jego twarzy. Teraz jednak się tym nie przejmował, całym sobą kupił się na walce z niesfornym spojrzeniem samoistnie padającym na jej biust. Sięgnął dłonią po szklankę zapełnioną po brzegi trunkiem, po czym wypił wszystko jednym duszkiem.
- Poproszę najostrzejszą mieszaninę, jaką się da zrobić - wydusił z siebie, kierując słowa do barmana, który najwyraźniej całym sobą zazdrościł Akumie widoków, jakich dostarczała mu nieznajoma.
- Poproszę to samo - powiedziała po chwili, głosem wypranym z jakichkolwiek uczuć. - A teraz powiedz - te słowa przepełnione były wyraźną namiętnością. " Boże, to było jak solidny kopniak w jajka" - głos w jego głowie wykrzyczał te słowa jak na komendę - co taki chłopak, jak ty robi w takim miejscu, jak to - widząc, jak bardzo jej wcześniejsza intonacja podnieciła (zapewne) rówieśnika, teraz jeszcze bardziej zabarwiła w ten sposób swoje słowa. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, gdzie się patrzy. Podniósł wzrok i widząc tą żabią twarz, odczuł silną potrzebę ucieczki. Przecież nawet jego stara nauczycielka to przy niej niezłe ziółko... Ale cóż, zalety to ona z pewnością ma...
- Co tu robię? - wybąkał, zapominając języka w gębie. - Piję - wypalił, nim zdołał się powstrzymać Dziewczyna najwyraźniej nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Udało jej się to jednak opanować i zadała ponowne pytanie, nieco ostrzejszym tonem:
- Dobrze, to w takim razie czego oczekujesz? - po tych słowach spojrzał w swoje prawo. Widząc nadal puste miejsce, odpowiedział bez wahania:
- No na alkohol przecież czekam, sama świadkiem byłaś - zdziwił się, jak bardzo łatwo mu się teraz mówiło. Teraz nawet nie ukrywał, że nie powinien się patrzyć na ogromny dekolt jej sukienki.
- Dobrze, ale czego oczekujesz ode mnie? - spytała ostrym tonem, zapewne już tracąc cierpliwość. Podniósł wzrok, zupełnie zbity z tropu.
- Że sobie pójdziesz. O, dzięki! - zawołał radośnie, gdy jego napój wreszcie pojawił się na ladzie. I właśnie wtedy usłyszał głos Rue. Nim się odwrócił, wypił jeszcze parę łyków.
- C-coo? Ja gejem? Już ci mówiłem, że wolałbym zjeść całą paczkę Stoperanu, niż przespać się z jakimkolwiek facetem! - oburzył się, ale zaraz mu przeszło. Skrzywił twarz, gdy zastał pustą szklankę w dłoni. - Jeszcze raz to samo - oznajmił, uśmiechając się szeroko do mężczyzny, polerującego kieliszki. Zmarszczył nos, gdy usłyszał gniewne westchnięcie i ujrzał, jak blondynka wstaje z siedzenia i rusza przed siebie, zapewne znajdując sobie kolejną ofiarę widoku jej twarzy.
- I jak ci się tańczyło? - spytał, gdy Rue siadła naprzeciwko. Spojrzała na niego rozśmieszona. - Nabijasz się ze mnie?- Odchylił się mocno w tył, dodatkowo ukazując swoje podejrzenia.
- Nie, nie nabijam się z ciebie.
- Tak?! To w takim... czekaj, skąd ty właściwie wiesz, że miałem się o to zapytać? - teraz ton jego głosu był gniewny niczym burza z piorunami, ale wyglądał jak rozgniewana Barbie. Wypił kolejną szklankę wybornej mieszaniny, po czym spytał, już całkiem spokojny - idziemy tańczyć? Bo krótko cię nie było.- Oznajmił, jakby oczekiwał siedzenia przy ladzie przez całą noc samemu.
<Rue?>

Rue CD Akuma

Ojojoj... trochę mu to słabo wychodziło... nie ukrywałam, ze chciało mi się śmiać. Strasznie chaotycznie, nie do rytmu. Złapałam go za ramionami.
- Rozluźnij się! - powiedziałam głośno, aby mnie usłyszał. Popatrzył na mnie tępym wzrokiem, zatrzymał się na chwilę i spróbował jeszcze raz. Dobre było tyle, że mniej więcej wykonywał ruchy do rytmu, ale dalej jakoś dziwnie chaotycznie. - Chyba za mało wypiłeś - zaśmiałam się. Dla mnie alkoholu już wystarczyło, bo chciało mi się śmiać i miałam dużo energii do tańczenia.
- Chyba tak... - westchnął i zaczął się wracać.
- A ty gdzie? - zagrodziłam mu drogę.
- Po więcej whisky! - powiedział to jakby to była najbardziej rzeczywista rzecz pod słońcem. Wyminął mnie, a ja się przez chwilę zastanawiałam, czy pójść z nim. Ale zrezygnowałam z tego, bo miałam okazję zatańczyć z kimś innym. Był to nieco większy ode mnie, umięśniony chłopak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Złapał mnie za rękę i pociągnął w dalszy tłum, gdzie zaczęliśmy tańczyć. Nie przeszkadzało mi to, że był dla mnie obcy. Ważna była w tej chwili dobra zabawa! A po Akumę pójdę za parę minut. A może za parę piosenek...
Sama nie wiem ile czasu minęło, chłopak chyba po trzeciej piosence odciągnął mnie od tego hałasu.
- Jak ci się tu podoba? - zapytał biorąc mnie pod ramię, co mi nie przeszkadzało. Z uśmiechem mu powiedziałam, że jest świetnie. A potem samo jakoś wyszło, że opowiedziałam mu o leżeniu w szpitalu i o mojej energii, która mnie rozsadzała od środka. - Wiem jak ci pomóc - powiedział dziwnym głosem, albo mi się tak wydawało przez alkohol. Pociągnął za sobą i zabrał mnie na jakiś korytarz. Nie widziałam w tym nic złego, póki nie przysunął mnie do ściany chcąc pocałować. Wyślizgnęłam się z jego ramion, przechodząc obok.
- Chciałam tylko zatańczyć - poinformowałam go, a on albo był pijany, albo głupi, że nie pozwolił mi odejść.
- A ja oczekuje czegoś więcej - zaśmiałam mu się prosto w twarz, bo to, co powiedział, było na prawdę zabawne.
- To sobie znajdź jakąś naiwną - poradziłam mu.
Złapał mnie za nadgarstek przygniatając do ściany. Miło, na prawdę miło. Zostawiłam przyjaciela dla takiego typa... Ech...
- Jak ci mówię nie, to znaczy nie - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Najpierw kopnięciu z kolanka w brzuch, następnie pięścią w twarz. Potem dla pewności dwoma palcami w parę miejsca i leżał już bez ruchu. Kiedyś usłyszałam od kogoś, że pod wpływem alkoholu mogę zrobić się agresywna. Ta... nie wierzę w to, bo to była tylko samoobrona. Chciałam jak najszybciej wrócić do lady do Akumy. Na szczęście siedział na swoim miejscu pijąc jakiegoś drinka z jakąś dziewczyną. Podeszłam do niego i go zaskoczyłam, gdy moja głowa nagle pojawiła się obok niego.
- Dobra, już ci wierzę, że nie jesteś gejem - zaśmiałam się i spojrzałam na dziewczynę. Była ładna, wysoka, zgrabna. Długie falowane włosy opadały jej na ramiona, były rozpuszczone i puszyste. Twarz... dobra, nie ważne. Ciało miała ładne, nie powiem. Ale twarz... Ha! Patrząc na nią, przypomniał mi się filmik, na którym dziewczyna robiła sobie makijaż. Wzięła łopatę, na nią tapetę i sobie ją przykleiła do twarzy. Tak właśnie mniej więcej ona wyglądała. Ale ciało to miała ładne.

<Akuma? Jak ci idzie podryw?>

Vogel CD Smiley

Wyciągnąłem delikatnie dłoń, aby złapać za długą linkę, jaką była smycz, lecz szybko ją cofnąłem. Spojrzałem się na swoją kończynę, zaciskając przy tym pięść.
- Przepraszam, ale wolałbym nie -Powiedziałem zrezygnowanie.
Dziewczyna jakby posmutniała, lecz tuż po chwili skinęła głową i delikatnie się uśmiechnęła. Przykucnęła przy swoich pupilach, a następnie zapięła im smycze. Przy wstawianiu, cmoknęła do nich, po czym spojrzała się na mnie.
- To idziemy? -Zapytała.
Przytaknąłem i podszedłem do wyjścia. Przytrzymując je, czekałem aż ona i zwierzaki przejdą. Kiedy już to zrobili, ja również wyszedłem, poprawiając przy tym swoje ubranie. Podszedłem do niej i uśmiechnąłem się w jej kierunku.'
- To gdzie pójdziemy? -Zapytałem się z nieukrywanym podekscytowaniem, jakbym był jakimś małym dzieciakiem, które na koniec podróży miałoby dostać górę słodyczy, a teraz nie może się tego doczekać.
- Hmm -Mruknęła cicho, ruszając z miejsca. Złapała się za swoją brodę, po czym z uśmiechem wysunęła pomysł -To może pójdziemy do Domku w drzewie? -Zaproponowała.
Zdziwiłem się na jej słowa. W sumie nigdy tam nie byłem i byłoby nawet ciekawie pójść tam z nią. Zgodziłem się więc na jej pomysł, po czym zaczęliśmy iść w tamtym kierunku. A przynajmniej ona mnie tam prowadziła. Po kilku minutach wyszliśmy z terenów cyrku i znaleźliśmy się na polnej drodze. Wokół nas rozciągał się mało zarośnięty las. Błądząc zamyślonym wzrokiem po każdym kolejnym drzewie, usłyszałem jej spokojny głos.
- Co lubisz robić w wolnym czasie?
Spojrzałem się na nią z zaciekawieniem. Dlaczego zadała takie pytanie -Pomyślałem, lecz szybko odnalazłem odpowiedź. W końcu znamy się niecały dzień, a do tego nic o sobie nie wiemy. Westchnąłem cicho i zwiesiłem głowę.
- Zazwyczaj... -Zastanowiłem się, jak mam powiedzieć, aby się nie przestraszyła, czy coś -Zazwyczaj chodzę do biedniejszych dzielnic i robię tam zabronione występy żonglerskie -Nabrałem orzeźwiającego powietrza w płuca i dodałem -lub chodzę na strzelnicę. -Spojrzałem na nią, przez co niemal nie wybuchnąłem śmiechem.
Smiley miała delikatnie otwarte usta i patrzyła się na mnie, jakby ujrzała jakiegoś zbrodniarza. Pokręciłem głową i posłałem jej spokojne spojrzenie.
- Nie martw się, nie poluję czy coś -Oświadczyłem, spoglądając tym samym w stronę liska, który najwidoczniej się przeraził, gdyż szybko zmienił swoją pozycję i szedł po drugiej stronie, z dala ode mnie. Niebieskooka pokiwała głowa i spojrzała się na swoje zwierzaki.
Czyżby aż tak się wystraszyła? Nie na pewno nie -Odpędziłem od siebie te myśli, przy okazji kręcąc głową. Z powrotem spojrzałem przed siebie i wypuściłem biały, ledwo widoczny, obłok.
<Smiley?>

Vogel CD Akuma

Po tym, jak wszedłem na tę drewnianą konstrukcję, która niegdyś miała być stabilnym mostem, wciąż przyglądałem się chłopakowi. Na nic zdały się moje słowa, żeby tego nie robił. Już miałem zrezygnowany cofnąć się na stabilniejsze miejsce, jakim była ziemia, jednakże ciche pomrukiwanie chłopaka zdecydowanie zwróciło moją uwagę. Będąc połowicznie odwrócony w stronę ścieżki, patrzyłem na niego przez ramię. Chłopak delikatnie trzymał się drewnianej, w niektórych miejscach dziurawej, poręczy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie tylko jak taki idiota skacze po moście, ale również coś szepcze. Zmarszczyłem brwi, jakby to miało mi pomóc w przysłuchaniu się mu. Na nic jednak się to zdało. No może oprócz tego, że wiedziałem, że śpiewał, a przynajmniej próbował, gdyż z każdą chwilą i podskokiem, coraz trudniej było mu zaczerpnąć wystarczającą ilość powietrza w płuca. Westchnąłem ciężko, zwieszając głowę, a wtedy coś usłyszałem. Skrzypnięcie. Drugie, a następnie trzecie. Całkowicie odwróciłem się w jego kierunku i już miałem krzyknąć, aby przestał, lecz zdecydowanie się spóźniłem. Ostatnie skrzypienie równało się z obaleniem konstrukcji. Kolejno małe, spróchniałe deski, znajdujące się pod chłopakiem, zaczęły spadać na dół. Zacisnąłem zęby i już miałem zacząć biec w jego kierunku, aby uratować go od niepotrzebnej i zimnej kąpieli, lecz wtedy zobaczyłem coś, na co bym nie wpadł. Akuma kurczowo trzymając się walających się poręczy, zawisł w powietrzu, podkurczając do swojego ciała nogi. Cofnąłem się o kilka kroków i stanąłem przed zepsutym mostem. Chłopak spojrzał na mnie, a następnie pod siebie, po czym zagwizdał.
- Mało brakowało -Wychrypiał, przez co zabrzmiał, jakby się tego obawiał.
Przewróciłem oczami i skrzyżowałem ręce, nadal wpatrując się w niego.
- Nadal będziesz udawał taką małpę, czy jednak wrócisz do mnie? -Zapytałem, na koniec delikatnie się szczerząc.
Szarowłosy spiorunował mnie spojrzeniem, przygryzając przy tym delikatnie swoją dolną wargę. Doprawdy, wyglądał komicznie, że aż zacząłem się śmiać. Ten w odpowiedzi tylko coś burknął pod nosem, po czym zaczął się rozglądać za jakimś wyjściem. Po chwili również zacząłem to robić, lecz jak tylko zacząłem to robić, tak szybko zorientowałem się, że nie ma stamtąd drogi ucieczki. Zbliżyłem dłoń do swoich skroni, masując delikatnie to miejsce. Westchnąłem zrezygnowanie i spojrzałem na niego spod włosów.
- Chyba będziesz musiał przedostać się tutaj przy pomocy poręczy -Rzekłem, drapiąc się po głowie.
Chłopak nie protestował. Poruszył delikatnie jeszcze niezawaloną konstrukcją, a następnie wykonał pierwszy ruch w moim kierunku. Teraz to naprawdę wyglądał jak taka cyrkowa małpka, która boi się postawić nogi na ziemi, tak jakby bawiła się w 'ziemia parzy'. Odwróciłem się i przyjrzałem się okolicy. Zacząłem się zastanawiać, gdzie by ta droga przez most nas zaprowadziła. Wtedy też usłyszałem ciche jęknięcie. Spojrzałem w jego kierunku, delikatnie odchylając się do tyłu. Wyglądał, jakby nie miał już sił. Cóż, w sumie mu się nie dziwię. Gdybym był na jego miejscu, najpewniej dawno bym się znalazł na dole. Na samą tę myśl, po moim ciele przeszły zimne i niezbyt przyjemne dreszcze, przez które aż się wyprostowałem. Kiedy zauważyłem, że znajduje się już bliżej brzegu, podszedłem tam i wyciągnąłem w jego stronę dłoń. Chciałbym mu pomóc, chociaż nie wiem, co może mu strzelić do głowy.
<Akuma?>

Akuma CD Rue

Obrzucił ją wzrokiem psychopaty.
- Nie jestem... gejem - wycedził przez zaciśnięte zęby, co dało dość zabawny efekt. W jego głosie był wyraźny zarys gniewu oraz zirytowania. - Gdybym był, zapewne zarywałbym do facetów pilnujących wejścia do klubu, zamiast dać ci się wykazać swoimi znajomościami - oznajmił po chwili zastanowienia, czy nie powinien jeszcze czegoś dodać.
- Wyglądasz na geja - kontynuowała. Posłał jej kolejne nieprzyjemne spojrzenie.
- A twoim zdaniem jak powinienem wyglądać, bym nie był gejem? - spytał, czekając na olśniewającą odpowiedź O ile takowa miała się zaraz pojawić, rzecz jasna.
- O niebo lepiej - ucięła, po czym temat się skończył. Upił kolejny łyk whisky, po czym spojrzał na parkiet pełen rytmicznie ruszających się sylwetek. Nie mógł wyłapać rysów twarzy, jednak czasem wydawało mu się, iż twarze postaci są nieco zniekształcone. W chwili, gdy zaczął myśleć o tym, jak wykręcić się z tańca, odezwała się Rue, najwidoczniej myśląc o tym samym:
- Wypiłeś? - było to raczej stwierdzenie, niż pytanie. Westchnął, spodziewając się już najgorszego. - No, to na co czekamy? Na parkiet marsz! - zawołała z entuzjazmem, śmiejąc się przy tym głośno. Popatrzył na nią spod spuszczonej głowy, próbując wykonać oczy szczeniaka.
- No chodź!- po tych słowach złapała go za rękę i mocno pociągnęła, przez co prawie wywalił obrotowe krzesło, na którym wcześniej siedział. Posłał mu tęskne spojrzenie, przygotowując się na totalną katastrofę.
- Idziemy poszukać ci kogoś do tańca? - krzyknął, udając zdezorientowanego, jednak jego głos zniknął wśród dźwięków zmiksowanej piosenki. Słowa były chaotyczne, rytm jakby dostosowany do ruchów kolorowych świateł, które często świeciły mu prosto w oczy. Jeszcze parę razy próbował porozumieć się z Rue, ale w żaden sposób nie reagowała. Albo go ignorowała, albo była na prawdę pochłonięta swoim zajęciem. Jęknął cicho, gdy jakiś wielki facet nadepnął mu na stopę, a Rue nadal ciągła go do przodu, uniemożliwiając mu zatrzymanie się. Wstrzymał oddech, gdy dziewczyna zatrzymała się i wręcz tryskając energią odwróciła się. Nie spodziewał się, że szukanie jakiegoś odpowiedniego miejsca zajmie im tyle czasu. Najwyraźniej chciała mieć możliwość jakichś większych ruchów, bo ludzi w tej części klubu było nieco mniej. Szkoda, wlałby gnieść się i ledwo ruszać po drugiej stronie.
- Idzie ci lepiej, niż myślałam - skwitowała zadziornie, gdy tak przez moment stał, wpatrując się w jej ruchy. Już zaczęła? Cóż, najwyraźniej szpital robi swoje. Poczuł się niekomfortowo, gdy tak oczekiwała na przyłączenie się do tańca. Najwidoczniej znała tą piosenkę a raczej wycinki z niej, po gdy tylko pojawiała się jakaś wyraźna melodia, chyba refren, zaczynała cicho nucić. Albo przynajmniej tak on to słyszał. Nie wiedział, co zrobić. Na imprezy chodził rzadko, ale jeśli już, to przecież tańczył.l Teraz nie powinno być tak źle. Z jakiegoś powodu jednak czuł się ogromnie onieśmielony. Może dlatego, że nikogo tu nie zna? Oprócz Rue, rzecz jasna? Nie, to na pewno nie dlatego, przecież właśnie przez to powinien czuć się pewniej- prawdopodobnie nigdy więcej tych ludzi już nie zobaczy. W końcu, po niemal całej minucie stania bezczynie zaczął wykonywać dość idiotyczne ruchy rękoma. " Więcej whisky i po sprawie". Tak to sobie tłumaczył, a w zasadzie był tego pewien. Przy alkoholu jego ruchy stają się płynniejsze i mniej chaotyczne. Usłyszał śmiech Rue.
- Mówiłem, że jestem w tym beznadziejny - również próbował się zaśmiać, ale w zrobił to tak cicho, że prawdopodobnie jedyne, co zaważyła dziewczyna, to krzywy uśmiech na jego twarzy.
- Rozluźnij się - poradziła, a on starał się posłuchać. Tyle, że to nic nie dało. "Więcej whisky" - odzywał się mózg.
<Rue?>

Smiley CD Azucar

Gdy Azucar objął mnie w ramiona na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Sama nie wiem dlaczego, ale co zrobić?! Poszłam do policjanta spytać się czy możemy już iść, on pozwolił nam. Powiadomiłam o tym chłopaka i z lekkim pośpiechem poszliśmy w stronę cyrku. Pomimo panującej ciszy, atmosfera była miła, a gwieździste niebo dodawało jakieś uroku czy jak by to można nazwać. W pewnym momencie zorientowałam się i nie tylko ja, a sam Azucar, że wciąż nic nie zrobiliśmy z psiakiem.
- Co masz zamiar zrobić z suczką? - spytał się chłopak, a oboje zwróciliśmy wzrok na psiaka w mojej torbie, który smacznie sobie spał.
- Nie pozostaje mi nic innego jak ją przygarnąć w końcu nie pozostawię jej na pastwę losu... - odrzekłam, a chłopak spojrzał się na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam opisać. - Poza tym to ty dajesz sobie z opieką nad swoim psiakiem i ja sobie dam radę, a jak nie to zawsze mogę do ciebie zawitać, abyś mi doradził... - powiedziałam entuzjastycznie. - Chyba mogę, co nie? - spytałam się tak na wszelki wypadek. Wreszcie jakby nie było to nie mieliśmy dużo czasu, a Azu miał inne obowiązki niż cały czas mnie budzić i pomagać. Pomimo, że się staram to tak czy siak przysparzam wszystkim problemów i zmartwień. W takich momentach byłam bezradna i nie wiedziałam co robić. 

<Azucar?>

White CD Lottie

Oj… się naro­biło… myśla­łem, że w dobre miej­sce poło­ży­łem. Kurde…
– Nie mogłem się oprzeć – powie­dzia­łem zgod­nie z prawda prze­cho­dząc do pozy­cji sie­dzą­cej. – Mój por­tret Ci świet­nie wyszedł. Chcia­łem spraw­dzić resztę Two­ich dzieł – doda­łem dalej się uśmie­cha­jąc. W sumie ja nie wiem jak bym zare­ago­wał, gdyby ktoś mi grze­bał po rze­czach. Pew­nie naj­pierw bym się upew­nił, czy niczego nie ubyło, ale głu­pio nazwać droga osobę zło­dzie­jem.
– Czyli grze­ba­łeś w moich rze­czach – bar­dziej stwier­dziła niz zapy­tała, a jej głos był nieco cichy, jakby wsty­dziła się to powie­dzieć, ale koniecz­nie musiała. Tro­chę mi głu­pio było, że tak wyszło. Pierw­szy dzień zna­jo­mo­ści, a ja już komuś grze­bie. Ta… dobre wytłu­ma­cze­nie, dla­czego inni za mną nie prze­pa­dają.
– Tak jakoś wyszło – podra­pa­łem się po karku przez zakło­po­ta­nie. Wsta­łem i rap­tow­nie poczu­łem jak coś mi się wbija w ciało. Od razu wie­dzia­łem, że bło to pióro, które było o wiele za nisko. Kurde… – Ale muszę się powie­dzieć, ze na prawdę ślicz­nie malu­jesz – uśmiech­ną­łem się kuca­jąc, ponie­waż gdy sta­łem, musiała za bar­dzo zadzie­rać głowę do góry, a ja do dołu. – Bedę już wra­cał do sie­bie, jest już bar­dzo późno. Śpij dobrze – powie­dzia­łem z uśmie­chem i wysze­dłem z jej namiotu nie cze­ka­jąc na żadną odpo­wiedź. Chcia­łem jak najszyb­ciej się pozbyć tego, co mi się wbi­jało mię­dzy poślad­kami. Głu­pie skrzy­dła… czy ja się pro­si­łem o bycie jakimś tam anio­łem? No chyba nie. Ale trudno, bez tego nie umiał­bym cza­ro­wać, a moje marze­nia o zosta­niu wiel­kim magi­kiem by prze­pa­dły.
Gdy tylko zna­lazłem się w swoim namio­cie roze­bra­łem się do bie­li­zny i zaczę­łam wyj­mo­wać wszyst­kie pióra, które cho­wa­łem do dość dużego kufra. Był zapeł­niony już do połowy, gdy nie będzie już miej­sca na kolejne, spalę je i zacznę od nowa. Nie chciał­bym, aby ktoś je zna­lazł i zaczął pró­bo­wać się dowie­dzieć, do kogo lub do czego należą. Zaw­sze się znaj­dzie ktoś, kto za wszelką cenę będzie musiał dociec prawdy.
Ubra­łem się w luźne ubra­nia do spa­nia i ukry­łem się pod koł­drą zasy­pia­jąc.
Mia­łem cie­kawy sen. Mój kufer z pió­rami znik­nął, więc ruszy­łem na poszu­ki­wa­nia. Cyrk był zadzi­wia­jąco pusty, jakby wszy­scy się ulot­nili przed jakąś wojną. Jedyne co zosta­wili, to puste namioty, które był pory­wane przez wiatr. Sze­dłem drogą z kamieni za pió­rami, które leżały na ziemi. Dziwne, że wiatr ich nie pory­wał, ale nie myśla­łem wtedy nad tym. Wszyst­kie cho­wa­łem do kie­szeni, aby nikt inny ich nie zna­lazł. W końcu dotar­łem do urwi­ska, gdzie na jego samym końcu znaj­do­wała się moja skrzy­nia. Po zebra­niu wszyst­kich piór pod­sze­dłem do skrzyni, aby ja otwo­rzyć, scho­wać tam wszystko i wró­cić do namiotu, jed­nak grunt pod moimi nogami znik­nął. Zaczą­łem spa­dać, kiedy kufer spa­dał szyb­ciej i roz­bił się o wielki głaz. Cała jego zawar­tość pofru­nęła do góry zama­zu­jąc mi całą widocz­ność. Widzia­łem tylko biel swo­ich piór, a potem wytwo­rzy­łem u sie­bie skrzy­dła. Chcia­łem pofru­nąć do góry, aby nie zabić się ude­rza­jąc o ostre kamie­nie na ziemi. Cho­ciaż nimi macha­łem z całych sił, one nic mi nie dały. Dalej spa­da­łem, aż zetkną­łem się twa­rzą z kamie­niami.
A rano obu­dził mnie biały i czarny kró­lik.

< Lot­tie?>

Lunativ CD Volante

Dokładnie zmierzyłem chłopaka od stóp do głów, a mówiąc bardziej po prawdzie to od krocza do głów. Spodziewałem się po nim czegoś innego... mówiąc szczerze. Nie wiem... oczekiwałem chyba większej pewności siebie choć... mój widok mógł go onieśmielać. Za mundurem panny sznurem w końcu, ale... ech, moja " skromność " zawsze była godna podziwu.
Mój wzrok przykuł szczególnie ten prawie niezauważalny namiocik w w dość luźnych spodniach mojego towarzysza. Cóż... nie śmiałem się na ten temat odezwać, bo sam jestem przecież facetem. Pokazałbym jedynie jaki jestem cholernie bezczelny i uszczypliwy. Poza tym... ten widok wcale nie był taki szkaradny. Wręcz przeciwnie. Sprawił, że we wnętrzu moja dusza krzyczała... czy z komiczności owej sytuacji czy ze słodkiego widoku mojego towarzysza... nie wiem sam. Niestety... zamyślenie sprawiło, że gapiłem się za długo tam, gdzie nie powinienem przez co chłopak zawstydził się i próbował na wszelakie sposoby wybrnąć z tej jakże niezręcznej sytuacji.
- Uh... - westchnął - ... to w końcu dołączasz do nas, czy nie? - spytał. Wydawało mi się, że w jego głosie wystąpiła lekka nutka niecierpliwości. Intrygowało mnie, czemuż tak bardzo zależy mu na tym, abym dołączył do trupy. Jak to mawiają ludzie... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może naprawdę zamiast narzeczonej, która jak się okazało, była mi nie wierna, zyskam przyjaciół, a może nawet i cenniejszą rodzinę od tej, którą sam mógłbym stworzyć z ukochaną.
Odwróciłem się plecami do chłopaka zamyślony. Panowała chwila ciszy.
- Sam nie wiem... zobaczymy czy komendant przyjmie moje odwołanie ze stanowiska – powiedziałem poważnym i może nieco zmartwionym tonem – Możliwe, że się nie uda. Szanse są równe w miarę – odwróciłem się twarzą do niego – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to nie omieszkam się poinformować Cię, że z wami zostaję – na te słowa Volante rozpromienił się. Jego twarz zyskała dawną ciepłą barwę, a z oczu zniknęły iskry zakłopotania – Jeśli jednak nie, będę musiał zostać i najwyżej odwoływać się kilka razy albo starać się o zwolnienie dyscyplinarne. Jednak zanim zostanie podjęta decyzja was tu może już nie być – ta opcja nieco zmartwiła chłopaka, ale był raczej typem optymisty, dla którego szklanka była zawsze w połowie pełna.
- Trzymam kciuki, żeby spełniła się ta pierwsza opcja – uśmiechnął się pokrzepiająco.
-" Ja też mam taką nadzieję..." - powiedziałem do siebie w myślach.
- A czy... - zaczął - ... dzisiaj musisz się zajmować tą papierkową robotą związaną z odwołaniem? - zapytał.
- Nie, na najbliższe dni to koniec jeśli chodzi o dokumenty. Pozostaje tylko czekać – odparłem – A co? Macie jakieś plany na dzisiaj? - zapytałem z ciekawością.
- Właściwie to tak. Co jakiś czas spotykamy się wszyscy wspólnie na czymś w rodzaju... kolacji? Nie wiem, jak Ci to wyjaśnić... - urwał - ... po prostu to ma służyć zaciśnięciu więzi. Każdy przychodzi i jest tyle, ile może. Tam jemy, rozmawiamy i bawimy się wspólnie. Pik powiedział, że jesteś bardzo mile widziany... nawet jeśli nie uda Ci się do nas dołączyć.
- Ahh... rozumiem. Coś w rodzaju biesiady? - dopytałem, na co ciemnowłosy pokiwał energicznie głową – Chętnie przyjdę – odparłem z lekkim uśmiechem na ustach – Kiedy się wszystko zaczyna?
- Chyba... jakoś teraz – zaśmiał się zakłopotany Volante. Zaskoczył mnie.
- O... to musimy się spieszyć. Dobrze, że wcześniej zająłem się Ablem – powiedziałem bardziej do siebie, niż do chłopaka.
- To jak? Idziemy razem? - zaproponował. Zgodziłem się od razu.
Po drodze Volante opowiedział mi o nowych osobach, które ostatnio dołączyły do cyrku. Byłem zadziwiony, jak ktoś daje radę zarządzać tym wszystkim tak dobrze. Dba, aby każdy miał ubranie, jedzenie, dach nad głową i był szczęśliwy. Ten główny zarządca cyrku, którego nazywają chyba Papą musiał mieć naprawdę niezły dryg do organizacji, ale robił kawał dobrej roboty. Takich ludzi, jak ten człowiek jest na świecie niestety coraz mniej. I to mnie w tym świecie dobija najbardziej.
Kiedy już zbliżaliśmy się do miejsca spotkania, dało się słyszeć wrzawę. Setki głosów mieszało się ze sobą wraz z muzyką, śpiewem, odgłosami z kuchni no i oczywiście z cudownymi zapachami. Miejscem spotkania okazała się ogromna polana za cyrkiem. Rozpalonych było na niej kilka ognisk, a wokół nich siedzieli ludzie w grupkach. Jedni na pniakach z powalonych drzew, a inni na kocach. Między tymi ogniskami krzątały się osoby niosące do swojej grupy jedzenie ugotowane w powozie na kółkach, który był kuchnią.
- Nie masz nic przeciwko towarzystwu moich najbliższych kolegów? - spytał.
- Nie, absolutnie nie – zaprzeczyłem – Ciebie jedynego dobrze znam... jakoś nie czuję się jeszcze na siłach, aby dosiadać się do ogniska innej grupy niż tej, w której jesteś ty.
- Czemu? - zdziwił się – Jesteśmy, jak rodzina. Nikt nie odgoniłby Cię od swojego ogniska. Tutaj tak nie ma – zapewnił.
- Rozumiem, ale... jestem specyficzną osobowością. Nie chcę już na wstępie zrażać do siebie ludzi. Poza tym... nie wiem, czy tak naprawdę będę należał do waszej rodziny, więc... nie chcę komuś robić jakiejś złudnej nadziei i rzucać słowa na wiatr – oznajmiłem, na co chłopak pokiwał głową ze spojrzeniem mówiącym " rozumiem ". Bez zwłoki udaliśmy się do ogniska, gdzie czekali na chłopaka jego najbliżsi koledzy, z którymi często trenował. Na nasz widok rozpromienili się. Zdziwiłem się, kiedy każdy z mężczyzn wstał i witał się ze mną. Imię i uścisk dłoni. Mond, Orchis, Kolf, Gaspar i Zitao, Każdy z nich innej narodowości, każdy z odmienną historią i odmiennym charakterem. Łączyła ich szóstkę miłość do akrobacji na wysokości. Zostałem przez nich ciepło przywitany, więc i ja postanowiłem to ciepło w moim zachowaniu, jak najbardziej ukazać.
Kiedy usadowiliśmy się przy ciepłym ogniu, Gaspar zaproponował, że przejdzie się po coś do jedzenia i picia. Razem z nim poszedł również Kolf, by mu pomóc. W końcu... przy ognisku była nas aż siódemka. Oczywiście to ja stałem się głównym obiektem zainteresowania, bo byłem nowy... tak jakby. Kim jestem? Skąd przybywam? Dlaczego chcę być w trupie? Tych pytań było mnóstwo... i szczerze powiedziawszy nie na wszystkie chciałem odpowiadać, lecz starałem się używać wymijających odpowiedzi, które były najzupełniej wystarczające dla moich towarzyszy. Oni sami przy okazji również opowiadali o sobie, żeby było sprawiedliwie. Mond był z pochodzenia Niemcem. Miał jasny odcień skóry, który na myśl przywodził mleczny krem do ciasta, zaś oczy nienaturalnie turkusowe. Na głowie swoje miejsce zajmowały czarne, rozczapirzone na wszystkie strony kosmyki żyjące własnym życiem. Bił od niego spokój, harmonia i cichość... nie wiem, jak mógłbym to określić. Zdecydowanie należał do tych delikatniejszych i wrażliwszych mężczyzn. Zawitał do cyrku objazdowego wraz z dniem, kiedy został wyrzucony z sierocińca po uzyskaniu pełnoletności. Jego również życie nie oszczędziło. Mogę sobie jedynie wyobrazić jakie męki musiał przeżywać w tym sierocińcu. No i... sam fakt, że nigdy w życiu nie widział swoich rodziców ani nie miał żadnych bliskich sprawiło, że nabrałem do niego podziwu. Przerzucił tą zbieraną w sobie miłość na cyrk. I to była naprawdę bardzo mądra postawa.
Orchis był zdecydowanie typem myśliciela i filozofa pochodzącego z Francji. Jego popielate włosy spięte w krótką kitkę, ciemny zarost i okrągłe binokle od razu przywoływały na myśl starożytnych myślicieli. Tym bardziej, że lubił tą charakterystyczną pozę przeznaczoną dla osób szczególnie rozpatrujących sens ludzkiej egzystencji. Jak już wspomniałem pochodził z Francji, ale do cyrku dołączył będąc w delegacji w Belgii. Mimo, że posiadał pracę dobrze płatną, to jednak nie był szczęśliwy. W końcu... takie już życie filozofa. Zawsze poddaje coś wewnętrznej dyskusji, więc i ten aspekt swojego życie poddał do rozpatrzenia i zadecydował rzucić to wszystko w cholerę i zająć się czymś bardziej ekscytującym. Tym bardziej, że nie tracił poznawania świata.
Kolf, czyli typowy Duńczyk, był młodym kapryśnym osobnikiem o zadziornym nosie i ogromnym uzależnieniu od wynalazku typu kawa. Również mógł się pochwalić szopą na głowie, jednak zarówno jego cera jak i oczy miały ciemniejsze barwy, co było dosyć dziwne. Jako Duńczyk powinien być bledszy, ale... on tłumaczył to genami. Że po ojcu Hiszpanie dostał ciemniejszą nieco skórę czy coś w ten deseń. Fakt jest jeden... kaprysy to on miał jak kobieta w ciąży. Jednak trzeba było przyznać, że absolutnie to do niego pasowało i nadawało mu oryginalnego charakteru.
Gaspar swe korzenie posiadał w Rosji, więc i jego uroda przywodziła na myśl ludność zamieszkującą te tereny. Włosy w kolorze mysiego blondu, oczy zielone, jak młoda trawa wiosną no i ten charakterystyczny nos i rysy twarzy. Był spośród nas najbardziej barczysty, jednak nie wywoływał u innych poczucia strachu. Wydawał mi się szczerym i raczej prostolinijnym gościem, co absolutnie nie było jego ujmą. Był po prostu w porządku gościem.
No i Zitao, czyli ten nie przeciętny Azjata. Wesołek, jakich mało. Powiedzmy sobie szczerze... dopóki on siedział przy naszym ognisku, to było nas słychać na dosyć sporą odległość. Opowiadał kawały i różne śmieszne historie, jedna po drugiej. Miałem wrażenie, że niektóre wymyślał, ale to jak najbardziej uważałem za atut. Wymyślanie na poczekaniu śmiesznych sytuacji to naprawdę nie mały talent. Hebanowe włosy i błyskające iskierkami oczy sprawiały, że od razu kojarzony był z osobą, z którą nie ma ciszy ani przy stole, ani przy pracy ani nawet na stypie. Chwalił się, że chce wprowadzić coś nowego do repertuary cyrku. Tak, chodziło mu właśnie o te śmieszne historie. Cóż... być może kiedyś będzie tu zupełnie odmienny rodzaj rozrywki.
To co mogłem to im o sobie opowiedziałem. Wymijałem temat narzeczonej. Powiedziałem im, że praca mnie dobiła i musiałem coś zmienić, bo bym się psychicznie wykończył. Oni w taką wersję uwierzyli na moje szczęście, więc najgorsze miałem za sobą. Poza tym... nie posiadałem żadnych ogromnych i strasznych tajemnic, więc nie bałem się odpowiadać na ich pytania dotyczące mojej młodości czy pobytu w wojsku.
Wieczór upłynął nam naprawdę bardzo sympatycznie. Nawet ja musiałem to przyznać, że przypomniały mi się czasy naszych wyjść w wojsku na przepustkę. Jednak tam zawsze alkohol uderzał ludziom do głowy. Na biesiadzie nie było alkoholu, a i tak zabawa była przednia. Kiedy zrobiło się już bardzo późno, przyjaciele czarnowłosego zaczęli się powoli zbierać. Jeden po drugim. Plac również zaczął pustoszeć. Pojedyncze osoby zostawały jeszcze przy ogniskach. No i tych osób zadaniem było później zgaszenie płomieni. Volante chciał, abym jeszcze z nim został. Tak po prostu. Nie miałem nic przeciwko, więc zostałem. Chwilę trwała cisza. Nie była ona jakaś taka niezręczna, ale... taka wyczekująca.
- Nie powiedziałeś całej prawdy – oznajmił. To zdanie zszokowało mnie, ale starałem się nie dawać tego po sobie poznać.
- Czemu tak uważasz? - spytałem spokojnym tonem.
- Czuję to – odpowiedział tym swoim rozmażonym tonem i spojrzał w górę. Na gwiazdy – Jeśli będziesz to trzymał w sobie też zwariujesz. Ja po prostu... po prostu czuję, że ktoś bardzo Cię skrzywdził.
- Masz rację – przyznałem. Co miałem mu odrzec? Nadal miałem się trzymać tego kłamstwa? - Jedynym miejscem, gdzie mogłem w pełni odpocząć było moje mieszkanie, gdzie czekała na mnie kochająca narzeczona. Pewnego wieczoru, kiedy wróciłem do domu zastałem ją w naszym łóżku z listonoszem. Jęczała i wiła się pod nim, jak jeszcze pode mną nigdy. Mówiła, że mnie kocha najbardziej i że to ze mną jest jej najlepiej. Nie była typową cukrową mademoiselle. Wypudrowaną, z peruką i pustym wnętrzem. Kochała książki, jazdę konną i gotowanie. Była dobrą córką, dokładną panią domu i kochającą narzeczoną... i nagle puff... puściła się z listonoszem – zadarłem szyję w górę, by zobaczyć czarny jedwab wyszyty w srebrne i złote punkty. Wspomnienia w jednej chwili odżyły, a myśli w głowie zaczęły dudnić. Wcale nie poczułem się o wiele lepiej, ale cóż... takie wyznania nigdy nie są łatwe.

< Volante? Przepraszam, że tak długo ;-; Starałam się bardzo napisać coś fajniutkiego :* >

18 mar 2017

Lottie CD White

- I co, Lottie, co powiesz na to? - Britta, ze złośliwym uśmiechem wymalowanym na twarzy, pokazując skrawek papieru. Z przerażeniem wyrwałam kartkę z jej chuderlawej, żylastej dłoni, po czym spojrzałam na nią. To nie pierwszy raz, kiedy laski przerabiały moje zdjęcia (które, tak na marginesie, nie wiem skąd miały - musiały je robić ukradkiem), a jednak to "dzieło" było już przegięciem. Nie wiem, na jak bardzo zbereźne strony internetowe wchodziły w poszukiwaniu tego zdjęcia, ale wklejenie mojej twarzy w odpowiednie miejsce było jednym z ich najgorszych do tej pory wybryków. Czułam, jak łzy zbierają mi się do oczu, więc, chcąc je powstrzymać i wyładować emocje, zgniotłam kartkę, po czym zaczęłam ją drzeć.
- Och, zachowaj ją na pamiątkę; nie martw się, mamy ich jeszcze dużo. - usłyszałam kpiący głos Britty, który rozgoryczył mnie jeszcze bardziej. Po chwili obok niej pojawił się Olivier, mój brat, opierając się o jej ramię, i wybuchnął śmiechem.
- Ty to zrobiłaś? - zapytał Brit, która, pusząc się jak paw, pokiwała dumnie głową. Wiem, że braciszek bardzo się jej podobał, a w ten sposób niewątpliwie mu zaimponowała.
- Jesteście... - tu szukałam odpowiedniego słowa, wciąż próbując nie wybuchnąć płaczem - ... potworami! Jesteście okropni, okropni!
Wtedy Olivier, któremu nagła powaga zajęła miejsce uśmiechu na twarzy, puścił Brittę i podszedł do mnie dwa kroki. Wiedziałam, co chciał powiedzieć, co dobiło mnie zupełnie - dokładnie wiedziałam, co nastąpi. Chciałam od tego uciec, ale nie mogłam. Jednak, ku mojemu szczęściu, kiedy otwierał już usta, rozbudziłam się.
Wzięłam głęboki, chciwy wdech, jakbym się dusiła. Rozwarłam szeroko oczy; miałam takie mroczki, że prawie nic nie widziałam. Oddychałam płytko i szybko, lecz wkrótce wszystko się wyrównało, a mój wzrok przestał szwankować. Lecz to, co ujrzałam przed sobą, przeraziło mnie jeszcze bardziej, niż sam sen.
- White? - stęknęłam gardłowym głosem, unosząc w strachu brwi. Czy już umarłam, czy jestem już w niebie, że moje małe marzenia się spełniają?
Chłopak nie obudził się - nie miałam pojęcia, czy to dobrze czy źle, ale, czując się skrępowana jego obecnością - szczególnie w tych okolicznościach, miejscu i pozycji, postanowiłam wyrwać go ze snu. Nie mogłam zupełnie się ruszyć, gdyż wszystkie mięśnie potwornie mnie bolały - wobec tego powiedziałam głośniej:
- White!
Oczy chłopaka otworzyły się, a po chwili na jego twarz wkradł się wesoły uśmiech, który nieśmiało odwzajemniłam.
- Coś jest? Czujesz się lepiej? Boli? - zalał mnie pytaniami.
- Ehm... - ścisnęłam wargi - Tak. Nie mogę się ruszyć.
Z drugiej strony modliłam się w duchu, by nie wstawał - by został przy mnie, a najlepiej jeszcze przytulił, ucałował w czółko i powiedział, że mogę jeszcze pospać, ale zdawałam sobie sprawę, że to tylko marzenia.
- Czy oglądałeś moje rysunki? - zapytałam, nieco zawstydzona, widząc me pracy na nie swoim miejscu.

<White? xd>