- Lennie? - spytałem dość cicho. Po chwili otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka. To był rzeczywiście on. Totalnie mi ulżyło, gdy go zobaczyłem.- Lennie! - krzyknąłem uradowany i rzuciłem się mu na szyję. Żałuję, że jestem taki niski. Pewnie dziwnie to wyglądało. Musiałem stanąć na palcach i o mało co mu kapelusza nie zrzuciłem z głowy. Czułem się tak, jakbym jako piesek wrócił do swojego kochanego pana, z którym się nie widziałem od dłuższego czasu. Trochę to głupie, ale tak właśnie było. Mój ogon się nawet nie chciał uspokoić, a ja za nic nie chciałem go puścić. W takich chwilach zaczynam się zastanawiać: ile mam z psa, a ile z człowieka. Jeszcze brakowało, żebym mu tu zaszczekał i domagał się podrapania po brzuszku.- Naprawdę. Bardzo bardzo ci dziękuję.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele. - odpowiedział. Gdy tylko to usłyszałem, cała nadmierna szczenięca radość zniknęła. Emocje opadły. Tak, jakby powiedział mi prosto z mostu "uspokój się". Cieszę się, że uważa mnie za swojego przyjaciela. Ja go z resztą też. Nawet za takiego najlepszego. Jednak... Mógł tego nie mówić. Z chęcią bym się jeszcze poprzytulał. Ogon już nie machał jak szalony. Bez problemu go puściłem z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Muszę ci się jakoś odwdzięczyć. Tylko nie teraz... Muszę spojrzeć na stertę popiołów, która była kiedyś moim namiotem. Przeprosić sąsiadów... w sumie nie tylko ich. Spotkamy się później.- uśmiechnąłem się do chłopaka i od razu tam poszedłem. Cieszę się, że chociaż Lennie przez tamtego nie ucierpiał w żadnym stopniu.
( Jakieś pół godziny później)
Siedziałem na trawie nie daleko wszystkich przyczep i namiotów. Na ramionach miałem ciepły kocyk, który dostałem od wróżbitki. Patrzyłem w niebo. Dokładnie to wypatrywałem pierwszej gwiazdki na niebie. Jednak mamy zimę. Nawet nie wiem, która godzina. Trudno. Mogę tu siedzieć godzinami. W tych czarnych włosach i swetrze, którego już miałem dość... Westchnąłem cicho, kładąc po sobie uszy. To smutne zakończyć dzień porażką... Jednak wtedy zjawił się koło mnie Lennie. Zwyczajnie przyszedł.
- Co robisz? - spytał z uśmiechem. Nie za bardzo mi się chciało odpowiadać. Co ja robiłem? Nawet nie wiem, czy się gapie w niebo, chmury, czy inne dziwy tam u góry.
- Lennie... Masz jakieś marzenie? Ja teraz tylko jedno.
- Jakie?
- ... Żeby mnie przytulił, najmocniej jak umie.
Zacząłem się obawiać, że spyta: o kogo chodzi. Chciałbym, żeby właśnie on mnie przytulił, ale przecież mu tego nie powiem. Wyszedłbym na jakiegoś idiotę. Przytuliłem bardziej swój kocyk, patrząc na własne nogi. Warto mieć marzenia...
(Lennie~? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz