Nie znalazłem jeszcze żadnego kompana w cyrku. Być może mógłbym spędzać czas z nim, wydaje się naprawdę spoko i w dodatku dowiedziałbym się o nim nieco więcej. W każdym razie, nic na siłę. Jakoś też nie jestem ogromnie dobroduszny i jeśli nie bezie chciał, to nie będę w to brnąć za wszelką cenę. Jak na razie jeszcze nie nakręciłem się na tyle, by tak postąpić.
- A więc, jeśli ty nie chcesz jeść, to może skołujemy coś dla twojej bestii? - spytałem z nadzieją, że nie odbierze tego jako zaczepki. On jednak spojrzał na psa, który wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z Auschwitz.
Akuma poszedł w stronę jakichś drzwi. Jeszcze tam nie wchodziłem. Poszedłem za nim, woda jeszcze się nie zagotowała. Postanowiłem zapytać o psa, który dreptał obok swojego właściciela.
- Mam takie pytanie - co się stało twojemu psu, że ma tyle blizn? Był bezpański, wziąłeś go ze schroniska, wdał się w bójkę, czy jak? - zadałem pytanie, które odbijało się w mojej głowie echem od początku naszej znajomości.
Akuma nawet się ni odwrócił, tylko machnął ręką na znak, że to temat do zbycia.
- Szkoda strzępić ryja - oznajmił, a ja parsknąłem śmiechem. Nie wiem, co było zabawnego w jego wypowiedzi, ale cóż...mam porąbane poczucie humoru. Znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu pełnym przypraw, owoców, warzyw i innych tego typu rzeczy. Naszym oczom ukazała się półka z wędlinami, kiełbasami i wszystkim, co mogłoby zasmakować psu. Akuma wziął do ręki długą kiełbasę, Shi-cośtam podszedł i od razu zrozumiał, że jest przeznaczona dla niego. Zdziwiło mnie to, z jaką łatwością porozumiewa się on ze swoim zwierzęciem. Jakby między nimi istniała jakaś wyjątkowa więź. Dałbym wiele, żeby było tak ze mną i z Wołgą, ale posiadam ją od niedawna i w dodatku jest ona wręcz dzika. Wstyd przyznać, ale spadłem z niej podczas każdej jazdy. Czasem nawet nie tylko raz. Co prawda słucha poleceń, chodzi poprawnie, ale w pewnym momencie jej odbija, nie wykonuje poleceń, dwa razy próbowała mnie zrzucić. Próbowałem zrozumieć o co chodziło, nawet dzwoniłem do stadniny, w której spędziła sześć lat swojego życia, jednak nie dowiedziałem się niczego przydatnego.
Chłopak zabrał jeszcze jedną taką samą kiełbasę, pewnie na zapas, po czym wyszliśmy z pomieszczenia. Po drodze złapałem jeszcze gruszkę.
- Jabłka lepsze - oznajmił, wymijając mnie. I kosz pełen jabłek. Ten człowiek naprawdę robi się coraz dziwniejszy. - Zwłaszcza zielone - dodał po chwili, gdy przechodził już przez drzwi. Rozejrzałem się na boki. Nigdzie nie widziałem zielonych jabłek. Albo je tylko jedno, albo też naprawdę nie ma apetytu.
- Ja tam jem wszystko pod ręką - wzruszyłem ramionami, wgryzając się w twardy owoc. Soczysty, chłodny, słodki - perfekcyjny smak. Podszedłem do czajnika, który właśnie się wyłączył, po czym zalałem oba kubki do nieco ponad połowy wrzątkiem. Wymieszałem łyżką ( łyżeczka by się utopiła ) zawartość dzbana i dolałem mleka. Piję kawę tylko z mlekiem.
- Z mlekiem najlepsza - powiedział Akuma, obserwując moje ruchy oparty tyłem o blat stołu. Wyglądał na wyczerpanego życiem. Chyba naprawdę sen dobrze mu zrobi.
- Zdecydowanie - przytaknąłem, po czym spróbowałem napoju. Uniosłem brwi. Boże, jakie to dobre! Nigdy nie piłem podobnej kawy. Spojrzałem znacząco na Akumę, który wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Znowu odpadł? Spojrzałem na jego psa. Wysoki, dobrze zbudowany, a tak okropnie oszpecony. Przypominał mi Azoga z Hobbita.
< Akuma? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz