Porcelanowa lalka jest piękna, stojąca za szklaną szybą może zachwycać przez wiele lat. Jest czymś, czym nie jedna kobieta chciałaby być, sprzedałaby własną duszę by stworzona do podziwiania, delikatna, mogłaby na zawsze być niezmiennie piękna, której najważniejszym zadaniem byłoby zmienianie fatałaszków, beztrosko patrzeć na świat przez różowe okulary i wzbudzać zachwyt nieskazitelnym wyglądem. Porcelanowa lalka jest wieczna, dopóki ktoś nie przyjdzie i jednym nieostrożnym ruchem ręki nie strąci jej na ziemie. Nieświadomość, że jest zwykłą zabawką, przekleństwo niezmienności sprawi, że nawet w obliczu niechybnej śmierci blady strach przed końcem nie obleci nieruchomej twarzyczki, nie będzie cierpieć, nawet w ukryciu i ciszy, a kawałki porcelany, mimo najszczerszych chęci, będą nadawać się tylko do śmieci. Ja właśnie po raz kolejny czułam się jak taka mała dziewczynka, która przez nieuwagę straciła zabawkę. Zawód niepochodzący z utraty tylko z rozczarowania, że zabawka mogła być wytrzymalsza, lepsza. Że mimo swojej początkowej fascynacji szybko okazało się, że nie jest zbyt wiele warta, więc prędzej czy później, tak czy inaczej, byłaby odstawiona w kąt.
Odsunęłam lampkę kreślarską, a narzędzia położyłam na stole, jednocześnie odchylając się na krześle do tyłu, nie mogłam się skupić. Nachodzące mnie co chwile myśli nie pozwalały pracować, a coraz bardziej uciążliwe uczucie znużenia niebezpiecznie paliło. Już dawno znudziło mnie towarzystwo wyższych sfer, każdy jeden z nich jest tak samo przewidywalny, zero oryginalności. Niczego im w życiu nie poskąpiono, beztrosko przeżywają każdy dzień skoncentrowani na bzdurnych sprzeczkach między sobą. Jednak gdy odbiera się im wszystko po kolei, światek, do którego należeli tylko i wyłącznie ze względu na swoje bogactwo, umiłowane pieniądze, nagle dosłownie wszyscy jak jeden mąż, mimo wcześniejszych nieporozumień, zachowują się nad wyraz zgodnie. Dramatycznie chcąc utrzymać swoją pozycję, rzucają się w wir desperackich prób ratunku by na końcu tak czy tak sięgnąć dna. Mieszanie im w głowach było najzwyklejszym marnotrawieniem czasu, zachowując się jak identyczne kopie, nie wnosili żadnego pierwiastka nowości. A ja potrzebowałam czegoś nowego, nie tak oczywistego i bezwartościowego.
Gdy zaczęło się przedstawienie, a plac, gdzie jeszcze przed momentem kłębiło się mnóstwo widzów pędzących, by zająć jak najlepsze miejsce, opustoszał, sama podeszłam do głównego namiotu, by stanąć u szczytu widowni. Nie przyszłam jednak oglądać pokazu, mimo że tak naprawdę nigdy w całości go nie obejrzałam, to w ogóle on mnie nie interesował. Zamiast tego przyglądałam się widzom i ich reakcjom, nie spiesząc się, przenosiłam wzrok od osoby do osoby, dokładnie obserwując i zapamiętując emocje wywołane sztuczkami. Na pomalowanych twarzach małych dzieci zachwyt pojawiał się, gdy tylko pierwsze zwierzęta weszły na arenę, skaczące przez płonące obręcze czy po prostu urzekające swoim rzekomym urokiem. Starsi, bardziej wymagający, byli pod wrażeniem zagrożenia związanego z rzucaniem nożami czy teatrem ognia. Każdy jednak z niecierpliwieniem i zapartym tchem czekał na akrobatów, a w momencie ich pojawienia się śmiech i okrzyki radości zastąpiło wyczekujące napięcie. Podniebne pokazy były punktem kulminacyjnym, dla których zdecydowana większość kupiła bilety. Nie rozumiałam, dlaczego one wzbudzały największe emocje, czy dziecięce marzenia o lataniu mimo maski starości i zgorzknienia nie uleciały z czasem, tylko zaszyły się gdzieś głęboko, by w takich momentach dały o sobie znać? Chwilowe oderwanie się od rzeczywistości, czy może ono być aż tak cenne? W ślad za widownią także podniosłam głowę, tuż przy samym suficie na jednym z trapezów kołysał się mężczyzna by w akompaniamencie oklasków i pisków zachwytu, a także trzymającej w napięciu muzyki, skoczyć na drugą poprzeczkę, a następnie zejść niżej. Rozległa fala braw rozlała się po namiocie gdy chłopak stanął już na ziemi i ukłonił się. Decyzję szybko podjęłam, skoro ktoś, balansując na krawędzi i idiotycznie ryzykując swoje życie, wzbudza aż taki podziw, uznanie, a im efektywniejszy i bardziej niebezpieczny trick, tym większa radość i zdumienie pojawia się na twarzach, co się stanie gdy spadnie? Gdy widownia będzie mogła w jednym momencie podziwiać, by w następnym krok po kroku obserwować upadek z wyżyn możliwości na kompletne dno? Czy wtedy chwała i uwielbienie zmienią się bezlitośnie w pogardę? A może litość? A on? Załamie się i będzie lawinowo odnosił następne porażki, coraz bardziej zatracając się czy wręcz przeciwnie, jeszcze ciężej będzie pracował, by ponownie dojść na szczyt i urzekać publiczność?
Stojąc w wejściu, po raz pierwszy obserwowałam próby do najbliższych występów. Skok, skok, piruet. Na każdym kroku akrobaci i gimnastyczki niestrudzenie ćwiczyli swoje skomplikowane układy, doprowadzając je do niemalże perfekcji. Jednak gwiazdy poprzedniego wieczoru nigdzie nie widziałam, a to głównie dla niej tu przyszłam. Chciałam się przekonać czy nie licząc swojego talentu, który jest tak podziwiany w czasie występów, ma jakąkolwiek wartość. Nieco rozczarowana bez słowa wyszłam, żeby wrócić do pracy. Musiałam w końcu stworzyć coś specjalnego, coś, dzięki czemu będę mogła ujrzeć inne emocje na widowni, nie tylko radość i niezrozumiałe dla mnie rozmarzenie. Coś, co wzbudzi emocje we mnie.
<rezerwejszyn>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz