- I co, Lottie, co powiesz na to? - Britta, ze złośliwym uśmiechem wymalowanym na twarzy, pokazując skrawek papieru. Z przerażeniem wyrwałam kartkę z jej chuderlawej, żylastej dłoni, po czym spojrzałam na nią. To nie pierwszy raz, kiedy laski przerabiały moje zdjęcia (które, tak na marginesie, nie wiem skąd miały - musiały je robić ukradkiem), a jednak to "dzieło" było już przegięciem. Nie wiem, na jak bardzo zbereźne strony internetowe wchodziły w poszukiwaniu tego zdjęcia, ale wklejenie mojej twarzy w odpowiednie miejsce było jednym z ich najgorszych do tej pory wybryków. Czułam, jak łzy zbierają mi się do oczu, więc, chcąc je powstrzymać i wyładować emocje, zgniotłam kartkę, po czym zaczęłam ją drzeć.
- Och, zachowaj ją na pamiątkę; nie martw się, mamy ich jeszcze dużo. - usłyszałam kpiący głos Britty, który rozgoryczył mnie jeszcze bardziej. Po chwili obok niej pojawił się Olivier, mój brat, opierając się o jej ramię, i wybuchnął śmiechem.
- Ty to zrobiłaś? - zapytał Brit, która, pusząc się jak paw, pokiwała dumnie głową. Wiem, że braciszek bardzo się jej podobał, a w ten sposób niewątpliwie mu zaimponowała.
- Jesteście... - tu szukałam odpowiedniego słowa, wciąż próbując nie wybuchnąć płaczem - ... potworami! Jesteście okropni, okropni!
Wtedy Olivier, któremu nagła powaga zajęła miejsce uśmiechu na twarzy, puścił Brittę i podszedł do mnie dwa kroki. Wiedziałam, co chciał powiedzieć, co dobiło mnie zupełnie - dokładnie wiedziałam, co nastąpi. Chciałam od tego uciec, ale nie mogłam. Jednak, ku mojemu szczęściu, kiedy otwierał już usta, rozbudziłam się.
Wzięłam głęboki, chciwy wdech, jakbym się dusiła. Rozwarłam szeroko oczy; miałam takie mroczki, że prawie nic nie widziałam. Oddychałam płytko i szybko, lecz wkrótce wszystko się wyrównało, a mój wzrok przestał szwankować. Lecz to, co ujrzałam przed sobą, przeraziło mnie jeszcze bardziej, niż sam sen.
- White? - stęknęłam gardłowym głosem, unosząc w strachu brwi. Czy już umarłam, czy jestem już w niebie, że moje małe marzenia się spełniają?
Chłopak nie obudził się - nie miałam pojęcia, czy to dobrze czy źle, ale, czując się skrępowana jego obecnością - szczególnie w tych okolicznościach, miejscu i pozycji, postanowiłam wyrwać go ze snu. Nie mogłam zupełnie się ruszyć, gdyż wszystkie mięśnie potwornie mnie bolały - wobec tego powiedziałam głośniej:
- White!
Oczy chłopaka otworzyły się, a po chwili na jego twarz wkradł się wesoły uśmiech, który nieśmiało odwzajemniłam.
- Coś jest? Czujesz się lepiej? Boli? - zalał mnie pytaniami.
- Ehm... - ścisnęłam wargi - Tak. Nie mogę się ruszyć.
Z drugiej strony modliłam się w duchu, by nie wstawał - by został przy mnie, a najlepiej jeszcze przytulił, ucałował w czółko i powiedział, że mogę jeszcze pospać, ale zdawałam sobie sprawę, że to tylko marzenia.
- Czy oglądałeś moje rysunki? - zapytałam, nieco zawstydzona, widząc me pracy na nie swoim miejscu.
- Och, zachowaj ją na pamiątkę; nie martw się, mamy ich jeszcze dużo. - usłyszałam kpiący głos Britty, który rozgoryczył mnie jeszcze bardziej. Po chwili obok niej pojawił się Olivier, mój brat, opierając się o jej ramię, i wybuchnął śmiechem.
- Ty to zrobiłaś? - zapytał Brit, która, pusząc się jak paw, pokiwała dumnie głową. Wiem, że braciszek bardzo się jej podobał, a w ten sposób niewątpliwie mu zaimponowała.
- Jesteście... - tu szukałam odpowiedniego słowa, wciąż próbując nie wybuchnąć płaczem - ... potworami! Jesteście okropni, okropni!
Wtedy Olivier, któremu nagła powaga zajęła miejsce uśmiechu na twarzy, puścił Brittę i podszedł do mnie dwa kroki. Wiedziałam, co chciał powiedzieć, co dobiło mnie zupełnie - dokładnie wiedziałam, co nastąpi. Chciałam od tego uciec, ale nie mogłam. Jednak, ku mojemu szczęściu, kiedy otwierał już usta, rozbudziłam się.
Wzięłam głęboki, chciwy wdech, jakbym się dusiła. Rozwarłam szeroko oczy; miałam takie mroczki, że prawie nic nie widziałam. Oddychałam płytko i szybko, lecz wkrótce wszystko się wyrównało, a mój wzrok przestał szwankować. Lecz to, co ujrzałam przed sobą, przeraziło mnie jeszcze bardziej, niż sam sen.
- White? - stęknęłam gardłowym głosem, unosząc w strachu brwi. Czy już umarłam, czy jestem już w niebie, że moje małe marzenia się spełniają?
Chłopak nie obudził się - nie miałam pojęcia, czy to dobrze czy źle, ale, czując się skrępowana jego obecnością - szczególnie w tych okolicznościach, miejscu i pozycji, postanowiłam wyrwać go ze snu. Nie mogłam zupełnie się ruszyć, gdyż wszystkie mięśnie potwornie mnie bolały - wobec tego powiedziałam głośniej:
- White!
Oczy chłopaka otworzyły się, a po chwili na jego twarz wkradł się wesoły uśmiech, który nieśmiało odwzajemniłam.
- Coś jest? Czujesz się lepiej? Boli? - zalał mnie pytaniami.
- Ehm... - ścisnęłam wargi - Tak. Nie mogę się ruszyć.
Z drugiej strony modliłam się w duchu, by nie wstawał - by został przy mnie, a najlepiej jeszcze przytulił, ucałował w czółko i powiedział, że mogę jeszcze pospać, ale zdawałam sobie sprawę, że to tylko marzenia.
- Czy oglądałeś moje rysunki? - zapytałam, nieco zawstydzona, widząc me pracy na nie swoim miejscu.
<White? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz