Czarnowłosy tak cieszył się tym miejscem. Pluskał się w wodzie, jak małe dziecko. To był wspaniały widok. Tak mocno to cieszyło moje serce... sam nie wiedziałem czemu. Nie minęła chwila, kiedy namówił mnie do wspólnej zabawy. W tamtym momencie przypomniałem sobie o moich bliznach na ciele, które... no, powiedzmy sobie szczerze, nie wyglądały zbyt atrakcyjnie... a przynajmniej nie ma zbyt wielu ich zwolenników. Szpecą, mimo że często są znakiem siły i wytrzymałości. Pomimo tych wszystkich aspektów, zacząłem się rozbierać. Starannie składałem swoje ubrania i układałem w stos z dala od wody. Nadal coś w mojej głowie sprawiało, że nie czułem się zbyt komfortowo. Byłem skrępowany i zawstydzony. Starałem się odgonić te wszystkie myśli, ale nie potrafiłem. Sam nie wiem dlaczego... po prostu one nadal przeważały w mojej głowie. Ostrożnie wchodziłem do wody i liczyłem na to, że woda jakoś zmieni perspektywę i światło, zasłaniając choć odrobinkę wszystkie te pamiątki. Po chwili byłem już bliżej towarzysza, któremu nie umknęła uwadze moja największa blizna.
- Skąd to masz? - spytał chłopak, wskazując na szramę, która biegła od pośladka aż do piersi. Speszyłem się i odwróciłem na chwilę wzrok, by... no, ukryć się, nie owijajmy w bawełnę. Chciałem też ułożyć odpowiedź w głowie, by nie brzmiała, jak jakieś narzekanie czy żale.
- Po torturach. Raz mnie złapali i...chcieli wyciągnąć informacje – spojrzałem na jego twarz - W porę jednak zostałem uwolniony...tak jakoś wyszło – odpowiedziałem bez żadnych porównań homeryckich i ponownie odwróciłem głowę. Poczułem ruch w wodzie. Czarnowłosy podszedł do mnie. Poczułem jego oddech na moim karku. Podszedł jeszcze bliżej. Delikatnie położył dłoń na boku, na którym była blizna i oparł czoło na moim ramieniu. Był ode mnie wyższy. Odwróciłem głowę w jego stronę. Spojrzał na mnie oczami, które lśniły, jakby płakał. Wystraszyłem się. Przecież... nie chciałem mu sprawić bólu. Odwróciłem się do niego całym ciałem, nie lada przestraszony.
- Ej... ale to już było. To już mnie nie boli. Nawet nie pamiętam tego bólu...przeżyłem przecież i to jest ważne. Pal licho blizny... - Vol przerwał mi przyciągając mnie nagle do uścisku. Objął mnie szczelnie. Na początku byłem tym zaskoczony i zwyczajnie drętwy z tego zaskoczenia, ale po chwili się rozluźniłem i odwzajemniłem uścisk. W sumie... nie wiem dlaczego, ale czułem się wtedy zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy przytulałem moją narzeczoną. To ja ją zwykle przytulałem, a nie ona mnie. Starałem się zawsze być dla niej opoką i wsparciem. Moje problemy starałem się w miarę możliwości ukrywać. Wtedy, kiedy Volante mnie przytulił poczułem się taki... beztroski. To było cudowne. Staliśmy tak chwile, po czym poczułem jak jedna jego dłoń ląduje na moim policzku i zmusza do podniesienia na niego wzroku. Nasze spojrzenia spotkały się, jak jeszcze nigdy dotąd. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, ale... tak uroczo i szczerze, że moje serce zaczęło bić tak szybko, jak jeszcze nigdy. Myślałem, że mi wyskoczy zaraz z klatki piersiowej. To naprawdę było aż przerażające. Przeczesał wilgotną dłonią po moich włosach kilka razy po czym zgrabnym ruchem przejechał na moją szyją. Jego twarz była coraz bliżej, a ja... nie mogłem się ruszyć i... nawet nie wiem czy chciałem. Nagle usłyszałem trzask dochodzący z zagajnika. Odsunęliśmy nasze twarze od siebie momentalnie i spojrzeliśmy w kierunku, z którego dochodził hałas.
< Volante... hehehehe [lenny] >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz