Miałem okropny sen, w którym Shuzo wygląda jak siedem nieszczęść. Nic nie jadł od miesięcy, przez co schudł do kości, jedynie został mu brzuch, niestety dziwnie wysuszony i pomarszczony. Nie musiał przechodzić żadnych badań, wiedział, że dziecko umarło, a chłopak stał w miejscu i się nie poruszał. Patrzył się na mnie pustym spojrzeniem, jakby nie miał żadnych uczuć.
Kiedy wstałem, mojego narzeczonego nie było obok. Przewróciłem się na plecy i długo gapiłem się w sufit. Byłem załamany i smutny. Nie chciałem, aby chłopak głodował, aby myślał, że go zostawię, aby zadręczał się tym, że nie będzie już śliczny. Nie słuchał mnie i nie chciał ze mną rozmawiać, a ja nie miałem pojęcia, co mogłem zrobić, aby to zmienić. Czułem i wiedziałem, że nigdy go nie zostawię, ale on nie chciał mi wierzyć. Jedyne wyjście leżało w naszym ślubie; im szybciej, tym większa szansa, że wróci mu rozum. Tylko czy da się go zorganizować w dwa dni?
Po jakimś czasie usiadłem na łóżku i przetarłem zmęczony oczy dłonią. Koszmary znowu wróciły, a ja miałem ochotę się rozpłakać. Jednak zamiast tego zaczął intensywnie myśleć, od czego zacząć dzisiejszy dzień.
Nagle poczułem, jak ktoś dotyka mojego ramienia. Zabrałem ręce z twarzy i spojrzałem na Shuzo.
- Przepraszam - wyszeptał mi do ucha. - Już tak nie zrobię – przytulił się do mnie, a ja przez chwilę siedziałem znieruchomiały, nie rozumiejąc jego zachowania. W ciąży chyba są jakieś tam wahania nastroju, ale żeby wpływały one na takie decyzje?
- Co? - zapytałem cicho, bardziej samego siebie, odwracając się do niego przodem i obejmując. Chłopak zwiesił łeb.
- No z tą głodówką – wyjaśnił pokrótce.
- Skąd ta nagła zmiana? - zapytałem ciekawy. Byłem bardzo zadowolony, że komuś się udało wybić mu ten pomysł z głowy.
- Spotkałem Robina, chwilę porozmawialiśmy, ja sobie wszystko przemyślałem… - nabrał powietrza i spojrzał na mnie smutnymi oczami. - Nie chce stracić dziecka i… i ciebie – powiedział szybko, starając się nie rozpłakać. Uśmiechnąłem się ciepło i ucałowałem go w czoło.
- Mnie byś nie stracił – powiedziałem, po czym mocno mnie przytulił, a ja to odwzajemniłem. Wszystko wracało do normy, nie musiałem dzięki temu na siłę organizować ślubu w dwa dni. Jeden problem odszedł, teraz mogłem się cieszyć moim ukochanym Shuzo na nowo, przynajmniej miałem taką nadzieję, że mu się humorek trochę poprawi. - Wiesz co? - odsunąłem się trochę od niego. - Co ty na to, abyśmy spędzili ten dzień razem? Bez żadnych obowiązków i pracy – zaoferowałem. Nie wyglądał na zachwyconego.
- Nie za bardzo to do mnie przemawia – stwierdził.
- Ostatnio tak mało ze sobą czasu spędzamy – powiedziałem smutny.
- Masz rację, ale… nie lubię bezproduktywnego dnia na lenieniu się – starał się wymigać. Słysząc to, poczułem się obrażony.
- Czyli ja nie potrzebuje twojej uwagi? - puściłem go i założyłem ręce na krzyż na piersi i odwróciłem głowę w drugą stronę. Shu przez moment milczał.
- Lennie, przepraszam – chłopak wstał na kolana i rozłożył ręce na boki. - Zapomniałem, że potrzebujesz tulenia, całusków i wyznawania miłości – powiedział to żartobliwie oraz z lekkim uśmiechem, po czym mnie przytulił i pogłaskał po włosach. Momentalnie zrobiło mi się lepiej, nie potrafiłem się na niego gniewać.
„Kiedy ja stałem się taki dziecinny?”, zapytałem samego siebie w myślach. Kiedyś nie okazywałem uczuć, nic mnie nie obchodziło, martwiłem się tylko o siebie, a teraz zachowuje się jak małe dziecko, które wymaga ciągłej uwagi i opieki. „Miłość zmienia człowieka”.
- Właśnie, nie zapominaj o tym – mruknąłem w jego ramionach.
- Więc co chcesz robić cały dzień? - zapytał, siadając na nogach, dzięki czemu byliśmy na równi.
- Hm… - zacząłem się zastanawiać. - Sam nie wiem. Pójść na spacer, zjeść wspólnie obiad, albo romantyczną kolację, popływać… możliwości jest wiele. A ty? Co byś chciał?
Shu? :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz