To bardzo przyjemne uczucie, gdy wszystko idzie po mojej myśli i nie ma potrzeby, aby się czymś dodatkowym martwić. W tamtej chwili zresztą nie myślałem praktycznie o niczym. Jedynie mógłbym zadać sobie pytanie: dlaczego nie robimy tak częściej?
Rozumiem, że rodzicielstwo potrafi nieźle uderzyć do głowy, ale takie zabawy dla dorosłych są o wiele bardziej kuszące, niż ciągłe zmienianie pieluch, a też nie wydaje mi się, żebym po raz kolejny miał zajść w ciążę. Jeżeli coś takiego się zdarzy, to chyba uduszę Lenniego gołymi rękami i będę żyć do samego końca jako zakonnica. Choć jak miałbym być szczery na dłuższą metę i tak nie dałbym rady. W końcu nie uważam się za jakiegoś staruszka, aby rezygnować z życia, już będąc w takim wieku.
- Lennie. - wymruczałem, jednak jego imię szybko rozmyło się w głośny jęk, gdy ten nagle przyśpieszył swoje ruchy. Aktualnie już leżałem na łóżku, mając go nad sobą, co muszę przyznać, było jedną z lepszych pozycji, a szczególnie pod względem widoku. Choć w tamtej chwili nie na tym się skupiałem, a bezlitośnie jeszcze mocniej się w niego wczepiłem, wbijając paznokcie w jego ramiona. Już z niecierpliwością wyczekiwałem tego finalnego momentu. Tego przeze mnie upragnionego, od którego już dzieliły nas tylko sekundy i...
- Tata! - usłyszałem nagle, co zupełnie zbiło mnie z tropu. Lennie momentalnie przestał, kładąc się bardziej na mnie i naciągając bardziej na nas kołdrę, a ja zdębiałem, zauważając w namiocie Robina z naszym dzieckiem na rękach.
- Ach... Nie wiedziałem, że już wróciliście. - odezwał się Robin, bardzo zmieszany całą sytuacją. Chyba nie do końca wiedział, co tu się właśnie działo albo było mu mega głupio. Ja w sumie wolałem się nawet nie odzywać w tym momencie. Jedynie bardziej się schowałem w ramionach Lenniego, kładąc po sobie uszy z zażenowania i starając się uspokoić własny oddech. Nawet nie chciałem myśleć, jaki jestem czerwony na twarzy. Cieszę się, że przynajmniej Yuki jest na tyle mały, że w przyszłości nie będzie tego pamiętać, a teraz totalnie nie wie, o co chodzi i kręci się w objęciach Robina.
- Cóż, po powrocie chcieliśmy jeszcze chwilę pobyć we dwójkę. - przyznał szczerze Lennie, co nawet mnie ucieszyło. Jednocześnie też na mnie spojrzał z lekkim uśmiechem. - Co zresztą pewnie widać. - dodał jeszcze, całując mnie delikatnie w czubek nosa, a później jeszcze szerzej się uśmiechając. Skomentowałem to jedynie krótkim przewróceniem oczami.
- Shuzo, a... Wszystko w porządku? - spytał jeszcze Robin, poprawiając kręcące się dziecko w swoich objęciach. Czyżbym wyglądał tak źle? Albo może po prostu coś słyszał, wchodząc tutaj?
- Jasne. - odparłem krótko, jednocześnie odwracając głowę, przez co pewnie nie zabrzmiało to zbyt przekonująco, ale nie byłem w nastroju na sztuczne uśmieszki. - Przyjdę za moment po Yukiego, okej? - dodałem jeszcze, kładąc po sobie uszy. Ani trochę nie podobała mi się ta sytuacja. Losie, co ja ci zrobiłem, że muszę coś takiego przeżywać?
- Ach, okej. Przyszedłem tylko po parę zabawek, bo Yuki zaczyna się interesować rzeczami Viviego... - wyjaśnił, wciąż brzmiąc na trochę zakłopotanego. - Zresztą nieważne. Nie chciałem przeszkadzać. - odparł, niezdarnie sięgając do kołyski i wyciągając z niej pluszaka, którego od razu też oddał w rączki maluszka. Był to niebieski i bardzo puchaty króliczek, którym mały się zachwyca, odkąd Lennie dla zabawy wyciągnął mu go ze swojego kapelusza.
- Nic się nie stało i dzięki wielkie, Robin. - odparł jeszcze Lennie, z szerokim uśmiechem, widząc, że chłopak już wychodzi dość szybkim krokiem. Gdy w końcu zostaliśmy sami, znowu na mnie spojrzał. - To co? - spytał, nachylając się bardziej do mnie, a ja jedynie posłałem mu średnio przekonane spojrzenie. Dobrze wiedziałem, czego oczekiwał.
- Jak to co? Wygląda na to, że koniec tego dobrego. - odparłem, dźwigając się już lekko w górę. - Dziecko czeka. - dodałem jeszcze rozbawiony, gdy widziałem grymas na twarzy mojego ukochanego, po czym krótko go pocałowałem. Miałem nadzieję, że wtedy też da mi wstać. Jednak, zamiast się odsunąć, to dorwał się dłońmi do mojego brzucha, zaczynając mnie łaskotać. Chcąc nie chcąc ciężko mi było go powstrzymać, a na dodatek naprawdę wywołało to u mnie istny napad śmiechu. Uspokoiłem się oczywiście, gdy przestał i na szczęście nie trwało to długo. Wtedy też leżąc plackiem na materacu, odrzuciłem ręce do tyłu, w końcu mogąc sobie odetchnąć. Lennie wtedy też krótko mnie pocałował, a później mimo wszystko wciąż się we mnie wpatrywał, ewidentnie oczekując czegoś z mojej strony. Nastała chwila ciszy. Intensywnie wbijał we mnie wzrok tych swoich czarujących fiołkowych oczu, które były i dalej są dla mnie czymś niepowtarzalnym. Czymś, co ma tylko mój mąż i nikt więcej. Ciężko było mi odwrócić wzrok, a szczególnie gdy był tak blisko. Praktycznie stykaliśmy się czołami, czułem na sobie jego ciepły oddech, a sytuacja sprzed momentu praktycznie wyparowała z mojej głowy. Została jedynie chęć ponownego doznania tej cudownej rozkoszy — tej tak wcześnie brutalnie przerwanej. - Wiesz... Zmieniłem jednak zdanie. - zacząłem, nie odrywając od niego wzroku, a on w tym momencie akurat już się ode mnie odczepił, prostując się do siadu.
- Strasznie jesteś niezdecydowany. - zaczął, a ja już dobrze wiedziałem, co za teatrzyk się tutaj szykuje. - Nie chcę cię do niczego zmuszać, a ja w sumie w końcu pochyliłbym się nad tą chińszczyzną i jakąś komedią. - odparł, starając się zachować pozorną powagę. Działało to na mnie jak płachta na byka. Dlatego też postanowiłem działać i pierwsze co to posłałem mężusia na materac, samemu się nad nim pochylając.
- Żeby własnego męża popychać do takiej desperacji. Wstydziłbyś się. - wymruczałem, prostując się.
- Mówiłem już, że uroczo się denerwujesz? - spytał, zmieniając temat i unosząc przy tym bardziej biodra. Sam ruch trochę mnie zaskoczył, a sam tekst jedynie rozbawił.
- Wiesz... - zacząłem, spoglądając na niego z góry z ogromną ochotą i przygryzając dolną wargę z podniecenia. - Bycie uroczym nigdy mnie nie kręciło.
(Lennie~? <3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz