Lis zastrzygł uszami. Cóż wyglądało to wszystko jak scena z jakiejś książki. Teraz tłum ludzi chce dopaść potwora. Uśmiechnął się pobłażliwie, spoglądając na ludzi.
- Nawet nie macie pojęcia, z czym zadarliście. - zachichotał. - Kto wam pozwolił psuć taką wspaniałą atmosferę?
Odpowiedziała mu cisza. Vivi westchnął i spojrzał na Riddle'a.
- Wyjaśnij mi, co to znaczy — mruknął brunet.
- Dobrze wiesz, co twój nowy podopieczny zrobił. To są jedynie konsekwencji tego czynu.
- Nie słyszałem o tym zupełnie nic.
- Oj czyżby? Czy ty sobie ze mnie kpisz lisku... - prychnął drugi demon.
Artemis przewrócił oczami i sapnął. Męczące było prowadzenie konwersacji z tym cholernym rosyjskim demonem, już mu popsuł cały wieczór.
- Może odwołaj te swoje ludzkie brytany i się dogadajmy, hm? Nie ma co się tak złościć o, jak ty to mówisz... Zwykłego szczura? - posłałem mu wredny uśmiech.
Wszystkie oczy spoczęły na odzianym w futrzany płaszcz.
- Moi wyznawcy szczurami? Znów sobie kpisz Vivienne.
- Oh teraz już nie wiesz, o czym mowa — roześmiał się kładąc uszka po sobie. - No nie powiem wygodnie tak zapominać.
- Chciałem zobaczyć krwawą jatkę, a nie prowadzić nużąca konwersację...
- Mówiąc krwawą jatkę, miałeś na myśli, masowe morderstwo twoich podwładnych?
- Vivi posłał Rosjaninowi czarujący uśmiech. - Niestety nie jestem w nastroju. Pogładził swój ogon. Otoczyła go srebrzysta, gęsta jak mleko mgła, która zasłoniła widok wszystkim zebranym. Nie dało się zobaczyć nawet własnej dłoni przed oczami. Z mgły wychyliła się srebrzystoszara biała bestia. Lis był przynajmniej o pięć głów wyższy od dorosłego mężczyzny jak nie więcej. Osiem ogonów spokojnie powiewało na wietrze, rozwiewającym mgiełkę. Zwierzę przekrzywiło łeb, spoglądając tłumem na las otaczający ich z obu stron. Za nim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje, chwycił swojego podopiecznego i jednym susem przeskoczył zebranych. Spadając na cztery łapy, odwrócił się do nich, sadzając sobie chłopca na grzbiecie.
- Wrócimy do tej rozmowy, gdy mój człowiek nie będzie zagrożony — posłał Riddle'owi wyzywające spojrzenie i zniknął w nadal zasnutym mgła lesie.
W lesie zapadła głucha cisza. Wszystkie zwierzęta wyczuły nieprzyjemną aurę demona i wolały zejść mu z drogi. Powoli zagłębiał się w las, do czasu aż dotarł do starej podniszczonej statuy anioła. Już samo przebywanie w pobliżu tego monumentu wywoływało u Viviego nieprzyjemne uczucie. Stanął dobre 10 metrów od sylwetki skrzydlatego człowieka. Położył się na ziemi, tak by David mógł bezpiecznie zsunąć się na dół. Gdy już stał na swoich własnych nogach, Vivi delikatnie popchnął go pyskiem w stronę statuy. Nie mógł podejść bliżej, a jego chłopczyk nadal był oporny co do podejścia do figury. Głęboko westchnął.
- Robin musisz tu na mnie zaczekać, rozumiesz? Tylko tu będziesz w miarę bezpieczny, przynajmniej na razie...
( Robin? Riddle? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz