Załóżmy, że zostałem wrobiony. Załóżmy, że ktoś tak bardzo ma mnie dość, że chce się mnie pozbyć. Załóżmy. Skąd mam wiedzieć, kto to był? im jestem starszy, tym mam więcej wrogów lub coraz więcej ludzi, ma mnie dosyć. Czy oni nie mogą się zdecydować? Najpierw sami każą mi zakładać czapkę i ukrywać łeb, a potem maja do mnie pretensje, że się bronie. Jaki niepełnosprawny byt wymyślił takie zasady na świecie?
- Łatwiej dojdziesz do przestępcy samemu węsząc, niż mnie pytając, komu się naraziłem. Dobrze ci się wydaje, że każdego wkur*iam - powiedziałem głośno, aby mnie usłyszał. - Ale to oni zaczęli - dodałem już do siebie, więc chłopak tego nie usłyszałem. Na jego twarzy znowu pojawił sie uśmiech, ale tym razem na króko. Co z nim było nie tak? Czyżbym trafił na jakiegoś sadystę, który uwielbia patrzeć na problemy innych? W tym przypadku, na moje? Śmiem wątpić, moje problemy, to teraz jego problemy, czy mu się to podoba, czy nie.
Vogel przez moment myślał. Spojrzałem na niego, obserwował to, co znajdowało się przed nim, czyli morze i piasek, a na horyzoncie mieniące się w promieniu słońca bydynki. Podniosłem głowę wyżej, na niebo, by zobaczyć lecące mewy. To mnie jakoś uspokoiło, w wyniku czego westchnąłem i usiadłem na piasku, twarzą do wody. Przypływajace fale wymywały brzeg plaży kilka metrów ode mnie. Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo było tu cicho.
- Wiesz, że kiedy uda nam się odkryć, kto cię wrobił, potem też nie będziesz mógł wkurzać innym? - głos pracownika przerwał tę ciszę, więc skierowałem w jego stronę rozeźlone spojrzenie. Chociaż się nie uśmiechał, widziałem, że miał rozbawioną twarz. Po chwili ruszył w moim kierunku i usiadł nie daleko mnie. - A wieczne ucieczki ci nic nie dadzą. - dodał jeszcze.
- To pierwsze, to wiem. A to drugie jakoś dobrze mi wychodzi - prychnąłem.
- A rezultaty już nie - nic nie odpowiedziałem. - Słuchaj, nie będę ci prawić morały, od tego są rodzice, ale jakimś cudem, przez prymas Pika, dostanę z tobą za ciebie po głowie. Więc dobrze by było, jakbyś nauczył się zachowywać. I nie rzucać nożami w ludzi - dodał. Spojrzałem na niego ze zmarszczonym czołem. - Diane już wszystkim powiedziała.
- To był wypadek - podkreśliłem.
- Trzy razy?
- Chciała mi zrobić na złość i pałętała się przy tej tarczy - wyjaśniłem, unosząc głos.
- Wieć było trzeba zaczekać. Trochę cierpliwości - nie miałem już ochoty tego drążyć, więc jedyne co zrobiłem, to mruknąłem cicho pod nosem coś niewyraźnego i zamilkłem. - Eh... - chłopak wyciągnął ręce do tyłu i oparł je o piasek. - Pomyślmy od czego zacząć śledztwo - zmienił temat.
- Zbadać miejsce sprawy i wypytać świadkó - powiedziałem. Vogel przez moment milczał, aż parsknął krótkim śmiechem.
- Przepraszam - powiedział szybko. - Ale to zabrzmiało, jakbyś znał na pamięć wszystkie kryminały - wyjaśnił. Prychnąłem i lekko się uśmiechnąłem.
- Takie sprawy nie występują tylko w kryminałach - wstałem z piasku. - Jak skończyłem się ze mnie naśmiewać, to wstawaj i wracamy. Ja zobaczę ten namiot, a ty popytasz ludzi, ze mną nie będą chcieli gadać.
- Ooo... a myślałem, że tu rozwiążemy sprawę - westchnął. - Powiesz mi przynajmniej, co to za miejsce - złapałem go za rękę, nie czekając, aż wstanie.
- Alcossebre - powiedziałem i nas przeniosłem z powrotem do cyrku. Kto by pomyślał, że zacznie padać.
<Vogel? Czas przejść dalej>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz