No super. Miała się trzymać z daleka, a teraz przez nią jestem skazany na czyjąś pomoc. W dodatku zabrała mi laskę. Zacząłem się zastanawiać nad opcją z pielęgniarzem, ale gościa nie zdążyłem poznać. Kto wie, może będzie chciał amputować tę nogę.
- Możesz mnie przenieść do namiotu i dać apteczkę. Wtedy sobie już sam poradzę.- odpowiedziałem, prostując się i patrząc na nią z góry zimnym spojrzeniem mojego jednego oka. Dziewczyna nie była za bardzo zadowolona tym wyjściem, ale koniec z końców się zgodziła. Pomogła mi się dostać do namiotu, a potem przyniosła mi tę apteczkę.
- Super możesz już iść.- zająłem się swoją nogą. Nie miałem ochoty ani na jej pomoc, ani na rozmowy. Rose za to patrzyła, co robię, ale chcąc nie chcąc w końcu wyszła i zostawiła mnie w spokoju. W miarę zająłem się tą kostką. Szczerze nie znam się na tym i stwierdziłem, że mi to nie pomoże. Następnie już wziąłem się za skończenie liczenia moich monet.
Gdzieś z dwie godziny później moje ciało zwyczajnie wstało od biurka. Zdziwiłem się tym faktem. Nie chciałem nigdzie iść. Straciłem kontrolę nad ruchami. Poszedłem w stronę lasu. Starałem to sobie jakoś wytłumaczyć, ale się nie dało. Jakie może być racjonalne wyjście z tej sytuacji? No nie ma. W końcu stanąłem przed lasem. Poczułem przeszywający ból w kościach. Zaczęły się jakby łamać i przesuwać. Od razu padłem na ziemię. Parę chwil później stałem się jedynie obserwatorem. Nie mogłem nic zrobić. Byłem zszokowany tym wszystkim. Coś mnie opętało czy jak? Nie wiedziałem co o tym myśleć. Po raz kolejny nie mając władzy, nad własnym ciałem zabijałem ludzi! Nawet niewłasnym ciałem. Z tego, co udało mi się zaobserwować. Wyglądałem jak jakiś biały lis...może wilk. Sam nie wiem.
Mój koszmar skończył się równo o północy. Moje ciało wróciło do normalnego stanu. Leżałem w samym środku lasu. Bez ubrań. Mając w buzi i na rękach krew, a koło mnie leżał trup sarny. Zdołałem się podnieść. Jednak było to strasznie bolesne. Wtedy właśnie skumałem, że nie mam ubrań. Nic na sobie! Zacząłem panikować. Chociaż było ciemno i nikt mnie nie widział. Nawet nikogo tu nie było. Jednak to uczucie było okropne. Słabo mi się zrobiło, jak poczułem w ustach krew i gdy zobaczyłem ją na rękach. Po raz pierwszy nie wiedziałem co zrobić. Chwilę później usłyszałem w oddali czyjeś kroki. W krzakach zobaczyłem sylwetkę człowieka. To była Rose. Jeszcze jej tu brakowało.
- Nie podchodź nawet bliżej.- odezwałem się obolały. Chciałem zabrzmieć stanowczo, ale byłem wykończony i mi nie wyszło. Dziewczyna od razu stanęła i się odwróciła.
- Co ci się stało?- spytała. Nie dało się zignorować zdziwienia w jej głosie. Nie miałem siły na gadanie z nią. Słabo mi już było.
- Bez okrycia nie będę z tobą rozmawiał.- odpowiedziałem. Jak mi teraz brakowało moich ubrań. To była jakaś masakra. Położyłem się na trawie. Przeniosłem wzrok na trup zwięrzecia koło mnie. Od razu zrobiło mi się niedobrze. Sarna miała rozerwany żołądek. Widziałem jej flaki, wszędzie była krew i te zamglone oczy. Niech ten koszmar się wreszcie skończy.
<Rose? Vivi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz