- Dziękuje, staram się – odparłem z uśmiechem, przejeżdżając palcem po swoim policzku i zjadając ciasto, które na nim było. - Ale zobaczysz, jak goście zjedzą cały tort, to my będziemy mieli się czym jeszcze poratować – zasugerowałem.
- Będziesz co miał opowiadać dziecku – stwierdził, na co go przytuliłem.
- Jak go nazwiemy?
- Go? A może to będzie dziewczynka? - wzruszyłem ramionami.
- A kogo byś chciał? Ja chyba małego Liam'a.
- A jak powiem, że dziewczynkę?
- To będzie mała Sophie – zaśmiałem się. - A ty jak byś nazwał?
- Gdyby to była dziewczynka... Lilotte, koniecznie – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Będę jej szył masę sukienek, kolorowych z kokardkami – zaczął sobie wyobrażać. - To będzie moja mała księżniczka – w jego oczach zobaczyłem tańczące iskierki radości.
- Ej, bo będę zazdrosny – zaśmiałem się.
- A nad chłopcem się w sumie nie zastanawiałem zbytnio – dodał jeszcze.
- Dobrze, że mamy czas – przyłożyłem dłoń do jego policzka. - Nie ważne jaka płeć, i tak będzie to wspaniałe dziecko – pocałowałem go namiętnie. - A teraz chodźmy się bawić – pociągnąłem go na parkiet. Chociaż nie lubiłem zbytnio tańczyć, to jednak nie zamierzałem ciągle bezczynnie siedzieć.
Wesele było piękne. Każdy się bawił, muzyka ciągle grała, a ja czułem, że nic nie jest w stanie zepsuć tego dnia; nawet gdy jeden z pijanych cyrkowców wpadł na stół i go połamał na pół. To był wspaniały dzień, którego nigdy nie zapomnę. Gdy przyszedł ranek, a wszyscy goście poszli spać, wziąłem ostatni raz Shuzo na ręce i zaniosłem go do naszego namiotu. Od razu się położyliśmy.
- Lennie, bo wygnieciesz mi garnitur - zaprotestował, więc zacząłem go rozbierać.
- Przesadzasz - pomogłem mu zdjąć jego kreację. - Chciałby cię jeszcze w tym zobaczyć - uśmiechnąłem się szeroko. Byłem trochę podpity, więc kręciło mi się w głowie. Kiedy starałem się odpiąć guziki ze swojego stroju, prawie je porwałem, więc chłopak sam to zrobił.
- Weźmiemy drugi ślub?
- Jak będzie trzeba, to jeszcze z trzy - pocałowałem go w czoło. Kiedy już oboje myliśmy w samej bieliźnie, położyłem się na chłopaku.
- Daj mi ubrać chociaż pidżamę - pokręciłem głową.
- Chodź spać, nie potrzebna ci - zamknąłem go w swoich objęciach i naciągnąłem na nas kołdrę. - Jakbym miał siłę, to bym jeszcze upamiętnił ten dzień jedną rzeczą - wymruczałem mu do szyi, w którą byłem wtulony.
- Jeszcze będziesz miał okazje - cicho się zaśmiał, gładząc mnie po plecach.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
*
Zaczęliśmy rozpakowywać prezenty od gości. W większości były to niewielkie, aczkolwiek cenne podarki, jak na przykład zestaw szklanek z naszymi imionami, zestaw do drinków, dostaliśmy też dużo alkoholu, a dokładniej to masę wina, którego nie wiem kiedy wypijemy – prawdopodobnie po narodzinach dziecka. Każdy prezent otwieraliśmy wspólnie, opisując sobie dnie z nimi spędzonymi, dostaliśmy nawet body dla naszego malucha – to musiał być prezent od Robina i Viviego, tylko oni wiedzieli o ciąży, nie licząc mojego ojca, od którego prezent zostawiliśmy na końcu.
Ciekawe było, gdy trafiliśmy na niepodpisany podarek.
- Jest karteczka – Shuzo podał mi skrawek papieru i zaczął rozdzierać papier.
- Skorzysta obu, aczkolwiek jest dla tego na dole – przeczytałem. Z początku nie rozumiałem o co chodzi, aż w końcu chłopak nie wyciągnął z małego pudełeczka puchatych i różowych, króliczych uszu oraz ogonka, koronkową i cienką bieliznę, a na sam koniec pasujące do kompletu kajdanki. Popatrzyłem na prezent, a potem na Shuzo, którego twarz była cała czerwona. W pewnym momencie się cicho zaśmiałem. - To chyba dla ciebie – nagle chłopak uderzył mnie pustym pudełkiem po głowie.
- Ty też pewnie byś się w to zmieścił – powiedział z obrazą, chociaż kiedy się odwrócił, zobaczyłem z jego profilu rozbawienie na jego twarzy. Przysunąłem się do niego i go objąłem.
- Na pewno, te uszy są cudowne, ale tobie będzie w tym lepiej – ucałowałem go w policzek.
- Głupek – prychnął, chociaż na jego twarzy dalej widniał uśmiech. - Dobra, zobaczmy co mamy tutaj – sięgnąłem po mały pakunek, po czym ściągnąłem z niego papier. Zaśmiałem się szczęśliwy. Trzymałem w rękach rysowany portret, przedstawiający naszą przytuloną dwójkę. Jakbyśmy uśmiechali się do aparatu.
- Nawet ujęli twój wyszczerbiony ząb – chłopak wskazał na mój uśmiech na portrecie.
- Co? Nie mam przecież...
- Masz – chłopak odwrócił się w moją stronę. Otworzyłem usta, a on przyłożył palec do rzekomo brzydszego zęba. - O tutaj.
- Ja nic nie wiem – kiedy to powiedziałem, prawie ugryzłem go w palec. Kiedy chłopak sięgał po kolejny prezent, sprawdziłem językiem, czy mówił prawdę. Skąd ja go mam?
- To od twojego taty – podał mi kolorową kartkę.
- Ciekawe co to może być – rozwiązałem wstążkę i oddałem chłopakowi, aby wyciągnął coś ze środka. Były to kolejne skrawki papieru. Zajrzałem mu przez ramię.
- To czterodniowy pobyt... w Paryżu – powiedział zdumiony. Ja także nie kryłem zdziwienia.
- Na prawdę? - pokiwał głową. Długo przyglądaliśmy się biletom, które miały nas za miesiąc wysłać do Paryża. Szeroko się uśmiechnąłem. - Nie pomyślałbym nigdy o czymś takim – zaśmiałem się.
- Musiał dużo na to wydać – powiedział Shu. - Gdzie on pracował?
- W więzieniu, był klawiszem. Może potem zmienił pracę – wzruszyłem ramionami. - Najwidoczniej miał odłożone.
<Mężu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz