Jak zawsze musiałem się obudzić w nocy i to nie raz, a kiedy zrobiłem to po raz trzeci i obok mnie zobaczyłem psa, miałem wrażenie, że śnie na jawie. Podniosłem się, przetarłem oczy, a następnie je przymrużyłem, dokładnie obserwując śpiące zwierzę. Chwilę mi zajęło, nim zorientowałem się, że to Shuzo. Nie mając serca i energii by go budzić i pytać, co tu robi, po prostu okryłem go kawałkiem kołdry, a kiedy to zrobiłem, przypadkiem się do niego podsunąłem i zasnąłem blisko psiaka.
W nocy obudziłem się jeszcze z dwa razy, po ostatnim razie okazało się, że Shu śpi wtulony we mnie. To było słodkie, był taki miękki i puszysty, że nie powstrzymałem się przed objęciem go i przytuleniem do siebie, niczym pluszaka. Znowu zasnąłem, tym razem wstałem dopiero rano.
Obudziłem się pierwszy. Wstałem, starając się nie obudzić Shuzo, a kiedy byłem pewny, że dalej słodko śpi, okryłem go i się przebrałem. Wyszedłem z namiotu do bufetu, z którego wziąłem śniadanie, czyli tosty, herbatę i kakao. Wszystko przyniosłem do swojego namiotu, na moje szczęści chłopak akurat otwierał oczy. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem, a potem zmienił się w człowieka. Postawiłem tacę z jedzeniem na stół i uśmiechnąłem się do chłopaka.
- Przyniosłem ci tosty i herbatę – powiedziałem, do siebie przysuwając szklankę z kakao. Chłopak z uśmiechem wstał i podszedł do mnie, przetarł oczy.
- Dziękuje – powiedziałem nieśmiało i wziąłem do ręki herbatę. Zaczęliśmy jeść tosty, a po jakiejś chwili zadałem pytanie, które pojawiło się w mojej głowie w środku nocy.
- Tak właściwie, czemu spałeś u mnie? - Shuzo popatrzył na mnie, lekko się speszył, zastrzygł uszami i nerwowo pokręcił ogonem.
- Wiesz, miałem nieprzyjemne sny i… - nie potrafił dokończyć, dlatego pokiwałem głową.
- Rozumiem – zerknął na mnie z uśmiechem i zabrał się za kolejnego tosta. Wtedy ktoś wszedł do mojego namiotu.
- Lelun, to ty? - odezwał się do mnie nieznajomy chłopak. Był podobnego wzrostu co ja, miał kruczoczarne włosy, niebieskie oczy i był ubrany w brązową kurtkę i szare jeansy. Spojrzałem na niego, nikogo mi nie przypominał.
- Tak, a ty kto? - zapytałem. W tamtej chwili wydawał się być oburzony.
- Nie poznajesz własnego przyjaciela? No dobra, widzieliśmy się z jakieś… sześć lat temu, ale to nie oznacza, że mogłeś mnie zapomnieć – wzruszyłem ramionami, gdyż dalej z nikim go nie kojarzyłem. - To inaczej. Pamiętasz takiego małego gówniarza, który cię zabierał do lasu? Ten, do którego miałeś przyjść, a ty zaś zniknąłeś z miasta – wytłumaczył. I dopiero wtedy zrozumiałem, o czym on mówił. Odwróciłem się do Shuzo, który nie miał kompletnie pojęcia co tu się działo.
- Shuzo, możesz nas zostawić samych? - zapytałem poważnie. Chłopak pokiwał głową, wziął tosta, dopił herbatę i wyszedł.
Zostałem sam z przyjacielem z dawnych czasów, który usiadł na miejscu młodszego.
- I co? Pamiętasz mnie?
- Michaił – powiedziałem pewnie. Ten pokiwał głową z uśmiechem. - Ale co ty tutaj robisz?
- Jestem tu przypadkiem. Przyjechałem z dziewczyną na wczorajszy festyn, a potem obiło mi się o uszy, że w cyrku jest jakiś magik Lennie. Musiałem to sprawdzić, a przeczucie jak zawsze mnie nie myliło – powiedział dumnie. Patrzyłem na niego, nie widząc co powiedzieć. - Powiesz mi, czemu zniknąłeś? - zapytał, a mi gula stanęła w gardle. To było tak dawno temu, starałem się o tym nie myśleć, ale sny nigdy nie pozwoliły mi tego wymazać z pamięci. - Nikt nie wie, co tam się tak naprawdę stało.
- Bo ja go zabiłem, tego idiotę – Michaił na chwilę zamilkł.
- Właśnie tego nikt nie rozumie. Z kamer na ulicach widać tylko, jak idziesz pasami, a on nagle się zatrzymuje i… coś się dzieje z jego samochodem. Ludzie, którzy to widzieli na własne oczy, mówią to samo. Jak to ty go zabiłeś, skoro nawet się nie poruszyłeś? - spojrzałem na niego.
- Też nie wiem, ale to ja zmiażdżyłem jego samochód. Magią – chłopak nerwowo się zaśmiał.
- Nie wygłupiaj się – posłałem mu znaczące spojrzenie. Przez chwilę żaden z nas się nie odzywał. - Przecież to niemożliwe – wyszeptał.
- No widzisz – zdjąłem kapelusz. - Zerknij do środka. Nic tam nie ma, prawda? - pokiwał głową. Po chwili wyciągnąłem z niego przeróżne rzeczy; śrubokręt, spinki do włosów, liście, kamienie, nawet tego podstawowego królika. - Ja naprawdę czaruje, to nie są tanie sztuczki. A to, co się z nim stało, to moja wina. Tylko nie wiem jak – Michaił przez chwilę się nie odzywał, próbując zrozumieć. Schowałem przedmioty i wypiłem do końca swój napój. W końcu delikatnie się uśmiechnął.
- Teraz rozumiem… Ale nie musiałeś uciekać.
- Bałem się.
- Wiesz co twoi rodzice przeżywali? - słyszałem w jego głosie oskarżenie. Nie musiałem pytać, by mi powiedział. - Ojciec rzucił pracę i szukał cię wszędzie, a matka… - zamilkł.
- Co z nią?
- Nie żyje – te słowa były niczym uderzenie młotem. - Wiesz dobrze, że była bardzo delikatna, tak się załamała, że chyba po roku nafaszerowała się tabletkami uspokajającymi i więcej nie otworzyła oczu – po chwili chłopak wstał. - Spotkajmy się o dziewiętnastej w kawiarni na skrzyżowaniu, pogadamy sobie – po tych słowach Michaił spokojnie wyszedł, a ja zostałem z mrocznymi myślami.
Zabiłem własną matkę.
<Shu? Idź go przytul>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz