Rano otworzył oczy nadal odrobinę zaspany. Mocniej przytulił domniemaną poduszkę. Chyba znowu śnił mu się Robinek... Nie często miewał sny, lecz okres spędzany bez towarzystwa chłopaczka mocno się na nim odbił. Lekko się poruszył i wyciągnął ręce, żeby się przeciągnąć. Aż uderzył w coś, a raczej kogoś, kto leżał obok, gdyż osoba wydała z siebie ciche syknięcie.
- Ah! Ja nie chciałem prze... - gdy się podniósł i zdążył zorientować przy kim leżał zaraz zamilkł.
- Chcesz mi złamać nos niewdzięczny futrzaku?! - wymamrotał trzymający się za nos Riddle.
- To tylko ty... Więc wiesz co nie przepraszam i nie jest mi ani trochę przykro. - z tym wstał z łóżka i opuścił pokój, zostawiając Riddle'a z jego "złamanym” nosem. Był zły, gdy wychodził z pensjonatu. Zły na siebie, że znowu zawiódł ważną dla siebie osobę. Zły na Fiodora, że ten marnował jego cenny czas a Robin nadal był nie wiadomo gdzie podczas tej całej wycieczki. Jednak to na kogoś innego zarezerwował największe pokłady złości. Tylko k wyłącznie dla Castiela. Gdy tylko dostanie go w swoje ręce, gorzko pożałuje tego co zrobił i poczuje z kim zadarł.
Bezmyślnie błądził po mieście. Mimo wczesnej pory na ulicach już było pełno ludzi w większości na pewno turystów.
„Tak, tak... Turyści... Wszędzie z tymi aparatami". Taka myśl przemknęła mu przez głowę i zatrzymał się nagle. Robili zdjęcia po to, by zachować wspomnienia. Wspomnienia... Wrócił myślami do postaci Robina. Tak naprawdę dopiero teraz zauważył, że chłopiec zdążył się zmienić podczas ich znajomości... Gdy poznał go po raz pierwszy był niczym wystraszone, dzikie zwierzę wprowadzone między ludzi. Wtedy musiał być dla niego jak rodzic, opiekun... Jednak teraz? Czy coś się czasem nie zmieniło? Był znacznie dojrzalszy, pojmował o wiele więcej, tyle razem przeszli. A nawet nie potrzebował już stałej ochrony ze strony demona. Chyba zdążył wyrosnąć. Dlaczego dostrzegł to dopiero teraz... Chyba przy nim nie pozwalał sobie myśleć w taki sposób. Tak jakby go wychował. Takie uczucie w ich domniemanej relacji byłoby nie do pomyślenia. Niestety dopiero teraz mógł się przyjrzeć temu wszystkiemu z należytej odległości. To nie był już ten sam mały Robinek. To był młody, samodzielny mężczyzna, więc dlaczego wciąż przy nim był... Nie potrzebował już jego pomocy a mimo to pozostał przy boku demona. Na jego twarz wkradł się delikatny, prawie niezauważalny uśmiech. Może jednak powinien całkowicie zmienić swoją rolę w życiu białowłosego. Może na to czekał... Wtem przypomniało mu się, że może to nigdy nie nadejść. Przecież dalej nie widzieli nic o miejscu pobytu Castiela i chłopaczka. Za ile miały minąć te przeklęte 24 godziny. Nie chciał. Nie mógł już czekać. Chciał mu tyle powiedzieć i jeszcze drugie tyle wyjaśnić.
Każda godzina nieubłaganie się ciągnęła a Vivi próbując nie myśleć o swoim człowieku już wpatrywał się w ziemię analizując porozrzucane po niej śmieci. Przynajmniej tak nie musiał myśleć. Jednak i to nie dawało idealnego efektu. Co chwila gubił wątek, przystawał i się rozglądał. Już nawet nie wiedział dokąd zmierzał. Pragnął jedynie zabić czas do momentu aż nie dostaną potrzebnych informacji. Tylko one się teraz liczyły. Nawet to, że stracił z oczy swojego towarzysza podróży nie miało najmniejszego znaczenia. Znajdzie się, gdy będzie potrzebny. Tak też się stało. Po paru godzinach włóczenia się po mieście stanął przed nim widocznie zdenerwowany Riddle.
- Gdzie ty się włóczysz? Musimy wracać do kasyna, chyba że przestało ci zależeć na dzieciaku.
Vivi od razu na niego spojrzał z nowym zainteresowaniem.
W kilka minut dostali się znów do tego jakże znienawidzonego przez lisa kasyna. Do przewidzenia było to, iż Riddle Zaraz opuścił drugiego demona dosłownie moment po tym jak weszli do środka.
Tak więc Vivi został sam z poszukiwaniami ich informatora. Jakiś czas przechadzał się po sali zamyślony i nareszcie go znalazł. Chłopiec stał pod ścianą widocznie nie chcąc tu być.
- 24 godziny już minęły. Wiesz po co tu jestem.
Skinął jedynie głową i znudzony przyglądał się sufitowi.
- Naprawdę tego chcecie? Bo jeszcze jesteście w stanie zrezygnować.
- Nie będę rezygnować ze swojego człowieka! - oznajmił stanowczo.
- Dobrze, to ja się nie mam zamiaru spierać. - mruknął jedynie wręczając Viviemu zwiniętą mapę.
- Co to ma być jakiś żart?
- Nie, łatwiej wam będzie się tam dostać z mapą i tyle. - odparł spokojnie. - To nie są jakieś przyjazne tereny i tyle.
Kitsune przewrócił oczami otwierając mapę. Amazonia, Brazylia... Zajebiście. Robił to dla NIEGO. Wszystko dla niego. Skinął głową do niższego demona i odwrócił się na pięcie wracając do Fiodzi.
- Ej wychodzimy. - chwycił go za kołnierz i jeszcze w trakcie trzy odciągnął od stołu, nie zwracając najmniejszej uwagi na protesty z jego strony.
Tak go wytargał na zewnątrz i wsadził mu mapę w twarz.
- Musimy się dostać do Brazylii. TERAZ.
( moje wy słodziaki (Robiiin)? Wróć! Riddle się nie liczy! Opodróż do Amazonii. Gdzie nas kajmany, anakondy czy tam piranie zjedzą. )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz