Na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Zgoda – odparłem, na ona opadła na oparcie upijając łyka swojej kawy i unosząc brwi. Wyprostowałem się i zacząłem mówić wierszyk, który właśnie na bieżąco wymyślałem.
- Dobre są słodycze na wszystkie okazje, z nimi wiążą się wszystkie moje fantazje. Gdy kupuję kokosanki… częstuje nimi wszystkie koleżanki. Niektórzy mówią, żebym uważał z ich spożyciem, ale ja i tak ich nie słucham bo… bo słodycze to moje życie! – zakończyłem dumny z siebie. Dziewczyna natomiast wpatrywała się we mnie z wielkim uśmiechem, jednak tylko zachichotała.
- Bardzo ładnie, ale to za mało. Postaraj się jeszcze – powiedziała i założyła ręce na piersi biorąc kolejnego łyka, na co tylko oblizałem usta.
To już było za wiele. Wpatrywanie się w to… przerosło mnie. Ta cieknąca czekolada, świeża bita śmietana i lody… Poszedłem na całość. Ona sama tego chciała, żeby nie było.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i puściłem pierwszą lepszą piosenkę disco polo. Okazało się, że to „Przez twe oczy zielone”.
Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki wyraz twarzy Smiley pokazał lekkie zaskoczenie i może przerażenie, a wraz z pierwszymi słowami było można słyszeć również mój głos… Nie…. Raczej trzeba było słuchać mojego wycia.
Jak głośno tylko umiałem starałem się nadążać za muzyką.
Jednak to, że każdy się na nas gapił okazało się być za małym wyczynem, dlatego podniosłem się z miejsca i zacząłem wykonywać jakieś pokręcone ruchy, ale ona była uparta.
Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że wszyscy reagują nadzwyczajnie dobrze, a że zdawałem sobie sprawę z tego, że wiele osób zna tą piosenkę krzyknąłem:
- Nie wstydźcie się, pomóżcie! – potem usłyszałem jakieś szmery, po czym grupka młodych ludzi również dołączyła do mnie swoim również niezbyt urodziwym głosem.
Gdy znowu nadszedł refren puściłem oczko zielonookiej kelnerce, na co zarumieniła się i chwilę później zniknęła za drzwiami dla personelu.
Piosenka dochodziła końca i coraz więcej osób przekonywało się do pomocy mi.
Nigdy nie miałem problemu, żeby zrobić z siebie idiotę. Zawsze miałem dystans do siebie.
Szczerze, spodziewałem się, że Smiley się zawstydzi i będzie kazała mi przestać, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Może po prostu lubiła patrzeć jak robię z siebie debila, w sumie, przynajmniej miałem ubaw.
Byłem już trochę zmęczony moim tańcem i śpiewem, jeśli można to tak nazwać, lecz nie zamierzałem się poddać, dopóki nie uzyskam jakieś konkretnej reakcji z jej strony, bo na razie tylko zakrywała usta ręką by ukryć, bądź powstrzymać śmiech.
Pod koniec piosenki z jej ruchu ust mogłem odczytać zdanie: Jesteś szalony.
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz