- Co ty robisz?! - spojrzał się na mnie wściekłym wzrokiem mężczyzna o czarnych włosach.
- Szefie, może pójdzie ona z nami. Jest taka urocza - dodał drugi mężczyzna o blond włosach.
- Chyba masz rację - czarnowłosy chwycił mnie za rękę, a ja jak najszybciej się uwolniłam.
- Nigdzie z wami nie idę! - krzyknęłam i zaczęłam biec. On na mój niefart zaczęli biec za mną. - Że też to zawsze ja mam takiego pecha - powiedziałam pod nosem.
Biegnąc tuż obok fontanny, nie wiedząc jakim to sposobem to zrobiłam, ale przeze mnie chłopak wpadł do fontanny. Stanęłam w miejscu, chwytając się za głowę.
- Co ty niby wyprawiasz?! Patrz jak biegasz!! - był zły i to bardzo. Rozumiałam jego złość, a sobie samej nie mogłam wybaczyć, że to przeze mnie wpadł do fontanny. Spojrzałam się za siebie, aby zobaczyć czy tamta grupka wciąż za mną podąża.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - skłoniłam się w pół w ramach przebaczenia. - Naprawdę ciebie przepraszam - wyciągnęłam w jego stronę dłoń, którą przyjął. Blond włosy chłopak wyszedł z fontanny, a ja zaczęłam oglądać się do okoła, gdy przed oczami nie przemknęła mi się jedna z wcześniejszych postaci, która mnie goniła. - Czas uciekać - chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam wraz ze sobą. Miałam szczęście, że w pobliżu znajdował się park. Będąc pod jakimś drzewem, puściłam dłoń chłopaka, a sama wdrapałam się na drzewo. - Proszę stój tak przez chwilę, aż oni sobie pójdą - spojrzałam się na twarz chłopaka błagalnym wzrokiem. On tylko głęboko odetchnął, a ja się uśmiechnęłam.
Idźcie sobie już, no dalej... idźcie sobie... zaczęłam powtarzać sobie pod nosem. Nie lubiłam takich ludzi jak ci mężczyźni. Po kilku minutach oni zrezygnowali, a gdy odeszli ja zeskoczyłam z drzewa.
- Przepraszam za to, że wpadłeś przeze mnie do fontanny i teraz jesteś mokry. Dziękuję ci, że mi pomogłeś chociaż mnie nie znasz - skłoniłam się w pół. - Jestem Smiley - przedstawiłam się chłopakowi. Po przyjrzeniu się zauważyć już mogłam, że jest kompletnie mokry, a w dodatku sądząc po zachmurzonym niebie już wiedziałam, że będzie padać. - Mój dom znajduje się jakieś dziesięć minut drogi stąd, chodźmy do niego nim się rozpada, a ty przeze mnie się rozchorujesz...
<Ace?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz