Gdy Ozyrys wyszedł ze sprzedawanego lokalu, momentalnie stracił resztki mojej i tak niezbyt dużej uwagi. Właściwie tylko wspomniałam, żeby przyszedł do mnie nazajutrz i zostawiłam go samego sobie. Dużo bardziej o dziwo, zamiast trzeba było przyznać dość przyjemnego dla oka większości kobiet czerwonowłosego, interesował mnie ten spocony na samą myśl, że jego szubrawy przekręt mógłby wyjść na jaw, łysawy prostak z dużo za dużym brzuchem. Był kimś, kto kompletnie nie życząc sobie tego, ściągnął na siebie zainteresowanie, za czym szły spore kłopoty. Kimś, kto nieświadomie, być może, jeśli niefortunnie nie okaże się jednym wielkim, gorzkim rozczarowaniem, zapewni mi zajmującą rozrywkę na dłuższy czas. Niezgodności w dokumentach mogły być dopiero szczytem góry lodowej, całą resztę głęboko ukrytą moim obowiązkiem było wydobyć na światło dzienne. A było tak wiele możliwości, tak wiele opcji, nierozwiązanych jeszcze tajemnic, którymi obłożona jest ta zatęchła rudera. Ona sama w sobie, szowinistyczny właściciel, od którego prostactwo czuć na kilometr, czy jego nieodkryty współpracownik, będący zapewne nieco bardziej rozgarniętym niż posiadacz sklepiku.
Mimo najcieplejszej pory roku, jaką jest lato, nieprzyjemny wieczorny chłód nie zachęcał do jakichkolwiek spacerów. Wdzierał się we wszystkie zakamarki, przeszywał na wskroś, powodując uciążliwe dreszcze u każdego, kto odważył się opuścić bezpieczne schronienie, przywoływał tęskne wspomnienia letniego i przede wszystkim ciepłego dnia. Opatulona lekkim, niezbyt długim płaszczem przedzierałam się między powiewami porywającego wiatru. Nawet nie próbowałam ratować się parasolką przeciwdeszczową, mocne powiewy już na samym początku powyginały druty konstrukcji stelaża parasola, a deszcz i tak już nie padał aż tak zaciekle, jak na początku wieczoru.
Podczas kolejnego z tak częstych, że prawie rytualnych nocnych spacerów po miasteczku i okolicach, które, w co drugą, o ile nie w praktycznie każdą noc sobie urządzam, nogi same, jakby tknięta jakim przeczuciem, zaprowadziły mnie pod nieduży lokal, który nie tak dawno oglądałam w towarzystwie Ozyrysa. Drzwi i okna były widocznie porządnie zamknięte, jednak w szparach między deskami w okiennicach błyszczały delikatne smugi światła świadczące o czyjejś niezaprzeczalnej obecności. O tak później porze w opustoszałym i zatrwożonym przez bestie ciemności niewielkim miasteczku nie powinno być nikogo, nie licząc śmiałków, którzy mają coś do ukrycia, coś, o czym można rozmawiać tylko pod osłoną mroku. Za tą drewnianą, okienną zasłoną, za ścianą odgradzająca zimną noc od ciepłego wnętrza kryli się ci, którzy swoim zachowaniem wzbudzali moją nieodpartą ciekawość. Co nimi kierowało, jakie dokładnie były ich cele? Czy motywowani chciwością robią to ze zwykłej ludzkiej pazerności? Nie sądziłam, że kierowała nimi jakaś głębsza, w tym momencie niezrozumiała ciągle dla mnie racja. Nie mają chorej żony, syna, kuzynki ciotecznej od strony szwagra i nie zbierają żadnych pieniędzy na ratującą życie operację czy niezbędną rehabilitację. Nie wspierają
dziecięcego hospicjum, by spełnić ostatnie życzenia dzieci, ani domu starców, by zapewnić im godny koniec życia. Nie ma tu żadnej innej ckliwej historii, żadnego przejawu empatii. Mężczyzna, którego miałam niewątpliwą przyjemność spotkać, zdecydowanie nie wyglądał na miłosiernego samarytanina odejmującego sobie od ust, raczej ochrzciłabym go mianem żarłocznej szui chcącej jak najdłużej stać przy korycie. Typ człowieka, który nie mając za grosz godności, ograbi z resztek dokładnie każdego, kto stanie mu na drodze, żeby tylko napchać swoje własne kieszenie jeszcze bardziej, mimo że i tak nic się w nich już nie mieści. Ozyrys, a tak właściwie ja, czego właściciel lokalu nie był świadomy, nie byłam wcale wyjątkiem. Jeśli tylko byłoby to możliwe, zatrzymałby i moje pieniądze i lokal, który planuję za nie nabyć, by w przyszłości kolejnego chętnego na zakup okpić na grube tysiące.
Potrzebowałam wiedzieć dosłownie wszystko, wywlec ich najmroczniejsze sekrety, o których oni sami nawet nie wiedzą, a w odpowiednim momencie wykorzystać je przeciw im samym. Zobaczyć, jak obracają się przeciwko sobie, walczą ze sobą, bezlitośnie skaczą sobie do gardeł, oskarżając się wzajemnie o całe zło, które ich spotyka, pogrążając się przez to w niekończącym się chaosie, by na samym końcu zapewne upaść, stoczyć się nieodwracalnie na dno. Poruszenie w środku było wyraźnym symbolem, że i na mnie przyszedł czas. Nie chciałam, aby nikt niepowołany przyłapał mnie o takiej porze pod lokalem.
Spałam nieco ponad godzinę, rozmyślanie nad wciągającym epizodem nie pozwalało mi odejść na dłużej do krainy snu. Przewracając się z boku na bok, cały czas snułam pobożne życzenia, ciche modlitwy, by dmuchany balonik nadziei, które wiązałam z niedaleką przyszłością, nie pękł z hukiem.
Kilka minut przed siódmą podniosłam się z łóżka, żeby punkt ósma wyjść ze swojego lokum, gdzie ponownie powinien czekać Ozyrys.
Ozyrysie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz