30 lis 2017

EVENT/INFO

 INFORMACJA
  • Od dzisiaj opowiadania można wysyłać również na konto savagery. ( z kropką na końcu, na howrse )
  •  Tablica ogłoszeń została odnowiona, można sprawdzić wszystkie zmiany
 EVENT

Otóż, niedługo zbliża się grudzień, a wraz z nim...MIKOŁAJKI! Każdy chyba lubi dostawać prezenty, prawda? Z tej okazji, organizowany jest event - polegać on będzie na napisaniu opowiadania dotyczącego jakiejś mikołajkowej przygody Waszych postaci. Pod spodem jest dokładniejsze wytłumaczenie całej zabawy ( wybieracie jeden punkt do zrealizowania ):

1. Kto wierzy w Świętego Mikołaja? Skoro nasz cyrk specjalizuje się w zwalczaniu wszelkiego zła, nawet tego nadprzyrodzonego, to dlaczego ktoś taki miałby nie istnieć? W każdym razie, w okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Od ginących ciasteczek dla Mikołaja, po samego renifera, który ugrzązł na drzewie, ponad dziesięć metrów nad ziemią. Wygląda to na sprawę dla cyrku, prawda? Krótko po tym okazuje się, że ŚWIĘTY MIKOŁAJ ZAGINĄŁ ( tutaj już należy do Was, w jaki sposób się tego dowiecie - czy poprzez tajemniczy list, czy może ktoś Wam powiedział ). Podejmujecie akcję, by zapobiec dziwnym sytuacjom, zdarzającym się coraz częściej i mających coraz większą wagę. Czy uda Wam się rozwikłać sprawę tajemniczego zniknięcia samego Świętego Mikołaja? A może ktoś Wam w tym pomoże? Chyba, że tak naprawdę ktoś upozorował to zniknięcie...?

2. Jest już 6 grudnia, wychodzicie jak co dzień ze swojego namiotu, a tam... tajemnicza paczka! Co więcej, nie jest podpisana. Nie macie pojęcia, od kogo mogłaby być - pytacie znajomych, ale nikt nic nie wie, tylko do Was trafiła ta tajemnicza "znajdźka". Jest nią złoty, lekko zardzewiały klucz. Co to mogłoby oznaczać? Jakie drzwi otwiera? Co więcej, k t o mógłby Wam ofiarować ten przedmiot? Dalsza część należy już do Was ; )

3. Jest chłodna noc, śnieg zdążył już przykryć bardzo dużo. Słyszycie pukanie do Waszego namiotu - niechętnie wstajecie z łóżka, wychodzicie, a tam... sanie! Co więcej, zaprzężone w sześć par wspaniałych reniferów! Sanie są wyposażone w wielki worek, obok leży kartka. Pisze na niej jedynie "Prezentów nigdy nie zabraknie, masz tylko jedną noc, by rozdać je całemu światu!". Z początku myślisz, że to żart. Że gdzieś w pobliżu kryje się osoba przebrana za Mikołaja, którego tutaj brakuje. Ale staje się coś niesamowitego - jeden z reniferów zaczyna do Was mówić! Przedstawia się jako lider całej grupy i tłumaczy, że Święty Mikołaj ciężko zachorował i nie jest w stanie rozdać prezentów na czas. Czy pomożecie mu wykonać to zadanie? Inaczej nikt nie dostanie prezentów w Mikołajki!

Wymóg: 600 wyrazów
Czas trwania eventu: prace możecie wysyłać od dzisiaj do 08.12.
Prace możecie wysyłać na konta: savagery. oraz fopa12 lub dodawać samemu ( należy wtedy jedynie poinformować o napisanej pracy)
ŻYCZYMY POWODZENIA!!!^^

27 lis 2017

Smiley CD Vogel

Moja yukata spodobała się chłopakowi, a komplement od chłopaka mnie bardzo uszczęśliwił. Ruszyliśmy w stronę festiwalu oraz tłumu ludzi. Ciężko było mi się poruszać w tej yukacie a w dodatku ten tłum ludzi mi nie ułatwiał sprawy. Na szczęście Vogel wypatrzył jakieś stoisko z dango gdzie chociaż przez chwilę mogłam odpocząć. Kulki na patyku były bardzo smaczne. Takich smaków nie było można na codzień znaleźć oraz spróbować. Muzyka która była od czasu do czasu zagłuszając tylko w pozytywny sposób przez ludzi, ich śmiech. Dekoracje były kolorowe i wesołe, zauważyć można było iż ludzie którzy pomagali w organizacji włożyli dużo swego serca. Odwróciłam się wzrokiem na chwilę w stronę gdzie zobaczyłam jak jacyś ludzie tańczyli. Stanęłam na chwilę w miejscu. Rozejrzałam się do okoła. Nigdzie nie było Vogel'a, chciałam już ruszyć dalej w poszukiwaniu jego, ale ktoś chwycił mnie za rękę.
- Dołącz do nas, piękna pani? - spojrzałam się na osobę. Był to młody chłopak, prawdopodobnie w moim wieku.
- Ja nie potrafię tańczyć - powiedziałam lekko zaskoczona ta sytuacja.
- Spokojnie, pokażemy ci! - uśmiechnął się, a ja nim zdążyłam coś powiedzieć on zaciągnął mnie za sobą. Przyjrzałam się dokładnie im ruchom. Były trochę trudne, ale ja uwielbiałam wyzwania. Wystarczyło raz, abym zapamiętała wszystko. Przyłączyłam się do nich. Było zabawnie, ale dzięki temu może udałoby mi się znaleźć również Vogel'a. Martwiłam się już powoli, że nie odnajdę go dzisiaj.
- Vogel gdzie jesteś? - zapytałam się pod nosem, szukając go wzrokiem poprzez tłum. Może i tańczyłam, ale potrafiłam się również skupić i na innych ludziach.
- Smiley! - usłyszałam znajomy mi głos. Nie mogłam się mylić, to musiał być Vogel.
- Dziękuję za taniec, ale muszę wracać - przeprosiłam ich. Widząc jak to Mikael stoi plecami w moją stronę poszłam, wręcz prawie biegłam, aż do momentu gdy zawisłam na jego szyi.
- Nareszcie ciebie znalazłam! - powiedziałam uradowana z uśmiechem jak banan na twarzy.
- Wybacz mi... nie zauważyłem kiedy zniknęłaś mi z oczu - powiedział trochę smutny oraz zły sam na siebie.
- To moja wina, bo nie zatrzymałam ciebie gdy stanęłam, aby popatrzeć na tancerzy... - schyliłam głowę w dół, mówiąc trochę ciszej. W tej chwili było mi bardzo, ale to bardzo głupio. - Przepraszam - dodałam.

<Vogel?>

Akuma CD Rue

Ubogo tutaj. Ale nie to go martwiło. Panował tam chłód, jeśli mieli nie zamarznąć w nocy, będą musieli rozpalić ognisko pośrodku pomieszczenia, a najlepiej jak najbliżej łóżka. Sypialnia nie zrobiła na nim większego wrażenia. Jednak było tutaj czysto. Ani śladu kurzu, jakby ktoś dopiero co tutaj wysprzątał. Spodziewano się ich? Możliwe, szczerze, to nie zdziwiłby się. Jednak jak już Rue zdążyła zauważyć ( kobiety... ), łazienka nie była w lepszym stanie. Cztery świece ustawione na stoliku zwróciły jego uwagę - wyglądały na takie, które będą długo się palić. Ale pytanie, jak mają zapalić knot? Żadnych zapałek, o zapalniczce już nie ma mowy. Zacisnął szczęki, gdyby miał żyć w tych czasach, nie wytrzymałby. Zaczął tęsknić za ogniem, jego ciepłem, barwą, właściwościami,... Oraz dymem. No i maską przeciwgazową. Plecakiem. Czy teraz istnieją jakieś plecaki? Westchnął, zastanawiając się, dlaczego by się nie zabić. Byłoby szybciej.
- Może to część tej gry? - spytał Rue, która posłała mu zaskoczone spojrzenie, że myśli o takich rzeczach, podczas gdy ona straszy go pająkami i innymi robactwami oraz insektami. To w sumie miałoby sens. - No wiesz, może mamy zbudować jakiś wehikuł czasu... Może ktoś stąd będzie wiedzieć coś więcej, chociażby o tej szalonej grze. Może istniała od wielu tysięcy lat i ktoś zna ją głębiej? Może to nie przypadek, że trafiliśmy akurat do czasów i miejsca, gdzie żyje sam Szekspir? Może mamy odkryć coś na jego temat, coś, co mogłoby zmienić bieg historii... - ciągnął, wbijając wzrok w podłogę. Jeśli ktoś by ich teraz usłyszał, zeszedłby. Na bank. Lub też odprawił egzorcyzmy. Czy właśnie w tej epoce było to takie popularne? To całe palenie na stosach, biczowanie na znak pokuty i inne tego typu pierdy?
- Sama nie wiem. W sumie to logicznie mówisz, ale... no sama nie wiem - mruknęła, siadając obok z rezygnacją. Miał nadzieję, że chociaż kolacja będzie realna, w przeciwieństwie do ich wyobrażeń.
- Zgubiliśmy naszyjniki. Może po prostu mamy je odnaleźć, czy coś? Albo gdy je zgubiliśmy, cofnęliśmy się przez przypadek w czasie? - podsunął, opierając brodę na zaciśniętej w pięść dłoni.
- Oby nie. W takim razie moglibyśmy tutaj utknąć na dobre. Jak mielibyśmy odzyskać coś, co zostało w przyszłości? No, teraźniejszości... No wiesz o co chodzi! - zirytowała się, że nawet nie da się dokładnie określić ich czasów, w których dotąd żyli.
- A jeśli przetransportowały się tu z nami? Może by warto wrócić w miejsce, w którym mnie znaleziono?
- Bo on cię zaprowadzi - prychnęła, chyba tracąc nadzieję lub chociaż pomysły jej się kończyły. To nie dobrze, bo mu także. Jednak wciąż miał nadzieję, opierał się na niej, niczym starzec na lasce. Tyle, że mu nie wychodziło to tak sprawnie. Wciąż się chwiał, rozglądał po okolicy, niczym zagubione dziecko. Co za ironia - tyle wieków w jednym czasie, i tyle czasów w jednym wieku. Phi. ZNOWU MNIE NA FILOZOFIĘ WZIĘŁO...

- On ma imię -powiedział, ale spotykając się z krytycznym wzrokiem przyjaciółki, natychmiast wzruszył ramionami i wrócił do wcześniejszej pozycji. - Logan, ma na imię Logan. Ale mniejsza z tym. Może jeśli byś go nauczyła tego paraliżowania, zgodziłby się nas tam zabrać... Może ktoś z okolicznych będzie wiedział, gdzie mnie znaleziono. Nie wiem, jak z plotkami w tych czasach, al mogłoby się udać. 
- Może - skwitowała niewyraźnie. Najwidoczniej miała już dość wracania ciągle do rozmowy na ten sam temat. Postanowił więc go zmienić, po niemalże minucie ciszy z obu stron.
- Kolacja niby miała być o osiemnastej? Skąd mamy wiedzieć, która jest godzina? Może już pójdziemy? - po każdym wypowiedzianym pytaniu zastanawiał się na chwilę, ostatecznie wstają.c Rue zrobiła to samo, nieco ożywiona myślą o jedzeniu. 
Paręnaście minut włóczyli się pośród przerozmaitych drzwi i korytarzy. Jak to szło? "Bez trudu odnajdziecie drogę"? "Łatwo znajdziecie jadalnię"? Już nawet nie pamiętał, ale te zapewnienia to zwykłe łgarstwa. Dopiero za zapachem, co szło im dosyć kiepsko, dotarli do otwartych szeroko drzwi, za którymi mieściła się spora, a wręcz ogromna hala z stołem długim na jakieś dziesięć metrów. Siedziało już przy nim z dwadzieścia osób, jedząc posiłek i rozmawiając pomiędzy sobą. Wymienili spojrzenia, kierując się w stronę dwóch najbliższych wolnych miejsc obok siebie. Spojrzał na wystawione potrawy, w których rozpoznał piwo, zapewne grzane oraz mięso, wyglądające na pieczone, ale tutaj nie mają piekarników. Może mieli jakiś tego zamiennik? W każdym razie, na gotowaniu nie zna się prawie w ogóle ( robi dla siebie idealną kawę, tyle z jego kulinarnych zdolności ). Więc tak na prawdę to danie nie musiało powstać poprzez pieczenie.

< Rue? > 

25 lis 2017

Rue CD Akuma

Tak jak wcześniej kłamanie nie sprawiało mi żadnego problemu, tak teraz czułam, że oboje zaraz wpadniemy. Gdyby nie wymyślona historyjka Akumy, na pewno coś by podejrzewali. Teraz jednak jest szansa, że w to uwierzyli. Jesteśmy podróżnikami, mnie złapano i sprzedano, a to wszystko były tylko przypadkowymi zdarzeniami. Wszyscy mierzyli nas podejrzliwym wzrokiem. Ścisnęłam mocniej jego rękę i zacisnęłam zęby. Miałam ochotę stąd uciec, wszystkich ich sparaliżować i uciec z chłopakiem jak najdalej. Odnaleźć cokolwiek, co by nam pomogło i wrócić do naszego świata, a raczej do przyszłość. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w filmach!
- Nie ważne. Na razie zostajecie z nami - powiedział Logan, na co poczułam ogromną ulgę. Czułam się, jakby kłamstwo przytłaczało mnie jak małe dziecko, które dopiero uczy się tej sztuki. - Chodźcie - odwrócił się i machnął ręką, abyśmy za nim poszli. Pospiesznie ruszyliśmy za nim, by nie stać już w centrum koła zaciekawionych wojowników. Widziałam kątem oka, jak dopiero teraz podnoszą sparaliżowaną dziewczynę, a ona mierzy mnie morderczym spojrzeniem. Przełknęłam gulę w gardle prostując się. Przybrałam poważną minę, ale w środku się trzęsłam. Przecież ona mnie udusi, jak tylko usnę. Oni wszyscy chyba to zrobią. Nie puszczałam Akumy, aż nie przeszliśmy długiego korytarza. Tutaj smród całkowicie zniknął, czułam tylko powiew wiatru, który wciskał się między szczeliny.
- Gdzie idziemy? - zapytałam. Logan chwilowo milczał, aż otworzył drzwi. Ukazał się nam kolejny korytarz, ale tym razem po obu stronach znajdowały się drzwi.
- Będziecie tu spać jak każdy. Chcecie razem czy oddzielne? - zapytał odwracając się w nasza stronę.
- Razem - powiedzieliśmy wspólnie. Logan podniósł jedną brew do góry i skinął głową. Podszedł do jednych drzwi i je otworzył.
- Żadne nie zamykają się na klucz. Kolacja jest o osiemnastej, łatwo znajdziecie salę - podeszliśmy bliżej i zajrzeliśmy do środka. - Obudzę was jutro - wyminął nas i wyszedł. Spojrzeliśmy po sobie i weszliśmy do środka. Każdy z nas zaczął oglądać pokój, chociaż dużo tego nie było; prowizoryczny salonik z jednym łóżkiem, krzesłem i biurkiem oraz stare drzwi, prowadzące do łazienki. Poczułam dreszcze na plecach wchodząc głębiej.
- To wygląda jak pokój z tamtej organizacji. Pamiętasz? - do głowy wróciły wspomnienia, jak pakowali nas osobno do samochodów, a potem do jakichś pokoi z podglądem. Pamiętam, jak się wykłócałam o kamery w łazience, bo nie chciałam, żeby nas podglądali.
- Jak mógłbym zapomnieć - chłopak usiadł na łóżku, a ja wyjrzałam za okno. Szara ulica z nudnymi ludźmi i takimi samymi budynkami.
- Przeszłość jest okropna i brzydka - mruknęłam obserwując wóz, na których jechało dwóch chłopców w kajdankach. Szybko odwróciłam wzrok, gdy spojrzeli w moją stronę. - Ciekawe, czy jedzenie będzie dobre jak tam - zapytałam samą siebie idąc do łazienki. Po otwarciu drzwi coś przebiegło przed moimi stopami. Miałam ochotę zwymiotować.
- Tam się najedliśmy tak, że nam brzuchy sterczały.
- Nie chciało mi się iść do pokoju, wolałam, aby ktoś mnie tam zaniósł - zaśmialiśmy się pod nosem. - Nie jesteśmy sami - zamknęłam drzwi kierując się do chłopaka. - Karaluchy będą cie łaskotać w nogi, pajączki w brzuch, a inne robaczki zrobią ci masaż - wystawiłam język z obrzydzeniem.

<Akuma? Ja śpię od brzegu! Robaki ze ściany pójdą do ciebie>

23 lis 2017

Vogel CD Smiley

Po wejściu do sklepu nawet nie miałem chwili na przyjrzenie się wszystkim kolorowym dekoracjom. Od razu pod rękę wzięła mnie kobieta, odciągając mnie tym samym od Akane. Przed wejściem do jakiegoś pokoju, spojrzałem na nią, po czym zniknęła mi z oczu. W środku niezbyt dużego pokoju kobieta ubrana w białą, jak się później dowiedziałem, yukatę, zaczęła odmierzać moje ciało, czasami zerkając w stronę stojących manekinów. Cały proces trwał jakoś dziesięć, może piętnaście minut. Po tym stanęła przede mną i z uśmiechem mi się przyglądała. Speszony, złapałem się za tył głowy, tym samym ją odwracając.
- Czy coś nie tak? -zapytałem, na co kobieta się zaśmiała, po czym łapiąc mnie za skrawek stroju, pociągnęła mnie do ogromnego lustra.
Z niemałym zdziwieniem przyglądałem się sobie, podchodząc bliżej do lustra. Miałem na sobie czerwoną yukatę, która u dołu była bladożółtawa. Na tej samej części znajdywały się kwiaty zabarwione na zielono, biało i pomarańczowo. Przez mój brzuch przechodził czarny, dosyć gruby pas. Dotknąłem go. Był przyjemny w dotyku. Z uśmiechem odwróciłem się w stronę kobiety.
- Dziękuję -rzekłem.
- Nie ma za co, ważne, by twojej dziewczynie się podobało -uśmiechnęła się szerzej i nawet nie dała mi się wytłumaczyć, gdyż od razu podeszła do wyjścia.
Głęboko wzdychając, ruszyłem za nią. Wychodząc zza jasnozielonych zasłon, wyszedłem na sam środek jasnego pomieszczenia, gdzie w końcu mogłem przyjrzeć się wystawom. Podchodząc do manekinów, podziwiałem ich kroje, przeróżne kolory oraz wzory. Po kilku chwilach usłyszałem, że ktoś wychodzi z drugiej przebieralni. Odwróciłem się w tamtym kierunku i ujrzałem Smiley. Ubrana była w fioletową yukatę, która na dole, jak i na rękawach, miała pomarańczowe przebarwienia. Na całej powierzchni ubrania znajdywały się różowe kwiaty wiśni. Opasana była żółto-niebieskim pasem. Wyglądała naprawdę pięknie, tym bardziej że jej włosy były naprawdę dobrze ułożone. Uśmiechnąłem się do niej. Po zapłaceniu za stroje wyszliśmy na zewnątrz, gdzie jeszcze na chwilę się zatrzymaliśmy. Spojrzałem na nią, rozmyślając, po czym odrzekłem.
- Wyglądasz naprawdę ślicznie -mówiąc to, uśmiechnąłem się przyjaźnie, na co dziewczyna się zarumieniła. Spojrzałem przed siebie i dodałem -lepiej już chodźmy.
W końcu ruszyliśmy. Trochę musieliśmy przejść, zanim znaleźliśmy się na miejscu. Gdy zaszliśmy, naszym oczom ukazała się naprawdę ogromna liczba ludzi. Znaczna część była przebrana, tak jak by, lecz tamta, wręcz znikoma cząstka, również była zauważalna. Wchodząc razem miedzy nich, wypatrzyłem stoisko z jakimś jedzeniem. Powiedziałem to Akane i od razu tam podeszliśmy. Po obejrzeniu wszystkich przysmaków zgodziłem się wraz ze Smiley, że kupimy sobie tak zwane dango. Mając je w rękach, szliśmy przed siebie, podziwiając dekoracje. Gdzieś w oddali można było usłyszeć muzykę, która czasami była zagłuszana przez śmiech i rozmowy osób zebranych się w tym miejscu. Po długich poszukiwaniach, w końcu odnalazłem ławkę, na której mogliśmy odpocząć. Kiedy jednak się odwróciłem, ujrzałem, że Smiley nie ma nigdzie przy mnie. Byłem tym faktem przerażony. Zacząłem się nerwowo rozglądać, aż w końcu wbiegłem ponownie w tłum ludzi.
<Smiley?>

22 lis 2017

Akuma CD Rue

Zastanowił się, jak bardzo fatalnym pomysłem było stwierdzenie, że jest on uczniem Szekspira. Owszem, zna jego dzieła, ale co, jeśli powie te, które jeszcze nawet nie powstały? Być może zakłóci czasoprzestrzeń, być może nie zostaną one wydane i przyszłość wypadnie zupełnie inaczej, być może nawet ani on, ani ona nie będą istnieć, gdy zmienią przeszłość, choć tak z pozoru nieważną i nic nie znaczącą. Co, jeśli Szekspir zaprzeczy, że się znają? Jeśli to sprowadzi na nich zgubę? Bolesną śmierć na stosie? Czy stosy jeszcze są używane? Błagał w myślach o to, by tak nie było. Ale z drugiej strony, przecież co innego Rue mogłaby powiedzieć? Jak on sam mógłby się obronić? "Przybywamy z przyszłości, bo mieliśmy pograć w grę, ale chyba nie wyszło tak, jak ten ktoś, kto nas tutaj wysłał, zamierzał...". Pogmatwane? Bardzo. Nierealne? I to jak. Niebezpieczne? Z pewnością.
- Co robimy? - spytał półszeptem, gdy zdał sobie sprawę, że w ich kierunku zmierza trójka mężczyzn, podczas gdy Logan obserwuje ich z uniesioną brodą, ciekawskim spojrzeniem i rękoma założonymi na piersi.
- Nic - odezwała się. Zmierzył ją wzrokiem, ale uszanował decyzję. Jak to nic? Miał nadzieję, że ma jakiś plan albo chociaż pojęcie, co właśnie się dzieje. Lub chociaż dobry powód, dla którego nie mieliby uciekać lub wdać się w bójkę. A, no tak. Przewaga liczebna. Jego nieumiejętność posługiwania się bronią oraz walki wręcz. Powinien jednak się podszkolić w życiu, ostatnio działo się tak wiele, że to również dobra wymówka do rozpoczęcia treningów. Jak mógł nie przewidzieć, że w przyszłości będzie potrzebował znać sztuki walki, samoobrony, czy czegoś podobnego?
- Kim jesteście? - padło pytanie z ust ciemnoskórego, łysego, napakowanego niczym Vin Diesel, kolesia. Jego muskuły były tak wielkie, że obcisła w ramionach koszulka z krótkim rękawem była rozdarta i postrzępiona. Oczywiście, o ile sam nie wykonał takiej dekoracji. Rzuca się w oczy, a jednocześnie dopasowuje do tego świata, pomyślał. Ironia, po raz kolejny odwróciła jego uwagę od tego, co powinno być jej punktem skupienia.
- Przyjaciółmi - odpowiedziała Rue, chyba chcąc zyskać na czasie i udając, że właśnie tak pojęła sens tego pytania. Co powiedzieć? Co powiedzieć?! Myśl, Akuma, myśl, myśl, myśl!!! Są z innego kraju? Innej planety? INNEGO WYMIARU? INNEGO CZASU??? Ciemne oczy murzyna utkwiły wzrok w oczach Rue, posyłając jej spojrzenie naciskające na dalszą część wypowiedzi. Niestety, ta się nie pojawiła. Oczywiście, dla niego to strata. Dla nich kolejne parę sekund na wymyślenie dalszej części historii.
- Skąd jesteście? - spytał mężczyzna z ciemnobrązową, puszystą brodą niczym drwal i grubymi brwiami. Jego włosy mimo wszystko były długości zbliżonej do tej posiadanej przez szarowłosego. Właściwie, to nawet tkwiły w nieładzie, jak u niego. Zmierzyli się wzrokiem, chyba myśląc o tym samym. Ale, nie mógł zachować nie powagi. Chociaż już na usta cisnęły mu się słowa pogardy i sarkazmu, nie pisnął ani słówka. Przynajmniej na ten temat.
- Trudno powiedzieć... - powiedziała Rue.
- Podróżujemy - dokończył za nią, a ona energicznie pokiwała głową .Cholera, jeszcze nigdy kłamstwo nie szło im tak kiepsko. Jeszcze niedawno twierdzili, że Akuma to uczeń Szekspira. Jedno zaprzecza drugiemu. Bosko. - Zatrzymaliśmy się tutaj na ponad pół roku, żyłem w ukryciu, gdyż ktoś porwał moją przyjaciółkę, Rue - wskazał na nią końcem brody, lekko się uśmiechając, by dodać jej otuchy i wyglądać bardziej przekonująco. - Chciałem zachować anonimowość do momentu, aż jej nie odnajdę. Spotkałem Szekspira. Okazało się, iż mamy wspólną pasję, pisarstwo. Tyle, że nie jestem w tym dobry. Więc zaczął mnie uczyć. No wiecie, łatwiej kogoś szukać, gdy nikt nie szuka ciebie... - wypowiedział ostatnie zdanie wolniej i pod przymusem, widząc podejrzany wzrok całej trójki.

< Rue? Kill me, please ;v >

19 lis 2017

Smiley CD Vogel

Upadne, upadne i to na bank! - zdążyłam tylko tyle powiedzieć, zamykając tym samym oczy, aby skupić się na bólu gdy boleśnie upadnę. Coś mi tu jednak nie pasowało. Minęło kilka sekund, a ja poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie w swoją stronę. Gdy już otworzyłam oczy, poczułam ciepło bijące od drugiej osoby oraz jego zapach. Vogel obecnie trzymał mnie w swoich objęciach. Ulżyło mi, serce co prawda zaczęło mi szybciej bić, ale ta chwila była  czymś niespotykanym oraz pięknym dla mnie. Obecne uczucie zaczęło mną ogarniać. Jednak to czego w tej chwili nie rozumiałam to co to jest za uczucie. Moim oczom pokazała się blada twarz chłopaka na której można było zobaczyć delikatne rumieńce oraz jego włosy jak zawsze były potargane.
- Głupek, szkoda że nie wiesz jak się czuje... - powiedziałam pod nosem ruszając przed siebie, gdy tylko chłopak zaliczył mówić.
Szybko wyrównał ze mną krok. Jednak nie odezwał się do mnie, raczej oczekiwał aż to ja zrobię ten pierwszy krok i zacznę rozmowę. Vogel wspomniał, że nie ma stroju w stylu japońskim na festiwal, ale mi to nie przeszkodziło. Sklep jaki zauważyłam kątem oka przed sobą, był odpowiedni, aby coś kupić na tą okazję.
- Chodźmy do tego sklepu - uśmiechnęłam się, chwytając tym samym za rękę chłopaka. - Jak coś to ja za wszystko płacę! - dodałam, wchodząc do sklepu.
- Dzień dobry - usłyszeliśmy od pani że sklepu, która była ubrana w jeden z japońskich strojów.
- Dzień dobry - odpowiedziałam.
- Czy mogę wam w czymś pomóc? - podeszła do nas bliżej.
- Szukamy yukate na dzisiejszy festiwal. Czy mogła by pani nam pomóc. Ze mną nie powinno być problemu, ale chce, aby on wyglądał dzisiaj tak jak jeden z tych chłopaków co widziałam na zewnątrz... czy mogę liczyć na pani pomóc?
- Ależ oczywiście - uśmiechnęła się. - To ja sir zajmę twoim chłopakiem - słysząc słowo "chłopak" speszyłam się i to niesamowicie. - Spokojnie twoja dziewczyna będzie w dobrych rękach mojej córki - chwyciła Vogel'a za rękę i gdzieś z nim poszła, nim zdążyłam powiedzieć, że on nie jest moim chłopakiem. Domie podeszła dziewczyna młodsza ode mnie ze dwa może trzy lata.  Miała kruczo czarne włosy upięte w piękną fryzurę, a do tego ubrana była w piękną czarne yukate w kwiaty.
- Nie bój się. Na pewno coś ci wybiorę, że planuje dzisiaj swojego chłopaka - uśmiechnęła się do mnie.
- On nie jest moim chłopakiem. To tylko mój przyjaciel - uśmiechnęłam się.
- Na serio?! Mówisz poważnie?! Jak dla mnie to wyglądaliście na parę... - zawstydziłam się lekko. - Nie martw się. Skoro nie teraz to może kiedyś będziecie ze sobą. Jak na razie chodź ze mną. Pomogę ci w wybrać najładniejszą yukate, aby go zauroczyć - zaprowadziła mnie do przymierzalni. Zaczęła na mnie nakładać yukate. Ona była naprawdę dokładna i precyzja w tym co robiła. Przy okazji śpiewa również moje włosy.
- Gotowe. Wyglądasz przeuroczo - usłyszałam z jej strony. Sama nie wiedziałam co mam sądzić. Jakoś nie za bardzo byłam przekonana co do tego. - Jak coś to on również jest gotowy! - odpowiedziała. Wyszłam z przebieralni, a przede mną był Mikael.
- Proszę, oddaje twoją dziewczynę... - powiedziała uradowana czarnowłosa dziewczyna. Podeszłam do kasy, gdzie zapłaciłam za nasze stroje.
- Do zobaczenia oraz miłej zabawy! - usłyszeliśmy od kobiety. Wyszliśmy ze sklepu.
- I jak ci się podoba? - zapytałam się cicho, ale nie za cicho.

<Vogel?>

Rue CD Akuma

Zaraz, o czym my tu własnie rozmawiamy? Czy oni się z nas nabijają? Ta, tyle, że nie wyglądają na takich, co chociażby żarcik opowiedzieli. Więc...
- Który mamy rok? - wtrąciłam się, przez co zostałam ostro zmierzona wzrokiem.
- Pierwszy zadałem pytanie - odpowiedział. Pociągnęłam za rękę Akumę.
- To poczekaj - zaciągnęłam chłopaka z dala od nich. Stanęliśmy sami w miejscu, gdzie walczyłam. To wszystko było bardzo dziwne...
- W którym roku żył Szekspir? - zapytałam.
- Jakoś w XVI wieku - powiedział po namyśle i sam spojrzał na mnie zdziwiony, powoli rozumiejąc sytuację.
- Wiesz, dla mnie to nie jest żadna gra. Jakim cudem przenieśliśmy się do przeszłości? - nie uzyskałam odpowiedzi, ponieważ obok nas nagle pojawił się Logan. Mierzył nas podejrzliwym wzrokiem. Odwróciliśmy się w jego stronę.
- No mów - popędził chłopaka, który zamilkł. Lekko go szturchnęłam.
- Ale co? Mam ci na prawdę zarecytować go? - zapytał zdziwiony. Logan skinął głową i założył ręce na krzyż. Czekał, a nie wyglądał na typa, który był cierpliwy. Nie w takich sytuacjach. Akuma chwilę się wahał, aż w końcu zaczął mówić. Odwróciłam wzrok na ścianę, na której wisiały gazety. Opuściłam na chwilę chłopaka i podeszłam bliżej ściany. Cała była wypełniona gazetami. Każda z nich przedstawiała co innego, ale nie to mnie interesowało. Daty... To nie był nasz rok. Wręcz przeciwnie. 1570... 72... 89... Co jest?! Szybko wróciłam do przyjaciela, na którego Logan patrzył z ogromnym zdziwieniem i... podziwem? Zapewne mi się wydaje, ale... jego oczy chyba aż błyszczały. Kiedy Akuma skończył, chłopak przybrał rozgniewaną minę.
- Skąd ty go znasz? - chłopak się spiął. Musieliśmy coś zrobić, a wygadywanie, że jesteśmy z przyszłości brzmi bardzo głupio.
- No przecież to jego nauczyciel - powiedziałam klepiąc Akumę po plecach. Blondyn spojrzał na mnie i zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
- Jak na niewolnicę to rozgadana jesteś - burknął pod nosem. Spojrzał jeszcze na chłopaka, po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do olbrzyma, który aktualnie z kimś rozmawiał. Logan wyglądał na zdenerwowanego. Miałam wrażenie, że zaraz na prawdę mi przywiążę jakieś łańcuchy i każe sprzątać mu pokój. Przeszły mnie dreszcze.
- To jest na prawdę dziwne - odezwał się przyjaciel. - To jest... nienormalne - wymachnął zbulwersowany rękoma.
- Ta, ale nie powiesz im, że jesteś z dwutysięcznego roku. Wyśmieją cię, ale w najgorszym zabiją - zgadywałam. Nie znam tym czasów, nie interesuje się historią. Równie dobrze mogli nas posłać na szubienicę, ale wygnać gdzieś na jakiś pustkowie.
- Musimy się dowiedzieć co to za medaliony. To miała być gra, a nie przeszłość... - na przypomnienie o talizmanach zacząłem szukać swojego, ale... nigdzie go nie było. Przegrzebałam całe ubranie jeszcze raz, ale musiałam go zgubić. Nie wiem kiedy, może wpadł do rzeki z wulkanem. Może został gdzieś zasypany w śniegu. W najgorszym wypadku znaleźli go ci, którzy mnie zabrali. Po chwili i Akuma zaczął szukać swojego, ale gdy zbladł jak trup zrozumiałam, że on swojego też nie ma. Zauważyłam, że troje mężczyzn zaczyna się do nas zbliżać.
- Na razie nic nie gadamy. A ty jesteś uczniem Szekspira - normalnie to bym się zaśmiała, ale sytuacja wymagała powagi. Nawet jeśli serce waliło mi jak oszalałe, a nogi uginały się pode mną. Złapałam za rękę chłopaka. Miałam złe przeczucia. Chciałam stąd wybiec i nigdy nie wracać. A najlepiej to wrócić do domu. Pokręcić się na trapezach, pochodzić na linie, poskakać nad płomieniami... przysięgam. Jeżeli przeżyje, zrobię dla samej siebie najlepszy występ, na jaki mnie stać na wypadek, gdybym znowu miała wylądować... gdzieś. Dobrze, że był ze mną Akuma. Sama bym oszalała, jestem tego pewna. Tyle rzeczy w ciągu paru tygodni... to nie jest normalne.

<Akuma?>

Akuma CD Rue

Przestąpił z nogi na nogę, w zasadzie to parę razy, zaciskając wargi w cienką linię. Chciał rzucić się na pomoc przyjaciółce, ale wierzył, że da sobie radę. W momencie, gdy cios w brzuch sprawił, że zacisnął pięści, role się odwróciły. Z zaledwie parę sekund to Rue zyskała przewagę, miał ochotę walnąć z całej siły w wielki gong, które kiedyś widział w Japonii podczas walk. Przypisywał on tylko jednej osobie, ale teraz chętnie rzuciłby się na niego z pięściami - z frustracji i gniewu, a także szczęścia i ulgi. Na jego twarz wpełzł uśmiech, gdy pieniądze zostały przekazywane z rąk do rąk, wokół rozległy się szmery, a niektórzy po prostu mierzyli wzrokiem zwyciężczynie, zapewne próbując ją rozszyfrować. A raczej tajniki tego, co właśnie wykonała. Ciche przeklęcia, głośne śmiechy, gwar nastąpił w jeszcze krótszą chwilę, niż wygrana została przesądzona. Ludzie rozeszli się po całej sali, czasem wskazując palcem na Rue, do której właśnie zmierzał, a czasem po prostu lustrując ją zazdrosnym lub wściekłym spojrzeniem.
- Piękny występ - pochwalił, uśmiechając się. Odpowiedziała tym samym, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się... normalnie. Chyba tak można to ująć. Jakby owy występ był najzwyklejszym w jej życiu, nie dotyczył krwawej walki właśnie rozegranej. O ile można powiedzieć, że jej popisy są najzwyklejsze. Niecodziennie można popatrzeć na osobę lawirującą pomiędzy obręczami, trapezami, linami, a czasem nawet i płomieniami, czy ostrzami, jak sobie przypomina.
- Ale wszystko okay? Dostałaś - nie musiał dokańczać, bo odruchowo dotknęła zapewne wciąż bolącego miejsca. Cios nie wyglądał dobrze, ale może nie jest tak źle. Nie wiedział jednak, ile bólu właśnie ukrywa, wydając się zdrową.
- Obstawiłem dwieście że przegrasz - pojawił się wściekły Logan. Założył ręce na piersi. Akuma ledwo powstrzymał własne nogi i ręce, by się na niego nie rzucić. Czyli to jej wina, że wygrała? Po pierwsze, było powiedziane, że jest w tym dobra. I że potrafi kogoś obezwładnić, a co się z tym wiąże, wygrać. A po drugie, to ona wcale nie miała nic do powiedzenia! Musiała jakoś dać sobie radę, by nie oberwać! A po trzecie, gdyby przegrała, ten blondaś nie byłby bardziej szczęśliwy, niż teraz. Po prostu posłał mordercze spojrzenie typowi. Jednak teraz zauważył, że podobnie jak niektórzy wcześniej, mierzy z lekkim podziwem sylwetkę wkurzonej dziewczyny. Zaśmiałby się normalnie widząc ją w takim stanie, ale sytuacja mu to uniemożliwiała.
- Teraz ty - powiedział, odwracając się do szarowłosego i wskazując na niego brodą. Zaśmiał się nerwowo. Ale to nie był żart. Cholera.
- Ja nie potrafię walczyć - próbował wybrnąć z niekorzystnej sytuacji. Zaczął gorączkowo wymyślać różne sposoby walki. Nie mając przy sobie swojej broni nic nie zdziała. NIC. A więc wymówka. Jaka? Boli noga? Jest się chorym? Ma się jakąś dziwną fobię?
- To co niby potrafisz robić? - zmarszczył brwi. Po chwili nieco uniósł ręce w geście irytacji. - Słuchaj, młody. Żeby przeżyć, musisz się czymś wybić. Widziałeś reakcję publiczności na jej walkę? To było względne zadowolenie. Jeśli nie wyjdziesz na ring lub czegoś nie wymyślisz, skończysz marnie.
- Nie będę walczył - powtórzył uparcie, ku jemu zdziwieniu głos mu nie drżał - brzmiał pewnie, a nawet i groźnie, niczym podczas napadu z bronią i pewnemu zgarnięciu stu dolarów.
- Słuchaj... - zaczął ponownie tą samą gadką. Nagle wybuchnął, zwracając na siebie uwagę paru osób.
- Nie wiem, co mógłbym, kurwa, zrobić! Wyrecytować Szekspira? Zagrać na pianinie? Stworzyć coś na podobieństwo bomby dymnej? Zanucić hymn?! - coraz bardziej ściszał głos, poczuł jak Rue kładzie mu dłoń na ramieniu, dodając otuchy i lekko uspokajając. Spojrzał w dół, uświadamiając sobie, że zrobił parę kroków do tyłu. Z wolna cofnął się, posyłając wzrok przepełniony pragnieniem mordu Loganowi, przyglądającemu się mu z zaciekawieniem. Niczym kot przekrzywiał głowę.
- Szekspir? - spytał. Na moment go wmurowało.
- Tak, Szekspir, no i co z tego? - mruknął, kręcąc głową i gestykulując rękoma.
- Skąd wiedziałeś? - spytał blondyn. Zmarszczyli brwi, obaj. Mógłby się założyć, że Rue także to zrobiła.
- Ale co wiedział? - podeszła Rue, zrównując się z Hayato. Posłal jej krótkie spojrzenie, widząc jedynie kątem oka nieodgadniony wyraz twarzy.
- No... Szekspir to nazwisko mojego nauczyciela. Prywatnego. William Szekspir. Jak dotąd tylko ja i parę osób wiemy, że pisze. Skąd ty to wiesz? - ponowił pytanie, naciskając na "ty". To chyba jakiś żart. Szekspir? Ten Szekspir? Czy oni rozmawiają o tej samej osobie?

< Rue? Ja nie wiem co ja z życiem swoim robię ;-; >

18 lis 2017

Rue CD Akuma

W powietrzu unosił się zaduch, który utrudniał oddychanie, bynajmniej dla mnie. Rozejrzałam się po wnętrzu. Czerwone cegły, które gdzieniegdzie były ubrudzone ziemią, wyglądały, jakby zaraz miały się zburzyć. Wszystko to oświetlało tylko znikome światło słabej żarówki, która zdawała się gasnąć z każdą chwilą. Szliśmy korytarzem, aż nie dotarliśmy do drzwi. Co dziwniejsze, nie miała ona klamki, a przez środek przechodziła prosta linia. Tutaj ten dziwny zaduch się skończył, zmienił się w bezwonne powietrze. Żadne z nas nie zapytało się gdzie dokładnie idziemy. Wątpiłam, aby nam odpowiedział, a nawet jeśli, to w sposób tajemniczy. Chłopak przyłożył dłoń do dziwnym drzwi i zastukał w nie trzy razy, a po chwili jeszcze raz. Na początku nic się nie działo, aż nagle drzwi zaczęły się rozsuwać w obie strony, zaczynając od tego "pęknięcia" na samym środku. Robiły to powoli, a ja wyczułam smród krwi i potu. Chłopak ruszył pierwszy, a my za nim, chociaż ja się na początku wahałam. Taki sam smród czułam w tamtej piwnicy, z której mnie wyciągnęli na targ niewolników, z tym, ze tutaj odór jest nieco słabszy i brakuje zgnilizny, jak i ludzkich szczątek.
Na wielkiej sali znajdowało się sporo osób, przeważnie mężczyźni. Zdążyłam zauważyć dwie kobiety, nim przed nami pojawił się rosły mężczyzna.
- Kogo przyprowadziłeś? - odezwał się do naszego "przewodnika" niskim tonem i mierząc nas surowym spojrzeniem. Wyglądał jak jeden z zawodników walk MMA; napakowany gdzie tylko się da, ostre spojrzenie i zaciśnięte pięści. Z tyłu było słychać odgłosy walki; uderzanie o worek treningowy, jęki i inne. Zerknęłam na to, co działo się za nim. Dwoje ludzie walczyło ze sobą kijkami, obok nich ręcznie. Jakaś kobieta uderzała w worek treningowy, który rozwalał się po latach ćwiczeń. Była para, gdzie jeden atakował, a drugi unikał. Miel strzelnice, z której aktualnie korzystało troje chłopców. Byli młodzi, zgaduje, że mieli po jakieś czternaście lat. Ciekawe co to za miejsce...
- On był zasypany pod śniegiem, a ona z targu niewolników. Uciekli Wobrynom - odpowiedział. Ostatniego słowa nie zrozumiałam, co to miało znaczyć? "Wobrynom". Brzmi jak jakiś zmutowany zwierzak albo skażona rzeka. Obcy zlustrował nas oboje wzrokiem.
- Nie przydadzą się - odpowiedział po chwili. Nie wiem dlaczego, ale poczułam ulgę. Może nas wypuści, a my zrobimy swoje?
- Wątpię - jego ton wskazywał na to, że nie ma ochoty się kłócić. - Chłopak jest młody, starsi dawali sobie radę. A ta baba ponoć umie paraliżować ludzi - wielkolud spojrzał na mnie, a następnie na chłopaka. Długo milczał. Zauważyłam, że niektórzy przerwali swój trening i teraz nam się przyglądali.
- Niech walczą - odwrócił się do nas plecami i głośno gwizdnął. Reszta spojrzała w naszym kierunku, a ci, którzy nas wcześniej już zauważyli, ruszyli w naszą stronę. Spojrzałam na Akumę nie wiedząc co robić. Znowu walka? Ja mam dość. Ciągle jakaś walka o życie, a teraz po co? Żeby się zaprezentować? - Chcę zobaczyć jak "paraliżuje ludzi" - powiedział to kpiącą. Zapragnęłam użyć tej umiejętności na jego wielkim cielsku. - Vanora! - wypowiedział głośno imię, a po chwili z tłumu gapiów wyłoniła się wysoka i zgrabna kobieta. Była piękna, miała długie czarne włosy związane w wysoki kucyk oraz niebieskie oczy. Ubrana była w spodenki i krótką koszulkę odkrywającą jej płaski brzuch. Była ode mnie wyższa. Już dawno nie czułam się tak niepewnie jak w tym momencie.
- A jak ja nie chcę walczyć? - mruknęłam bardziej do siebie, jednak wypowiedź słyszał mój przyjaciel, jak i jego znajomy.
- Kupiłem cię, więc albo będziesz walczyć, albo mi obciągać każdego dnia - popchnął mnie do przodu, a ja wystawiłam język w znaku obrzydzenia. Nigdy w życiu. Wolę walczyć i niech mnie nawet tną, a za żadne skarby nie tknę jego...
Stanęliśmy na małym kwadratowym placyku. Ustawiłyśmy się na przeciwko siebie bez żadnej broni. Wokół nas utworzyło się kółko, które... zaczęło robić zakłady? Przypomniało mi to te stare i biedne miasta, w których obstawiać można wszystko; nawet to, która ślina zleci z okna pierwsza.
Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta zaatakowała. Cudem uniknęłam ciosu nogą, potem drugiego dłonią, ale trzeci zadany łokciem trafił mnie prosto w brzuch. Lekko się zgięłam łapiąc się za obolałe miejsce, a następnie za jej nogę, którą chciała mnie kopnąć w twarz. Marszcząc brwi zaczęła nią machać, dlatego ją puściłam. Kiedy znowu zaczęła mnie atakować, zrobiłam piruet przechodząc pod jej ramieniem i stając za jej plecami, wbijałam dwoma palcami u obu rąk w miejsca na łopatkach, krzyżu i nerkach. Kiedy się odwróciła powtórzyłam tą czynność; po chwili opadła na ziemię nie mogąc się ruszyć.

<Akuma? A ty czym się pochwalisz? xd>

16 lis 2017

Vogel CD Smiley

Po tym, jak grupka dzieciaków odeszła, dziewczyna skierowała się do mnie wraz z pytaniem. Festiwal? I do tego w stylu japońskim? Może być nawet ciekawie. Akane nadal coś mówiła, wskakując przy tym na murek, lecz mój wzrok przykuła jedna para, która bardzo żywo dyskutowała na jakiś temat, zapewne tego festiwalu, ponieważ dziewczyna trzymała kolorową ulotkę w prawej ręce, gdyż lewą wymachiwała na każde strony. Chłopak na natomiast uśmiechał się nieśmiało, wykorzystując przy tym gest uspokojenia dziewczyny ruchami dłoni, nic mu to jednak nie pomagało, dlatego też mówił coś do niej. Na sam ten widok uśmiechnąłem się delikatnie. Miło jest mieć takie relacje, kiedy drugi człowiek rozumie cię nawet bez słowa, a w tym przypadku, nawet w nadmiarze niezrozumiałych słów. Z takim samym uśmiechem spojrzałem się na Akane, której chciałem odpowiedzieć na pytanie, co myślę o jej pomyśle. Nie było mi to jednak dane, gdyż ujrzałem, że dziewczyna zachwiała się na murku i zaczęła niebezpiecznie przechylać się w prawą stronę, wprost w jakiś mały stawik. W tamtym momencie poczułem, jakby wszystko się spowolniło. Widząc powoli spadającą Smiley, kątem oka dostrzegłem tamtą parę, gdzie dziewczyna ze szczęściem uwiesza się na szyi chłopaka, z drugiej strony widziałem starszego pana, któremu zerwał się ze smyczy pies, który pobiegł do innego, zaraz obok. Gdzieś przede mną stał mały chłopiec z torbą pełną słodyczy, a zaraz za nim szła uśmiechnięta kobieta, która sprawdzała coś w swoim telefonie. Nic jednak mnie nie interesowało na tyle, bym mógł odwrócić wzrok z Akane. Momentalnie moje wszystkie mięśnie napięły się, a ja dłużej nie myśląc, podbiegłem do niej, łapiąc ją za rękę, by móc ją do siebie przyciągnąć. Szarpnąłem ją dosyć mocno, po czym zamortyzowałem jej upadek na sobie, mocno ją do siebie przytulając. Wtedy wszystko wróciło do normy, a wszystko zaczęło znów płynąć swoim tempem. Staliśmy tak dłuższą chwilę, aż w końcu odsunąłem ją od siebie. Przyjrzałem się jej, by sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła. Gdy tylko się upewniłem, że nic jej nie jest, uśmiechnąłem się blado.
- Nic ci nie jest -mruknąłem z ulgą, cofając się przy tym do tyłu.
Zakrywając usta pięścią, chrząknąłem dosyć mocno, po czym ponownie powiedziałem.
- Co do twojej propozycji, jestem za -rzekłem, czując przy tym, jak moje policzki stają się gorące.
Dziewczyna jednak niczym nie odpowiedziała, tylko wgapiała się we mnie tymi swoim niebieskimi oczyma. Przełknąłem ślinę i ponownie się uśmiechając, zapytałem się jej o stroje na festiwal.
- Wiesz, ja chyba niczego takiego w stylu japońskim nie mam w swojej szafie, więc... -kończąc, złapałem się za tył głowy, drapiąc się przy tym.
W tym samym momencie Akane zaczęła iść przed siebie, cichutko mrucząc coś pod nosem. Zdziwiłem się na jej zachowanie, lecz podbiegłem do niej, wyrównując z nią krok. Spojrzałem na nią, po czym westchnąłem. Ta jednak nawet na mnie nie spojrzała. Czyżbym coś jej zrobił przez to szarpnięcie? Możliwe. Coś jednak mówiło mi, że to nie jest to. Czekałem więc na ruch z jej strony.
<Smiley?>

15 lis 2017

Akuma CD Rue

- Nie wiem - powiedział szczerze. Miał wrażenie, że idzie zupełnie nowymi ulicami, co tak na prawdę nie miało sensu, bo wszystkie wyglądały dokładnie tak samo. Stare, często zniszczone ceglane budynki, z niektórych kominów toczył się dym tworząc rozmaite zawijasy, nienaturalnie czarne jak na te, które dotychczas widział. Ale cóż, to chyba nie najdziwniejsza rzecz, jaka dotąd ich spotkała w tej... grze. No właśnie. Co teraz? Są razem, ale przecież nie mają jak kontynuować rywalizacji, o ile można to tak ująć. Gdy przegrają, stracą życie, a gdy wygrają, to... trudno powiedzieć. Jedyne, co pozostaje pewne to fakt, iż znajdą się u siebie. W cyrku, gdzie czeka ich wspólna przyszłość, być może dalej niepewna, ale przynajmniej w znajomym miejscu. Jednak gdyby na nowo ich porwano, wyrzucono w kosmos, czy spotkało by ich coś podobnego, nie zdziwiłby się. Prześladują ich dziwne zdarzenia. Gdy zaczął się tak dłużej nad tym zastanawiać, to przecież nierealne, by tyle razem przeszli. Chodzi o te wszystkie morderstwa, pościgi, jakąś cholerną grę, duchy, porwania, nierozwiązane sprawy,... To bardzo dużo jak na parę miesięcy. A jeśli ktoś to ustalił? Lub miało to do czegoś prowadzić? Było testem lub jakimś ćwiczeniem, mających ich przygotować do czegoś wielkiego? A jeśli chodzi o tą grę? Wcześniej nie brał tego pod uwagę. Ale w takim razie ktoś od początku musiał śledzić ich ruchy. Styl życia, naprowadzić na siebie i tak bardzo wystawić na całe niebezpieczeństwo i zagrożenie, że parokrotnie ledwo uszli z życiem. To by było nieludzkie. Jaki byłby tego cel? Westchnął, to chyba ten moment, gdy zaczyna się tracić rozum. Ale bądźmy szczerzy, ile razy jedna osoba może go stracić? Spojrzał na Rue, było jej widocznie zimno i chyba ledwo chodziła. Zastanowił się, czy czasem jej nie ponieść, ale stwierdził, że nie zgodziłaby się na to. Tym bardziej, jeśli to Logan miałby to zrobić. Zastanowił się, czy jest jakiś sposób, żeby jej pomóc to znieść. Ale nie wiedział, jak to zrobić. Dać coś cieplejszego? On sam nic nie ma, mógłby jej dać buty, ale znowu spodziewał się odmowy. A nawet jeśli, to byłyby zbyt duże.
- Jeszcze tylko kilka minut - odezwał się idący przed nimi bad boy, nawet się nie odwracając. Jego słowa brzmiały dziwnie pokrzepiająco, jakby naprawdę zależało mu na tym, czy mają dość wędrówki, czy nie. I skąd tak w ogóle wiedział, że tak jest? Cóż, przynajmniej w przypadku Rue. Akuma natomiast czuł się dziwnie dobrze, jakby wypił dziesięć energetyków w ciągu godziny i ich działanie wciąż było odczuwalne w skutkach.
- Dziwny jest - mruknął szeptem prosto do ucha towarzyszki. Zlustrował wzrokiem jego sylwetkę, próbując rozszyfrować zamiary typa. Puści ich wolno? Wątpił w to. A więc, czy uda im się uciec? - Podobno mnie uratował. Nie wiem, co robił pośrodku zlodowaciałego pustkowia i jakim cudem znalazł mnie pod warstwą śniegu, ale to chore - mówił. Usłyszał cichy śmiech, a raczej parsknięcie. Zaraz mu przypierdzieli, jeśli coś powie. A jednak, musi się pohamować.
- Od kiedy ratowanie czyjegoś życia nazywasz czymś chorym? - zastanowił się nad odpowiedzią, po chwili stwierdzając, że wypowiedź blondyna była trochę nietypowa. Powiedział "od kiedy", jakby znali się już wieki. Może to on ich obserwował? Sam skarcił się w duchu za to, że tak myśli. To nierealne. - Mniejsza z tym, jesteśmy na miejscu - oznajmił, wprowadzając ich do jakiegoś budynku. Wyglądał na jeden z tych lepszych, jednak nikt nie pofatygował się na pomalowanie ścian, pozostawiając widoczne rudawe cegły. Tutaj jeszcze nie byli.
- Co to z miejsce? - spytał bez wahania, chcąc isę upewnić, że sam nie postanowił sprzedać ich jako niewolników. Ale ludzie potrafią kłamać. A ten gość wygląda na takiego, który jest dobry we wszystkim. Zapewne łgarz z niego przekonujący.
- Można powiedzieć, że mój dom - oznajmił, na moment przekrzywiając głowę. "Można powiedzieć"? Coraz dziwniej się robi, pomyślał.
< Rue? >

11 lis 2017

Rue CD Akuma

Poczułam ulgę... nie. To było coś większego, coś, co spadło mi z serca z takim ciężarem, przez który nie mogłam oddychać. Kiedy zobaczyłam przyjaciela zmierzającego w moją stronę, chciałam do niego podbiec i rzucić mu się na szyję, ale tę czynność niestety miałam uniemożliwioną. Z niecierpliwością czekałam na niego. Wydawało mi się, że trwało to wieczność, póki nie doszedł. Kiedy znów był przy mnie, uspokoiłam się. Zostało tylko dokończenie tej gry... tylko jak? Nie pamiętam nawet gdzie wtedy mieliśmy iść. W ogóle... co to za gra, skoro są tu ludzie? Są fikcją? Aż taką rzeczywistą?
Obok przyjaciela pojawił się nieco od niego wyższy blondyn o szarych oczach. Miał poważny wyraz twarzy, a oczy chłodne. Lustrował mnie wzrokiem, jakbym była szmacianą lalką, którą trzeba wrzucić do pieca, albo oddać dla psa jako zabawkę. Na jego słowa z moich rąk zostały zdjęte kajdany, dzięki czemu odwzajemnić uścisk. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Akumą na temat tej gry i powrotu do domu, ale to raczej nie była najlepsza chwila. Mężczyzna, który miał kluczyk odszedł czekając na kolejnych niewolników, a na jego miejsce przyszedł wątły i niski czarnoskóry. Wystawił rękę.
- Kupił, to płać - powiedział niskim tonem, co w jego wykonaniu było dość straszne i bardzo przekonujące.
- No, chciałeś, to płać - blondyn szturchnął Akumę, a ten spojrzał na niego nie wiedząc co zrobić. - Zaraz się rozbeczysz - powiedział to tak oschle, jakby chciał mu przekazać, że nienawidzi go do tego stopnia, że chętnie sprzedał by go za marny grosz. Pogrzebał w kieszeni i wyjął ze skórzanego portfela ustaloną kwotę. Czarnoskóry szybko przeliczył po czym skinął głową. Rzucił w moją stronę koc i odszedł do następnego kupca. Szczelnie przykryłam się materiałem, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie czuje palców. - Twój chłopak mówił, że jesteś cyrkówką - powiedział to z takim rozbawieniem w głosie, jakby się z tego śmiał. Nie zareagowałam na to, tylko na jego słowa.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie obchodzi mnie to - jego ton znowu zmienił się na poważny i oschły. Mierzył mnie surowym wzrokiem, jakby chciał ukarać za nieposłuszeństwo. No tak, ja jestem niewolnicą, a on moim panem.
Śmieszne.
- Podał mi także twoją ciekawą umiejętność, wiec jeśli nie chcesz bawić się w typową kurę domową i robić dzieciaki, nauczysz mnie jej - w tej chwili mówił tak strasznym i jednocześnie przekonującym tonem, jak tamten czarnoskóry. Poczułam dreszcze, nawet się nie odezwałam, chociaż starałam się zachować powagę. Jedynie skinęłam głową zaciskając żeby, wyobrażając siebie jako kurę domową, lub to drugie, czego nie powtórzę. - Idziemy - odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Spojrzałam na chłopaka, który dał mi do zrozumienia, że lepiej pójść z nim, niż samemu uciekać. Dlaczego? Być może temu, że on jest tutejszy, a nas pokonał wiatr.
Zaczęliśmy sobie opowiadać co się z nami działo, kiedy się rozdzieliśmy. Mnie zabrali do piwnicy i wysłali na targ niewolników, a jego uratowali. Okropnie się cieszyłam, że tak się zakończyła moja licytacja. Aktualnie szliśmy środkiem drogi. Po obu stronach stały budynki, zauważyłam, że wszystko wyglądało tak samo; nawet ludzie. Może to jednak gra? Głupia zabawa, a oni wszyscy zostali stworzeni na jeden wzór? Będę tak myśleć, póki coś nie zmieni tego. Szłam blisko chłopaka z dwóch powodów; chciałam być po prostu blisko niego, a drugie był taki, że po prostu zamarzałam, a koc powoli nic nie dawał. Palce już dawno temu mi zdrętwiały, teraz musiałam się zmuszać, by poruszać nogami.
- Daleko jeszcze - mruknęłam do przyjaciela.

<Akuma? Ta, dość krótkie i nudne...>

10 lis 2017

Smiley CD Vogel

Trening czy też jakby to nazwać ćwiczenia jakie Vogel robił, aby przygotować się do występu, zapierały mi dech w piersi. Jego ruchy były płynne i w dodatku wszystko wyglądało to tak jakby przy tym tańczył. Wszystko ze sobą współgrało. Podobało mi się to co robił chłopak, jednak nie wystarczyło mi to, aby chociaż na chwilę zapomnieć o informacji jaka dostałam dzisiejszego ranka od Pik'a.
Vogel poprosił mnie, aby zajrzała do jego magicznej "skrzyni" i wybrała coś dla niego. Podeszłam i przyjrzałam się uważnie rzeczom jakie to znajdowały się w magicznej skrzyni. Ta bardzo dziwna rzecz której nazwy nie znałam, przykuła mi uwagę i to bardzo. Co jak co, ale nie widziałam jeszcze takiego czegoś. Podałam to do rąk chłopaka z pytającym wzrokiem, który wystarczył aby otrzymać zarys tej o to rzeczy no i oczywiście do czego służy. Rzecz może i dziwna była, ale zastosowanie jej, było bardzo pożyteczne i z pewnością musiało zabierać dech w piersi, gdy się patrzyło na taki występ. Mówiąc szczerze to ja zazdrościłam tego, że Vogel potrafił tyle rzeczy a najbardziej zazdrościłam tego, że będzie się mógł pojawić na scenie. Na węgla moja sytuację, Pik wziął jedną z dziewczyn. Po cichu przyjrzałam się jej oraz reakcji Pik'a. W oczach stanęły mi łzy wtedy bo usłyszałam, że jest o dużo lepsza niż ja. W dodatku zwrócił się do niej "Księżniczko". Może i to głupie, ale czułam się zupełnie tak, jakbym już nie pasowała do cyrku. Moje uczucie zazdrości w ostatnich dniach, dało mi się we znaki. Najpierw ta sytuacja z najlepszą przyjaciółką Vogel'a, która tak naprawdę go kocha. Nie wiem czy on to zauważył, ale ja tak i to bardzo. Po drugie zachowanie Pik'a na widok osoby, która mnie zastępuje. No i po trzecie całą tą sytuacją z domem dzieckiem. Może i nie byłam zazdrosna, ale miałam co do tego mieszane uczucia. Głowę zaczęły mi zaprzątać rzeczy które nie powinny, chociażby w obecności Vogel'a.
Nim się zorientowałam Vogel skończył swój trening. Byłam bardzo zaskoczona, ale rozumiałam słowa chłopaka. Po odłożeniu rzeczy, wyszliśmy z namiotu, a główne pytanie było takie "Co teraz?" Skierowałyśmy się w stronę miasta. Vogel się zamyślił, a ja nim zrobiłam to co chłopak walnęłam się rękoma w policzki.
- Smiley czas się obudzić! - powiedziałam pod nosem, a gdy skierowałam swój wzrok na chłopaka on patrzał się na mnie pytającym wzrokiem "Co ty robisz?" - To nic takiego... - zaśmiałam się nerwowo, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Patrz tam będzie organizowany festiwal i to dzisiaj! Idziemy? - usłyszałam głos przed siebie. Skierowałam swój wzrok na osoby. Była to grupka młodych ludzi z których jeden z nich trzymał jakąś ulotkę.
- Hej dzieci, czy mogłabym się zapytać gdzie jest ten festiwal? - podeszłam do nich zostawiając Vogel'a za sobą.
- Musicie się kierować zachodu słońca, a potem dotrzecie tam dzięki lampionom - dostałam odpowiedź, a w nagrodę dałam każdemu z nich małe co nie co.
- Vogel, wiem co będziemy robić! - byłam radosna.
- Jestem ciekaw. Słucham cię - spojrzał na mnie.
- Co powiesz na to, abyśmy na sam początek zmienili swoje ubrania na takie w stylu japońskim? Wiesz z tego co usłyszałam to z jakiejś okazji, nie wiem dokładnie jakiej został zorganizowany festiwal w stylu japońskim. To co ty na to? - spojrzałam się na niego, wskakując przy tym na murek, który był blisko nas.
Chcąc coś odpowiedzieć, nie było miło dane, gdyż stawiając krok mój pech dał sobie we znaki oraz to, że nie pomyślałam, że murek jest mokry, poślizgnęłam się. Nie chcąc widzieć zakończenia po próbie utrzymania równowagi, zamknęłam oczy...

<Vogel?>

6 lis 2017

Akuma CD Rue

- Porypało cię?! No licytuj dalej! - szarpnął za ramię chłopaka, patrząc prosto w jego oczy, niczym wykute z żelaza. Twarz wykazywała szczere rozbawienie wymieszane z pogardą, choć wzrok pozostał taki sam. Mrożący krew w żyłach, poważny, krwiożerczy, wzbudzający niepokój. Akuma aż poczuł, jak krew w jego żyłach się gotuje, gdy blondyn zepchnął jego dłoń energicznym ruchem, powodując zachwianie się na parę chwil.
- A co z tego będę mieć? - pyta. Szarowłosy zacisnął szczęki. Skończyły mu się argumenty, gdy poprzednie odtrącił. Nie przystał na obietnicę mycia podług do końca życia, wszelaką pomoc, choć wciąż licytował.
- Dziesięć... - zaczęło się odliczanie. Gorączkowo spojrzał w kierunku Rue, ich spojrzenia na chwilę się złączyły, gdy wpadł na pewien pomysł. Jeśli nie wypali, ten idiota zrujnuje szansę na uratowanie jej, nie podnosząc ręki i nie mówiąc jakiejś kwoty, która i tak jest bezwartościowa, gdy w grę wchodzi życie kogoś tak ważnego.
- Słuchaj, ona zna się na wielu rzeczach,. Jest akrobatką. Nauczyłaby ciętych wszystkich salt, skoków i innych pierdół. Potrafi jeździć konno, obezwładnić człowieka paroma dotknięciami,...- zaczął wymieniać jej cechy pozytywne. Lub te, które mogłyby mu przypaść do gustu - jest bardzo odważna, waleczna, wytrzymała. Na pewno się odwdzięczy, tylko musisz DAĆ JEJ SZANSĘ - ostatnie słowa wycedził w taki sposób, że zagłuszył odgłos wymawianej siódemki. Tylko tyle dzieli go od stracenia wszystkiego, a jednocześnie odzyskania tego, co najważniejsze.
- Dwieście! - niezbyt wiedział, czym tak naprawdę przekonał tego wielkoluda, ale miał ochotę rzucić się na niego i mocno przytulić, a jednocześnie rzucić na niego i zacząć okładać seriami pięści. No i kopać. Tego też nie można pominąć. Patrząc na jego twarz widział lekkie znużenie, rozbawienie i pogardę. Jakby chciał się spytać "Ale co ona mi może dać, czego ja nie mam?".
- Więcej nie licytuję - powiedział półszeptem. Akuma spiorunował go wzrokiem. Dlaczego to nie? Przewrócił oczyma - Tylko mi się tutaj zaraz nie popłacz - mruknął, ponownie przybierając zbudzony wyraz. Pięści cyrkowca się zacisnęły tak bardzo, że niemal przed oczyma miał obraz swoich  białych kostek. Jego oddech stał się płytki, poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza. Zakaszlał parę razy, przykładając wciąż zaciśniętą pięść do ust. Zrobił to jeszcze parę razy, aż w końcu kłucie przeszło. Miał nadzieję, że przynajmniej na jakiś czas. Na razie nie mógł odwrócić myśli od jednego - odliczanie zaczęło się na nowo. Wypowiadane cyfry już sięgały czterech. Jeszcze tylko trochę, a będzie super. Będzie dobrze, będzie zniewalająco fajnie, będzie genialnie, będzie niewyobrażalnie wspaniale, będzie "po staremu".
- Sprzedana dla pana w skórzanej kurtce! - albo mu się zdawało, albo też gość ze sceny mrugnął do jego towarzysza. W każdym razie otrząsnął się, używając do tego dosłownie ruchów głowy.
- Dzięki - mruknął tylko i już zaczął przeciskać się przez tłum. Nadepnął komuś na nogę, i to chyba parę razy, ale się tym nie przejął, kontynuując przebywanie wymierzonej sobie drogi. Kątem oka dostrzegł, że Rue została już sprowadzona po stopniach. Przyśpieszył, nie zwracając uwagi na nic innego. Po prostu gdy okazała się już w zasięgu, objął ją w niedźwiedzim uścisku, niczym troskliwa mamusia, a raczej tatuś, jak na każdego osobnika płci męskiej przystało, zaczął kołysać się na boki.
- Tak się bałam - wyznała. Kciukiem gładził jej plecy.
- Ja też -  powiedział, ostatecznie puszczając ją - potem wszystko mi opowiesz, na razie chodźmy.
- Zaraz. Chcesz wziąć ją w łańcuchach, czy bez? - odezwał się mężczyzna stojący obok. Z początku myślał, że tylko sobie żartował, ale w końcu pojął, że powiedział to na serio.
- Oczywiście, że bez, idioto - Akuma usłyszał głos za sobą. Logan. Jeszcze tego brakowało. Chociaż to chyba dobrze. To on jest tutaj nadziany.

< Rue? >

5 lis 2017

Rue CD Akuma

Całą drogę okropnie nami rzucało. Raz nawet uderzyłam głową w twardą furgonetkę, przez co byłam zmuszona "mocniej się trzymać", chociaż w rzeczywistości było to niemożliwe i rzucało nami jak szmatami. Trwało to wieki, nim dojechaliśmy na miejsce. Samochód powoli wyhamował, ale drzwi otwarły się szybko i z głośnym chrzęstem, jakby zaraz miały wypaść.
- Wychodzisz - rozkazał chłopak z bronią w dłoni. Kiedy nikt się nie ruszył, wycelował ją w stronę dzieciaka. Byliśmy zmuszeni wyjść z furgonetki jak najszybciej, ale dziecko zostało w środku. Słyszałam słowa mężczyzny: "Ty zostaniesz ze mną. Nie będę wydawał pieniędzy na jakieś chude baby". Poczułam gniew rozchodzący się po całym ciele, kiedy wyobraziłam sobie, co może mu zrobić. Chciałam się odwrócić i kopnąć go w nogę, ale on zdążył podejść do mnie od tyłu i pchnąć do przodu, aby szła szybciej. Drzwi się zamknęły, ostatni raz widziałam tak przerażoną i bladą twarzyczkę. Miałam nadzieję, że jakoś ucieknie, albo chociaż nie będzie długo się męczył. Miałam ochotę płakać, albo rozerwać kajdany, ale to drugie było niemożliwe. Zacisnęłam szczękę, kiedy wprowadzili nas do jakiegoś budynku. Był on nie duży, śmierdziało w nim potem i odchodami. Za grubymi kratami znajdowali się ludzie; od dzieci po staruszki. Każdy z nich był związany, nie patrzył na to, kto idzie. Każdy miał spuszczone głowy, milczeli, panowała tutaj grobowa cisza. Otworzyli jedną pustą kratę do której wrzucili naszą siódemkę. Zdążyłam złapać równowagę i nie upaść na ziemię, reszcie jednak to się nie udało. Kobieta o blond włosach połamała sobie przez to nos. Spojrzałam w kierunku zamykanych krat. Mężczyzna spojrzał na nas z dziwnym uśmiechem, zmierzył wzrokiem tę, której krew leciała z nosa, po czym kręcąc kluczami na jednym palcu odszedł.
Długo siedzieliśmy w bezruchu. Gdy próbowałam zrobić cokolwiek, chociażby spróbować kością otworzyć zamek. Tak, kością. W ciemnym rogu więzienia znajdował się szkielet, który w dalszym ciągu miał na sobie kajdanki. Zastanawiałam się, dlaczego go tu zostawili, chociaż bardziej wierzyłam w to, że sam się schował. Widząc to przed oczami wróciło wspomnienie ciemnej piwnicy, do której wraz z Akumą zostaliśmy wepchnięci przez ludzi Tobiasa.
Minęło parę godzin, nim przyszedł jakiś człowiek i wyprowadził nas wszystkich. Była nas masa i jestem pewna, że gdyby nie to, że każdy był już załamany i wierzył, że nic nie zrobi, że to koniec, udało by się nam. Nas było ponad trzydziestu, a ich tylko pięciu. Z tym, że oni mieli broń, a my kajdany na rękach.
Zatrzymaliśmy się w czymś, co przypominało stajnie dla koni, ale miało kraty w każdym możliwym wyjściu. Najpierw wyszedł mężczyzna, nie trudno było się domyślić co je w tym wszystkim grane; tak jak powiedziano mi wcześniej, my jesteśmy niewolnikami, a oni chcą nas kupić. Raptownie zaczęłam kręcić głową na boki szukając wyjścia, ale nim zdążyłam cokolwiek wymyślić, usłyszałam strzał, a na podeście, na którym mieliśmy się prezentować, leżał martwy człowiek. Kobieta, której nikt nie kupił. Na ten widok zamarłam, jeszcze bardziej chciałam znaleźć jakiegokolwiek wyjście, ale nie potrafiłam się ruszyć, bo na jej miejscu widziałam siebie.
Przyszli po mnie. Zaciągnęli trzymając za kajdany, a z tyłu popychając jakimś kijkiem. Chociaż zapierałam się nogami, coś, co wbijało mi się w kręgosłup zmusiło mnie do pójścia. Stanęłam na podwyższeniu, widząc z góry samych mężczyzn. Każdy miał taki sam styl i wszyscy patrzyli tym samym wzrokiem pełnym pogardy i wyższości. Znienawidziłam ich wszystkich w ciągu sekundy. Kiedy mężczyzna w długiej brodzie przedstawił mnie jako "idealną pomoc domową jak i wspaniałą robotnicą w polu", w tłumie usłyszałam szelesty, ale nikt się nie odzywał. Tak, zaraz skończę jak tamta staruszka. Padnę na kolana, poczuje tylko ukłucie bólu przeszywające moje całe ciało i umrę.
Ale nagle ktoś krzyknął "sto". Spojrzałam w kierunku wystawionej ręki. Nie obchodził mnie jej właściciel tylko osoba stojąca obok. Widząc Akume miałam wrażenie krzyknąć do niego i uciec z tego podestu.
- Sto od pana w skórzanej kurtce! Kto da więcej! Jestem pewien, że nikt nie będzie narzekał na tę pannę. Będzie idealna do robienia dzieci - słysząc to spojrzałam na niego z potępieniem, po czym nie myśląc nad tym co robię podniosłam nogę i kopnęłam go w tę wielką dupę. Poleciał do przodu lądując na twarzy. Przez sekundę miałam z tego satysfakcję, ale czując jak ktoś przykłada ostrze do mojej szyi, przeraziłam się, ale nie żałowałam tego.
- Ty mała dziw*o - powiedział przez zaciśnięte żeby wstając z ziemi. Zmierzyłam go wzrokiem kryjąc strach, który grał w moim sercu jak na pianinie. Zaraz mi poderżną gardło. Zaraz zginę.
- Sto dwadzieścia! - krzyknął ktoś z tłumu. Spojrzałam na kolejną wysuniętą rękę do góry. Jej właścicielem był młody chłopak o potężnej budowie. Słysząc to brodaczowi automatycznie minęła złość i uśmiechnął się szeroko do klientów.
- Sto dwadzieścia! - powtórzył. - Kto da więcej? - pognałam wzrokiem do Akumy, który zaczął coś mówić do chłopaka obok niego. To on chciał mnie kupić za sto... czegoś tam, ale teraz mierzył mnie wzrokiem dając mi do zrozumienia, ze wszystko zależy od niego. Jego usta także się poruszały, aż w końcu wykrzyczał "sto pięćdziesiąt", po chwili mówić coś do Akumy. Czułam, jak serce staje mi w gardle. Chciałam, żeby już nikt nie podwyższał tej ceny. Nie ważne kim się okaże ten mężczyzna i co się ze mną stanie, chce po prostu być przy Akumie.
- Sto dziewięćdziesiąt! - znowu ten chłopak. Serce mi się zatrzymało, przez chwile nie oddychałam nienawidząc go. Dziwne, ze akurat po usłyszeniu o dzieciach zaczął się licytować. A niech mnie pocałuje w dupę! Za żadne skarby nigdzie się z nim nie ruszę! Spojrzałam błagalnie na tego, który stał obok Akumy i był moją ostatnią deską ratunku. W myślałam błagałam go o zgłoszenie się z wyższą ceną, gdyby to zrobił, zrobiłabym dla niego chyba wszystko. Tak jakby, nie popadajmy w paranoje. Po prostu chce być z przyjacielem, z kimś, kto mnie nie zabije kiedy odwrócę do tyłem, a wręcz przeciwnie.

<Akuma?>

Akuma CD Rue

Zastanawiał się, o co chodzi blondynowi. Wpatrzony w złociste kosmyki swobodnie opadające teraz na twarz chłopaka myśli dotyczące pierwotności ich koloru.
- Gdzie idziemy? - spytał w końcu, na co musiał dość długo się przygotowywać. Stalowe wręcz spojrzenie oferowane mu przez Ligana sprawiło, że poczuł dreszcze przebiegające przez całą długość jego kręgosłupa. Nieprzyjemny wzrok wprawił go w lekkie zakłopotanie, ale zdał sobie sprawę, że przez cały czas pqtrzył na niego w dokładnie taki sam sposób. Nie otrzymał odpowiedzi, nieznajomy jedynie zacisnął szczęki i odwrócił się, kontynuując marsz przez pokryte śniegiem miasto. Zwstanowił się, co by się stało, gdyby po prostu rzucił się do ucieczki. I tak jego kompan poruszał się tyłem do niego, jeśli przez parę następnych minut poruszałby się coraz ciszej, mogłoby się udać. Ponad to, na ulicach panował spory ruch. I pieszych, i samochodów. Chociaż niewieku było ubranych całkowicie na czarno, styl ubioru panował ten sam - każdy chciał wyglądać na takiego, z którym się nie zadziera lub takiego, który potrafi znacznie więcej, niż mogłoby się po nim spodziewać. Doszedł do wniosku, że ten pomysł nie wypali. Chociaż ubrany w kurtkę skórzaną, jego mięśnie pozostawały wyraźne, szerokie ramiona pewnie były skutkiem lat treningu, a nie sterydów i innych tego typu pierdół. Wzrostem mimo wszystko nie dorównywał Akumie, ale wiedział, że to tylko około pięć centymetrów różnicy. I dopiero teraz zdał sobie sprawę z pewnego istotnego szczegółu. Wygląda jak każdy tutaj. Zacisnął szczęki z gniewu, ostatnio ma problemy  kontrolowaniem go.
- Kto mnie przebrał? - spytał.
- Ja - bez wahania odparł chłodno. Zaskoczyło go to, ani razu wcześniej nie odpowiedział. No, prawie. Ale jak to w ogóle on? I po co? Nie mógł zostać we własnych ubramiach?!
- Dlaczego? - odezwał się ponownie, całym sobą hamując emocje. No i pięść, już zaciśniętą i czekającą na rozkaz pochodzący od mózgu chłopaka.
- Wszystkich to peszyło - jego ton stał się obojętny, z podobnymi uczuciami poruszył ramionami, na moment odwracając głowę na bok i z tej oozycji mierząc wzrokiem białowłosego.
- Mniejsza z tym. To gdzie idziemy? - spytał, by odwrócić uwagę typa od rumieńców wkradających się na jego twarz.
- Potrafisz wytrzymać dziesięć minut bez gadania? - odpowiedział pytaniem. Unika odpowiedzi, pomyślał białowłosy. Nie chce jej udzielić, ale dlaczego? Kolejne śledztwo go zirytowało, ale starał się zbytnio nie zwracać uwagi na obecną sytuację. Która za fajna nie jest.
- A zdziwiłbyś się - powiedział machinalnie, niemalże zapominając, że dodanie na koniec obraźliwego stwierdzenia to nie za dobry pomysł.
- Po prostu siedź cicho, dobra? - spytał, nawet nie siląc się na krótkie odwrócenie głowy.
Będąc już na miejscu, poczuł senność. Głowa momentami przechylał mu się na boki, oczy automatycznie zamykały. Zgromadzeni wokół ludzie patrzyli w jedno i to samo miejsce. W tej samej chwili wszystkie szepty ucichły. Na drewnianym podwyższeniu stanął wysoki brodacz, około czterdziestki. Ubrany w czarne glany, których cena musiała być większa od wszystkich moich pieniędzy razem wziętych. Patrzył wyzywająco na każdego z zgromadzonych. Nagle coś do mnie dotarło. Kiwa nieznacznie głową w stronę mojego towarzysza. Odwdzięczył się tym samym. Znają się? To niezbyt mnie zdziwiło. Obaj nadziani, tacy trzymają razem.
- A więc, witam was wszystkich. Bez niepotrzebnych słów, zaczynajmy. Pierwszy to choć mizernie wyglądający, to bardzo m mądry i sumienny chłopak. Zna się na gotowaniu, wcześniej pomagał przy dzieciach i z tego co wiem, właściciele go chwalili - Akuma nie mógł zrozumieć tego, co usłyszał. To jakiś pokaz mody? I jak to właścicieli? Nagle wszystko do niego dotarło.
- Dam trzydzieści! - odezwał się ktoś z tłumu, podnosząc dłoń z pieniędzmi i nią wymachując.
- Pan w czerwonej bluzce daje trzydzieści! Kto da trzydzieści pięć??? - poczuł obrzydzenie. Licytacja? Tutaj ludzi się kupuje? Milczał przez dłuższy czas, ostatecznie chłopak został wykupiony za dwieście... Czegoś. Nazea trudna do zapamiętania. Kolejna postać została wyrzucona na podwyższenie. Zacisnął pięści widząc zrozpaczoną minę starszej kobiety.
- Kto da dziesięć? - spytał licytator. Cisza. Przestąpił z nogi na nogę, niecierpliwiąc się.
- To bardzo dobra cena! - dodał, robiąc parę kroków w tył. Zacmokał tylko, kręcąc głową na boki.
- Nie, proszę, nie... - błagalny głos staruszki dobiegł do uszu chłopaka. Obok Logan stał z rękoma założonymi na piersi, lekkim rozkroku, z nie wyrażającą nic miną i przerwżająco obojętnym spojrzeniem.
- O co chodzi? - spytał tajemniczego blondyna. Ten nawet na niego nie spojrzał. Milczał. Żaden szczegół jego postawy się nie zmienił. Na "scenie" staruszka został rzucona na kolana przez mężczyznę. Akuma odruchowo wstrzymał oddech i zrobił krok do przodu, mierząc groźnym spojrzeniem towarzysza, który położył rękę na jego obojczykach i tym samym uniemożliwił mu jakikolwiek ruch do przodu.
- On zaraz coś jej zrobi - wycedził przez zaciśnięte zęby i w tej samej chwili usłyszał wystrzał. Aż podskoczył, rozszerzając powieki i spojrzał ponownie lrzed siebie. Ubranaw szmaty kobieta leżała na ziemi, krew skapywała z drewnianych desek. Zszokowany nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Dlaczego na to pozwolili?! - warknął, wściekły na swojego "wybawcę".
- Takie jest prawo. Siedź cicho i patrz - rozkazał. Białowłosy z ledwością opanował emocje i zmusił już podnoszoną rękę do zostqnia w spoczynku. Jednak na zmiqnę rozwierał ją i zaciskał w pięść. Terwz jego oczom ukwzała się znajoma twarz. Zaniemówił widząc ją. Je twwrz wydałw mu się  zmęczona, wyrażała strach, ale i wielką determinację. Niczym tygrys zakuty w kajdany, wkroczyła utykając na wyznaczone jej miejsce.
- Licytuj - powiedział bez tchu. Logan obdarzył go spojrzeniem mówiącym "Zwariowałeś???".
-Na co czekasz, licytuj! - powtórzył, rzucając mu ostre spojrzenie. Blondyn zmierzył wzrokiem od stóp do głów chłopaka. Jeśli zaraz czegoś nie zrobi, rozkwqsi mu twarz.
- Czemu? - ponownie splótł ramiona na piersi, odezajemniając spojrzenie. Poczuł, jak zalewa go gorąca fala furii.
- Licytuj - wycedził twardym głosem nieznoszącym sprzeciwu. - No dalej! - Warknął. Blondyn przewrócił oczyma.
- Jeżeli mi powiesz, czemu.
- Pośpiesz się, czas ucieka - przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Ten tylko uniósł brwi.
- Znam ją. Jedt dla mnie ważna. Jak nie zalicytujesz zabiję cię - odpowiedział mu śmiech.
- Nie zdołałbyś nawet spróbować ode mnie uciec - jego kpiący ton głosu na maksa go wkurzył. Już miał zamiar mu zdrowo przypierdzielić, ale powstrzymał go jego głos.
- Sto! - zawołwł, podnosząc rękę wysoko.
< Yey, wróciłam xd >

4 lis 2017

Vogel CD Smiley

Po jej pytaniu spojrzałem się na obręcze. Chwilę się zastanowiłem, po czym odkładając dwie obręcze, zacząłem pozostałymi czterema żonglować. Dokładniej wykonywałem trik fontanny asynchronicznej. Starając się wykonywać płynne ruchy. Gdy już tego dokonałem, spojrzałem kątem oka na dziewczynę, która z zainteresowaniem obserwowała każdy podrzut. Na ten widok prychnąłem cichym śmiechem, trochę wytrącając się z równowagi. Szybko jednak ją przywróciłem.
- Ten trik nazywany jest fontanną asynchroniczną i jest dość problematyczna, lecz ten -mówiąc to, zacząłem wykonywać inny trik, wyrzucając w powietrze jeszcze jedną obręcz -to Georgian Shuffle. Pamiętam, jak praca nad opanowaniem tego była trudna -kończąc wypowiedź, popełniłem błąd w chwycie, przez co przerwałem.
Westchnąłem ciężko, zbierając z ziemi przyrządy. Wstając, skierowałem się do kufra. Spojrzałem na Smiley, uśmiechając się do niej.
- Może teraz ty coś dla mnie wybierzesz? -zapytałem, ruchem ręki przywołując ja do siebie.
Akane podeszła do mnie i spoglądając do środka kufra, zaczęła się zastanawiać. Stojąc tak dłuższą chwilę, w końcu ze środka wyciągnęła dwie pałki połączone łańcuchem. Przekazała mi je z widocznym na jej twarzy pytaniem "Co to jest?". Zaśmiałem się, odbierając od niej sprzęt.
- Poikopałka -powiedziałem, co niewiele tłumaczyło. Pokręciłem głową, zdając sobie z tego sprawę dopiero po chwili -są to połączone pochodnie, które można w bardzo efektywne sposoby manipulować -chwyciłem się za brodę -te triki, choć wyglądają zjawiskowo, są dość trudne. Znam takiego, który z dwiema oddzielnymi pochodniami przypadkowo podpalił kogoś z widowni.
Zaczynając nimi powoli kręcić, uspokoiłem dziewczynę, która po usłyszeniu tej historii o podpaleniu chciała mi je zabrać. Nadal się z tego śmiejąc, sam odłożyłem sprzęt, uznając, że tyle na dzisiaj wystarczy. Przeciągając się, zacząłem błądzić wzrokiem po całym namiocie, zatrzymując swoje spojrzenie na dziewczynie. Łapiąc się za tył głowy, zapytałem ją.
- I jak ci się podobał trening? Był krótki i dość nudny, ale przypomniałem sobie co nieco. Nie chcę cię jednak dłużej tutaj trzymać, jeżeli nie chcesz...
W tym momencie, kiedy skończyłem, Akane pisnęła, kręcąc przy tym energicznie głową.
- Wcale się nie nudzę! To, co robiłeś, to było naprawdę cudowne! -odpowiedziała z wielkim zachwytem, na który się ucieszyłem.
Skinąłem głową i wziąłem skrzynię w ręce. Nawet jeżeli tak mówiła, nie chciałem już dłużej tego robić. Zbyt długie ćwiczenia po takiej przerwie są wręcz niedozwolone. Wpierw trzeba się do wszystkiego przyzwyczaić, by móc manewrować sprzętem na wysokim poziomie. Odkładając skrzynię na swoje miejsce wśród innych rekwizytów cyrkowców, spojrzałem się z powrotem na Akanę, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Uśmiechnąłem się do niej, wyprostowując się przy tym. Wyglądała na zamyśloną, lecz szybko odwzajemniła uśmiech. Podchodząc do niej, zaczęła rozmowę.
- Może coś porobimy?
- To na pewno -odpowiedziałem, stając przy niej -tylko co? -dodałem, wychodząc z nią na zewnątrz, gdzie przywitał nas mocny podmuch zimnego wiatru.
Wypuściłem ze świstem powietrze i spojrzałem na nią.
- Może znowu gdzieś pójdziemy? -zaproponowałem.
Dziewczyna skinęła głową, przez co od razu ruszyliśmy przed siebie. Obserwując powoli zasypiającą przez zimę naturę, w głowie budowałem obraz swojego najbliższego występu.
<Smiley?>

3 lis 2017

Le Bleuet CD Midas

Słuchałem go. Cały czas. Każde jego słowo odbijało się echem w mojej głowie, co nie pozwalało na to, aby jakikolwiek szczegół zdołał mi umknąć. Każda kolejna prawda jaka do mnie docierała była jak dodatkowy gwóźdź, który wbijał się w moje serce. Czułem, jak oddech płycieje, oczy stają się wilgotne, a powietrze coraz cięższe. Całe moje ciało zaczęło drżeć... nie wiem, czy ze strachu czy ze stresu. Mimo to stałem i słucham wszystkiego z uwagą i powagą. Nie dodawałem żadnych komentarzy. Odebrało mi mowę.
Skończył i stało się to, co się stać musiało. W powietrzu zawisła ta cisza, która jest w stanie sama w sobie zabić relacje, które budują się latami, ale zbyt często miałem z nią do czynienia, by nie wiedzieć, jak sobie z nią radzić. Wziąłem głęboki oddech, by dać znak, że jeszcze nie uciekłem jak tchórz. Montgomery miał głowę nisko spuszczoną i milczał. Ja zacząłem głęboko oddychać. Nie mogłem postępować pochopnie, mimo że coś kusiło mnie srodze do tego, aby naubliżać jasnowłosemu jak tylko się da, ale... ta strona, której należało się słuchać mówiła z goła co innego. Nakazywała spokój, zastanowienie i analizę wszystkich możliwości. Postarałem się więc rozluźnić i uspokoić. Opanowałem drżenie ciała. Podszedłem do ukochanego. Był moim pierwszym prawdziwym partnerem, który chciał być ze mną i z którym ja chciałem być. Mimo swojego strachu nie mogłem go źle potraktować ani porzucić. Moje uczucia zawsze można jakoś nakierować, zaś Midas... Midas był posypany, pokruszony jak wazon byle jak posklejany taśmą klejącą. Wystarczyło jedno szturchnięcie łokciem, żeby wszystko znów stało się gruzem. Ująłem delikatnie jego dłoń. Na początku nie wiedział, jak ma zareagować. Czy się wyrwać czy poddać, ale koniec końców poddał się. Wziąłem go ze sobą i usadziłem na łóżku. Usiadłem obok niego. Nadal na mnie nie spojrzał. Nie wiedziałem kompletnie, co powinienem mu powiedzieć... nie! Ja nie wiedziałem od czego mam zacząć, bo... tylu rzeczom należało zaprzeczyć, że nie wiedziałem, co powinno być pierwsze. Sam czułem, że się gdzieś tam znowu sypię, że to dla mnie za dużo i najchętniej zająłbym się sobą i swoimi uczuciami, ale... kiedy pojawia się silne uczucie do drugiego człowieka to pragniemy zrobić wszystko, aby był z nami szczęśliwy.
Zbliżyłem się do niego najbliżej jak tylko mogłem, ale on na to nie zareagował nawet najmniejszym westchnięciem czy pomrukiem. Jedną dłonią trzymałem jego dłoń, a drugą sięgnąłem do jego głowy. Delikatnie przejechałem po jego delikatnych, aksamitnych włosach. Były takie miłe w dotyku...i zawsze przyjemnie mnie łaskotały, kiedy mężczyzna był blisko mnie. Zaczesałem je do tyłu i zobaczyłem jego bladą, spuchniętą twarz. Na sam ten widok zachciało mi się płakać, ale zagryzłem wargi i postanowiłem, że muszę być dla niego silny. On potrzebował pomocy bardziej niż ja. Nie mogłem go zawieźć. Tak dużo już dla mnie zrobił i tak wiele już o mnie wiedział...można z łatwością powiedzieć, że był pierwszym mężczyzną, z którym odbyłem swego rodzaju bardzo intymny stosunek, który... bardzo mi się podobał. Nigdzie na świecie nie znalazłbym już takiego wspaniałego partnera jak on...nie mogłe go porzucić za żadne skarby świata.
Przejechałem dłonią po jego wilgotnych policzkach. Zdenerwowałem się na siebie. Schowałem honor w buty i postanowiłem. Jednym zgarbnym ruchem wpakowałem mu się okrakiem na kolana. Spojrzał na mnie przerażony.
- Co ty... - zaczął, ale nie dałem mu skończyć. Spokojnie... wcale nie miałem nastroju na pieszczoty ani tym bardziej odwagi, ale wiedziałem, że bliskość to najlepsze, co mogłem mu dać. Przytuliłem jego głowę do swojej klatki piersiowej, a swoją oparłem o jego. Przez kilka sekund był sztywny jak beton, ale po chwili jego ciało się rozluźniło, poczułem jego ciepły oddech grzejący moją klatkę piersiową, a także dłonie sunące od moich ud przez pośladki i wkrótce oplatające się nisko w moim pasie. Mruknął cichutko i wtulił się bardziej w moje ciało. Zacząłem czule gładzić go po plecach. Byłem zupełnie rozluźniony, mimo że cały czas łzy spływały mi po policzkach. Zupełnie nie wiedziałem, co mam robić, jak mu pomóc i co może się jeszcze wydarzyć. W głowie biło mi się mnóstwo myśli i mnóstwo trosk, na które szukałem rozwiązań.
- Nie poddam się – pomyślałem – Po moim trupie.
Egzystowaliśmy tak bardzo długą chwilę. A może to były długie minuty, godziny... straciłem rachubę czasu od kotłujących się w głowie myśli, jednak obecność partnera motywowała mnie do tego, aby wszystko przemyśleć, o wszystkim pomyśleć i na wszystko wymyślić rozwiązanie.
- Jest już późno... - zaczął słabym głosem Midas i podniósł swój wzrok na moją twarz i dodał - ... skarbie... - och, aż mi się zakręciło w głowie, kiedy to jedno wspaniałe słowo zostało skierowane w tak czuły sposób. Mimowolnie uśmiechnąłem się wdzięcznie. Wciąż każdy komplement z ust jasnowłosego wywoływał u mnie przyjemne dreszcze.
- Idziemy spać? - szepnąłem. Mężczyzna mruknął z aprobatą i pociągnął mnie za sobą na łóżko. Zachichotałem, kiedy zaczął mnie miziać noskiem po szyi. Zaraz potem zaciągnął na nasze ciała ciepły koc i przyciągnął mnie mocno do siebie. Kąciki jego ust były uniesione w lekkim, sympatycznym uśmiechu. Cieszyłem się. Bardzo. Zaraz potem pod wpływem ciepła i bliskości zasnąłem, jednak nie zapomniałem o tym, że muszę przejąć pałeczkę, żeby nic złego nie spotkało mojego misiaczka.

Obudziłem się niechętnie. Coś absolutnie niepokojącego wybiło mnie ze snu. Wokół panowała absolutna cisza, a ciemność nie pozwalała mi zobaczyć nawet własnej dłoni, więc... można powiedzieć, że obudziłem się w zupełnie dziwny i niezrozumiały sposób. Posnułem dłonią obok mojego miejsca, ale nie wyczułem żadnego ciała obok. Midasa nie było obok mnie. Podniosłem się do siadu i rozejrzałem, ale nic nie zauważyłem poza ciemnością. Moje oczy mimo długiego okresu nie przyzwyczaiły się do ciemności, co mnie zaniepokoiło, ale mimo to podniosłem się zupełnie z łóżka. Szedłem bardzo powoli i po omacku, ale... dosyć długo zmagałem się z dojściem do wyjścia. W końcu kiedy poczułem materiał kotary ulżyło mi, ale nadal nie mogłem wyjść. Szedłem jej śladem wspak do ruchu wskazówek zegara, aż natrafiłem na otwór. Wyszedłem. Uderzył mnie bardzo dziwny aromat powietrza. W sumie... nie wiedziałem nawet czy to powietrze ma jakikolwiek aromat. Nie wiał żaden wiatr. Panowała absolutna cisza. Na niebie nie było widać ani księżyca ani gwiazd. Zupełna pustka na nieboskłonie i na ziemskim padole. Mimo to widziałem krajobraz wokół mnie, choć ficzynie było to nie możliwe. Brak lamp i księżyca sprawiał, że ziamia spowita była ciemnością. Na bosaka wszedłem w las, jakby coś nakierowało mnie właśnie tam z jakiegoś powodu. Zaufałem swojemu instynktowi. Nie wiem, jak długo kuśtykałem słabo wydeptaną ścieżką. Wiem, że po drodze nie natrafiłem na żadne gałązki ani inne przeszkody. W końcu drzewa zaczęły rzednieć, aż w końcu ukazała mi się leśna polana, na której ktoś był. Coś robił, lecz polana była tak duża, że nie byłem w stanie zidentyfikować czegokolwiek. Bez zastanowienia poszedłem więc dalej. Postać stawała się przerażająco podobna i znajoma. Skakała wesoło w kółko wspak wskazówkom zegarka. Rzucała coś na ziemie. Za nią szedł ten znajomy tygrys, lecz... szedł bardzo nienaturalnie jak na czworonożne zwierzę. Podchodziłem powoli coraz bliżej. W końcu zauważyłem obiekt wokół którego postać wesoło skakała. Była to kupa nieokreślonych obiektów. Zatrzymałem się i przyglądałem z zaciekawieniem, co robi mój partner.

Złoto to środek do celu,
złoto to cel sam w sobie,
złoto nauczyło wielu,
złoto też pokaże tobie,
złoto daje poziomem damom rozkosz,
złoto daje pozory władzy bożkom,
złoto ma moc, przyciąga jak magnes,
złoto jest piękne,
złoto jest powabne,
złoto sprawi, że będzie Ci łatwiej,
złoto idiotom pobudza wyobraźnię do pragnień,
złoto ma moc gdy mgła zaćmiewa umysł,
wściekły blask rozjaśnia noc,
złoto to cios,
jedne serca kamienieją inne broczą krwią,
złoto, złoto, złoto, złoto ...

Zaczął śpiewać. Nadal nic mi to nie powiedziało. Podszedłem bliżej i w końcu udało mi się rozpoznać obiekty tworzące stos. Jedyne, co poczułem to to, jak powietrze ze świstem dostaje się do moich płuc, a potem... nie mogę oddychać. Nie mogę złapać oddechu. Czułem, że zaraz zacznę się dusić. Na środku było mnóstwo ciał pokrytych złotą poświatą, z których wylewała się złota, czerwona i czarna ciecz. Spojrzałem pod swoje nogi i zobaczyłem rozsypane palce, uszy, języki, nosy i oczy. Wszystkie były zamienione w lśniący metal. Podniosłem głowę, a przede mną pojawiła się twarz Monty'ego. Uśmiechał się do mnie nienaturalnie. W oczodołach nie miał oczu. Jedynie pustkę, zaś usta pozbawione były zębów i języka. Próbowałem krzyczeń, ale straciłem również głos. Powietrza brakowało mi coraz bardziej. Dusiłem się, a jego twarz zbliżała się coraz bardziej. Nagle została pociągnięta w górę jakby za pomocą magicznego sznurka i dopiero wtedy zobaczyłem, że na szyi mojego ukochanego był sznur, który niewidzialna siła szarpnęła do góry. Jego ciało zadrżało nienaturalnie. Z całych swoich sił próbowałem krzyczeć i złapać choć trochę powietrza.
Ocknąłem się. Nadal nie mogłem złapać powietrza, lecz byłem już w namiocie Midasa. Dotknąłem go ręką, żeby mi pomógł, gdy nagle spod koca wyszła ta sama postać, która w moim śnie zawisła. Puste oczodoły i usta wywołały u mnie tak niesamowity spazm strachu, że moje ciało zaczęły wykonywać absolutnie nienaturalne ruchy. Stwór zaczął mnie dotykać chudymi, zimnymi palcami i czułem, że za chwile mnie zabije. Jedyne co mogłem robić to rzucać się w niepochamowanym szale. Tak bolały mnie płuca...

- ED!!! ED, OBUDŹ SIĘ DO CHOLERY! - obudziły mnie krzyki i mocne bóle na całym ciele. Gdy tylko otwarłem oczy, zerwałem się do siadu i wziąłem pierwszy porządny wdech. Moje ciało opanowały spazmy duszności, zacząłem kaszleć, jakbym co najmniej umierał z powodu raka płuc. Nie mogłem w ogóle opanować swojego ciała, ale z czasem wszystko zaczęło słabnąć. Nadal mną rzucało jak lalką, ale powietrze zaczęło docierać do wszystkich komórek, a ciało zaczęło powracać z krainy mar. Spojrzałem umęczonym spojrzeniem na Midasa. Z jednej strony czułem ulgę, a z drugiej przerażenie. Widziałem go już normalnie, a to znaczyło, że się obudziłem, ale jego twarz nie wyglądała wiele lepiej od tej z koszmaru. Była blada, jakby w jednej chwili ktoś zassał całe życie z mężczyzny, oczy były wilogtne od łez, a ciało drżało, jak jeszcze nigdy. Cały chodził z nerwów.
- Midas... - zacząłem i od razu wybuchnąłem tak przeraźliwym szlochem, że chyba w życiu jeszcze nigdy tak nie wyłem, jak właśnie wtedy. Kiedy sobie uświadomiłem te wszystkie przerażające rzeczy, rzuciłem się na niego drapieżnie i oplotłem tak szczelnie, że nie miał absolutnie żadnej możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu.
- Nie popełniaj samobójstwa! Nie rób mi tego! Nie zostawiaj mnie! Bo... bo...bo ja wtedy też umre, też się zabije! Coś się stanie! Ja to wiem! Coś okropnego, ale nie wiem, co! Ja Cię nie zostawie! Nikt mi Cię nie zabierze! Nikt, rozumiesz?! - zacząłem rzucać wiązką zupełnie przypadkowych słów i stwierdzeń. Byłem tak roztrzęsiony, że nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Przylegałem tylko coraz mocniej do mężczyzny, jakbym się bał, że zaraz zupełnie zniknie. Zamilkłem. Oddychałem szybko i wydawałem zupełnie nie ludzkie dźwięki. Ni to do szlochu podobne ni do jęku. Czułem się trochę jakbym był nienormalny.
- Tak się cieszę, że żyjesz – wydusił jedynie, a ja poluźniłem uścisk. On od razu to wykorzystał i objął mnie mocno swoimi silnymi rękami. Teraz to on mnie przyciskał do siebie, jakby się bał, że zniknę – Tak się bałem, że umrzesz. Dusiłeś się i nie mogłem się dobudzić – dodał pełnym ulgi głosem.


< Misiek? Trochę nie konkretnie, ale... na dalsze przygody ty możesz dać śmiało pomysł ;) >

2 lis 2017

Smiley CD Vogel'a

Szybko, sprawnie i precyzyjnie zrobił Vogel jedzenie, które smakowicie pachniało oraz wyglądało. Zasiedliśmy do stołu, a że do głowy wpadł mi pomysł zjedzenia razem z jednego talerza, zaproponowałam ten pomysł chłopakowi, na co ten się zgodził. Po zjedzeniu pysznego jedzenia, udaliśmy się w kierunku namiotu, gdzie chłopak miał zamiar ćwiczyć. Myślałam, że atrybutów jakich to będzie potrzebował nie będzie dużo, ale myliłam się. Vogel miał ogromny kufer, co zaskoczyło mnie i to bardzo. Porównując to z moim ekwipunkiem jakiego to ja używam, to mój się umywał przy tym wszystkim. Potrzebne mi rzeczy potrafiłam zliczyć na palcach moich dłoni może i nawet jednej. Chłopak zaczął od żąglerki maczugami. Dobra rozumiałam trzema czy iloma, ale nie sześcioma. Szarooki przyjaciel zaczął mi imponować i to z każdej jednej perspektywy. Byłam tak skupiona na podziwianiu jego żąglerki, że za bardzo nie skupiłam się na tym co do mnie powiedział. Po krótkiej chwili odpowiedziałam mu, jednak wciąż nie odrywałam wzroku od niego. Jednak jego pytanie mnie zdziwiło i w dodatku pogubiłam się przez nie. Vogel stanął tuż przy mnie, a mój wzrok zawisł na jego twarzy. Gdy rozwinął swoje zdanie wiedziałam już o co mu chodzi. Szarooki podszedł do swojego magicznego kufra wyciągając obręcze uprzednio chowając swoje maczugi na miejsce. Gdy usłyszałam jego prawdziwe imię, zawstydziłam się. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale pewnie było to spowodowane tym że moje imię czy też nazwisko nie były tak ładne jak w przypadku chłopaka.
- Ja... ja jestem Akane Phantonimes - odpowiedziałam ciszej. Jakoś nigdy wcześniej nie przedstawiałam się swoim imieniem nadanym przez rodziców.
- Miło mi - uśmiechnął się szczerym uśmiechem, zginając się przy tym w pół. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zapamiętam twoje imię, paniczu Mikael- zaśmiałam się.
- A ja zapamiętam twoje, panienko Akane - chłopak przyłączył się wraz ze na do śmiechu. Po kilku minutach przestaliśmy.
- Vogel co masz zamiar zrobić z tymi obręczami? - podeszłam bliżej zmieniając temat oraz aby dokładnie wszystko przeanalizować co i jak będzie robił.

<Vogel?>

Event, event, event....!

Czas wziąć się w garść i zrobić jakiś event. Event będzie tradycyjny dla co niektórych, a dla niektórych nie! Halloween minęło więc eventu nie będzie z tej okazji, o świętach w grudniu już nie wspomnę, gdyż to jest za wcześnie. Dlatego ten event powstał tak sam od siebie. I będzie łatwy! 
Poniżej będą pytania na które wy będziecie musieli odpowiedzieć o ile będziecie chcieli wziąć udział. Event zaczyna się od dzisiaj (02/11/2017r.) a na zgłoszenie się macie czas do niedzieli (12/11/2017r do godz. 23:59:59 xD ) 
Wtedy osoby zgłoszone dostaną swoje zadania do wykonania tego eventu. Pierwsza osoba, która się zgłosi, będzie mogła wymyślić zadanie dla mnie. Mam nadzieję, że wam to odpowiada.
A oto tajemnicze pytania: 
1. Co lubicie robić we wolne chwile?
2. Jakie jest wasz ulubiony zwierzak?
3. Czego się boicie?
4. Kto jest waszym ulubieńcem na blogu?

Na pytania możecie odpowiadać na Discordzie w przeznaczonej do tego zakładce, w komentarzach czy też na howrse :)