To był zły pomysł. Czułem w kościach, że podążanie w kierunku światła nie jest dobre. To było to samo, jak kierowanie się w stronę światła, będąc w ciemnym tunelu i stojąc na torach kolejowych. Szliśmy w paszczę lwa, a Cherubin najwidoczniej nie miał zamiaru się zatrzymać. Miałem dwie opcje: albo uciec, albo iść z nim. Pierwsza wydawała mi się najwygodniejsza, a nawet najrozsądniejsza. Po co my się pchamy tam, gdzie nas nie chcą? Gdyby to nie było nic podejrzanego, na pewno nie byłoby ukryte w głębi jaskini. Z drugiej jednak strony jeśli go zostawię i coś mu się stanie, jak na złość moje sumienie się odezwie – i chociaż staram się je silnie zdusić i pozbyć, ono dalej do mnie wracało. Tak jak teraz, nie pozwalało mi uciec, chociaż strach sam zaganiał moje nogi do tyłu.
W końcu dotarliśmy do źródła światła. Na końcu skalnego korytarza mieściła się dziura w podłodze. Nie była duża, miała może pięćdziesiąt centymetrów średnicy, trochę jak ogromna pizza. Z niej wydobywało się nie tylko światło, ale również głosy. Kucnęliśmy przy otworze i uważnie nasłuchiwaliśmy. Wśród skrzypienia metalu i dźwięku podobnego do paralizatora, usłyszeliśmy głosy dwóch kobiet.
— Ciężko mi stwierdzić.
— Może mu starczy tyle? Ile potrzebuje mocy?
— Nie mam pojęcia. Ponoć planuje coś dużego — w głosie usłyszeć można było sarkazm.
— Dużego jak jego pijacki brzuch — po jaskini rozległ się cichy śmiech, który został przerwany mocnym uderzeniem o ziemię.
— Znowu jakieś pogaduszki? Skończyłyście robotę? — głos należał do mężczyzny.
— Szukanie źródła magii jest czasochłonne, a tym bardziej pobieranie go — wyjaśniła posępnym głosem.
— Mnie to nie obchodzi. Szef przyjdzie tu jutro i chce zobaczyć rezultaty, a na razie jesteśmy w czarnej dupie! — krzyknął, ponownie uderzając czymś ciężkim w ziemię. Nastała cisza, podczas której oboje z Cherubinem spojrzeliśmy po sobie. W końcu zanurzyłem głowę w otworze, z czystej ciekawości. Chciałam się dowiedzieć, co tam się działo.
Moim oczom ukazało się laboratorium. Duże maszyny, podłączone do siebie szarymi rurami i przezroczystymi linkami. W pomieszczeniu znajdowało się kilka osób: cztery kobiety w białych kitlach i maskach na twarzy oraz sześciu mężczyzn, stanowiących najwidoczniej straż. Moją uwagę przykuła osoba w jednej z maszyn, która przypominała jakąś komorę. Z łatwością rozpoznałem w niej Diane. Miała zamknięte oczy i podłączone do ciała kilkanaście kabelków, w których coś płynęło. Do jej głowy również były przyczepione kabelki, ale cieńsze, wyglądały, jakby przewodziły prąd. Widząc to, złapałem mocno ramię Cherubina, po czym wyciągnąłem twarz i wskazałem palcem na dół, aby sam to zobaczył. Kiedy to on przyglądał się całej sytuacji, na dole ponownie rozległy się głosy.
— Ona jest Czysta — maszyna została wyłączona.
— Kur… — ten sam mężczyzna ponownie uderzył w ścianę. Potem okazało się, że cały czas walił w nią swoją metalową dłonią.
— Dawaj kolejną osobę.
— Na razie nikogo nie mamy.
— Przecież nie dawno wywołaliśmy trzęsienie ziemi, aby można było kogoś porwać — pojawił się nowy głos.
— Jeszcze nie wrócili — po tych słowach dziewczyna fuknęła. Chcąc zobaczyć, co dalej się działo, wyciągnąłem głowę chłopaka na zewnątrz i sam zająłem jego miejsce. Niestety zbyt pospiesznie to zrobiłem, przez co za mocno się pochyliłem do przodu i poleciałem w dół. Cherubin chciał mnie jeszcze złapać i wciągnąć, ale poskutkowało to tym, że sam również wypadł przez otwór w podłożu. Jak na złość wylądował na mnie, a ja poczułem, jak obijam całe ciało o twardy grunt i na moment tracę oddech.
Wszyscy się obrócili i spojrzeli na nas.
— Szpiedzy! — krzyknął mężczyzna i wskazał na nas. Kiedy ja leżałem obolały na ziemi, Cherubin zdążył się podnieść, a nieznajomi ruszyli na nas. Chłopak chwycił mnie za ramię i starał się mnie podnieść, ale po chwili został odciągnięty przez jednego z nich. Widząc to, momentalnie się teleportowałem.
Leżałem teraz na plaży, na tej samej, od której rozpoczęliśmy poszukiwania. Wiedziałem, ze to nie był dobry pomysł. Mogliśmy zostać w cyrku i się niczym nie przejmować, ale zamiast tego wpakowaliśmy się w kłopoty. Co to byli za ludzie? Z rozmowy wywnioskowałem, ze to oni stali za tymi dziwnymi zjawiskami, które pojawiały się od kilku dni. Trzęsienia ziemi, porywanie ludzi… z początku myślałem, że za tą drugą rzeczą są odpowiedzialne te potwory, ale teraz sprawa wyglądała całkiem inaczej. Co robić. Co tu robić?
Wstałem, czując, jak moje kości proszą się o mocny masaż. Okropnie uderzyłem w ziemię, aż na moment wtedy zabrakło mi powietrza. A teraz czułem się okropnie, miałem nawet ochotę wymiotować, ale to uczucie szybko mi przeszło. Zamiast tego przypomniałem sobie o towarzyszu, którego zostawiłem w jaskini. Cholera… Znowu to zrobiłem. Zawsze w pośpiechu sam się teleportuje i wszystkich zostawiam. Powinienem wrócić? W sumie, to nie mam ochoty…
Teleportowałem się z powrotem do jaskini. Na początku mnie nie zauważyli, ale kiedy się poruszyłem, momentalnie ruszyli w moją stronę. Cherubina nigdzie nie widziałem, dlatego ciągle teleportowałem się w różne miejsca po jaskini.
— Macie go złapać! Jest Źródłem! — powoli brakło mi tchu, a chłopaka dalej nie widziałem, kiedy nie usłyszałem jego głosu. Teleportowałem się za maszynę, w której ostatnio leżała Diane. Aktualnie chcieli do niej wsadzić chłopaka, któremu właśnie wyciągali strzykawkę z ramienia. Prawdopodobnie to był środek nasenny, przynajmniej tak zgadywałem, skoro dziewczyna leżała w maszynie z zamkniętymi oczami i nawet po jej wyłączeniu ich nie otworzyła, ale na pewno oddychała. Nie mogła być martwa. Prawda?
Podbiegłem do Cherubina i go złapałem, teleportując nas w inne miejsce, a przy okazji, zabierając ze sobą dwóch mężczyzn, którzy go trzymali. Gdy wylądowaliśmy na środku cyrku, zabrakło mi powietrza. Upadek oraz ciągła teleportacja nie były dobrym połączeniem. Odsunąłem się trochę od Cherubina i trzymających go dwóch mężczyzn. Z dwójką powinno mi gładko pójść. Wyciągnąłem noże spod koszuli, będąc gotowy do zabawy.
Cherubin? Ile jeszcze wytrzymasz po tym zastrzyku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz