Przyglądałem się parze z chytrym uśmieszkiem. Te całe ich przekomarzanki właśnie dodały mi energii do pracy i poprawiły nastrój. Delikatnie wziąłem dłoń dziewczyny w swoje ręce i ją ucałowałem.
- Więc co takiego ci się przytrafiło, moja bella donno (po włosku: piękna kobieta). - posadziłem ją na kozetce.
Trochę się zdziwiła, gdy usłyszała takie określenie, lecz ja niewzruszony i jak gdyby nigdy nic zająłem się przeglądaniem akt.
- Jesteś Smiley, prawda? - zapytałem z uśmiechem, wpatrując się w twarzyczkę dziewczyny.
W jej fizjonomii było coś fascynującego. Błękitne oczy, przypominały ocean, a wąskie usta miały kolor kwiatów kwitnącej wiśni. Jednak nawet o piękno i gracją, którą wokół siebie roztaczała, nie równało się z tym, co widział w swoim chłopcu. Ludzie naprawdę byli dziwnymi istotami.
Panienka odpowiedziała mi skinieniem głowy.
- B...Boo ja rozcięłam sobie kolano podczas ćwiczeń...
Zdążyłem to już zauważyć, ale i tak, że zrozumieniem pokiwałem głową.
- Mogę? - spojrzałem na jej nóżkę.
Młoda kobieta po chwili namysłu przytaknęła. Cóż innego mogła zrobić, nie zgodzić się? Delikatnie wyprostowałem jej nogę, przy tym podwajając nogawkę spodni. Rana faktycznie nie wyglądała zbyt dobrze. Rozcięcie było głębokie i dziewczyna definitywnie będzie musiała odpoczywać przynajmniej dwa tygodnie. Bez słowa wstałem. Wziąłem waciki oraz płyn do dezynfekcji. Całkowicie pochłonęło mnie opatrywanie jej skaleczenia. Przez to zapadła dość długa i przytłaczająca cisza.
- Będę musiał ci założyć szwy, przez co niestety, ale nie będziesz w stanie przez dość długi czas występować. Może to trwać nawet do dwóch tygodni. - powiadomiłem ją poważnym tonem.
Smiley niepewnie na mnie spojrzała. Widać po niej było, iż nie przydało jej to do gustu, jednak raczej rozumiała powagę sytuacji. Zakładanie szwów nie trwało długo. Szczególnie gdy ktoś ma równie zwinne ręce, takie jak moje. Gdy zakończyłem ten dość skomplikowany zabieg, różowo włosa zaraz próbowała wstać. Powstrzymałem ja gestem ręki.
- O nie, nie, nie. Nigdzie się nie wybierasz nadobna lilio. Chyba że chcesz, by szwy się rozeszły i żeby ci pozostała dość mało estetyczna blizna?
- Ale ja muszę iść do moich pupilków. Pewnie się martwią.
Moment, zwierzęta? Uniosłem brew i akurat w tym momencie do namiotu wpadł pies. Oczywiście musiał głośno ujadać i machać ogonem. Na jego widok sierść na moich ogonach się zjeżyła.
- Szafir przestań, przestań. - dziewczyna śmiała się, gdy psisko na nią wskoczyło, zaczynając ją lizać po twarzy.
Jakim prawem ten brudny i zapchlony kundel tu w ogóle wszedł? Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, gdy tak patrzyłem na ich czułe powitanie. Jak na dłoni było widać, iż byli ze sobą bardzo zżyci. Nie wiedziałem, co było głupsze. Te psy, czy ludzie. Przynajmniej z ludźmi można się było łatwiej obejść. Przewróciłem oczami i zaraz wymusiłem na twarz uśmieszek.
- Jak widzę, zguba się już zdążyła znaleźć sama. Czyli na razie zostaniecie tu oboje pod moją ścisłą obserwacją... Tutaj... - przypatrywałem się temu utrapieniu na czterech łapach, nie wierząc w to, co mówię.
( Smiley? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz