Ile to już minęło? W sylwester będzie to 3 rok, odkąd tutaj dołączyłem. To śmieszne, jak teraz, wiedząc skąd pochodzę i kim jestem, w pewnym sensie wydoroślałem, wspominam siebie, z jeszcze nie tak dawna, raptem nie całe 3 lata temu. Nigdy nie zapomnę tego dziwnego uczucia paniki i strachu, wymieszanych z ciekawością i fascynacją nowym światem - wtedy był dla mnie światem niezwykłym i niespotykanym, teraz zostało tylko niezwykłe miasteczko, które do dziś poznawałem. Ciekawił mnie każdy najmniejszy skrawek tej betonowej dżungli, w której zamiast zwierząt, istnieją ludzie. Czasami się zastanawiałem, czy gdybym urodził się w normalnej, a nie patologicznej rodzinie (słowo patologiczny poznałem przypadkiem na jarmarku i chociaż Vivi starał się skrupulatnie mi to wyjaśnić, dopiero porównanie do mojego ojca rozjaśniło mi całość), skończyłbym szkołę, znalazł pracę i założył rodzinę. Jednak za każdym razem dochodziłem do jednego wniosku - niczego mi nie brakowało. Las był moim domem, Vivi rodziną, cyrk przyjaciółmi. To chyba najlepsze zakończenie dla takiego zdziczałego odmieńca, jak ja.
Dnie mijały coraz szybciej, jesień nie była moją ulubioną porą roku. Musiałem się pożegnać z większością leśnych przyjaciół, brakowało mi też niedźwiedzia, który odszedł bardziej na północ, w kierunku gór. Obiecał, że kiedyś wróci, ale pierwszy raz mu nie wierzyłem. Miałem wrażenie, że tej jesieni widzę go po raz ostatni. Zima także nie miała należeć do najprzyjemniejszych, moja przyjaciółka łania padła ofiarą głodnego wilka. Taka byłą kolej rzeczy i nic nie mogłem na to poradzić - na szczęście pozostawiła po sobie dwa zdrowe cielęta, aktualnie pasące się na łące. Regularnie je odwiedzałem i pilnowałem, gdybym nie pracował w cyrku, na pewno poświęciłbym im cały swój wolny czas.
Dzisiejszy dzień był ciężki. Spłoszony lew wpadł na magika, który niekontrolowanie poparzył go ogniem (dalej nie rozumiałem, jakim cudem mógł go sam wytwarzać w dłoniach) w łapę, należało zawiadomić weterynarza, ale nagle wszystkie telefony w okolicy przestały działać, więc polegali jedynie na mnie. Po dłuższej rozmowie ze zwierzęciem dowiedziałem się, że nie trawił nowego spektaklu, w którym ma przeskakiwać przez obręcz. Miał wrażenie, że się w niej zatrzaśnie. Potem jedna z żyraf zahaczyła o skaczącą akrobatkę, w wyniku czego dziewczyna skręciła kostkę. Na zakończenie dnia z kojca uciekły wszystkie szczeniaki, jakie urodziła bezdomna suczka. Przypałętała się kilka tygodni temu z ciężarnym brzuchem i aktualnie posiadała pięć kolorowych kundelków (niestety szósty, najmłodszy, nie poradził sobie i przestał oddychać godzinę po porodzie).
Kiedy słońce zaczynało chować się za horyzontem, a ja wreszcie mogłem odetchnąć, poszedłem do lasu. Vivi akurat przyjmował Smiley, która skarżyła się na ból w ramieniu. Moim celem była łąka, na której powinny spać wszystkie sarny, ale po drodze spotkałem coś nowego: białego dobermana. Na mój widok postawił uszy, zjeżył sierść na karku i zaczął warczeć.
~ Czego chcesz człowieku? ~ usłyszałem go. Kucnąłem, aby być na równi z nim.
~ Co tu robisz tak późno? Nie masz domu? ~ zaszczekałem. Zdziwiony pies poruszył uszami i tylko bardziej się zgarbił.
~ Rozumiesz mnie? ~ pokiwałem głową. Po krótkiej chwili ciszy przestał warczeć, ale nie stracił czujności. ~ Drzwiczki były otwarte, więc wyszedłem na spacer.
~ I się zgubiłeś? ~ pies niecierpliwie poruszył nosem.
~ Goniłem zająca i wpadłem w kolce ~ położył się na ziemi, ale dalej uważnie mnie obserwował. Nie ruszałem się, nie wyglądał na chętnego do przytulania.
~ Wyjąć? ~ zaproponowałem. Pies mierzył mnie wzrokiem w ciszy. Po chwili się podniósł i podszedł do mnie, bardzo ostrożnie. Wąchał mnie. Wyciągnąłem w jego stronę rękę, więc zawarczał. ~ Tylko powąchaj, nie dotknę cię ~ zapewniłem, ale nie był przekonany. Z daleka zapoznał się z moim zapachem.
~ Pokaż tylko drogę powrotną ~ zrezygnował z mojej pomocy. Nie lubił ludzi. Nie mogąc nic z tym robić, jedynie zgodziłem się go zaprowadzić do cyrku. Powoli wstałem, odwróciłem się do niego plecami i ruszyłem do domu. Może Vivi już skończył?
<Dana? Piesek ci uciekł>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz