Ostatnie dni były dosyć ciepłe, wręcz za ciepłe. O wiele lepiej znoszę chłód od gorąca, dzisiejsze zachmurzone niebo było więc dla mnie wybawieniem. Nie do końca wiedziałam, co miałam w głowie decydując się na podjęcie pracy w tym miejscu. Z jednego cyrku do drugiego. Być może i będą się ze mnie śmiać, wstydzić się mnie, brzydzić się mną, ale to chyba nastąpiłoby w każdym środowisku do jakiego bym się przeniosła. Są jednak osoby, które potrafią zrozumieć to, że praca to tylko praca i nie należy przez nią oceniać drugiego człowieka. Zresztą, nieważne. Je*ać.
- Trzymaj się, Ron - powiedziałam jeszcze na odchodne do psa. Stał niespokojnie pośrodku kojca, będącego dla niego dosłownie życiową klatką. Co jednak miałam poradzić widząc cierpienie tego zwierzęcia bez żadnej winy? Blizny oraz wciąż gojące się rany na jego białym ciele nadawały mu wygląd pokonanego, upadłego anioła. Mimo wszystko w jego oczach wciąż można było dostrzec skupienie, wręcz wrogość. Nie ufał nikomu, nawet mi, wciąż śmiem wątpić, że zdaje sobie sprawę z moich czystych co do niego intencji. Nadal traktuje mnie raczej jako nieprzyjaciela, ale powoli wszystko się zmienia. Jak dotąd nie był nauczony co to czułość, normalne życie. Za pracę otrzymywał jedzenie, natomiast za źle wykonaną robotę karę cielesną. Nie chcę wiedzieć, co to biedaczysko musiało przejść przez te wszystkie lata służby na terenie burdelu. Odeszłam od klatki na dobre paręnaście metrów, ale gdy ponownie się odwróciłam Ron wciąż stał dokładnie w tej samej pozie, wlepiając we mnie swoje szeroko otwarte oczy. Być może utrzymywanie takiej bestii przy życiu nie jest dobrym pomysłem, rozsądniej byłoby go uśpić, ale wciąż miałam nadzieję na powodzenie w tej kwestii. Przyzwyczajenie do siebie psa było jednym z moich głównych celów od ostatnich paru dni. Fakt, że jednym z mężczyzn, którzy doprowadzili Rona do obecnego stanu był mój chłopak - właściwie to już ex chłopak - dodatkowo mnie rozwścieczało. W głębi serca miałam nadzieję, że skończył gorzej od zwierzęcia.
Wróciłam do namiotu, rozsiadłam się wygodnie na łóżku, po czym odpaliłam laptopa i włączyłam muzykę w tle, zaczęłam się malować. Trochę korektora, narysowałam również kreski eyelinerem oraz podkreśliłam usta barwiącym na czerwono błyszczykiem. Wyłączyłam sprzęt, ubrałam się w czarne, krótkie spodenki, miętowy top na ramiączkach odsłaniający brzuch oraz czarną rozpinaną bluzę, którą zapięłam do połowy. Postanowiłam się rozejrzeć po miejscu pracy; Pik tłumaczył mi, że jeśli będę potrzebować pomocy w czymkolwiek mam się odezwać do niego lub do innych pracowników czy też artystów. Ciekawe, czy ludzie tutaj w ogóle są cywilizowani. W końcu cyrk raczej nie kojarzy się z typowymi osobowościami. Należą do niego raczej osoby ze szczególnymi umiejętnościami, ciekawą przeszłością, wielkimi planami. Albo i też tacy jak ja - szukający zajęcia, mieszkania i jakiegoś źródła zarobku.
Pochodziłam chwilę po terenie cyrku. Wszystko wyglądało dla mnie tak samo. Kolorowe namioty, jakieś drzewa wokół. Naprawdę abstrakcyjnie, czyli cyrkowcy nie tylko na scenie muszą przypominać klaunów? Weszłam do jednego z "budynków". Stołówka? Na to mi to właśnie wyglądało. Przeszłam dalej, niewielki namiot. Weszłam ostrożnie do środka i zaraz zorientowałam się, że tak naprawdę nie jest to ogólnodostępne miejsce, a czyjeś mieszkanie, podobne do mojego. Rozejrzałam się chwilę na boki, nikogo nie było. Nie powinnam grzebać w czyichś rzeczach, tym bardziej że nie wiedziałam, gdzie podziewa się ich właściciel. Dlatego tylko jeszcze raz omiotłam wszystko wzrokiem, po czym podeszłam do łóżka i na nim usiadłam. To nie fair, zdawało się być znacznie wygodniejsze od mojego... Sprawdziłam godzinę na telefonie, dochodziła trzecia po południu. Westchnęłam cicho, wstałam z zamiarem opuszczenia namiotu, jednak drogę zagrodziła mi nieznajoma osoba właśnie wchodząca do środka. Czyli jednak mam w życiu pecha, no cóż.
- To, zdaje się, nie mój namiot - uśmiechnęłam się lekko, udając, że weszłam do środka przypadkowo.- Jestem tutaj nowa, wszystko wygląda dla mnie zupełnie tak samo, wybacz - dodałam po chwili.
<Ktos?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz