Orion, śmiałek, który najpierw z jakiegoś nieznanego mi powodu odważył się włamać do mojego lokum, mojego azylu, prywatności, która jest dla mnie jak święta, a następnie bezczelnie sugeruje powiązanie mojej osoby z krwawymi atakami bestii na terenie cyrkowym, podczas których życie straciło tak wiele ludzi. Niezależnie od tego, jaka prawda jest, nie mając żadnych dowodów obciążających, były to po prostu obrzydliwe pomówienia bezpodstawnie oczerniające mnie. A nikt tak dobrze jak on, z pewnością nie będzie wiedział, że fałszywe oskarżenia potrafią skutecznie utrudnić życie. Nauczony swoim bolesnym przykładem powinien uważać na słowa, zamiast niesprawiedliwie krzywdzić nimi innych. Jak widać nauczka, nie była wystarczająca, skoro miele językiem na prawo i lewo nie zważając na to, co mówi. Być może powinnam rozważyć szepnięcie słówka Pikowi, by ukrócił wyskoki członka jego trupy.
Wpatrywałam się nieprzerwanie w kamień, z każdą następną chwilą zdumiewał mnie coraz bardziej. Wewnątrz tej niewielkiej błyskotki kryło się coś nieznanego, wręcz mistycznego, coś, co emanując swoją niezwykłością, wołało do mnie, przywoływało, nie pozwalając uciec. Bezwiednie wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, kątem oka zauważyłam ruch, Orion zrobił dokładnie to samo co ja. Właśnie wtedy się ocknęłam z tego dziwnego letargu, jakby hipnozy, która w żadnym wypadku nie powinna na mnie działać. Kamea na mojej szyi wykonana z czarnego onyksu miała chronić mnie w takich przypadkach. Wpatrując się prosto w oczy Oriona, nagle dotarło do mnie, co się dzieje. Wypuściłam ciemnowłosego tak po prostu, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakby nie włamał się do mojej przyczepy, nie widział mojego nowego współlokatora. A co gorsze, dosłownie kilka centymetrów dzieliło go od kamienia, który tak bardzo mnie fascynuje. Jak mogłam dać się tak rozproszyć? Czy to obecność nieznanego mi minerału tak na mnie wpływała? A może Orion znalazł jakiś sposób, by złamać stare rodzinne zaklęcie, o którym nawet nie powinien mieć pojęcia, postanowił odwrócić role i pobawić się moim kosztem? Nie, to było niemożliwe. Ten zadufany w sobie cyrkowiec nie mógł dowiedzieć się o magii zaklętej w mojej biżuterii. Nie zmieniało to faktu, że musiałam się pozbyć Oriona jak najszybciej, żeby jak najmniej widział, a jednocześnie, żeby tym, co już wie, nie mógł się podzielić z innymi.
— W ostatnim czasie wypadłeś z łask Pika. Lepiej więc by dla ciebie było, żebyś się nie wychylał i nie podpadł po raz kolejny. A jak myślisz, co się stanie, jeśli zacznę teraz krzyczeć i z płaczem ucieknę z przyczepy, a wewnątrz znajdą ciebie? — Mimo że Orion wybitnie wyprowadził mnie z równowagi, nie tylko swoimi niezapowiedzianymi odwiedzinami, ale także zapewne omyłkowo powiązaną z jego obecnością anomalią, wyuczony od małego dziecka chłodny głos nie zadrżał mi ani razu.
Im dłużej wpatrywaliśmy się w siebie, tym jasność kamienia wzrastała. W końcu intensywność światła była tak wysoka, że z półmroku, który panował w przyczepie cyrkowej, wyłoniła się cała zawartość, do tej pory ukryta była w cieniu. Zupełnie jakby był środek dnia albo ktoś włączył górną lampę. Jedynie barwa światła mówiła, że coś jest nie tak. Połowa pomieszczenia, ta od strony Oriona, oświetlona była na paryski błękit, druga, ta, gdzie stałam ja, zamigotała krwisto czerwoną poświatą. Zareagowałam odruchowo, instynktownie, jakby coś wewnątrz mnie kierowało moim ciałem bez mojej wiedzy i zgody. W momencie zakryłam kamień fartuchem jubilerskim przewieszonym przez oparcie krzesła obok mnie, chcąc zdusić podejrzany blask, zanim ktokolwiek z zewnątrz zwrócić na niego uwagę. Barwna zorza, co było do przewidzenia, natychmiast zgasła. Jednak razem z nią zgasła niewielka lampka dotychczas oświetlająca delikatnie wnętrze. Zapanowała całkowita ciemność, nawet światło wpadające z zewnątrz przez okna nie przenikało mroku, zupełnie jakby odbijało się od jakiejś niewidzialnej bariery.
— Wynoś się, w tej chwili. I zapamiętaj dobrze, że mimo twojego widocznego nietaktu byłam na tyle uprzejmą, by pozwolić ci wyjść stąd, nie ponosząc najmniejszych konsekwencji — ze zdziwieniem odkryłam, że tym razem mój głos delikatnie, ledwie zauważalnie, ale jednak zadrżał, a serce nieznacznie przyspieszyło swój rytm. Czy tak wygląda niepokój? Obawa, że coś może pójść niezgodnie z oczekiwaniami? W czerni, mimo że nie wiedziałam kompletnie nic, cały czas czułam obecność dwóch osób. A właściwie Oriona tuż przede mną, czego byłam pewna, ale także drugiej postaci, istoty, która oddalona od nas o kilka metrów stała w całkowitym, wręcz niemożliwym bezruchu. I to właśnie było najbardziej niepokojące. Chłopak, którego przyprowadziłam, nie wydawał żadnych dźwięków, nie było nawet słychać jego oddechu, zupełnie jakby go tam w ogóle nie było. Tylko że dokładnie każda część mnie, w tym ta racjonalna, która zwykle była w sporze z mistyczną, nagle zgodnie mówiła, że on po prostu nie mógł opuścić powozu. Że on tam jest, a ja stoję idealnie między nim a Orionem i wyjściem. Czymkolwiek w tym momencie ten chłopak był, zagradzałam jego najbliższą drogę ucieczki. Nie byłam pewna czy to strach, ale przez moje myśli zaczęły przebiegać modlitwy, by to wszystko okazało się głupim wytworem mojej wyobraźni.
Orionie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz