4 lip 2018

Od Lenniego

Przyniosłem podest, sporej wielkości kółko na statywie i umieściłem te dwie rzeczy na środku sceny, naprzeciwko siebie. Najpierw podest, potem koło, a na koniec mój kochany kapelusz. Został mi tylko aktor główny, który siedział w klatce i spokojnie leżał. Niestety nie zajmowałem się tresurą zwierząt, nigdy w życiu nawet ich nie wyprowadzałem na scenę… zacząłem krążyć po całym namiocie szukając kogoś, kto pomógłby mi, a raczej mnie wyręczył w tej sprawie. Niestety okazało się, że wszyscy się gdzieś ulotnili – czemu się dziwię? Jest pora obiadowa! Zostało mi tylko samemu wziąć się za „bestię”. Ruszyłem w kierunku zwierząt, stanąłem przez tygrysem i zastukałem lekko, by zwrócił na mnie uwagę. Gdy poruszył głową, przełknąłem głośno ślinę. „Przecież są tresowane, nie skoczy ci do gardła” myślałem, przypominając sobie pupila Nice – sporą tygrysice, Miriam, która mogłaby swoim ciężarem przygnieść nie jednego osiłka.
- Cześć, może nie jestem treserem, ale potrzebuje cię do próby – powiedziałem spokojnie. Zwierzę jakby mnie nie rozumiało; wstało, ziewnęło szeroko i odwróciło się do mnie tyłem. Wstałem z klęczek zrezygnowany. Miałem zamiar odpuścić sobie tę próbę, póki nie znalazłbym kogoś do pomocy, ale nagle mnie olśniło. Wyczarowałem spod swojego garnituru niewielką paczuszkę. Po jej otwarciu, zapach mięsa ze smakołyków obudził mojego aktora. Wstał i zwrócił się w moim kierunku. Lekko się uśmiechnąłem, otworzyłem klatkę i po ponownym sprawdzeniu, że jestem tu sam, telekinezą wyjmowałem z paczuszki smakołyki i podawałem je kotu. Ten jak zahipnotyzowany ruszał za mną, a raczej za jedzeniem. W ten sposób, okruszek po okruszku, stanął na podeście i usiadł na nim, niczym godny król, przedstawiającemu się swemu ludowi w całej okazałości. Zwierzę się oblizało i spojrzało na obręcz przed nim. Nie czekając dłużej, przyłożyłem smakołyk do jego nosa, po czym odsunąłem, nim je chapnął. Przez chwilę wyglądał na znudzonego i niezainteresowanego jedzeniem, ale gdy ruszałem mięskiem w obręczy, a następnie zostawiłem je w powietrzu nad swym kapeluszem, tygrys podniósł swoje siedzenie i ruszył po zdobycz. Zgrabnie przeskoczył obręcz i z otwartą paszczą wpadł do mojego kapelusza, znikając w nim. Odłożyłem paczkę z zadowoleniem, po czym teatralnie ukłoniłem się przed zmyśloną widownią. Wziąłem kapelusz do ręki i nałożyłem go na głowę. Tygrysa po prostu nie było, z czego byłem zadowolony; o takiej sztuczce myślałem na śniadaniu, przed kolejną niekontrolowaną drzemką. Po chwili przeszedłem do kolejnego etapu; miałem bowiem wyciągnąć zwierzaka z mojego kapelusza. Wsadziłem do środka rękę i złapałem coś miękkiego, myśląc wtedy o zniknionym stworzeniu. Wyciągnąłem dłoń, okazało się, że trzymałem tygrysa za tylną łapę. Ponownie pociągnąłem, ale jedynie co wyszło, to druga kończyna. A powinien wyjść stamtąd gładko… Położyłem kapelusz na ziemi. Jedną ręką trzymałem część ubioru, a drugą próbowałem wyciągnąć aktora, ale nie udało mi się. Przez parę minut się z nim siłowałem, po czym opadłem ze zmęczenia. Wstałem i się rozejrzałem. Kątem oka wyłapałem ruch między zasłonami, szybko pobiegłem w tamtą stronę, prawie wpadając na jakiegoś chłopaka. - Poczekaj – wyciągnąłem w jego kierunku kapelusz, z którego wystawały łapy zwierzaka. - Pomógłbyś byś? Tygrys się zaklinował i nie mogę go wyciągnąć – wyjaśniłem na szybko sytuację, podając nieznajomemu kończyny z kapelusza. Bez słowa chwycił je jakby od niechcenia, po czym oboje zaczęliśmy ciągnąć. Nie trwało to krótko; dopiero po niecałej minucie zwierzę wylazło i wylądowało prawie na chłopaku. Cały tygrys był owinięty sznurkiem. Zmarszczyłem brwi i zajrzałem do środka mojego ubioru. Czyżby będąc w kapeluszu tygrys pomyślał o włóczce i się w nią zaplątał? - Nie mam pojęcia jakim cudem się związał – zaśmiałem się sam do siebie, po czym podszedłem do chłopaka, który wylądował na ziemi. - Wielkie dzięki za pomoc. Nie będę musiał chodzić z łapami wystającymi z kapelusza – wyciągnąłem w kierunku nieznajomego dłoń, by pomóc mu wstać.

<Spektr?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz