17 lip 2022

Ozyrys CD The Beast

- Posłuchaj, zrobimy mały eksperyment – zaczął mówić. – Zawsze uciekasz do miejsca, w którym jest przestrzeń i niczego nie możesz spalić. Spróbuj teraz poćwiczyć tutaj – obrócił ręką wokół siebie, wskazując na cyrk, na kolorowe namioty i tak samo barwne dekoracje, które nadawały temu miejscu charakteru. – Może jak twój umysł będzie wiedział, że tutaj istnieje pewne ryzyko, to może bardziej się skupisz i mocniej utrzymasz swoją moc w ryzach – Red zacisnął dłonie, pokazując mi, jak mocno powinienem trzymać swój płomień. Popatrzyłem na niego niepewny pomysłu, a nawet z lekkim rozbawieniem, że wierzył w to, co mówił. – Musisz zwalczać ogień ogniem – dodał jeszcze, a ja zwiesiłem głowę, by nie zobaczył mojego uśmiechu. Tak samo mówił kierowca audi, który zatrzymał się na szosie i postanowił zabrać zmokniętego nastolatka z drogi i podwieźć go, gdzie będzie chciał, a przywiózł go do pobliskiego miasta. Ten kierowca nie wiedział, że zwalczając ogień ogniem będzie go na tyle dużo, że mogą spłonąć wszyscy wokół. 
- Mi też się ten pomysł nie podoba – przyznała Gatta, kładąc mi dłoń na prawym ramieniu, jakby czytała mi w myślach. – Ale jesteś tu od dwóch lat i trzeba coś z tobą zrobić – dodała, nim oddaliła się na bezpieczną odległość, obserwując mnie jedynie ciemnymi oczami, w których widziałem zalążek nadziei. Szkoda, że ja jej nie miałem. 
- No dalej, spróbuj wykonać jedną, małą sztuczkę – zachęcał mnie Red. 
Westchnąłem, wiedząc, że nie mam z nim szans. W porównaniu do mnie, on tryskał energią, uśmiechał się do każdego i biło od niego tak pozytywną aurą, która sprawiała, że ciężko mu było odmówić; dlatego dzieci były jego małymi ofiarami, które zawsze robiły to, co kazał.
Wyciągnąłem srebrną zapalniczką i popatrzyłem na nią dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy pierwszy raz ją kupiłem. Pomyślałem sobie wtedy „Ona mi pomoże, będzie lepiej” i aktualnie pomagała mi tylko stworzyć ogień. Nie pomagała mi w okiełznaniu go, chodź bardzo tego pragnąłem. 
Przesunąłem dłonią nad zapalniczką, a potem nad płomieniem, zabierając go stamtąd. Schowałem szary przedmiot do kieszeni i spojrzałem na Reda, który tylko gestem ręki zachęcił mnie do dalszego wykonywania planu. Skierowałem wzrok na ogień, a następnie drugą ręką przesunąłem nad płomień. Czerwone ślady przechodziły między moimi palcami, zmieniały swoje położenie, aż w końcu nie uformowałem z ognia małego królika.
Dlaczego zawsze tworze króliki?”, zapytałem samego siebie, ale nie odpowiedziałem na to, tylko stworzyłem drugiego do pary i wypuściłem je w powietrze. Zwierzaczki skakały w powietrzu, odbijając się od niewidzialnego podłoża, kierowane moimi dłońmi. Na razie było dobrze. Z początkami nie miałem problemu, kiedy już zacząłem, mogłem spokojnie kontynuować, problem pojawiał się po kilku minutach, kiedy moje ręce zaczynały się robić ciepłe.
Red się uśmiechał i klaskał, widocznie był ze mnie dumny. Gatta stała obok i tylko się uśmiechała, obserwując ogniste zwierzęta, które tańczyły w powietrzu. Nagle mój wzrok dostrzegł tłum; był on niewielki, kilku cyrkowców i pracowników stanęło kawałek ode mnie i mi się przyglądali. Niektórzy obserwowali ognisty taniec nade mną, a inni patrzyli się prosto na mnie. Czując na sobie ich spojrzenia, zacząłem się pocić. Wydawało mi się, że jest mi okropnie gorąco, jakbym stał w ognistym kręgu. Oczami wyobraźni zobaczyłem na ich twarzach szydercze uśmiechy i słyszałem słowa: Nie uda się jak zawsze. Tak naprawdę ja sam je wypowiedziałem pod nosem i to był początek końca. Moje dłonie stanęły w ogniu i tym razem naprawdę zaczęły się palić. 
Cofnąłem ręce i zgasiłem na nich ogień siłą umysłu, w efekcie czego czerwone, ogniste zwierzęta, które przed chwilą niosły radość i pociechę, teraz wybuchły, pozostawiając po sobie jedynie siwy dym, który wiatr rozniósł po całym terenie. Ludzie zaczęli kasłać, przyduszeni dymem, a ja machałem dłonią przed siebie, aby go odegnać. 
- Nie było tak źle – usłyszałem Reda, który chował nos pod koszulką. Podszedł do mnie i poklepał mnie w plecy. – Niczego nie podpaliłeś, więc uważam plan za udany – chciał mnie pocieszyć. Nie czułem się z tym wszystkim najgorzej, rzeczywiście nic nie stanęło w płomieniach, zamiast tego wszystko otaczał duszący dym, który piekł w nosie i gardle, jeśli się go wciągnęło. 
- Ta – tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. 
Wszyscy opuścili to miejsce, miało ono zostać puste, do czasu, aż wiatr odgarnie cały dym i zaniesie go w inny zakątek świata. W tym czasie postanowiłem posprzątać główny namiot, wiedziałem, że po ćwiczeniach niektórzy pozostawiają po sobie okropny bałagan. Nikt mnie nie prosił o pomoc, jak wcześniej, teraz robiłem to z przyzwyczajenia. Czułem się również potrzebny, wiedziałam, że chociaż sprzątanie po innych mi dobrze idzie.
Kto by pomyślał, że podczas chowania obręczy spotkam nowego członka trupy, który zaoferuje mi przedziwną współpracę.

(...)

Popatrzyłem na niego, potem na wyciągniętą dłoń i znowu na niego, w jego chłodne oczy. Poczułem się tak samo, jak miałem dziesięć lat, gdy starszy „kolega”, zawieszany przez dyrektora już dwa razy, zaproponował mi coś na „rozluźnienie” – czułem obawę, zmieszaną z ekscytacją. Niestety wtedy jak i teraz znałem konsekwencje słowa „tak”, a mimo tego długo milczałem. Być może za długo, bo na jego twarzy zaczynało pojawiać się zniecierpliwienie, jednak mi zabrakło języka w gardle. Starałem się w tym czasie uzmysłowić sobie, jak on to sobie wyobraża. Byłem chodzącą ognistą destrukcją, wystarczył jeden nieodpowiedni krok, gest, dźwięk, a wszystko mogło stanąć w ogniu. Ogień był równie niezrównoważony co ja. Czy on naprawdę chciał ryzykować i współpracować ze mną?
- Muszę to przemyśleć – mimo strachu, nie odmówiłem. Dlaczego? Zainteresował mnie, twierdząc, że pomoże mi z moja mocą. Wiele osób już próbowało i tak naprawdę dzięki nim ten cyrk jeszcze stał i nikt nie leżał w szpitalu poważnie poparzony, niestety to było wciąż za mało, abym nie tracił kontroli. Sam sobie nie potrafiłem pomóc, wiedziałem, że potrzebuje nauczyciela, ale znalezienie kogoś z podobną mocą było jak szukanie igły w stogu siana. Chociaż on również się na niego nie nadawał (a może?) to jednak czułem, że każda pomoc mi się przyda.
Jednak czy chciałam ryzykować taką pomocą z obopólną korzyścią? Cóż, teoretycznie w taki sposób działa świat, ale praktycznie mogę komuś wyrządzić krzywdę. Jeśli nie jemu, to sobie lub komuś pobocznemu. Musiałem przemyśleć tą współpracę.
- Rozumiem – chłopak cofnął rękę, której nie zamierzałem na razie uścisnąć, w geście przyjęcia współpracy. Nie teraz, nawet nie wiem, czy kiedykolwiek. – Gdy się namyślisz, daj znać. Jestem pewien, że propozycja jest interesująca i dla ciebie bardzo korzystna – mimo, iż na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, jego oczy były zimne. – Spotkajmy się tu jutro o tej samej porze – dodał jeszcze. Gdy pokiwałem głową, mężczyzna pożegnał się krótkim gestem dłoni, odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Ja w tym czasie stałem i patrzyłem na jego plecy, czując się podobnie jak za młodu. Ten sam, silny i nieustępliwy charakter, jednocześnie dający ci do zrozumienia, że twoje życie nie ma znaczenia, odczuwałem po każdym powrocie ze szkoły do domu. To samo chłodne spojrzenie i mocny ton głosu, któremu ciężko jest się przeciwstawić. Nawet ten uśmiech, który był tylko namalowany na jego jasnej twarzy, nie był szczery – jego oczy go zdradzały.
Prawdopodobnie nie każdy wyglądał i zachowywał się jak moja matka. Powiedziałbym nawet, że nikt nie był jak ona, to tylko duchy przeszłości, kryjące się gdzieś z tyłu umysłu i dające o sobie znać prawie na każdym kroku i w każdej możliwej sytuacji, która wydawała mi się bez wyjścia. Czy ta się taka wydawała? Owszem. The Beast był… trudny. Jakaś część mnie czuła, że przeciwstawianie się mu to zły pomysł, z drugiej strony wiedziałem jednak, że lepiej narazić się jednej osobie, niż potem być sprawcą wielu pogrzebów.
- The Beast – zatrzymałem go, nim wyszedł z namiotu. Stanął i odwrócił w moją stronę głowę. W jego oczach zauważyłem ciekawość, kiedy w moich kryła się od dziecięcych lat ta sama niepewność, czy moja decyzja jest słuszna. Cyrkowiec czekał cierpliwie, aż do niego podejdę. – Chciałbym najpierw usłyszeć te szczegóły – wyjawiłem, ściskając lekko pięść w swojej lewej dłoni i ją chowając. Nie chciałem go uderzyć, taka myśl nawet nie pojawiła się w mojej głowie. Musiałem tylko w jakiś sposób rozładować swój stres, który pojawił się znikąd. – Ale nie na temat współpracy. Nie podejmę jej, póki nie nauczę się korzystać z mocy. Dlatego chce wiedzieć, jakbyś mi pomógł opanować to – powiedziałem. Niezależnie od tego, co powie, przyjmę jego ofertę, a raczej próbę pomocy, w opanowaniu mojego ognia. Wiedziałem jednak, że póki ogień będzie wybuchał albo opadał na przedmioty łatwopalne, nigdy się nie zgodzę. Nie chciałem ryzykować.

<The Beast? Próbuj>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz