31 gru 2017

Szczęśliwego Nowego Roku!

Jako, że nowy rok odwiedził nas już jakiś czas temu, chciałabym Wam życzyć, aby obecny rok był owocny dla was we wszystkim w czym chcielibyście, aby Wasze postanowienia Noworoczne się spełniły ( o ile jakieś macie ^^ ) dużo weny, dobrych ocen oraz tego czego jeszcze nie wymieniłam.

~ Życzy Administracja ~

24 gru 2017

Merry Christmas

Dzisiejszy dzień jest zapewne dla każdego wspaniałym dniem na różne sposoby. W dzisiejszy dzień chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego oraz miło spędzonych dni.

"Niech te święta tak wspaniałe, 
będą całe jakby z bajek. 
Niechaj gwiazda z nieba leci, 
niech Mikołaj tuli dzieci. 
Biały puch niech z nieba spada, 
niechaj piesek w nocy gada. 
Niech choinka pachnie pięknie, 
no i radość będzie wszędzie".


~~ Życzy Administracja ~~

16 gru 2017

Przerwa świąteczna

Jak już po samym tytule posta, możecie wnioskować że nasz cyrk będzie miał przerwę świąteczną. Został dodany event ale większości osób nie ma czasu, aby zgłosić się przez to, iż obecnie każdy jest zajęty przez nadchodzące Święta Bożego Narodzenia. Dlatego też chciałam powiedzieć, że przez około dwa tygodnie będzie blog zawieszony, a ja przy okazji go odświeżę.

~ Administracja

11 gru 2017

Smiley CD Vogel

Idąc w stronę atrakcji jaka to zaproponowałam, coś było nie tak. Vogel przyglądał się mi i zupełnie jakby chciał się o coś zapytać, ale nie potrafił. Uciekł ode mnie aby kupić bilety. Przyjrzałam się mu, ale on jakby chciał się naprawdę o coś mnie zapytać. Nie dawało mi to za bardzo spokoju.
Przyglądając się pięknym lampionom, które puszczało się w niebo wraz ze życzeniem, zamyśliłam się na chwilkę. Patrząc sobie na te piękne lampiony, przypomniało mi się że kiedyś puszczałam takie wraz z rodzicami i moim bratem. Byłam mała, ale wciąż to pamiętam. Życzenie jakie chciałam aby się spełniło tak naprawdę się nie spełniło. Zażyczyłam sobie aby moi rodzice i brat byli szczęśliwi, a ja abym mogłam ich podziwiać. Życzenie się nie spełniło, a stało się to co miało się stać. Odeszłam od stanowiska gdy tylko zobaczyłam Vogel'a machajacego biletami w powietrzu. Kolejka minęła szybko, a my usiedliśmy do jednego z wagoników. Przykleiłam się wręcz do okna z którego było widać bardzo duży obszar. Były to cudowne widoki, jednak moja uwagę odwrócił Vogel i to jego spojrzenie. Może i tłumaczyłam się występami, ale chłopak mnie za dobrze chyba znak. Wiedział, że to nie o występy chodzi.
- Możesz to przede mną ukrywać, ale sądzę, że lepiej by było, gdybyś komuś to powiedziała. Byłoby ci na pewno lżej! -spojrzał się na mnie, a ja nie wiedziałam za bardzo co mam mu na to odpowiedzieć.
- Proszę cię Mikael, usiądź, bo jeszcze coś się stanie - powiedziałam poważnie nie tylko ze względu na jego bezpieczeństwo, ale też dlatego że kompletnie nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
Po jego twarzy zobaczyłam, że robi to z niechęcią, ale nie chciałam go więcej obarczać moimi problemami. Chciałam coś powiedzieć jednak Mikael wyciągnął w moją stronę pluszaka, którego wygrał.
- Wygrałem go dla ciebie - wypowiadając te słowa lekko zarumieniłam się przyjmując pluszaka od niego. Zbliżyłam się bliżej do chłopaka, całując go w policzek.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się przytulając się do misia.
Niespodziewanie diabelski młyn się zatrzymał. A dzięki informacji usłyszanej z głośnika, dowiedzieliśmy się, że będziemy tak stać przez przynajmniej dwie godziny, aż ktoś nie naprawi tego mechanizmu, który się zablokował.

<Vogel?>

Vogel CD Smiley

Chwyciłem za puszystą, kremową głowę ogromnego misia, którego przed chwilą wygrałem, po czym patrząc na Smiley, kiwnąłem nią kilka razy. Dziewczyna zaśmiała się z tego cicho, a następnie ruszyliśmy przed siebie, kierując się przy tym na diabelski młyn, który to zaproponowała. Zaraz po przejściu kilku metrów, zacząłem myśleć nad jej humorem, jaki miała przed przyjściem tutaj. Coś mi nie pasowało w tym, co mi wtedy odpowiedziała. Tym bardziej że wcześniej jakoś bardzo nie wspominała, że tęskni za występami, wręcz godziła się, z tym że musi odpocząć. Spojrzałem się na nią przez ramię misia, marszcząc przy tym brwi. Nawet teraz, pomimo tej całej atmosfery, w której cały czas panuje zabawa. Westchnąłem przeciągle, na co zwróciła uwagę moja towarzyszka, spoglądając na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Czy coś się dzieje? -zapytała szybko, zrównując ze mną krok jednym podskokiem.
- Tak to znaczy... nie. -speszyłem się, przez co przyłożyłem usta do sztucznego futerka zabawki. -To nic -powiedziałem dość niewyraźnie, lecz dziewczyna zdołała to rozczytać.
- Na pewno? Wiesz, mi możesz wszystko powiedzieć -uśmiechnęła się, rumieniąc się przy tym delikatnie.
Skinąłem głową, odwracając przy tym głowę w stronę diabelskiego młyna, który był zaraz za rogiem.
- Już zaraz jesteśmy -wypaliłem szybko, tylko po to, aby dalej nie zaprzątać sobie tym głowy -to może ja już pobiegnę do kolejki, żeby szybciej dostać bilety? -zapytałem się, odwracając z powrotem głowę w jej stronę.
- Nie trzeba! -pokręciła głową -możemy poczekać razem.
Skinąłem głową, lecz i tak jej nie posłuchałem, tylko od razu tam pobiegłem. Stojąc jako siódmy w kolejce, poprawiłem misia i rozejrzałem się dookoła, aż w końcu wypatrzyłem w tłumie Akane, która przyglądała się kolorowym lampionom. Nawet teraz wyglądała, jakby nad czymś myślała. Od razu posmutniałem. Po kilkunastu minutach w końcu dotarłem do sprzedawcy. Poprosiłem o dwa bilety i odszedłem, uprzednio za nie płacąc. Będąc kilka metrów od kolejki, która znów się utworzyła, zawołałem do siebie Akane, wymachując biletami w powietrzu. Dziewczyna czym prędzej do mnie podeszła, uśmiechając się szerzej. Po krótkiej chwili wyczekiwania, w końcu przyszła kolej na nas, aby wsiąść do ogromnej, kolorowej budki z oszklonymi ścianami. Były tam jednak plastikowe ławeczki. Usiedliśmy naprzeciw, patrząc przy tym na siebie. Szybko wybuchliśmy śmiechem. Kiedy kolejka ruszyła, zaczęliśmy od razu się rozglądać. Po krótkiej chwili spojrzałem się z powrotem na Smiley, która obecnie była praktycznie przyklejona do okna, podziwiając przy tym widoki. Siedziałem tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu mnie zauważyła. Odwracając się w moją stronę, zaśmiała się niemrawo.
- Dlaczego to ukrywasz? -zapytałem szybko.
Dziewczyna wyraźnie zaskoczyła się tym pytaniem, lecz widziałem, że w końcu załapała, o co może mi chodzić. Uśmiechnęła się szerzej.
- To nic, przecież ci mówiłam. Martwię się oto, kiedy w końcu będę mogła występować.
Uniosłem jedną brew do góry, po czym gwałtownie wstałem, przez co cała budka się delikatnie poruszyła. Przegryzłem wargę, przymykając przy tym oczy.
- Możesz to przede mną ukrywać, ale sądzę, że lepiej by było, gdybyś komuś to powiedziała. Byłoby ci na pewno lżej! -spojrzałem się na nią.
Ta patrzyła na mnie, nawet się nie ruszając. W końcu jednak powiedziała cicho.
- Proszę cię Mikael, usiądź, bo jeszcze coś się stanie.
Z niechęcią ją posłuchałem, łapiąc przy tym niedźwiedzia. Przyjrzałem się jego oczom, aż w końcu wyciągnąłem go w stronę Akane.
- Wygrałem go dla ciebie -powiedziałem, uspokajając się przy tym.

<Smiley?>

9 gru 2017

Akuma CD Rue

Jego serce zabiło szybciej, miał wrażenie, że widzi jedynie niewielką przestrzeń naprzeciwko niego. Nigdy nie spodziewał się, że spotka swojego, w pewnym rodzaju, idola. Nie, nie wielbi go jakoś ogromnie, ale trzeba przyznać, pióro to on znakomite posiadał. Przygryzł wargę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Co prawda wiedział, że na siedemdziesiąt procent spotkają się z tym człowiekiem, ale chyba nie oczekiwał tego i nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby tak się w istocie stać. "Boże, jestem przy nim pierdolonym analfabetą", pomyślał czując, jak rodzi się w nim pewnego rodzaju trema, jak przed występem.
- Ogarnij się, nie mamy czasu. Sean najwidoczniej bardzo chce otrzymać te medaliony, a nie wiem czy zauważyłeś, on się potrafi teleportować, do cholery! - warknęła, ciągnąc go za rękaw. Przeniósł na nią wzrok, bez cienia rozbawienia, choć właśnie stwierdził, że stara, dobra Rue sprzed paru wróciła.- Słuchaj, jeśli przez ciebie tutaj utkniemy, to dam słowo, a role się odwrócą i to ja zostanę psychopatycznym rolnikiem, idioto - zaśmiał się, wróciła na sto procent. Pokiwał z niedowierzaniem głową, ruszając w końcu przed siebie. Ale z każdym krokiem nabierał coraz więcej wątpliwości co do siebie i swoich umiejętności samozachowawczych. Po prostu podejść i zagadać? Wyjaśnić sytuację? Nie, bo jeszcze uzna ich za opętanych i naprawdę spłoną na stosie. Boże, cholerni celebryci.
- William Szekspir? - spytała Rue, gdy już zdążyli zwrócić na siebie wzrok mężczyzny. Zadrżał słysząc te słowa, które naparły na niego, zwiększając wagę wszystko o chyba połowę.
- We własnej osobie - popatrzył na nas niezrozumiale, jakby badawczo. Jego usta pozostały lekko rozchylone, patrzył to na jednego, to na drugiego. WYBACZ, NIE WIEDZIAŁAM JAK TO NAPISAĆ Z RACJI, ŻE RUE TO DZIEWCZYNA XD Przyjaciółka posłała mu znaczące spojrzenie, mówiące "Ogarnij się, cieciu, a nie śliń na jego widok, bo widzisz, że już się ciebie przestraszył!". No tak, spojrzał nieco zawstydzony na ziemię, w końcu jego oczy musiały przypominać wtedy spodki od filiżanek, a usta uformować się w taki sposób, jakby właśnie stracił nad nimi kontrolę i wisiały tak bezwładnie. Cóż, po części to prawda.
- Ja jestem Akuma, a to Rue - nie wiedział zbytnio co powiedzieć. W końcu czego mieli od niego żądać? Wierszyka? Wywiadu? Przytulasa z fanem? Do czego miała prowadzić na konwersacja? Spojrzał błagalnie na przyjaciółkę, ale ona chyba także nie miała pojęcia, co powiedzieć. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale zaczął się jąkać, co natychmiast wykorzystał Szekspir. SAM SZEKSPIR.
- Logan mi o tobie wspominał, uczniu - ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem, patrząc pewnym siebie wzrokiem na szarowłosego chłopaka. O cholera. - Możecie mi tutaj chociaż wyjaśnić, o co chodzi? Dlaczego się za niego podałeś? I przede wszystkim, skąd wiedziałeś, że ja... się tym zajmuję? - pod koniec pochylił się do dwójki przybyszów z innych czasów, ściszając głos. Jak mu z ust jedzie, l matko... Jednak mocno tutaj higiena dawała w kość. A mydło chociaż mieli? - Bo mam rozumieć, że ty też w to jesteś zamieszana? - spytał po chwili ciszy, kierując swoje pytanie do Rue.
- Właściwie, to tak - Akuma aż miał ochotę się na nią rzucić. Właściwie?! Przecież to był jej pomysł udając uczniaka jakiegoś wielkiego pisarza z przeszłości! Ma szczęście, że jest dziewczyną. I traktuje ją jako siostrę, którą owszem, można wkurzać, ale nie krzywdzić. Dlaczego świat zesłał na mężczyzn taką wielką odpowiedzialność??? - nie jesteśmy stąd - spojrzał na nią krzywo, to chyba ostatnia rzecz, jaka się przyda pisarzowi.
- Logan mi wspomniał, podróżujecie, tak tak, ale nie o to pytałem - mruknął szybko, machając przy tym dłonią. A więc gesty mają te same, co w przyszłości? A myślał, że będzie nowoczesny, gdy zatańczy shuffle dance. Lipa. A nawet brzoza. Czekaj, co?
- Nie do końca - powiedział cicho Akuma, spoglądając niepewnie na Rue i szukając u niej poparcia. Jednak ta przejęła wodze rozmowy i uratowała go od deprechy spowodowanej zbłaźnieniem się przed tak ważnym autorytetem. Kogo on będzie oszukiwać, to jednak jego idol, a nie jakiś gość który pisze poematy godne "mleka i miodu". Beznadzieja, swoją drogą. Czaicie sarkazm?
- No, bo nie podróżujemy. Pochodzimy jakby... z innego miejsca, można tak powiedzieć. Nie z naszej woli. To przez naszyjniki, zgubiliśmy je, a teraz musimy odszukać. To przez nie tutaj jesteśmy - sprytnie to zaplanowała, w razie czego zabrzmiało to tak, jakby po prostu je zgubili i chcieli odnaleźć, a nie teleportowały ich w czasie, o mało co nie zabijając. 

< Rue?Ach, to słynne mleko i miód, kwaśniejsze od cytryny... >

EVENT

Otóż, z racji, że nikt nie wysłał opowiadania na event, zostaje on przedłużony o tydzień ( czyli opowiadania można wysyłać do 15.12. ). Zasady są takie same.
Także ten, powodzenia życzę i w ogóle ;P

Rue CD Akuma

Wariat. Kompletny wariat i psychopata, który umie wywrócić oczy w taki sposób, że widać tylko białka. Trzymałam świece w dłoni, aby móc dokładniej przyjrzeć się jego twarzy, ale nie zdążyłam. Mówił o kimś, kto właśnie po nas idzie. Nie tylko psychopata, ale także opętaniec. Co to za czasy?!
- Kto? - zapytałam nie rozumiejąc o czym on mówił.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia – powiedział pospiesznie. Kazał nam się złapać za ręce. Usłyszałam za ścianą głuche odgłosy kroków. Gdy zrobiliśmy to, co kazał, drzwi się otwarły, ale w nich nikt się nie pojawił. Otworzyły się z taką siłą, że najpierw uderzyły o ścianę, a potem zawisły na ostatnim zawiasie. Po chwili mężczyzna dotknął naszych dłoni. Dziwny blask oślepił mnie nagle, zamknęłam oczy, czując dziwne zawroty głowy i okropne zimno. Nie mogłam podnieść powiek, ponieważ światło raziła mnie nawet z zamkniętymi. Po chwili siedziałam na czymś zimnym. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze znajdowaliśmy się na pustym śnieżnym polu, a zimno pod tyłkiem to śnieg. Wszędzie śnieg, żadnych drzew czy najmniejszego kamienia lub korzenia wystającego spod białej warstwy. Od razu zaczęłam się trząść. Spojrzałam na nich. Akuma także zareagował na zimno, a Sean odetchnął z ulgą. Para wyleciała z jego ust.
- Gdzie ty nas... - zaczął, ale nie skończył, zapewne nie widząc jak to ująć. Teleportował? Na prawdę? Czy może leciał z prędkością światła? Zaraz, nie ma skrzydeł... A może to sen? Tak bardzo bym tego chciała...
- Poczekajcie – machnął rękoma i wyjął zza pleców jeden, a potem drugi kożuch. Podał nam je i bez zastanowienia nałożyłam swój. Dalej się rozglądałam w poszukiwaniu czegokolwiek, ale jedynie, co tu było, to rażąca w oczy biel śniegu. - Uciekliśmy, nie znajdą was tu – delikatnie się uśmiechnął, jakby tymi słowami wytłumaczył nam całą akcję. Oboje z Akumą spojrzeliśmy na niego jak na kompletnego idiotę.
- Mów jaśniej! Kto! - wykrzyczał zdenerwowany chłopak. Obcy chwilę milczał mierząc go zirytowanym wzrokiem.
Zaczął opowiadać o Infirytach; stworzeniach stworzonych przez demony. Niewidzialne stwory, które widzą tylko anioły i ich podgatunki, takie jak on. Opowiedział o dwóch medalionach, które po jego opisie wyglądały dokładnie tak samo, jak te, które my dostaliśmy. Z góry dowiedział się, że my byliśmy ostatnimi, którzy je dotknęli, dlatego poszukują nas te Infiryty, aby oddać je dla swoich panów, co będzie miało okropny skutek. Bowiem może to nawet zniszczyć świat, gdyż podróżowanie w czasie jest niebezpieczne, a nawet najmniejsza zmiana w przeszłości, może wywołać kataklizm w przyszłości. On, jako wysłannik Boży miał nas odnaleźć i uchronić także medaliony.
- Tak więc gdzie je macie? - zapytał. Spojrzeliśmy po sobie z chłopakiem i milczeliśmy. Uwierzyć, czy nie? W normalnym świecie takie rzeczy są wyśmiewane, a mówca brany za czubka. Ale po tym wszystkich trudno jest nie uwierzyć w taki ciąg wydarzeń. Tylko dalej nie rozumiem, jakim cudem talizmany były skierowane do Akumy. No i dziwne jest to, że on, jako wysłannik boży nic nie wie, że my je zgubiliśmy. W końcu skoro rozmawia z Tym na górze, a on wszystko widzi, to czemu nic mu nie powiedział? Coś mi tu nie gra...
- Nie mamy – odpowiedziałam po długiej chwili ciszy, podczas której Sean zaczynał się niecierpliwić. Spojrzał na nas zdziwiony, zauważyłam, że lekko się unosił w powietrzu, jego stopy wisiały nad ziemią jakieś trzy centymetry.
- Jak to ich nie macie?! - zapytał niższym głosem, wcale do niego nie podobnym.
- Po prostu, zgubiliśmy – odpowiedział chłopak. Sean zmarszczył brwi mierząc nas morderczym spojrzeniem. Jego oczy stały się czerwone. Odeszliśmy dwa kroki w tył oglądając, jak wysłannik boży unosi się coraz wyżej, jego skóra zmienia kolor na czarny, pokrywa się łuskami, palce stają się zaostrzone niczym szpony, a na głowie wyrastają zakręcone rogi. Czyli tak wygląda coś, co zesłał Bóg? Nie wydaje mi się.
- Nie wierzę... Ludzie z przyszłości są jeszcze głupsi, nić teraźniejsi... - powiedział załamany i... zniknął. Biały blask ponownie nas oślepił, ale tym razem tylko na sekundę. Sean'a nigdzie nie było, nie pozostało po nim nic, dosłownie. A my przenieśliśmy się z białego pola na środek miasta. Ludzie nie zwrócili na nas uwagi, tak jakbyśmy tu stali od samego początku.
- Co się stało? - zapytałam bardziej sama siebie, rozglądając się wokół. Tą ulicą szliśmy z Loganem, kiedy nas wyprowadzał z targu niewolników.
- Wydaje mi się, że to nie był żaden wysłannik – powiedział lekko naburmuszony chłopak. Spojrzałam na niego nie odpowiadając. Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Czyli to, co mówił, było kłamstwem? Czy jednak w jakimś stopniu mówił nam prawdę? Nie mam pojęcia... - Trzeba znaleźć te cholerne wisiorki – przyznałam mu rację, ale problem był taki, że nie wiadomo, gdzie ich było szukać. Zaczęliśmy iść kamienistą drogą przed siebie mając nadzieję, ze natrafimy na coś przydatnego. I tak się stało. Jakoś po dziesięciu minutach, gdy znaleźliśmy się na końcu miasta i mogliśmy zobaczyć las, którym Logan nas kierował do swojego dziwnego lokum, moją uwagę przykuła dziwna postać. Samego Szekspira mogłam oglądać tylko na zdjęciach i była to jedyna morda, którą zapamiętałam. Zatrzymałam się i pociągnęłam chłopaka za ubranie.
- Zobacz – wskazałam mu mężczyznę z gołym czołem i włosami po bokach. Dlaczego go zapamiętałam? Bo wyglądał koniecznie. Widziałam facetów łysych, z wygolonymi bokami, czy puchem, zamiast włosów, ale tak komicznej głowy nigdy w życiu. Wyglądał okropnie i ohydnie, a mi się kojarzył z brzydką panienką, która przez notę zaczęła łysieć na czubku.

<Akuma?>

3 gru 2017

Smiley CD Vogel

Może i taniec nie szedł za bardzo w parze z chłopakiem, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczyło mi, że mogłam się świetnie bawić wraz z nim. Takie chwile jak te, były czymś bardzo wspaniałym. Po ulicznych "densach" przeszliśmy do kolejnej atrakcji jaka była strzelnica. Musieliśmy chwilę poczekać aż przyjdzie nasza kolej, ale nie przeszkadzało mi to. Czas czekania nie był długi więc minęło nam się to dość szybko. Vogel jak to Vogel, zamiast grać na poziomie podstawowym tak jak każdy inny, on podniósł sobie poprzeczkę. Tarcze w które miał strzelać chłopak, zaczęły się coraz to szybciej poruszać. Miałam nadzieję, że da sobie radę. Chwycił za strzelbę. Przymierzył się i wystrzelił swój pierwszy strzał. Trafił. Sprzedawca był zaskoczony. Ludzie stojący w kolejce zebrali się do okoła. Uważnie przyglądali się naszej dwójce, ogólnie to bardziej Vogel'owi niż mnie. Chłopak oddał drugi strzał, udało mu się. Kolejne strzały trafiły w cel. Vogel tym samym wygrał główną nagrodę. Pluszowy maskotką będąc prawie takiego samego wzrostu co Vogel została wręczona do rąk Vogel'a. Gdy ten się odwrócił plecami do atrakcji zobaczył tłum ludzi, mający na nim wzrok. Po chwili ciszy i tym samym zaskoczenia chłopaka dostał oklaski na stojąco.
- Hm... - usłyszałam tylko z jego strony, na co tylko się zaśmiałam.
- Pójdziemy może na diabelski młyn? - zapytałam jak tylko tłum się rozszedł. - Nie ma za dużej kolejki i przynajmniej będziemy mogli chwilę odpocząć - dodałam z uśmiechem na twarzy.

<Vogel?>

Akuma CD Rue

Pewnie nie było jeszcze dziewiętnastej. Kolacja zaczęła się o osiemnastej, wszyscy wyszli po jakimś czasie, a trudno byłoby jeść godzinę. Mimo tu już czuł się padnięty. Bolały go mięśnie, powieki piekły, jak przy gorączce. Jeśli się po tym śniegu rozchorował, dobrze nie będzie. Próbował walczyć z sennością, ale nie potrafił jej odpędzić. Nagle jego umysł się rozbudził, całe ciało naprężyło, a to przez głos Rue.
- Kim ty, do cholery, jesteś? - jej głos brzmiał ostro, wyzywająco. Poderwał się do pozycji siedzącej, światło świec było jasne, zaskakująco jasne. Z czego były wykonywane, skoro dawały tak dobre oświetlenie? I jak ona je zapaliła? Hubką? Kiedyś takie stosowano, ale nigdzie nie widział tutaj niczego podobnego... Nagle jednak uświadomił sobie, że przed ich łóżkiem stoi nieznajomy mężczyzna. Około trzydziestki, obcięty w modną fryzurę. Z podartymi jeansami, czarną kataną i koszulką z jakimś nadrukiem. Z początku nie skojarzył, co w tym dziwnego, ale przecież jego wygląd stanowczo różni się od wyglądu ludzi tutaj. Jest ubrany zupełnie jak osoba z teraźniejszości. Przynajmniej tej, w której dotychczas żyli.
- Jestem Sean, wy to zapewne Cassie oraz Hayato? - spytał. Oboje powoli wstali, chyba nie rozumiejąc, jakim cudem ten gość zna ich prawdziwą tożsamość.
- Skąd się tu wziąłeś? - odezwała się Rue, chyba zbywając fakt poprawienia tego gościa - Rue i Akuma, a nie Cassie i Hayato. Mniejsza z tym, jakim cudem on tutaj wlazł? Tak cicho, skoro drzwi skrzypią na tyle głośno, że by się obudził?
- Bo nie jestem. I wy też - powiedział spokojnie, nadal stojąc w lekkim rozkroku i rękoma spuszczonymi wzdłuż tułowia.
- Nie oto chodziło - mruknęła Rue, ale przynajmniej warto wiedzieć, że ten ktoś ich zna. Lub przynajmniej wie, co jest grane. Może mógłby im pomóc? Akuma odchrząknął cicho.
- Rue, tam są drzwi - powiedział cicho, by tylko ona to usłyszała. Ale nie udało mu się. Ewentualnie nieznajomy posiada jakieś dziwne umiejętności, pozwalające mu słyszeć wszystko i wszędzie.
- Teleportowałem się tu - wytłumaczył z grubsza. Teleportował? Jaja se robi? Gdzie są kamery? Albo gdzie peleryna superbohatera? Gościu, przeginasz. Won stąd, no won.
- Weit, weit, weit, what??? - odezwał po angielsku, krzywiąc przy tym twarz. To podróże w czasie istnieją? Ogólnie, teleportacja? Śmieszne. Przecież sami to wszystko przeżyli. Cholera.
- Przepraszam, ale nie poinformowano mnie, że mówicie po angielsku... W jakim języku chcecie rozmawiać? Dostosuję się do każdego - powiedział, patrząc to z jednego, to na drugie. Wymienili zdziwione spojrzenie. On nie żartuje, to też nie jest sarkazm. Mówi z lekkim zdziwieniem, ale i melancholią. Jak jakiś pieprzony polityk. Czy to prezydent???
- Nawet kosmitów? - nie mógł się powstrzymać, za co Rue zgromiłą go wzrokiem. Jednak ku jemu zdumieniu, uzyskał odpowiedź. I to po raz kolejny bez użycia choćby grama sarkazmu, czy szczypty dowcipności.
- Oni nie mają swojego języka, Hayato - odezwał się. Prychnął, czy to jakieś kpiny? Faceci w czerni, tyle że w wersji średniowiecznej???
- Dlaczego tutaj jesteś? - zadała pytanie. No tak, trzeba kontynuować to szalone dochodzenie. Zmierzył wzrokiem mężczyznę. Sean? Brzmi typowo, dlaczego więc już uznał go za największego dziwaka, jakiego dotychczas zobaczył? Delikatny zarost na twarzy, ciemno brązowe włosy, rysy dobrego człowieka. Ale czy jest człowiekiem, skoro potrafi takie rzeczy?
- I czym jesteś? - spytał, ku jemu zdziwieniu Rue nie zareagowała. O co chodzi? Ten świat staje się coraz bardziej porąbany. Jeszcze chwila, a sam Napoleon Bonaparte przyjedzie tutaj na swoim białym rumaku oznajmiając, że śledzi ich horda zombie. Byłby wampirem. Tak dla odmiany, wampirów jeszcze nie było.
- Jestem tutaj na polecenie Pana. Jestem jego...posłańcem - Akuma ledwo co powstrzymał śmiech. Anioł? Naprawdę?
- A skrzydełka z kurczaka też masz? - spytał z sarkazmem w głosie. W Boga wierzy, ale anioł? Gościu, co brałeś??? Warto było? Teraz twierdzisz, że się teleportowałeś i jesteś aniołkiem. No proszę, a gdzie Lucyś? Lucynka, gdzie jesteś??? "Nawet mi zaczyna odbijać" - pomyśłał, słysząc własne myśli.
- Nie rozumiem, o czym mówisz. Moja rasa nie ma skrzydeł, zwłaszcza z kurczaka - jego poważny i rzeczowy ton głosu brzmiał niezwykle komicznie z takim znaczeniem słów.
- Twoja rasa? - spytała akrobatka, chcąc zmusić go do kontynuowania przemowy.
- Jestem duszą stworzenia nadprzyrodzonego. Te, które idą do nieba, służą Bogu. - Nagle jego tęczówki oraz źrenice zniknęły, zostały same białka. Demon, czy jak?! Rue rzuciła się do świec i chyba chciała nimi go podpalić ( przynajmniej takie miał wrażenie ), ale zamarła z jedną w dłoni. Sean zaczął ciężko dyszeć, gdy jego oczy wróciły do normalności.
- Musimy się pośpieszyć, idą po was - wysapał.

< Rue?Nie zabij mnie, ja nie wiem skąd ten pomysł XD >

2 gru 2017

Rue CD Akuma

Okropnie się czułam, gdy nagle wszystkie twarze skierowały się w nasza stronę. Tak, jakbym właśnie miała dokonać czegoś niemożliwego zwracając na siebie ich uwagę. Trzeba się uspokoić, bo na prawdę zaczynam wariować. Gdy zaczęliśmy iść w kierunku wolnych miejsc, które znajdowały się gdzieś na środku po lewej stronie, większość wróciła do jedzenia, które swoją drogą świetnie pachniało. Ta woń unosząca się w powietrzu... od razu zaburczało mi w brzuchu. Usiedliśmy na krzesła, a wtedy już nikt na nas nie zwracał uwagi. W sali ponownie rozległ się harmider i stuk kubków, z których prawie się wylewało piwo. Szybko przeleciałam wzrokiem po potrawach i nałożyłam sobie do talerza dwa kawałki kurczaka i chleb. Do szklanki nalałam wody.
- Czemu się spóźniliście? Niewyraźnie się wysłowiłem o której kolacja? - dopiero teraz zauważyłam, że obok Akumy siedział Logan. Mierzył nas poddenerwowanym wzrokiem, trzymając w dłoni udko. Mimo tego hałasu, usłyszałam go bardzo wyraźnie. Co ciekawsze, nikt nie zwrócił na nas uwagi, każdy był zajęty swoją osobą. Nie potrafiłam zrozumieć o czym rozmawiają, jedynie mogłam wyłapać parę słów jak "mocno", "uderzyć" czy "piwo".
- Nie wiedzieliśmy, która godzina – odpowiedział chłopak po namyśle.
- Na prawdę? Myślałem, że skoro jesteś uczniem Szekspira, to masz więcej talentów, niż ktokolwiek z nas – powiedział drwiącym głosem. W myślach stwierdziłam, że ma rację. Mamy o wiele więcej talentów niż oni, gdyż my jesteśmy z przyszłości i wiemy o rzeczach, które pewnie się nawet jeszcze nie wydarzyły. Ale to nie ważne, teraz bałam się, że wpadniemy. Milczałam, czekając, aż Akuma coś wymyślił. W tym czasie zapchałam usta mięsem, aby wymigać się od odpowiedzi, gdyby oczekiwał jej ode mnie. - Tym bardziej, że podróżnicy powinni umieć odczytywać godzinę ze słońca – dodał. Coraz bardziej się bałam, ze coś nie wyjdzie. Nawet jeśli widziałam, że nikt nas nie słyszy, nikt nie jest nami zainteresowany, to czułam, że jednak się nam przyglądają i nas słuchają. Jakby chcieli znaleźć ten jeden moment, w którym się potkniemy i wszystko się wyda.
- Mylisz się. Nigdy nie potrafiliśmy odczytywać godziny ze słońca. Sami sobie wybieraliśmy porę kiedy jemy czy idziemy spać – próbował się wytłumaczyć. Brzmiał pewnie. Ja bym zapewne zaczęła nawijać jak szalona, co by było bardzo podejrzane. A w jego głosie był tylko spokój. Mogłam odetchnąć na razie z ulgą.
- Na prawdę? - usłyszałam zdziwiony głos mężczyzny. Ponownie ugryzłam mięso i napiłam się wody. Akuma skinął głową. - Więc jesteście większymi idiotami, niż wyglądacie – odwrócił się do nas bokiem i powrócił do jedzenia. Także się wyprostowałam marszcząc brwi. Na prawdę? Jesteśmy idiotami? Gdybyśmy im zaczęli nawijać o przyszłości, pewnie uznali by nas za wariatów, a potem dopiero za magików, gdyby nam w jakiś sposób uwierzyli. Musieliśmy jednak milczeć i w tej ciszy wróciliśmy do kolacji. Żadne z nas się nie odezwało, byliśmy pochłonięci konsumowaniem mięsa. W pewnej chwili zachciało mi się napić piwa, ale stwierdziłam, że nie będę ryzykować, mimo, iż koleś obok mnie mi to proponował. Hałas w sali powoli znikał, wraz z ludźmi, którzy najedzeni opuszczali to miejsce. My stąd wyszliśmy prawie ostatni, jednak "mój pan" nas zatrzymał. - Skoro nie umiecie odczytywać godziny, obudzę was jutro wcześniej i nauczę tego. Nikt nie będzie po was chodził, żebyście zeszli na jedzenie czy treningi – oświadczył. - Lepiej to doceńcie, normalnie to byście musieli zgadywać, co jest kiedy i najwyżej szli byście głodni spać – odwrócił się i wyszedł. Spojrzeliśmy po sobie z Akumą, po czym opuściliśmy jadalnie. Znowu zaczęliśmy krążyć po budynku w poszukiwaniu naszego pokoju; najpierw trzeba znaleźć korytarz, a potem odpowiednie drzwi, co będzie trudne, bo każde jest takie same. Wałęsaliśmy się jakiś kwadrans, a potem dziesięć minut wybieraliśmy odpowiednie wejście. Tak czy siak najpierw się pomyliliśmy, wchodząc do pokoju jakiejś dziewczyny. Szybko je zamknęliśmy i weszliśmy do drugiego obok, który okazał się naszym. Podeszłam do łóżka i położyłam się na nie plecami tak, że nogi miałam na ziemi.
- Nie mają tu zegarków? - mruknęłam zamykając oczy. Okropnie się najadłam i miałam wrażenie, że zaraz zasnę.
- Nie mam pojęcia, ale w tych czasach chyba powinni mieć – chłopak usiadł obok i także się położył. - Jak nas wypuszczą, od razu trzeba się zastanowić, co zrobić.
- Ale tylko ciebie – zauważyłam. - Mnie może nie puścić – mruknęłam niezadowolona. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanę czyjąś niewolnicą; na dodatek w przeszłości. Przydałoby się go słuchać, skoro nie każe mi się bawić w typową kobietę od garnków.

<Akuma? Błogosławiony weekend>

1 gru 2017

Vogel CD Smiley

Przyglądałem się przez chwilę dziewczynie, która wyglądała, jakby chciała uciec od mojego spojrzenia. Przeniosłem wzrok za nią, gdzie odbywało się niemałe przedstawienie tancerzy, o których przed chwilą mówiła. Westchnąłem, uśmiechając się przy tym, a następnie spojrzałem ponownie na nią, kładąc przy tym dłoń na jej miękkich włosach, po których trzy razy przejechałem. Smiley ze zdziwieniem podniosła głowę, na co jeszcze bardziej poszerzyłem uśmiech, chwytając się przy tym za biodra.
- Może pociągniemy tę zabawę dalej? -zaproponowałem, w tym samym momencie wyciągając w jej stronę dłoń -zatańczymy?
Przez krótką chwilę nie wiedziała, co ma zrobić, wyglądała na zaskoczoną, lecz zaraz po tym uśmiechnęła się szeroko i podała mi swoją drobną dłoń.
- Z przyjemnością.
Skinąłem głową i podeszliśmy do tłumu ludzi. Dłużej nie czekając, włączyliśmy się do zabawy. Nie będę ukrywał, niezbyt mi to szło, jednakże widząc szczęśliwą twarz Akane, od razu zapominałem o tym, że nie potrafię dobrze się ruszać. Nawet nie przeszkadzało mi to, że inni mogą się na nas patrzeć. W sumie było mi z tym dobrze. Niedługo po nas, dołączyli się inni. Pary, grupki, a nawet samotnicy. Cała część tej ulicy, na której się znajdywaliśmy, była przepełniona tańczącymi ludźmi, przez co powoli robiło się tłoczno. Przez chwilę miałem wrażenie, że znów zgubiłem Akane, przez co chciałem już się przeciskać przez ludzi, lecz wtedy poczułem, że ktoś dotyka moje plecy. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynę, która wyciągała w moją stronę rękę. Złapałem się jej, a wtedy poczułem szarpnięcie. Akane wyprowadziła mnie z tego ogromnego tłumu, ciągnąć gdzieś dalej. Znaleźliśmy się przy jakiś budkach z mini grami jak strzelanie do celu, wyławianie rybek czy nawet rzutki. Najbardziej zaciekawiło mnie oczywiście strzelanie do celu. Cały czas obserwowałem przepełnione stoisko, w którym główną nagrodą była ogromna zabawka, lecz chyba nikt nie trafiał zbyt celnie, jeżeli nadal wisiała. Złapałem Akane za rękę, drugą wskazując w stronę stoiska.
- Może przejdziemy się tam? -zaproponowałem.
- Możemy -odpowiedziała, kiwając głową.
Musieliśmy stać w kolejce, która jakby nie miała końca, bo zaraz po nas, przybyło kolejnych osób. Głęboko odetchnąłem, rozglądając się przy tym, aż w końcu zwróciłem się do dziewczyny.
- Po tym pójdziemy na tę atrakcję, która ci się podoba, w porządku? -zatrzymałem się, lecz kiedy tylko zauważyłem, że chce coś powiedzieć, szybko dodałem -chyba że chcesz po prostu pochodzić!
Smiley skinęła głową, na co się uśmiechnąłem. W końcu przyszła kolej na nas. Stając w wyznaczonym miejscu, spojrzałem się na prowadzącego. Był dosyć wysoki, na głowie miał szary kapelusz, pod którym ukrywały się kasztanowe włosy. Jego postura też była niczego sobie, wyglądał na takiego, który dużo ćwiczył. Z szerokim uśmiechem przedstawił nam cel zabawy. Mając strzelbę, trzeba trafić w dziesięć czerwonych tarcz, a dokładniej w czarne punkty na nich narysowanych. Kiedy zestrzeli się wszystkie, dostaje się główną nagrodę. Skinąłem głową w geście zrozumienia, po czym zabrałem od mężczyzny strzelbę. Chwilę ją oglądałem, sprawdzając każde detale, aż w końcu przeładowałem, a gra się rozpoczęła. Cele poruszały się jednak za wolno, dlatego poprosiłem o podniesienie poziomu trudności. Nim się obejrzeli, ustrzeliłem wszystkie potrzebne tarcze. Przetarłem czoło i szczęśliwy spojrzałem się w stronę Akane.

<Smiley?>