- Pożałujesz tego.- warknąłem, a zdziwienie szybko zmieniło się w gniew. Nie miałem czasu, żeby z nim dyskutować. Moja moc nie działała. Jestem w totalnym bagnie. Przerośnięty kot od razu rzucił się na mnie. W ostatniej chwili zdążyłem uciec. Nie zatrzymywałem się. Ciągle biegłem przed siebie, słysząc za plecami rechot tego pomiotu szatana. Szybko też na swojej drodze spotkałem Rose. Skąd ona tutaj?! Po prostu tylko jej tu brakowało.
- Uciekaj!- krzyknąłem. Dziewczyna w momencie rzuciła się do biegu. Kot deptał nam po piętach. W ułamku sekundy skoczył i zagrodził nam drogę. Od razu zawróciłem i pobiegłem w drugą stronę, a Rose oczywiście pobiegła tuż za mną. Nie widząc innej drogi. Wbiegłem razem z nią na jakieś dość potężne stare schody. Co to były za ruiny? Jakiegoś zamku? Mega wielkiej starej willi? Jakiejś świątyni? Kot wskoczył na te schody, oczywiście je rozwalając. Dosłownie je przebił.
Stopnie pod naszymi stopami też zaczęły pękać i nagle już zsunąłem się razem z Rose prosto w dół na tego kota, którego trochę przysypały te gruzy. Byłem tak wystarczająco blisko, że udało mi się kopnąć go prosto w jedno oko. Kot wydał z siebie coś w rodzaju ryku i odskoczył w tył. Sekundę później już zobaczyłem wielką łapę, która uderzyła o gruzy centralnie koło mnie. Zdążyłem uciec do przodu, ale Rose spadła gdzieś w bok prosto z tych ruin na ziemię. Kot od razu się nią zainteresował. Z jednego oka ciekła mu krew. Porządnie mu przywaliłem. Dziewczyna podniosła się z ziemi i zaczęła się cofać, ciągle wpatrując się w kota przerażonym wzrokiem. Nie mogłem jej tak teraz zostawić. W końcu to przeze mnie jest wplątana w to wszystko. Bez zastanowienia rzuciłem w kota jednym z większych kamieni.
- Hej! Tutaj ty wredna kocia gębo!- krzyknąłem i posłałem jeszcze parę kamieni prosto w pysk przerośniętego kota. Ten od razu zwrócił na mnie uwagę. Rzuciłem się do biegu. Pchlarz zostawił Rose w spokoju i ruszył za mną. Szczerze już traciłem siły. Jeszcze w życiu tyle nie biegałem.... No może wtedy, gdy uciekałem z zamku. Szybko wślizgnąłem się do jakiejś dziury w dość grubym murze. Na chwilę zatrzymał on kota. Zdołał przez dziurę jedynie włożyć łapę. Ja w tym czasie dalej biegłem. Serce waliło mi jak oszalałe. W oddali było słychać grzmoty. Świetnie. Jeszcze mi tu burzy brakowało. Słońce zaczęło się chować za szarymi chmurami. Przedzierałem się przez zarośla. Biegłem przed siebie. Nie istotne dokąd. Byleby zwiać przez tym kotem i przeżyć. Oby Rose nic się nie stało.
(Rose? Vivi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz