Byłam wkurzona na trupę cyrkową, gdyż dowiedziałam się, jako jedna z ostatnich osób o "przeprowadzce". Mieliśmy pojechać do Avalonu. Z tego co mi wiadomo, ta miejscowość słynęła z legendy o królu Arturze i Merlinie. W ostatniej chwili wparowałam do swojego namiotu i wyjęłam walizkę spod łóżka. Znajdowały się w niej kolejne trzy torby i zaczęłam się pakować. Wkładałam w tempie ekspresowym wszystkie ubrania, dodatki i przedmioty, tam gdzie było najwięcej miejsca. Składałam ciuchy tak, aby nie były zbytnio pogniecione. Starałam się w miarę to wszystko uporządkować. Przeszłam z kilka razy po "pokoju", sprawdzając wszystkie zakamarki. W końcu muszę mieć pewność, że niczego nie pominęłam. Zabrałam swój bagaż i pociągnęłam go ze sobą, okrążając jeszcze teren cyrku. Obserwowałam, jak się inni męczyli, wkładaniem najczęściej odzienia w zapchane walizki, bądź torby. Powędrowałam do wyjścia z ogromnego namiotu. Na miejscu czekało już kilka osób. Niektórzy byli zawzięci pogawędką, kiedy pewna grupka ludzi stała z boku, patrząc się w stronę zwijanego namiotu. To były nasze ostatnie chwile w tym uroczym miasteczku.
Nie minęła godzina, kiedy każdy siedział w autokarze. Na szczęście, pojazd był tak wielki, że znalazło się kilka pustych miejsc. Dochodziła dziesiąta w nocy, a za nami jeszcze kilka dobrych godzin drogi. Nie mogłam obserwować widoków za oknem, ponieważ było bardzo ciemno. Jedynym źródłem światła, były latarenki postawione przy ulicy. Nie działo się nic interesującego. Część osób poszła już spać lub ktoś był zajęty szeptaniem do towarzysza, siedzącego obok. Oparłam głowę o szybę, zamykając oczy ze zmęczenia. Jeszcze się usadowiłam wygodnie, by potem nie bolały mnie plecy.
Obudziłam się dopiero, gdy usłyszałam, wychodzących z autokaru, ludzi. Zerwałam się na nogi, czekając na swoją kolej do wyjścia na zewnątrz. Nie wyspałam się, gdyż po jakimś czasie, siedzenia stały się niewygodne, pozycja w której spało mi się najlepiej, zaczęła mi przeszkadzać. Zabierałam swój bagaż, będąc ledwo przytomną. Pik wygłosił jakieś krótkie przemówienie, ale go nie słuchałam. Rozdał każdemu jakąś robotę do zrobienia, a jeśli się skończymy wcześniej, mamy wolne do wieczoru. Nie byłam głodna, więc zamiast marnować czas na jedzenie, zajęłam się swoją pracą. Zostałam przydzielona do noszenia pudeł, żeby utrudnić mi zadanie, każde pudełko należało zanieść do innej osoby. Kiedy dotarłam na miejsce, przeraziłam się ilością, tego wszystkiego. Zastanawiałam się, czy w ogóle dam radę fizycznie i nie padnę na ziemię ze zmęczenia.
Gdy się z tym uporałam, większość została, ponownie, rozłożona, w tym namioty pracowników. Nie zwracając uwagi na innych, pobiegłam w stronę mojego łóżka. Nie obchodziło mnie to, że inni potrzebowali pomocy. Byłam tak wykończona, że ledwo stawiałam kroki. Na szczęście, wszystkie bagaże zostały przeniesione do naszych namiocików, więc nie martwiłam się, oto czy nie zgubiłam swojego bagażu. W tym momencie liczył się tylko sen. Nie dbałam o godzinę, gdyż zbliżała się pora obiadowa. Skoczyłam na łóżko, zakrywając się kocem. Przyszedł czas na drzemkę. W tle było jeszcze można usłyszeć kroki i rozmowy pracujących. były na tyle głośne, że zanim zasnęłam, musiałam odczekać, kiedy trochę ucichnie...
Wstałam, orientując się, że jest późna pora. Nastąpiła ciemność. Ledwo co widziałam swoje stopy. Znalazłam gdzieś swoje buty i wyszłam na zewnątrz. W sumie przydałby mi się krótki spacer i poznanie okolic. Weszłam w głąb lasu, patrząc na bezchmurne niebo. Las, jak to las, niewiele się różnił od tamtego w poprzednim miasteczku. Jest, oczywiście, typowa dróżka prowadząca do centrum. Przy niej ktoś postawił drewniany drogowskaz, lecz nie zdołałam przeczytać napisu. Gwiazdy, wyglądały jak srebrny brokat rozsypany na czarnej kartce. Niesamowite zjawisko! Chciałam mieć lepszy widok, więc wdrapałam się na drzewo. Ze względu na nie najlepszą kondycję, kilka razy zdarzyło mi się, prawie spaść na twardą glebę. Zostałam wzbogacona o kilka zadrapań na ramieniu oraz sweter został naciągnięty w kilku miejscach. Siedząc na bardzo grubej gałęzi, poprawiłam fryzurę, zaplatając od nowa warkocz. Oparłam plecy o pień i powróciłam do obserwowania nieba. Nagle zawiał bardzo zimny wiatr, zaczęłam się trząść, a gdy miałam zejść na ziemię, pojawiła się mgła, tak gęsta, że tym razem mogę spaść. W pewnej sekundzie opadła na dół.
-Co jest?- zapytałam siebie, kiedy "para", okrążyła cyrk i rozpływała się w powietrzu. Z tego co mi, było wiadomo miała nienaturalną barwę. Tym bardziej, iż trzymała się podłoża i została przez dłuższy czas okrążając teren największego namiotu. Nie miałam pojęcia, co mogę zrobić. Powoli zeszłam, starając mieć cały czas na oku tą dziwną anomalię. Stawiałam powoli kroki w kierunku cyrku. Bałam się, że może coś się stać. Kilka dni przed wyjazdem, nie miałam co robić, więc zabrałam się za wróżenie. Zapamiętałam jedynie, że w niedalekiej przyszłości czeka nas niezapomniana przygoda, wszystko było zbyt ogólne. Żadnych szczegółów, czy konkretnych elementów. Miałam obawy, że wróżba dotyczyła właśnie zmiany otoczenia. Dość! Przeniosłam się do mojego "pomieszczenia" i usiadłam na krześle. Co ja będę się przejmowała jakimiś zwidami, wymyślając kolejne. Przebrałam się w piżamę, a dlatego, że jestem wyspana, zajęłam się rozpakowywaniem toreb. Teraz od nowa, trzeba uporządkować wszystko na miejsce, sprawdzając czy nic się nie zgubiło. Nienawidziłam siebie za to, że zawsze muszę sprawdzić z kilka razy, czy na pewno coś wzięłam. Jeśli tego nie zrobię, potem zastanawiam się czy czegoś nie zapomniałam. Po skończeniu, jakże tej nudnej i żmudnej czynności, zaczęło się rozjaśniać. Ludzie powoli się budzili. W końcu trzeba jeszcze przygotować niektóre rzeczy na występ za kilka dni. Tym bardziej, że występujemy tu pierwszy raz i powinno się zrobić, jak najlepsze wrażenie.
Idąc w stronę bufetu, zauważyłam, jak niektórzy się dziwnie zachowują. Są bardziej agresywni. Ktoś niechcący wpadł na kogoś i zrobiła się z tego wielka awantura. Od kiedy należę do tej trupy, nigdy takie coś nie wydarzyło. Zignorowałam to, unikając innych. Coraz ktoś wrzeszczał. Pobiegłam na stołówkę. O co im chodzi? Zabrałam tackę z talerzem, ze stołu, wkładając na naczynie, wszystko co było pod ręką. Zajęłam miejsce, jak najbliżej wyjścia. Jadłam powoli, wpatrując się w otoczenie. Każdy na pozór się zachowywał normalnie. Może to była wina złego humoru? Spojrzałam się na talerz z jedzeniem i zaczęłam przewracać kawałki parówki z jednego końca na drugi. Po drodze robiąc różne zawijasy. Zastanawiałam się czy na serio nie mam lepszych rzeczy do roboty. Odniosłam brudny talerz na miejsce. Jeszcze nalałam do szklanki trochę soku pomarańczowego. Przystanęłam z boku, opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy, delektując się smakiem. Uwielbiam ten smak!
Nagle, większość osób w namiocie, wstało i jak zahipnotyzowani, szli w stronę wyjścia. Ze zdziwienia wyplułam do kubka ciecz. Co tu się wyprawia!? Stanęłam przed Pikiem.
-Co się dzieje?- spytałam, patrząc się w jego oczy. Wyglądały nienaturalnie. Jakby zostało wyssane z nich życie. Złapał mnie za ramiona i rzucił mną, gdzieś w kąt. Przez siłę uderzenia w twardą, ubitą ziemię. Przez moje plecy i prawe ramię przeszła fala bólu. Pozostali, których nie opętało, patrzyli się na mnie, jak zginam się przez te koszmarne uczucie. Też nie wiedzą, co się tu wydarzyło. Po chwili, kiedy ból się stopniowo osłabiał, wstałam, poprawiając sweter. Patrzyłam się na innych. Może oni będą wiedzieć co mamy zrobić w tej sytuacji. Tego tak zostawić nie można. Mogą stanowić zagrożenie dla siebie i dla innych. Z czego, jak już się doskonale o tym przekonałam... Jako jedna z pierwszych zabrałam głos.
-Trzeba coś z nimi zrobić. To nie jest normalne!- krzyknęłam. Byłam wkurzona. Gdyby nie ta podróż, do czegoś takiego, by nie doszło. Tym bardziej, że ludzi nam opętało. Wyszłam, udając się do pielęgniarza. Potrzebuję jakiejś maści. Nie chcę, by plecy zmieniły kolor na fioletowy, niczym moje fioletowe włosy. Lubię ten kolor, lecz bez przesady.
Wychodząc z pojemnikiem, wymarzonego leku na siniaki. Na terenie naszego cyrku zostali tylko ci "normalni". Powoli wchodzili do sali, gdzie najczęściej, Pik tam urządzał ważne spotkania, dotyczące naszych losów. Domyśliłam się, że teraz jest podobnie. Jeszcze szybko się przeniosłam do mojego namiotu, by zostawić ten krem i ponownie używając teleportacji, znalazłam się na miejscu. Zajęłam siedzenie w pierwszym rzędzie. Naradą kierowała, Smiley. Stała na środku, obserwując wchodzących ludzi do sali. Wyglądała na bardzo pewną siebie. Gdy się wszyscy pojawili, zabrała głos. Nawet nie musiała uciszać. Nikt nie miał ochoty na pogaduszki.
-Jak pewnie, zauważyliście, część cyrkowców została opętana. Dodatkowo, wszystkie te osoby, wczoraj miały tutaj zebranie, więc musiało się coś wydarzyć...- powiedziała dziewczyna, spoglądając na nas, czasami kierując wzrok w inną stronę. Zastanawiałam się czy powiedzieć o tej mgle z nocy... Niby to było trochę nietypowe, ale to mogło być tylko zwykłe zjawisko pogodowe. Zaczęłam obgryzać wargę, poprawiając się na krześle. Trochę się z tym cykałam. Obawiałam się, że wszystkich naprowadzę na zły trop i reszty nie da się uratować, lecz jak nic nie powiem też może być źle. Wszystko na jedno wychodzi. Podniosłam niepewnie rękę. Cóż... Jak to się mawia: Raz się żyje!
-W nocy widziałam dziwną mgłę, która zmierzała w stronę cyrku- stwierdziłam fakt. Wtedy wydawało mi się podejrzane. Może i słusznie? Aby pomóc opętanym, potrzebne są nam informacje. Właśnie! Można pójść do biblioteki i tam poszukać w książkach więcej na ten temat!
-Może pójdę razem jeszcze z kilkoma osobami do biblioteki. Tam w książkach powinno być coś na ten temat!- krzyknęłam, będąc dumna z mojego pomysłu. Zapomniałam, że każdy na sali był cicho i taki krzyk przykuł uwagę wszystkich obecnych na sali. Skuliłam się lekko ze wstydu. Mogłam się trochę pohamować.
-W sumie to dobry pomysł. Skoro ty coś widziałaś, powinnaś się tam udać - jasnowłosa przerwała na chwilę, jakby chciała się nad czymś zastanowić- Jaskier z Ace'em ci pomogą.- Nie wiedziałam do końca, kim są, więc się rozejrzałam po sali, spoglądając na twarze osób. Nie przyniosło to rezultatów, a jednak chciałam iść teraz do tej biblioteki. Wstałam i wyszłam z narady. Poczekałam chwilę, przed namiotem na resztę. Po kilku minutach wyszli dwaj mężczyźni.
-To teraz pójdziemy poszukać w książkach więcej na temat tej mgły- rzekłam, idąc w stronę miasta. Nawet się nie obejrzałam czy podążają za mną. Nie chciałam tego przekładać na inny dzień. Im szybciej, tym lepiej.
Nie minęła godzina, kiedy każdy siedział w autokarze. Na szczęście, pojazd był tak wielki, że znalazło się kilka pustych miejsc. Dochodziła dziesiąta w nocy, a za nami jeszcze kilka dobrych godzin drogi. Nie mogłam obserwować widoków za oknem, ponieważ było bardzo ciemno. Jedynym źródłem światła, były latarenki postawione przy ulicy. Nie działo się nic interesującego. Część osób poszła już spać lub ktoś był zajęty szeptaniem do towarzysza, siedzącego obok. Oparłam głowę o szybę, zamykając oczy ze zmęczenia. Jeszcze się usadowiłam wygodnie, by potem nie bolały mnie plecy.
Obudziłam się dopiero, gdy usłyszałam, wychodzących z autokaru, ludzi. Zerwałam się na nogi, czekając na swoją kolej do wyjścia na zewnątrz. Nie wyspałam się, gdyż po jakimś czasie, siedzenia stały się niewygodne, pozycja w której spało mi się najlepiej, zaczęła mi przeszkadzać. Zabierałam swój bagaż, będąc ledwo przytomną. Pik wygłosił jakieś krótkie przemówienie, ale go nie słuchałam. Rozdał każdemu jakąś robotę do zrobienia, a jeśli się skończymy wcześniej, mamy wolne do wieczoru. Nie byłam głodna, więc zamiast marnować czas na jedzenie, zajęłam się swoją pracą. Zostałam przydzielona do noszenia pudeł, żeby utrudnić mi zadanie, każde pudełko należało zanieść do innej osoby. Kiedy dotarłam na miejsce, przeraziłam się ilością, tego wszystkiego. Zastanawiałam się, czy w ogóle dam radę fizycznie i nie padnę na ziemię ze zmęczenia.
Gdy się z tym uporałam, większość została, ponownie, rozłożona, w tym namioty pracowników. Nie zwracając uwagi na innych, pobiegłam w stronę mojego łóżka. Nie obchodziło mnie to, że inni potrzebowali pomocy. Byłam tak wykończona, że ledwo stawiałam kroki. Na szczęście, wszystkie bagaże zostały przeniesione do naszych namiocików, więc nie martwiłam się, oto czy nie zgubiłam swojego bagażu. W tym momencie liczył się tylko sen. Nie dbałam o godzinę, gdyż zbliżała się pora obiadowa. Skoczyłam na łóżko, zakrywając się kocem. Przyszedł czas na drzemkę. W tle było jeszcze można usłyszeć kroki i rozmowy pracujących. były na tyle głośne, że zanim zasnęłam, musiałam odczekać, kiedy trochę ucichnie...
Wstałam, orientując się, że jest późna pora. Nastąpiła ciemność. Ledwo co widziałam swoje stopy. Znalazłam gdzieś swoje buty i wyszłam na zewnątrz. W sumie przydałby mi się krótki spacer i poznanie okolic. Weszłam w głąb lasu, patrząc na bezchmurne niebo. Las, jak to las, niewiele się różnił od tamtego w poprzednim miasteczku. Jest, oczywiście, typowa dróżka prowadząca do centrum. Przy niej ktoś postawił drewniany drogowskaz, lecz nie zdołałam przeczytać napisu. Gwiazdy, wyglądały jak srebrny brokat rozsypany na czarnej kartce. Niesamowite zjawisko! Chciałam mieć lepszy widok, więc wdrapałam się na drzewo. Ze względu na nie najlepszą kondycję, kilka razy zdarzyło mi się, prawie spaść na twardą glebę. Zostałam wzbogacona o kilka zadrapań na ramieniu oraz sweter został naciągnięty w kilku miejscach. Siedząc na bardzo grubej gałęzi, poprawiłam fryzurę, zaplatając od nowa warkocz. Oparłam plecy o pień i powróciłam do obserwowania nieba. Nagle zawiał bardzo zimny wiatr, zaczęłam się trząść, a gdy miałam zejść na ziemię, pojawiła się mgła, tak gęsta, że tym razem mogę spaść. W pewnej sekundzie opadła na dół.
-Co jest?- zapytałam siebie, kiedy "para", okrążyła cyrk i rozpływała się w powietrzu. Z tego co mi, było wiadomo miała nienaturalną barwę. Tym bardziej, iż trzymała się podłoża i została przez dłuższy czas okrążając teren największego namiotu. Nie miałam pojęcia, co mogę zrobić. Powoli zeszłam, starając mieć cały czas na oku tą dziwną anomalię. Stawiałam powoli kroki w kierunku cyrku. Bałam się, że może coś się stać. Kilka dni przed wyjazdem, nie miałam co robić, więc zabrałam się za wróżenie. Zapamiętałam jedynie, że w niedalekiej przyszłości czeka nas niezapomniana przygoda, wszystko było zbyt ogólne. Żadnych szczegółów, czy konkretnych elementów. Miałam obawy, że wróżba dotyczyła właśnie zmiany otoczenia. Dość! Przeniosłam się do mojego "pomieszczenia" i usiadłam na krześle. Co ja będę się przejmowała jakimiś zwidami, wymyślając kolejne. Przebrałam się w piżamę, a dlatego, że jestem wyspana, zajęłam się rozpakowywaniem toreb. Teraz od nowa, trzeba uporządkować wszystko na miejsce, sprawdzając czy nic się nie zgubiło. Nienawidziłam siebie za to, że zawsze muszę sprawdzić z kilka razy, czy na pewno coś wzięłam. Jeśli tego nie zrobię, potem zastanawiam się czy czegoś nie zapomniałam. Po skończeniu, jakże tej nudnej i żmudnej czynności, zaczęło się rozjaśniać. Ludzie powoli się budzili. W końcu trzeba jeszcze przygotować niektóre rzeczy na występ za kilka dni. Tym bardziej, że występujemy tu pierwszy raz i powinno się zrobić, jak najlepsze wrażenie.
Idąc w stronę bufetu, zauważyłam, jak niektórzy się dziwnie zachowują. Są bardziej agresywni. Ktoś niechcący wpadł na kogoś i zrobiła się z tego wielka awantura. Od kiedy należę do tej trupy, nigdy takie coś nie wydarzyło. Zignorowałam to, unikając innych. Coraz ktoś wrzeszczał. Pobiegłam na stołówkę. O co im chodzi? Zabrałam tackę z talerzem, ze stołu, wkładając na naczynie, wszystko co było pod ręką. Zajęłam miejsce, jak najbliżej wyjścia. Jadłam powoli, wpatrując się w otoczenie. Każdy na pozór się zachowywał normalnie. Może to była wina złego humoru? Spojrzałam się na talerz z jedzeniem i zaczęłam przewracać kawałki parówki z jednego końca na drugi. Po drodze robiąc różne zawijasy. Zastanawiałam się czy na serio nie mam lepszych rzeczy do roboty. Odniosłam brudny talerz na miejsce. Jeszcze nalałam do szklanki trochę soku pomarańczowego. Przystanęłam z boku, opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy, delektując się smakiem. Uwielbiam ten smak!
Nagle, większość osób w namiocie, wstało i jak zahipnotyzowani, szli w stronę wyjścia. Ze zdziwienia wyplułam do kubka ciecz. Co tu się wyprawia!? Stanęłam przed Pikiem.
-Co się dzieje?- spytałam, patrząc się w jego oczy. Wyglądały nienaturalnie. Jakby zostało wyssane z nich życie. Złapał mnie za ramiona i rzucił mną, gdzieś w kąt. Przez siłę uderzenia w twardą, ubitą ziemię. Przez moje plecy i prawe ramię przeszła fala bólu. Pozostali, których nie opętało, patrzyli się na mnie, jak zginam się przez te koszmarne uczucie. Też nie wiedzą, co się tu wydarzyło. Po chwili, kiedy ból się stopniowo osłabiał, wstałam, poprawiając sweter. Patrzyłam się na innych. Może oni będą wiedzieć co mamy zrobić w tej sytuacji. Tego tak zostawić nie można. Mogą stanowić zagrożenie dla siebie i dla innych. Z czego, jak już się doskonale o tym przekonałam... Jako jedna z pierwszych zabrałam głos.
-Trzeba coś z nimi zrobić. To nie jest normalne!- krzyknęłam. Byłam wkurzona. Gdyby nie ta podróż, do czegoś takiego, by nie doszło. Tym bardziej, że ludzi nam opętało. Wyszłam, udając się do pielęgniarza. Potrzebuję jakiejś maści. Nie chcę, by plecy zmieniły kolor na fioletowy, niczym moje fioletowe włosy. Lubię ten kolor, lecz bez przesady.
Wychodząc z pojemnikiem, wymarzonego leku na siniaki. Na terenie naszego cyrku zostali tylko ci "normalni". Powoli wchodzili do sali, gdzie najczęściej, Pik tam urządzał ważne spotkania, dotyczące naszych losów. Domyśliłam się, że teraz jest podobnie. Jeszcze szybko się przeniosłam do mojego namiotu, by zostawić ten krem i ponownie używając teleportacji, znalazłam się na miejscu. Zajęłam siedzenie w pierwszym rzędzie. Naradą kierowała, Smiley. Stała na środku, obserwując wchodzących ludzi do sali. Wyglądała na bardzo pewną siebie. Gdy się wszyscy pojawili, zabrała głos. Nawet nie musiała uciszać. Nikt nie miał ochoty na pogaduszki.
-Jak pewnie, zauważyliście, część cyrkowców została opętana. Dodatkowo, wszystkie te osoby, wczoraj miały tutaj zebranie, więc musiało się coś wydarzyć...- powiedziała dziewczyna, spoglądając na nas, czasami kierując wzrok w inną stronę. Zastanawiałam się czy powiedzieć o tej mgle z nocy... Niby to było trochę nietypowe, ale to mogło być tylko zwykłe zjawisko pogodowe. Zaczęłam obgryzać wargę, poprawiając się na krześle. Trochę się z tym cykałam. Obawiałam się, że wszystkich naprowadzę na zły trop i reszty nie da się uratować, lecz jak nic nie powiem też może być źle. Wszystko na jedno wychodzi. Podniosłam niepewnie rękę. Cóż... Jak to się mawia: Raz się żyje!
-W nocy widziałam dziwną mgłę, która zmierzała w stronę cyrku- stwierdziłam fakt. Wtedy wydawało mi się podejrzane. Może i słusznie? Aby pomóc opętanym, potrzebne są nam informacje. Właśnie! Można pójść do biblioteki i tam poszukać w książkach więcej na ten temat!
-Może pójdę razem jeszcze z kilkoma osobami do biblioteki. Tam w książkach powinno być coś na ten temat!- krzyknęłam, będąc dumna z mojego pomysłu. Zapomniałam, że każdy na sali był cicho i taki krzyk przykuł uwagę wszystkich obecnych na sali. Skuliłam się lekko ze wstydu. Mogłam się trochę pohamować.
-W sumie to dobry pomysł. Skoro ty coś widziałaś, powinnaś się tam udać - jasnowłosa przerwała na chwilę, jakby chciała się nad czymś zastanowić- Jaskier z Ace'em ci pomogą.- Nie wiedziałam do końca, kim są, więc się rozejrzałam po sali, spoglądając na twarze osób. Nie przyniosło to rezultatów, a jednak chciałam iść teraz do tej biblioteki. Wstałam i wyszłam z narady. Poczekałam chwilę, przed namiotem na resztę. Po kilku minutach wyszli dwaj mężczyźni.
-To teraz pójdziemy poszukać w książkach więcej na temat tej mgły- rzekłam, idąc w stronę miasta. Nawet się nie obejrzałam czy podążają za mną. Nie chciałam tego przekładać na inny dzień. Im szybciej, tym lepiej.
<ktoś z mojej grupy?> ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz