- Możliwe, że w tamtym momencie ryłem twarzą ziemię - oznajmił głębokim głosem, kłamiąc. W rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca. Co prawda raz się przewrócił, jednak upadł na kolana. Uśmiechnął się zadziornie.- Musieli cię normalnie samymi Red Bullami karmić - tutaj skończył, łapiąc przy okazji oddech. Z każdą chwilą nieprzyjemne pieczenie w klatce piersiowej zanikało, co bardzo go cieszyło. Mało jednak poświęcał temu teraz uwagi. Zamknął oczy i dłonią pogładził skronie, wyczuwając dobrze sobie znany kształt okręgu pod palcami. Kretyn jak zwykle musiał sobie przypomnieć, jak powstała ta blizna.
- Będziesz tak spać pół dnia? - usłyszał głos Rue, który wybił go z rozmyślań.
- Nie, o ile ty będziesz w pobliżu. To gdzie teraz chcesz sobie pohasać? Albo nie - mam lepszy pomysł. Zrobimy ci trening. Ja będę trenerem, rzecz jasna. Pięćdziesiąt pompek, proszę- jego uśmiech był mocno przesłodzony, co zgrało się z szyderczym tonem głodu.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja nie potrzebuję takich ćwiczeń - droczyła się, marszcząc przy tym nos.
- Wmawiaj sobie, leniwa klucho - podjął wyzwanie. - przyznaj się, że zwyczajnie nie dałabyś sobie rady z czymś tak trudnym, jak parę pompek.
- Mam rozumieć, że ty niby byś sobie poradził? - zmrużyła wzrok, odchylając się nieco w tył na znak zdziwienia i rozbawienia samą myślą o tym.
- Nie fikaj swojemu trenerowi, bo znowu do szpitala trafisz.
- Owszem, ale tylko dlatego, że będę musiała cię tam zanieść, gdy oberwiesz - po tej wypowiedzi oboje zamknęli jadaczki. Najwidoczniej walka na słowa zakończyła się niewielką, aczkolwiek widoczną przewagą Rue. Ponownie zaczął oddychać, wciąż uspokajając oddech.
- Chodźmy do oranżerii, podobno tam jest fajnie. Problem w tym, że nie wiem, gdzie to jest - zaproponował, podnosząc się do pozycji siedzącej.- Możemy nawet skakać, a nie biec, króliku.
< Rue?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz