– Nie mogłem się oprzeć – powiedziałem zgodnie z prawda przechodząc do pozycji siedzącej. – Mój portret Ci świetnie wyszedł. Chciałem sprawdzić resztę Twoich dzieł – dodałem dalej się uśmiechając. W sumie ja nie wiem jak bym zareagował, gdyby ktoś mi grzebał po rzeczach. Pewnie najpierw bym się upewnił, czy niczego nie ubyło, ale głupio nazwać droga osobę złodziejem.
– Czyli grzebałeś w moich rzeczach – bardziej stwierdziła niz zapytała, a jej głos był nieco cichy, jakby wstydziła się to powiedzieć, ale koniecznie musiała. Trochę mi głupio było, że tak wyszło. Pierwszy dzień znajomości, a ja już komuś grzebie. Ta… dobre wytłumaczenie, dlaczego inni za mną nie przepadają.
– Tak jakoś wyszło – podrapałem się po karku przez zakłopotanie. Wstałem i raptownie poczułem jak coś mi się wbija w ciało. Od razu wiedziałem, że bło to pióro, które było o wiele za nisko. Kurde… – Ale muszę się powiedzieć, ze na prawdę ślicznie malujesz – uśmiechnąłem się kucając, ponieważ gdy stałem, musiała za bardzo zadzierać głowę do góry, a ja do dołu. – Bedę już wracał do siebie, jest już bardzo późno. Śpij dobrze – powiedziałem z uśmiechem i wyszedłem z jej namiotu nie czekając na żadną odpowiedź. Chciałem jak najszybciej się pozbyć tego, co mi się wbijało między pośladkami. Głupie skrzydła… czy ja się prosiłem o bycie jakimś tam aniołem? No chyba nie. Ale trudno, bez tego nie umiałbym czarować, a moje marzenia o zostaniu wielkim magikiem by przepadły.
Gdy tylko znalazłem się w swoim namiocie rozebrałem się do bielizny i zaczęłam wyjmować wszystkie pióra, które chowałem do dość dużego kufra. Był zapełniony już do połowy, gdy nie będzie już miejsca na kolejne, spalę je i zacznę od nowa. Nie chciałbym, aby ktoś je znalazł i zaczął próbować się dowiedzieć, do kogo lub do czego należą. Zawsze się znajdzie ktoś, kto za wszelką cenę będzie musiał dociec prawdy.
Ubrałem się w luźne ubrania do spania i ukryłem się pod kołdrą zasypiając.
Miałem ciekawy sen. Mój kufer z piórami zniknął, więc ruszyłem na poszukiwania. Cyrk był zadziwiająco pusty, jakby wszyscy się ulotnili przed jakąś wojną. Jedyne co zostawili, to puste namioty, które był porywane przez wiatr. Szedłem drogą z kamieni za piórami, które leżały na ziemi. Dziwne, że wiatr ich nie porywał, ale nie myślałem wtedy nad tym. Wszystkie chowałem do kieszeni, aby nikt inny ich nie znalazł. W końcu dotarłem do urwiska, gdzie na jego samym końcu znajdowała się moja skrzynia. Po zebraniu wszystkich piór podszedłem do skrzyni, aby ja otworzyć, schować tam wszystko i wrócić do namiotu, jednak grunt pod moimi nogami zniknął. Zacząłem spadać, kiedy kufer spadał szybciej i rozbił się o wielki głaz. Cała jego zawartość pofrunęła do góry zamazując mi całą widoczność. Widziałem tylko biel swoich piór, a potem wytworzyłem u siebie skrzydła. Chciałem pofrunąć do góry, aby nie zabić się uderzając o ostre kamienie na ziemi. Chociaż nimi machałem z całych sił, one nic mi nie dały. Dalej spadałem, aż zetknąłem się twarzą z kamieniami.
A rano obudził mnie biały i czarny królik.
< Lottie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz