Sam nie wiedział dlaczego, ale Vogel wydał mu się bardzo śpiący. Chociaż nie, właściwie to miał powody, by tak sądzić. Przykładowo ton jego głosu i przymykanie powiek. Czyżby zmęczył się biegiem? Cóż, o ile to prawda, to Akuma również nie jest dobrym biegaczem. Na maraton to się on z pewnością nie nadaje. Bez słowa patrzył, jak czarnowłosy odchodzi. Musiał przyznać, że całkiem dobrze się bawił. Nawet ucieczka przed policją niosła ze sobą miłe uczucia. Tak, zdecydowanie te parę godzin było udane. Westchnął cicho. "Trójka"- próbował zapamiętać, tak na wszelki wypadek. Wkrótce jednak się opamiętał i skierował do swojego namiotu, czyli jedenastki. Czuł, jak wyjątkowo zimne krople deszczu dotykają jego skóry, przebijając się przez już całkiem ubrania. Jeszcze by tego brakowało, by zachorował. Zdecydowanie nie byłoby to miłe doświadczenie. A może mają tu jakieś ładne pielęgniarki?
- Już to widzę.- Mruknął bez entuzjazmu. O ile są tu jakieś pielęgniarki, to po pięćdziesiątce. Spotkanie takiej pewnie wielu by rozczarowało, ale czegóż by się innego spodziewać? Nawet w szkołach nie można liczyć na atrakcyjne kobiety. Chyba, że w książkach, filmach, oraz innych temu podobnych nieprawdziwościach. Nawet w snach niezbyt często można liczyć na miłe obrazy...Przynajmniej on tak ma. Wchodząc do środka swojego namiotu, westchnął cicho. Lubi samotność, i to bardzo. Ale dobre towarzystwo może okazać się równie interesujące, co ta pierwsza opcja. Rzucił plecak na materac, tak dobrze mu znany. Nie był pewien, ale poczuł zmęczenie. Może to typowe po jakimś niecodziennym wysiłku fizycznym, przecież Vogel również wyglądał na śpiącego... W każdym razie już mając pójść w ślady rzuconego przedmiotu, postanowił się przebrać. Oczywiście, nie mógł liczyć na czyste ubrania, więc z jednej z większych kupek, wyciągnął przypadkową bluzkę, spodnie oraz ciepłą bluzę. Tak, bluzy to jeden z największych darów od Boga... Nie licząc miliona innych rzeczy. Weźmy na przykład takie powietrze. Bardzo pomocne, w istocie.
Przebrany, niemalże suchy (na suszenie włosów go nie stać, oczywiście powodem jest lenistwo. Oraz brak suszarki, bo jaki facet takową posiada?) postanowił udać się do niedawno poznanego kolegi. W końcu gdyby nie chciał jego towarzystwa, nie podawałby numeru swojego namiotu? Chociaż mógł to zrobić z grzeczności... W każdym razie, zawsze pozostałaby opcja szukania na oślep.
Znalazł poszukiwane miejsce szybciej, niż się tego spodziewał. Napis "3" widniał jak byk na tkaninie, a więc miał już wejść. Przypomniał sobie jednak, że najpierw wypadałoby spytać się o pozwolenie. Może w tej chwili się przebierał? Taka sytuacja byłaby dość krępująca... Nie zwlekając już dłużej, zapukał w metalowy kij wbity w ziemię i zaczekał a odpowiedź.
- Możesz wejść.- Rozległo się wołanie ze środka. Czyżby się go spodziewał?
- Już to widzę.- Mruknął bez entuzjazmu. O ile są tu jakieś pielęgniarki, to po pięćdziesiątce. Spotkanie takiej pewnie wielu by rozczarowało, ale czegóż by się innego spodziewać? Nawet w szkołach nie można liczyć na atrakcyjne kobiety. Chyba, że w książkach, filmach, oraz innych temu podobnych nieprawdziwościach. Nawet w snach niezbyt często można liczyć na miłe obrazy...Przynajmniej on tak ma. Wchodząc do środka swojego namiotu, westchnął cicho. Lubi samotność, i to bardzo. Ale dobre towarzystwo może okazać się równie interesujące, co ta pierwsza opcja. Rzucił plecak na materac, tak dobrze mu znany. Nie był pewien, ale poczuł zmęczenie. Może to typowe po jakimś niecodziennym wysiłku fizycznym, przecież Vogel również wyglądał na śpiącego... W każdym razie już mając pójść w ślady rzuconego przedmiotu, postanowił się przebrać. Oczywiście, nie mógł liczyć na czyste ubrania, więc z jednej z większych kupek, wyciągnął przypadkową bluzkę, spodnie oraz ciepłą bluzę. Tak, bluzy to jeden z największych darów od Boga... Nie licząc miliona innych rzeczy. Weźmy na przykład takie powietrze. Bardzo pomocne, w istocie.
Przebrany, niemalże suchy (na suszenie włosów go nie stać, oczywiście powodem jest lenistwo. Oraz brak suszarki, bo jaki facet takową posiada?) postanowił udać się do niedawno poznanego kolegi. W końcu gdyby nie chciał jego towarzystwa, nie podawałby numeru swojego namiotu? Chociaż mógł to zrobić z grzeczności... W każdym razie, zawsze pozostałaby opcja szukania na oślep.
Znalazł poszukiwane miejsce szybciej, niż się tego spodziewał. Napis "3" widniał jak byk na tkaninie, a więc miał już wejść. Przypomniał sobie jednak, że najpierw wypadałoby spytać się o pozwolenie. Może w tej chwili się przebierał? Taka sytuacja byłaby dość krępująca... Nie zwlekając już dłużej, zapukał w metalowy kij wbity w ziemię i zaczekał a odpowiedź.
- Możesz wejść.- Rozległo się wołanie ze środka. Czyżby się go spodziewał?
<Vogel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz