Czułem się strasznie głupio, że chłopak przyłapał mnie na całowaniu się z tą dziewczyną. Oczywiście to ona mnie pocałowała, a ja byłem zbyt zszokowany, aby coś z tym zrobić – głupi ja. Ponad to zrobiło się jeszcze głupiej, kiedy zaczęli się kłócić. Kto lubi, gdy jego przyjaciele się kłócą? Cóż, może Morgan nie była moją przyjaciółką, ale w tej chwili pomogła mi bardzo dużo, w końcu gdyby nie ona, nie odnalazłbym Shuzo. Jednak czy musiała mnie całować? Moje uczucia należały do kogoś innego, teraz nie tylko będę musiał jej wytłumaczyć, że nic z tego nie wyjdzie, ale jeszcze przekonać o tym chłopaka, bo w końcu to jego pokochałem po tak długim czasie. Czułem się wewnętrznie rozdarty i każda decyzja była w tej chwili dla mnie zła; moja i czyjaś. Nie podobało mi się, że czarnowłosy wyszedł, że dziewczyna się odezwała, gdyby zrobili odwrotnie, też by mi to nie pasowało. To jednak było za dużo jak na jeden dzień. Stres, strach, niepewność, teraz wszystko się pomnożyło i czułem się jak tykająca bomba emocji, która zaraz niepostrzeżenie wybuchnie.
- Muszę się przejść – odezwałem się w końcu.
- Pójdę z tobą – zaproponowała radosnym głosem, odwróciłem się do niej.
- Nie – powiedziałem trochę za szybko, zdziwiła się. - Chciałbym chwilę spędzić sam, rozumiesz – wytłumaczyłem się. Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną, ale skinęła głową.
- Wypij chociaż herbatę – spojrzałem na kubek. Głupio by było odmówić. Chwyciłem szklankę i jednym haustem wypiłem zawartość, odstawiłem przedmiot, posłałem jej lekki uśmiech, po czym wyszedłem z kuchni. Skierowałem się do drzwi, zabierając kurtkę i wychodząc na zewnątrz. Zimny wiatr przeszył moje ciało, zapiąłem się, schowałem ręce w kieszeń i ruszyłem przed siebie, zostawiając za sobą tylko ślady stóp w śniegu.
Moja głowa była pełna szalonych myśli. Miałem wielką ochotę wrócić do cyrku, a nawet cofnąć czas i nigdy się nie dowiedzieć, że moja matka umarła, ojciec wyjechał do innego stanu, a ja mógłbym żyć spokojnie, jak wcześniej (nie licząc wyrzutów sumienia dręczących mnie każdej nocy). Nie miałbym tylu problemów, nie musiałbym im tłumaczyć, kogo kocham, kogo lubię. Siedziałbym w namiocie, dalej bawił się w magika, występował dla wielu widzów… a tak szedłem przed siebie, nie zwracając uwagi na las wokół mnie, którego nie znałem i w którym mogłem zabłądzić – w tej chwili był to mój najmniejszy problem. W sumie, było by mi to nawet na rękę, na chwilę zniknąć, pozbyć się problemów… usiadłem na jakimś zwalonym konarze i spojrzałem na stopy. W końcu mogłem odpuścić, przestać udawać twardego i po prostu zalać się łzami.
Nie zgubiłem się, wróciłem po swoich śladach, kiedy się uspokoiłem. Wytarłem policzki, odczekałem, aż moje oczy przestaną być czerwone i wróciłem. Długo mi to zajęło, dalej nie chciałem tam wracać. Zależało mi tylko na powrocie do domu. Gdy dotarłem do mieszkania, spojrzałem na drzwi i zrezygnowałem z wchodzenia. Zamiast tego usiadłem na schodach i patrzyłem się obojętnym wzrokiem przed siebie. Po chwili drzwi za mną się otworzyły.
- Morgan, mówiłem ci, że chce pobyć sam – odezwałem się pierwszy, mając nadzieje, że mnie zostawi, ale kroki nie ucichły.
- A ja mogę zostać? - spojrzałem za siebie, to nie była dziewczyna, tylko Shuzo. Był czysty, miał świeże ubrania i nie śmierdział już krwią. Lekko się uśmiechnąłem i pokiwałem głową, obserwowałem go, jak siada obok mnie. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu nie wytrzymałem i go objąłem.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem - powiedziałem dość cicho.
Shuzo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz