Pomysł z łódka sam mi wpadł do głowy. Chciałem po prostu zrobić Shu wielką przyjemność, a niespodzianka jaką dla niego jeszcze przygotowałem, miała go jeszcze bardziej uszczęśliwić. Niestety trochę mi zajęło jej ogarnięcie, bałem się nawet, ze zniecierpliwiony chłopak sobie pójdzie, jednak zdążyłem w ostatnim momencie. Zabrawszy go na łódkę, wypłynąłem na środek jeziora. Zerkałem na czarnowłosego, w świetle księżyca był taki… uroczy jak psina. Westchnąłem, powoli zaczynało do mnie docierać, że czuje do niego coś więcej, niż przyjaźń, jednak nie miałem tyle odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Musiałem się jeszcze przekonać, czy moje uczucie nie jest chwilowe i czy on czuje to samo, gdyby nie, wolałbym zostać w przyjaznych stosunkach i darować sobie niezręczne cisze i spotkania, na których nie mielibyśmy o czym rozmawiać.
Kiedy pierwsze lampiony pojawiły się na niebie, Shu automatycznie wrócił do ludzkiej postaci i nie zwracając na to, że buja łódką, podbiegł do końca łajby, a ja musiałem mocniej przytrzymać wiosła, żeby mi nie wyleciały z rąk. Nie byłem na niego zły. Nocne niebo zdobione złotymi, świecącymi się lampionami było przepięknym widowiskiem, jednak ja po chwili wpatrzyłem się w coś, a raczej kogoś innego. Usta uniesione w lekkim uśmiechu, delikatne ręce przyczepione do łódki, a oczy świecące tak samo jak abażury, w których widziałem czystą radość i zachwyt…
- Shu – zwróciłem na niego swoją uwagę. Spojrzał na mnie zaciekawiony, a wtedy zza pleców wyciągnąłem lampion, który kupiłem od lokalnego sprzedawcy. Może i był dość drogi, jednak czułem, że się opłacało. Twarz chłopaka wyszczerzyła się w jeszcze większej ekscytacji. Podszedł do mnie, tym razem spokojnie. Usiadł naprzeciwko.
- Skąd je masz? - zapytał.
- Tajemnica – powiedziałem i spojrzałem na niebo. Lampiony pojawił się tuż nad naszymi głowami. Podsunąłem przedmiot trochę do chłopaka, a kiedy położył na nim swoje dłonie, razem unieśliśmy go do góry, dzięki czemu znalazł się wśród swoich. Po chwili wszystkie zaczęły opadać i krążyły wokół nas, obok łódki, nad wodą i nad naszymi głowami. To było naprawdę piękne, co jakiś czas unosiliśmy te najniższe, a one leciały wysoko w górę. Chłopak wyglądał na naprawdę szczęśliwego, a ja poczułem dziwne ciepło rozlewające się po całym ciele, kiedy na niego patrzyłem.
Kiedy pierwsze lampiony pojawiły się na niebie, Shu automatycznie wrócił do ludzkiej postaci i nie zwracając na to, że buja łódką, podbiegł do końca łajby, a ja musiałem mocniej przytrzymać wiosła, żeby mi nie wyleciały z rąk. Nie byłem na niego zły. Nocne niebo zdobione złotymi, świecącymi się lampionami było przepięknym widowiskiem, jednak ja po chwili wpatrzyłem się w coś, a raczej kogoś innego. Usta uniesione w lekkim uśmiechu, delikatne ręce przyczepione do łódki, a oczy świecące tak samo jak abażury, w których widziałem czystą radość i zachwyt…
- Shu – zwróciłem na niego swoją uwagę. Spojrzał na mnie zaciekawiony, a wtedy zza pleców wyciągnąłem lampion, który kupiłem od lokalnego sprzedawcy. Może i był dość drogi, jednak czułem, że się opłacało. Twarz chłopaka wyszczerzyła się w jeszcze większej ekscytacji. Podszedł do mnie, tym razem spokojnie. Usiadł naprzeciwko.
- Skąd je masz? - zapytał.
- Tajemnica – powiedziałem i spojrzałem na niebo. Lampiony pojawił się tuż nad naszymi głowami. Podsunąłem przedmiot trochę do chłopaka, a kiedy położył na nim swoje dłonie, razem unieśliśmy go do góry, dzięki czemu znalazł się wśród swoich. Po chwili wszystkie zaczęły opadać i krążyły wokół nas, obok łódki, nad wodą i nad naszymi głowami. To było naprawdę piękne, co jakiś czas unosiliśmy te najniższe, a one leciały wysoko w górę. Chłopak wyglądał na naprawdę szczęśliwego, a ja poczułem dziwne ciepło rozlewające się po całym ciele, kiedy na niego patrzyłem.
Po jakimś czasie wszystkie lampiony poleciały dalej, niektóre krążył jeszcze wokół innych łódek, ale potem odlatywały. Spojrzałem na czarnowłosego, który usiadł obok mnie i patrzył w horyzont.
- To było naprawdę cudowne – odezwał się. Przytaknąłem mu. - Te lampiony był takie śliczne – westchnął. - Dziękuje ci – odwrócił głowę w moją stronę. Spojrzał na niego, uśmiechał się, co odwzajemniłem.
Pomyśleć, że przy nim nie muszę udawać radości.
- Ja tobie też.
- Za co? - zapytał zdziwiony.
- Że poszedłeś, samemu jest… - nie wiedziałem słowa użyć.
- Smutno? - pokiwałem głową.
- Tak, smutno – przyznałem. Uśmiechnął się i znowu wpatrzył się w horyzont. Festiwal dalej trwał, ale niebo pozostało czarne. Zerknąłem na niego kątem oka, był bardzo blisko, dlatego wyciągnąłem w jego kierunku rękę i położyłem ją na jego dłoni. On po chwili złączył nasze palce, delikatnie się uśmiechnąłem. - Wiesz co? Teraz mógłby ci powierzyć mój kapelusz – powiedziałem żartobliwie, nawiązując do naszego pierwszego spotkania, kiedy chłopak chciał moje odzienie, ale ja go nikomu nigdy nie dawałem.
<Shu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz