Widząc tego biedaka na łóżku, uśmiech sam z siebie pojawił się na mojej twarzy. Jak się mogłem na niego teraz gniewać? Od razu pokręciłem głową rozbawiony i kucnąłem przed nim, pocałowałem go w nos, a potem oparłem podbródek o materac, patrząc prosto na niego.
- Jakaś kara ci się należy, nie sądzisz? - spytałem jedynie, wciąż się uśmiechając.
- Wiem, ale...
- A-a-a. - wstałem. - Naucz się, że albo mi mówisz, że nie chwalisz się ojcu albo mu to po prostu mówisz bez kręcenia. - mruknąłem trochę niezadowolony. - Wtedy unikniemy takich sytuacji. - wraz z tymi słowami na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, a oczy wyrażały lekką irytację. Naprawdę chciałem go teraz opierniczyć z góry na dół, ale to nic teraz nie zmieni, więc jakoś się musiałem powstrzymywać.
- Wiem. Przepraszam cię bardzo za to. Ja naprawdę chciałem mu dzisiaj to powiedzieć. - próbował się tłumaczyć, ale czy ja serio chciałem tego słuchać? Otóż nie.
- Ale wsadziłeś rękę tam, gdzie nie trzeba. - mruknąłem już z poważną miną, kucnąłem przy łóżku, złapałem go za ramię i mocno pociągnąłem, dzięki czemu cudem uwolniłem mu rękę. Lennie od razu odetchnął, opuszczając nogę i poruszając palcami czerwonej dłoni, lecz nie trwało to długo. Podniósł się do siadu i wyciągnął otwarte ręce w moją stronę, lecz za nim w ogóle zdołał mnie uściskać, zatrzymałem go, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. Jestem stanowczym, wkurzonym psem. Pff. Co on sobie myśli, że byle przytulas i przeprosiny mnie udobruchają? Nie ma tak łatwo.
- Idę ogarnąć ten obiad. - powiedziałem jedynie, już mając wychodzić. Jednak za nim zdążyłem odejść od łóżka, ten uparciuch złapał mnie za ogon i pociągnął do tyłu. Przez to poleciałem do tyłu, idealnie padając na łóżko. Za nim w ogóle zdołałem ogarnąć, co się właśnie stało, chłopak zaczął mnie łaskotać. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, nawet jeśli byłem na niego zły. Kiedy już miałem serio dość i myślałem, że się po prostu uduszę ze śmiechu, przestał, nachylił się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie dąsaj się tak. - pocałował mnie w czoło, później już się wyprostował, a po paru chwilach wstał z łóżka.
- Nie będę, ale pod małym warunkiem. - odpowiedziałem, też się już w spokoju podnosząc, przy okazji starając się ogarnąć włosy, których znaczna część znalazła się przy moich ustach. W sumie nie czułem złości. Było mi bardziej do śmiechu. - Już nigdy nie będziesz mnie łaskotać iiii... - przerwałem na chwilę, żeby się do niego przytulić i krótko pocałować. - Obiecaj mi, że nie będzie już takich sytuacji jak ta dzisiaj, okej?
- Oczywiście. - poczochrał mnie po głowie z uśmiechem. - Obiecuje. - powiedział, a ja go z uśmiechem puściłem. Jakoś obaj na razie zapomnieliśmy o problemie z pierścionkiem, który gdzieś tam tkwił wciąż w jego gipsie. W sumie nie jest on teraz taki ważny. Zwykły przedmiot.
- Dziękuję. - odpowiedziałem, a on już ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
- Chodź. Zobaczmy co z tym obiadem. - wyszedł na korytarz. - Kiszki mi już marsza grają. - dodał, na co się zaśmiałem i ruszyłem za nim.
Kolejne dni mijały bez większych sprzeczek. Wiadome, że żyjąc w tak małej przestrzeni, można dostać jakiegoś kociokwiku, a w dwie osoby to w ogóle czasem chwilę w tym mieszkaniu zamieniały się w jedną wielką udrękę. Jednak Lennie miał gorzej. Nie mógł za bardzo wyjść z tej małej klitki, gdy mnie nie było.
Lada dzień Lenniemu mieli już zdejmować gips, a mnie dopadło jakieś nieprzyjemne choróbsko. Zaczęło się dość spokojnie. Zwykłe zawroty głowy, dziwna senność i trochę podwyższona temperatura. Chodziłem normalnie do pracy, chociaż Lennie już parę razy namawiał mnie, żebym został. Jednak sama świadomość, że jego ojciec może wtedy przyjść, wypychała mnie z tego mieszkania. Nie chciałem z nim gadać, nie byłem gotowy na kolejną konfrontację. Po ostatnim razie mam dość jakichkolwiek wiadomości na jego temat. Oczywiście nie powiem tego Lenniemu. To taki mój wewnętrzny problem, który i tak z czasem będę musiał przezwyciężyć, ale na pewno nie teraz, jak tak się źle czuję. W dodatku miałem wrażenie, że popadłem w coś, co można chyba nazwać "zajadaniem stresu". Nie ma chyba ani chwili, żebym czegoś nie miał w ustach. Zwykłe śniadanie jakoś mnie nie satysfakcjonuje i czasem po prostu chce mi się płakać, jak dociera do mnie, ile zjadłem między tymi podstawowymi posiłkami. Nie raz już się żaliłem Lenniemu i lamentowałem nad tym, że "jaki ja będę gruby zaraz!!". Jakoś zatarła się u mnie świadomość tego, że i tak wciąż jestem przerażająco chudy. Mój kochany ciągle mi powtarza, że to nawet lepiej i nie mam się, o co martwić, ale ja wiem swoje i... To jest chore.
Najcięższym dniem okazał się wtorek. Ten cudowny dzień przed ściągnięciem tego gipsu Lenniemu. Obudziłem się nad ranem. Było mi strasznie gorąco i miałem wrażenie, że w moim żołądku zaczęło się coś przewracać. Byłem padnięty i jedynie bardziej się skuliłem na swojej połowie łóżka, by po prostu zasnąć i zapomnieć o tym bólu. Jak widać te tony jedzenia, które się we mnie zbierały od niecałego tygodnia, chcą jak najszybciej wyjść. Myślałem, że jakoś to przetrzymam, ale nagle wręcz zerwałem się z łóżka, gdy opanowała mnie fala mdłości. Od razu gwałtownie wypadłem z pokoju prosto do łazienki. Nienawidzę wymiotować...
Wcale nie było mi lepiej. Chwila spokoju, parę oddechów i znów mnie mdliło.
- Shu... Co się dzieje? - usłyszałem trochę zaspany głos z pokoju naprzeciwko.
- Umieraaaaaam. - wyjęczałem niewyraźnie, trochę płaczliwym tonem. Już miałem tego dość, ale czułem, że to dopiero początek.
- Co? - nie dosłyszał. Dobrze, że nie przyszedł i oby tego nie zrobił. Za nic nie chce, żeby zastał mnie w takim stanie ktokolwiek. Dlaczego mnie to w ogóle spotyka?! Już od dawien dawna nie byłem chory...
- Nic takiego. Śpij dalej. - byłem już bliski położenia się na tej zimnej posadce. - Dobij mnie ktoś, błagam. - wymruczałem cicho do siebie, a potem znów mnie zemdliło i kolejna część przede wszystkim kolacji wylądowała w sedesie, a ja byłem bliski płaczu. Miałem ochotę się wydrzeć i coś rozwalić, by się trochę wyładować, a przede wszystkim uspokoić.
Nie wiem, ile siedziałem w łazience, ale za nim mi trochę nie przeszło i sam się ogarnąłem, trochę czasu minęło. Zęby myłem dobre trzy razy, tak trudno było mi się pozbyć tego gorzkiego smaku. Gdy już otworzyłem drzwi od łazienki i chciałem wrócić, się położyć, wpadłem na Lenniego.
- Mówiłem, że możesz spać dalej.
- Długo nie wracałeś. Na pewno wszystko w porządku? Bo słyszałem...
- Tak. - od razu wszedłem mu w słowo. - Wracaj już do... - na chwilę zamarłem w bezruchu, a potem znów wbiegłem do łazienki na spotkanie z sedesem.
(Lennie~? Ja cierpię skarbie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz