Bardzo miło wspominam tamto spotkanie. Nowa praca, chciałem się wykazać już pierwszego dnia. Do głowy wciąż napływały mi nowe pomysły i w końcu natknąłem się na ten idealny kapelusz i jego właściciela, który zawzięcie go bronił przede mną i moimi szalonymi planami. Jednak i tak w końcu wyszło na moje. Początek nie był taki prosty, ale lepiej się poznaliśmy i teraz jestem tu właśnie z Lenniem, a nie z kimś innym. Ani trochę tego nie żałuję. Nikogo lepszego nie mogłem poznać.
- Miło mi to słyszeć. - nie kryłem swojego zadowolenia. - Ale w takim jest ci bardzo ładnie. - odwróciłem się do Lennie'go, łapiąc go również za drugą rękę. - Nie trzeba nic dodawać ani zmieniać. - uśmiechnąłem się i znów zatraciłem się w jego spojrzeniu cudownych fiołkowych oczu. - Jest... Idealnie. - przez chwilę dałem się ponieść chwili. Odpłynąłem we własnych marzeniach. Wpatrzony w niego, lekko przymknąłem powieki. Pragnąłem go pocałować, przeżyć choć raz coś tak cudownego, ale... To jest takie nierealne. W ostatniej chwili odsunąłem głowę i spojrzałem w stronę brzegu. Puściłem jego dłonie, sam objąłem swoje ramiona, a potem jedynie cicho westchnąłem. Czuję, jakbym to robił wbrew samemu sobie. To takie dziwne...
- Coś nie tak? - spytał po chwili Lennie. Od razu poruszyłem psimi uszami i przeniosłem wzrok na niego.
- Nie nie nie. - lekko się uśmiechnąłem. - Trochę mi zimno. Nic takiego. - odpowiedziałem wesoło, znów kierując swój wzrok na brzeg. Nie chciałem go niepokoić, sam też wolałem się nie zadręczać czymś takim. Nie ma pośpiechu. Jeśli coś jest nam przeznaczone, wydarzy się, tylko we właściwym czasie.
Po zejściu z łódki nie robiliśmy już nic interesującego. Na spokojnie przeszliśmy się po mieście, a potem wróciliśmy do cyrku, ciągle o czymś rozmawiając. Gdy już wróciłem samotnie do swojego namiotu, jeszcze przez długi czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Aktualnie leżałem już w łóżku, przebrany w moją ukochaną różową piżamę w białe owieczki, przykryty do połowy kołdrą i tuląc się do jednej z moich poduszek. Zamknąłem oczy i szybko zdołałem zasnąć.
Miałem na sobie zwykły mundurek i aktualnie wystrachany wbiegłem na teren jakiejś szkoły. Obejrzałem się za siebie, a potem wskoczyłem w jakieś krzaki w pobliżu głównej drogi, która prowadziła pod same drzwi placówki. Zza krzaków przeszedłem za drzewo i w tej samej chwili na podwórko szkolne wszedł ktoś jeszcze. Był to chłopak uderzająco podobny do Lenniego. Szedł dumnym krokiem przed siebie, trzymając w jednej ręce otwartą książkę, był skupiony na czytaniu, a jednocześnie w drugiej ręce podrzucał czerwone jabłko. Przyglądałem się mu zza drzewa, wzdychając zauroczony co jakiś czas. Gdy już wszedł poza zasięg mojego wzroku, wspiąłem się na drzewo, dźwignąłem się w górę, aby jeszcze lepiej go widzieć i niestety uderzyłem głową o gruby konar, który był tuż nade mną, od razu też znowu się schowałem. Serce waliło mi jak oszalałe, bo chłopak odwrócił się i spojrzał w moim kierunku. Nie zauważył mnie. Położyłem ręce na klatce piersiowej i odetchnąłem cicho, gdy tylko postanowił pójść dalej. Moje serce jednak ani trochę się nie uspokoiło i dosłownie wyskoczyło mi z piersi, pojawiło się tuż koło mnie. Miało urocze oczka, unosiło się nad ziemią i miało takie małe czarne patyczkowate rączki. Wyglądało, jakby było narysowane i pokolorowane zwykłą różową kredką. Byłem w wielkim szoku. Serce od razu zauważyło Lenniego i zadowolone poleciało w jego kierunku. Ja od razu zacząłem panikować. Spadłem z drzewa prosto w krzaki, przez co miałem już we włosach i ogonie zielone listki i nawet jakieś pojedyncze gałązki. Nie było jednak czasu na ogarnięcie się. Serce zręcznie zamieniło się miejscem z jabłkiem, które podrzucał Lennie. Cicho się do niego podkradłem i niepewnie wyciągnąłem dłoń w kierunku serduszka. Chłopak przybliżył dłoń z tym dziwnym sercem do ust, myśląc, że jest to dalej jabłko. Nie ma się co dziwić, skoro ciągle był wpatrzony w książkę. Obawiając się najgorszego (czyli tego, że je zwyczajnie skonsumuje) od razu sięgnąłem po to serce, jednak ono szybko uciekło i sam złapałem rudzielca za dłoń. Ten od razu oderwał się od książki i spojrzał na mnie zdziwiony. Ja cały już czerwony, od razu zabrałem rękę z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Zauważyłem serce za nim i od razu nie zważając na nic, zacząłem je gonić. Rudzielec nie wiedział, co się dzieje, a ja biegałem wokół niego, starając się chwycić to serce. Już miałem je złapać, jednak przed sobą zobaczyłem twarz Lenniego, od której dzieliło mnie parę milimetrów, ręce miałem oparte o jego ramiona, a nosami już się prawie stykaliśmy. Znów tak mało brakowało do całusa. Jednak jakaś ładna uczennica też akurat weszła na podwórko szkolne, słysząc ją za sobą, od razu schowałem się w koszu na śmieci. Trudno mi to wytłumaczyć. Lennie niepewnie spojrzał na kosz, w którym siedziałem, ale finalnie podszedł z uśmiechem do tej dziewczyny i razem skierowali się do szkoły. Po chwili wyjrzałem ze śmietnika. Byłem trochę brudny przez to i w ogóle smutno mi było, że Lennie sobie poszedł. Serduszko pojawiło się tuż przy mnie i wskazało na Lennie'go, który już był centralnie przed drzwiami do szkoły. Od razu pokręciłem głową. Wiedziałem, że to serce chciało polecieć za nim. Oczywiście się nie posłuchało. Momentalnie wyskoczyłem ze śmietnika i pobiegłem za nim prosto do szkoły. Gdy tylko wparowałem do środka przez główne drzwi, Lennie już
siedział na podłodze, a serce ocierało się o jego policzek. Od razu je złapałem do rąk, ale ono nie dawało tak łatwo za wygraną. Złapało za mój palec i chwyciło drugą łapką palec Lennie'go, który nie wiedział, co się tak właściwie tutaj dzieje. Stałem nachylony nad nim, a to małe serduszko było między naszymi dwoma palcami i trzymało się nich kurczowo. Wszyscy zebrani wokół nas zaczęli się nam przyglądać z pogardą i coś szeptać między sobą. Ktoś tam się nawet zaczął śmiać. Lennie przez to jedynie wodził wzrokiem po podłodze, trochę zawstydzony spojrzał prosto na mnie, a potem odwrócił głowę. Chciałem jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Poczułem się jak jakiś intruz. Zacząłem ciągnąć serduszko w swoją stronę, a ono dalej nie zamierzało żadnego z nas puścić. Zaczęło delikatnie pękać i w końcu rozerwało się na pół. Ja uciekłem na zewnątrz z jedną połową, druga została przy Lenniem.
Otworzyłem oczy, czułem się tak, jakbym dosłownie przed chwilą ukończył jakiś maraton. Było mi strasznie słabo, cały byłem mokry, a najgorsze było to, że nie mogłem w ogóle oddychać. Byłem przerażony, miałem wrażenie, jakby ktoś zwyczajnie na mnie siedział i mnie dusił. W dodatku nie mogłem się ruszyć, jedynie wodzić wzrokiem po kątach namiotu. Widziałem parę postaci stojących przy niektórych z mebli. Wszystkie uważnie mnie obserwowały. Postanowiłem zamknąć oczy i jakoś się uspokoić. Dzięki temu stał się cud. W końcu poderwałem się gwałtownie w górę, biorąc oddech. Byłem sam pośród ciemności wraz z własnymi myślami, czyli jak co wieczór. Ten sen był okropny, a to, co się przed chwilą stało jeszcze gorsze. Nie chciałem tu przebywać sam aż do rana. Trochę się bałem, że następnym razem zwyczajnie się uduszę. W sumie wątpiłem, że jeszcze dzisiaj w ogóle się prześpię. Zmieniłem się w pieska i zacząłem cicho skamleć, rozglądając się przy okazji po ciemnym namiocie. Te wszystkie porozwieszane ubrania zaczęły mi przypominać ludzi, czasem nawet miałem wrażenie, że niektóre zaczęły się ruszać. Dlatego właśnie znowu przyszedłem do Lennie'go z nocną wizytą. Oczywiście magik już dawno spał u siebie. Nie chciałem go budzić, dlatego cichutko się położyłem na skraju materaca, patrząc, jak słodziutko śpi. Jestem małym psem, więc miałem nadzieję, że mnie z tego łóżka nie zrzuci przez przypadek. Ja zdecydowanie nie mogłem już za nic zasnąć. Ciągle się zastanawiałem nad tym snem. Co by się stało, gdybym się tak szybko nie obudził?
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz