Ruszyłem za koniem modląc się, by dziecku się nic nie stało. W ostatniej chwili zauważyłem, że ten się wybudza i silnie trzyma się grzywy konia, co mnie nieco uspokoiło. Biegłem za zwierzęciem, które co jakiś czas mocno hamowało i skręcało w innym kierunku. Gdyby nie to, że koń zaczął biec w moją stronę, prawdopodobnie bym go nie złapał. Udało mi się chwycić za lejce i przytrzymać konia, który przez chwilę się mocno miotał. Gdy się uspokoił, głośno oddychał i zdenerwowany tupał w miejscu nogami. Spojrzałem na chłopca, który wtulił się w siodło i miał zamknięte oczy, a w nich łzy.
- No już, koń się uspokoił – powiedziałem do chłopca, ściągając go z wierzchowca. Chłopiec od razu przeniósł swój uścisk na mnie, mocno się przytulił i nie wydawał się mieć zamiar mnie w najbliższym czasie puścić. Trzymając Yuto i konia, znowu zacząłem iść w kierunku Shuzo, tylko problem polegał na tym, że nie miałem pojęcia, gdzie on się znajdował. Co gorsza, nie wiedziałem, gdzie ja się znajdowałem! Przez jakieś dziesięć minuta krążyłem w te i we w te, w nadziei na cud szczęścia, który pozwoli mi znaleźć drogę, ale tak się nie stało. Postanowiłem zaryzykować i wsiadłem na konia, co umożliwiło szybsze przemieszczanie się. Zacząłem wołać chłopaka, modląc się w duszy, aby mnie usłyszał, bo inaczej go nie znajdę. Po kwadransie w końcu usłyszałem głos przyjaciela. Ruszyłem w tamtym kierunku, natrafiając na gęste kolczaste krzaki, przez które nie potrafiłem przejść. Zacząłem iść wzdłuż nich, ale wydawały się nie mieć końca, a do tego nigdzie nie widziałem drogi. Zrezygnowawszy z szukania w ciemno, zdjąłem kapelusz i wsadziłem rękę. Po jej wyciągnięciu, podrzuciłem do góry złoty proszek, który uformował się w średniej wielkości kuleczki, wiszące w powietrzu. Oświetliło to najbliższy teren. - Shuzo!
- Tutaj!
- Widzisz te światełka?
- Tak! - poczułem ulgę. Skoro je widział, nie mógł być daleko. Ponowiłem szukanie, aż w końcu trafiłem na wąską ścieżkę między kolczastymi krzakami. Zsiadłem z konia i przywiązałem go do drzewa. Zabierając ze sobą dziecko, ruszyłem tamtędy, gdyż stamtąd dobiegał głos chłopaka. Niestety znowu zrobiło się ciemno, znowu wsadziłem rękę w kapelusz i wyciągnąłem mały, żółty płomyk, który leciał przede mną i oświetlał drogę. W końcu znalazłem chłopaka, a razem z nim kobietę.
<Shu? Mała blokada twórza>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz