To jakiś istny koszmar. Po tym wszystkim już nie miałem na nic ochoty. Nie było mowy nawet o spaniu. Cała noc przeleciała mi na leżeniu i gapieniu się w jeden punkt. Słowa Lenniego nie umiały wyjść mi z głowy i prześladowały mnie bez przerwy aż do świtu, gdy już nie mogłem wytrzymać i po prostu wyszedłem na zewnątrz. Było naprawdę bardzo wcześnie, a ja czułem się fatalnie. Niby byłem zmęczony, ale za bardzo nie widziało mi się odpoczywanie, czy choćby kolejne godziny bezczynnego i bezproduktywnego leżenia. Ja sam na sam z moimi myślami, to nigdy nie jest dobry pomysł. Czułem się źle sam ze sobą i czułem, że znowu robię coś źle. Znowu popełniam głupi błąd, a potem będę płakać. Niby nie chciałem i nie zamierzałem się nad sobą użalać, ale... Do czego to doszło? W sumie nie powinienem się przejmować. W końcu dostanę to, czego chciałem: ślub i to w ekspresowym tempie, co jakoś teraz w ogóle nie potrafiło mnie zadowolić. Jak mam się z czegokolwiek cieszyć, skoro Lennie nie jest i pewnie też nie będzie? Z tego, co zrozumiałem wczoraj, to ten ślub nie odbywa się ze względu na naszą wspólną przyszłość, tylko po to, żebym już potem przestał z tymi "głupimi pomysłami", żeby temu dziecku nic się przeze mnie nie stało. Nie liczy się w tym zupełnie to, co jest dla mnie czymś ważnym. Wygląd to mój jedyny atut i coś, dzięki czemu czuję się przede wszystkim sobą. Zaraz mogę go stracić, a razem z nim wszystko inne. Poleci jak domino. Strącisz jeden klocek, a on przewrócił kolejny i tak będzie się to przewracać, dopóki ja sam się nie przewrócę i już nie wstanę...
Znalazłem sobie cichą miejscówkę w lesie przy spokojnej rzeczce, do której co jakiś czas wrzucałem kamienie. Siedziałem niedaleko jej brzegu, obejmując swoje własne kolana. Nie miałem nic lepszego do roboty poza wpatrywaniem się w jej spokojny nurt, wsłuchując się w cichy szum wody i dźwięki ptaków, które obijały się echem po okolicy. Czułem się dziwnie. Przede wszystkim ciągle bolała mnie głowa, czasem też trochę ciężko mi się oddychało i dopadał mnie dziwny kaszel, ale nie był on specjalnie uciążliwy. Przynajmniej nie ma jak tego zwalić na głodzenie się. Ewidentnie będę chory, ślubu nie będzie, potem stracę dziecko, zostanę sam... Klasyk. Tak jak już mówiłem, nie będę się użalać, więc po prostu mówi się trudno czy coś. Syn nadąsanej księżniczki ma z niej więcej niż mógł się spodziewać. Rozwali sobie związek, będzie wiecznie nieszczęśliwy, a potem w końcu z sobą skończy. Czego ja się mogę innego spodziewać?
Przecież taki ze mnie egoista... Westchnąłem poirytowany i wstałem, ciskając jakimś kamieniem do wody, by choć odrobinę sobie ulżyć. Nie dało to za wiele. Jedynie bardziej zakręciło mi się w głowie, przez co musiałem znów usiąść. Teraz już żałowałem, że tak daleko odszedłem. Jak mam wrócić, skoro już czuję, że będzie mi ciężko wstać? Z drugiej strony, jak mam niby gdziekolwiek odpocząć, skoro ciągle prześladują mnie myśli ze wczoraj? Jak mam temu niby zaradzić?
- Co tu robisz? - usłyszałem nagle za sobą, przez co gwałtownie odwróciłem głowę, by spojrzeć za siebie. Stał za mną ten sam białowłosy chłopak, który ogłosił wszem wobec, że moje dziecko jest głodne. Po prostu świetnie. Jeszcze go tutaj mi brakowało. Od razu niepewnie się uśmiechnąłem.
- A wiesz, nie mogłem spać, a że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. - wzruszyłem ramionami. - Nogi mnie przyniosły w to miejsce. - znów spojrzałem przed siebie, a chłopak w tym czasie do mnie podszedł i usiadł obok.
- Jak się czujesz? - spytał, trochę mi się przyglądając.
- Jeśli Lennie cię tu wysłał, to mu przekaż, że ja nie...
- Sam przyszedłem. - wszedł mi w słowo. - Nikt mnie nie wysyłał. - zapewnił, a mi trochę ulżyło. Nie zniósłbym tego, że Lennie się kimś wysługuje, żeby tylko się dowiedzieć, czy jeszcze czegoś głupiego sobie nie wymyśliłem. Już sama taka myśl mnie irytowała, co dopiero, gdyby okazało się to prawdą.
- To, co tu robisz tak wcześnie? - zapytałem, by odciągnąć temat rozmiar od mojej osoby.
- Wybierałem się do przyjaciela, ale może zaczekać. - odpowiedział z uśmiechem. - Nie wyglądasz za dobrze.
- Ja? - spojrzałem od razu na niego. - Lepsze to, niż dźwiganie jakiegoś balona. - poklepałem się po brzuchu. - Poza tym ja tak zawsze wyglądam. - mruknąłem, znów obejmując własne kolana.
- Wcale nie. Wtedy gdy mnie przytuliłeś, wyglądałeś o wiele lepiej. Byłeś uśmiechnięty i...
- Jestem zmęczony. - westchnąłem. - Teraz jestem po prostu zmęczony. - powtórzyłem, czując, że zaraz znów zacznę się denerwować. Tak trudno jest mi dać święty spokój? Czemu zawsze ktoś musi się przypałętać?
- Widzę, ale czemu?
- A co to jakieś przesłuchanie? Nie mogłem zasnąć. - odpowiedziałem mimo wszystko. Może dzięki temu się ode mnie odczepi.
- Wiesz, jak będzie się to dłużej utrzymywać, to z dzieckiem może się coś stać. O ile już coś się nie stało. - po tych słowach zamarłem. Nie da się ukryć, że trochę mnie to przeraziło. Sama świadomość, że mogłem zrobić krzywdę niewinnemu dziecku... Aż poczułem delikatny dreszcz, jaki przebiegł po moim ciele.
- Ale przecież wczoraj było wszystko w porządku. To niemożliwe, żeby tak... - przerwałem i postanowiłem się więcej nad tym nie zastanawiać. Branie mnie na litość, dzięki tematowi dziecka mu nie wyjdzie. Nikomu to nie wyjdzie, bo to dla mnie najzwyklejszy szantaż.
- Skoro sam źle wyglądasz, to z dzieckiem może być naprawdę nie dobrze.
- Wczoraj powiedziałeś, że było tylko głodne. To żadna tragedia. - odpowiedziałem niezbyt przekonany jego argumentem. Nie dam się tak łatwo odwieźć o mojej głodówki.
- Mogę ci powiedzieć, jak się ma teraz. - zaproponował, już wyciągając dłoń w stronę moje brzucha, ale ja od razu się odsunąłem.
- Nie chce wiedzieć. - wstałem już. Najwyższy czas, żeby urwać tę rozmowę i znaleźć sobie inne ciche miejsce.
- Dlaczego?
- Muszę już iść. - mruknąłem jedynie, odchodząc od chłopaka, ale ten od razu poszedł za mną i nie dał mi tak łatwo zbyć tego tematu. Za wszelką cenę chciał widzieć, dlaczego nie chce wiedzieć, co się dzieje z moim własnym dzieckiem. O dziwo moja odpowiedź jest bardzo prosta.
- Nie interesuje mnie to. Ciągle wszyscy chcą się upewniać, co się tam z nim dzieje, a ja mam tego serdecznie dość.
- Dziecko nie jest dla ciebie ważne? - zadał mi kolejne pytanie i tym razem już nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Czemu go to w ogóle obchodzi?
- Może i jest, ale nie na pierwszym miejscu.
- To, co jest na pierwszym miejscu? - wciąż drążył, co zaczynało mnie irytować. Gdy postanowiłem nie odpowiadać i po prostu go ignorować, on nie dawał tak łatwo za wygraną. Szedł za mną jak jakiś cień i co jakiś czas powtarzał to pytanie.
- No coś jest. - westchnąłem poirytowany.
- To nie kochasz tego dziecka...?
- To nie tak. Kocham, ale... - w sumie już nie byłem pewny, co czuję do tego dziecka. To jest trudna sytuacja, bym mógł to tak określać, a słowo "kocham" nie za bardzo mi do tego teraz pasuje. - Może i nie kocham. - wymamrotałem cicho. - Za bardzo przeraża mnie myśl, że przez tę ciążę będę gruby. Nie dam rady tak żyć. - przyznałem. - Wygląd jest dla mnie ważny i nikt nie umie tego zrozumieć. Wychodzę na egoistę, bo boje się, że tracąc wygląd, stracę później całą resztę i zostanę z niczym.
- Ale Lennie na pewno cię kocha.
- Kocha, ale kto wie, czy później nie zmieni zdania. - wzruszyłem ramionami trochę smutny. W sumie może i nie kocha już teraz. Przyśpieszony ślub nie jest oznaką miłość, tylko nadzieją, że przez swoje głupie pomysły, do tego czasu nie zabije tego dziecka. Tyle jest w tym miłości. - Może i mnie zapewnia, że tak nie będzie, ale... Po prostu nie umiem w to uwierzyć. Mówi, że będzie mnie więcej do kochania i tak dalej, ale nie oszukujmy się. Zawsze, gdy partnerowi czegoś brakuje, to zaczyna się szukanie kogoś, kto to będzie mieć i będzie w stanie go zadowolić.
- Przecież niczego ci nie brakuje, a Lennie na pewno by tego nie zrobił. Słyszałem, że macie mieć ślub.
- Mamy, ale w obecnej sytuacji to nie ma sensu.
- Dlaczego?
- Bo ta miłość jakoś gaśnie, gdyż ja mam głupie pomysły. Ślub będzie w tempie ekspresowym nie dlatego, że się kochamy, tylko żebym nie zabił tą głodówką naszego dziecka.
- On się po prostu martwi. To nie dlatego, że cię nie kocha.
- Łatwo jest tak powiedzieć. - przewróciłem oczami. Lennie jest taki wspaniałomyślny, a ja taki okropny. To, czemu my w ogóle jeszcze jesteśmy razem? - Mógł ze mną o tym pogadać... W sumie gadał, ale podjął tę decyzję sam.
- Widocznie nie dałeś mu innego wyboru. - wzruszył ramionami. W sumie co on mógł tam wiedzieć, ale nie da się ukryć, że mądrze gadał. Rzeczywiście za bardzo nie chciałem z nim rozmawiać, ale co ja na to poradzę? Ten temat już mnie tak doprowadza do szału, że nie miałem nawet ochoty znów o tym dyskutować, a on ciągle by tylko drążył. Jak wyskoczy, że chce mnie zabrać do jakiegoś psychologa, to się już kompletnie załamie. Nie ma takiego problemu, z którym nie dałbym sobie rady.
- Okej, ale to nie zmiany faktu, że nie chce być gruby.
- Skoro wiemy, że Lennie cię kocha, bierzecie ślub i macie dziecko, to może jednak warto poświęcić swoją figurę, a jemu samemu zaufać? Zawsze potem możesz schudnąć, a z nim pogadać choćby i teraz. - pokiwałem głową, zaczynając się nad tym zastanawiać, wciąż idąc przed siebie leśną ścieżką. - Poza tym to zależy od ciebie. Wolisz być chudy czy szczęśliwy? - było to naprawdę wyśmienite pytanie. "Szkoda, że nie mogę tego połączyć", pomyślałem, ale z drugiej strony mogę być szczęśliwy, a potem jeszcze schudnąć. Tylko jeszcze zostało jakoś się przełamać i w końcu coś zjeść... W końcu większą tragedią będzie, jeśli stracę dziecko, niż zgrubne. Jakaś motywacja zawsze się znajdzie, a myśli o moim wyglądzie pewnie i tak nie przestaną mnie prześladować. Lennie powiedział, że mnie nie zostawi. Nie pozostaje mi nic innego, jak szczerze uwierzyć w jego słowa i trzymać się ich, dopóki dziecko nie pojawi się na tym świecie.
- Nie jest za późno? - spytałem i wtedy chłopak się zatrzymał, a swoją dłoń przyłożył do mojego brzucha. Nastała chwila ciszy, po której pokręcił głową. Wtedy już nie wytrzymałem i znów go przytuliłem. To była najlepsza wiadomość na sam początek tego dnia. - Dziękuję ci, Robin.
Po tej rozmowie jakoś poczułem się lepiej. Może i dalej mój organizm miał się słabo, ale przynajmniej mogłem się szczerze uśmiechnąć. Robin nie towarzyszył mi już przy powrocie do cyrku. Mogłem wtedy jeszcze raz zebrać myśli, a już na miejscu skończyć z moją głodówką. Byłem pierwszą i jedyną osobą w bufecie. Spędziłem tam z resztą trochę czasu. Samo zmotywowanie się do zjedzenia czegokolwiek i pierwsze parę kęsów było dla mnie istną męczarnią, ale z czasem jakoś się przełamałem. Zjadłem wszystko normalnie i w zasadzie byłem z tego zadowolony, a z samego siebie dumny. Miałem nadzieję, że z dzieckiem wszystko będzie w porządku i nie zdążyłem mu wyrządzić aż takiej krzywdy tym... Okej zgodzę się. Był to głupi pomysł. Potem już nie myślałem o niczym innym jak wróceniu do łóżka. Już nawet nie chciałem sobie zaprzątać głowy pracą i całym szyciem. Nie miałem na to siły, a skoro jej nie miałem, to nie będę się do niczego zmuszać.
Gdy tylko wróciłem do namiotu, natrafiłem jeszcze na Lenniego. Dopiero co wstał. Siedział jakiś smutny na łóżku jeszcze w piżamie, więc pierwsze co zrobiłem, to koło niego usiadłem i się do niego przytuliłem.
- Przepraszam. - wyszeptałem mu do ucha. - Już tak nie zrobię.
(Kochanie? Wybaczysz mi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz